Tadeusz Kotarbiński.doc

(551 KB) Pobierz
Jerzy Pelc

Poniżej zostały zamieszczone opracowania dotyczące dzieła i życia Tadeusza Kotarbińskiego. Zachowany została forma przypisów stosowanych w poszczególnych tekstach.

Zespół Badawczy Prakseologii im. Tadeusza Kotarbińskiego IF WFiS UMCS pragnie w tym miejscu podziękować, autorom oraz odpowiednim, uprawnionym instytucjom, za wyrażenie zgody na udostępnienie opracowań na niniejszej stronie.

Jednocześnie zaznaczamy, że wszelkie prawa do tych tekstów są zastrzeżone. Zamieszczone teksty podlegają takiej samej ochronie prawnej jak teksty drukowane. Ani całość ani żaden fragment zamieszczonych tekstów nie może być w żaden sposób przedrukowywany, reprodukowany, powielany mechanicznie, fotooptycznie, zapisywany elektronicznie lub magnetycznie ani odczytywany w środkach masowego przekazu, bez pisemnej zgody właściciela praw autorskich (wymienionego na początku danego tekstu).

(Poniżej zostaje tylko spis tekstów. Po kliknięciu na wybrany tytuł otwiera się konkretny tekst w nowej podstronie)

 

 

1. O całokształcie poglądów Tadeusza Kotarbińskiego              2

Wspomnienie pozgonne o Tadeuszu Kotarbińskim              2

LEP Tadeusza Kotarbińskiego              10

2. O etyce i poglądach społecznych Tadeusza Kotarbińskiego              12

Przedmowa do książki: Tadeusz Kotarbiński, „Myśli o ludziach i ludzkich sprawach”              12

3. O prakseologii Tadeusza Kotarbińskiego              20

O sztuce życia sprawnego według Tadeusza Kotarbińskiego. Z myślą o młodym odbiorcy              20

4. O reizmie Tadeusza Kotarbińskiego              23

Tadeusz Kotarbinski: On Things and their Phases              23

Tadeusza Kotarbińskiego droga do reizmu. Tadeuszowi Kotarbińskiemu w dziewięćdziesiątą piątą rocznicę urodzin 31 marca 1981 r.              23

5. O sylwetce i życiu Tadeusza Kotarbińskiego              32

Tadeusz Kotarbiński              32

Pożegnanie z Tadeuszem Kotarbińskim              34

6. O innych zagadnieniach związanych z Tadeuszem Kotarbińskim              42

Szkoła Elementów Tadeusza Kotarbińskiego. Z okazji drugiego wydania Elementów teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk              42


 

1. O całokształcie poglądów Tadeusza Kotarbińskiego

 

 

Jerzy Pelc

 

Wspomnienie pozgonne o Tadeuszu Kotarbińskim[1]

 

    „[...] Podobnie jak pokarm, który zasila, lecz zarazem wytwarza w or­ganizmie dodatkowo pewne substancje trujące – pisał Tadeusz Kotar­biński – tak i język, nieodzowny do postępu myśli, zwodzi tę myśl częstokroć na manowce”[2].

    Oto dwa słowa, „pies” i „kot”. Oba są rzeczownikami, oba też mogą występować w roli podmiotu zdania. Podmiot zaś zdania – jak uczy gramatyka szkolna – to wyraz wskazujący, o czym w zdaniu tym mowa. Skoro tak, to zdanie „Pies zaczął szczekać” mówi o psie, a słowo „pies” ma swój odpowiednik w rzeczywistości, mianowicie właśnie tego lub owego psa. Przyjrzyjmy się z kolei zdaniu „Lot trwał dwie godziny”. Mówi ono o locie. Rozumując więc podobnie jak za pierwszym razem, dochodzimy do wniosku, że słowo „lot” ma swój odpowiednik w rze­czywistości, mianowicie właśnie lot.

    Ale uwaga – ostrzega Kotarbiński, twórca doktryny filozoficznej, zwanej reizmem – w tym miejscu popełniliśmy błąd określany mianem hipostazowania. Występuje on, ilekroć z obecności w języku jakiegoś rzeczownika, a ogólniej wyrażenia imiennego, odnoszącego się do pew­nego bytu abstrakcyjnego, wnosimy o istnieniu w rzeczywistości przed­miotu, którego ów rzeczownik bądź wyrażenie imienne jest rzekomo nazwą. Tymczasem wyraz „lot” nazwą jest z pozoru tylko, czyli innymi słowy, jest imitacją nazwy, nazwą pozorną czy – jak ją nazywa Kotar­biński – onomatoidem.

    Onomatoidy tworzą odrębną względem nazw kategorię semantyczną. To właśnie jest pierwsze spostrzeżenie reizmu semantycznego. Onoma­toidy są mianami abstraktów, nazwy rzetelne zaś – mianami konkretów. Wszelkie więc miana cech, jak słowo „okrągłość”, stosunków, jak słowo „braterstwo”, stanów rzeczy, jak zwrot „położenie geograficzne”, zda­rzeń, jak słowo „podróż”, zjawisk, jak słowo „fluorescencja”, czy proce­sów, jak słowo „starzenie się”, to nie są nazwy, lecz z punktu widzenia reizmu semantycznego – onomatoidy. Onomatoidami będą też słowa „cecha”, „stosunek”, „stan rzeczy”, „zdarzenie”, „zjawisko” i „proces”. A w dodatku słowa: „znaczenie”, „sens”, „konotacja”, „intensja”, „zak­res”, „denotacja”, „ekstensja”, „funkcja semantyczna” i wiele, wiele in­nych terminów semiotycznych.

    Natomiast autentycznymi nazwami są – zdaniem reisty semantycz­nego – np. wyrazy: „okrągły” jako nazwa wszelkich okrągłych konk­retnych przedmiotów, „brat” jako nazwa takich a takich osobników płci męskiej, „wyczyszczony” jako nazwa wyczyszczonych rzeczy, „starzejący się” jako nazwa takich a takich rzeczy, osób czy zwierząt. Ale – zau­waży reista – to samo słowo „starzejący się”, użyte w odniesieniu do zagadnienia, problemu, mody, kierunku ideowego, prądu kulturowego, programu politycznego czy ustroju państwowego, przestaje być nazwą konkretu, staje się natomiast mianem pewnego bytu abstrakcyjnego i wskutek tego przechodzi z kategorii semantycznej nazw do kategorii semantycznej onomatoidów.

    Z kolei powstaje pytanie, czy każda nazwa rzetelna odnosi się do ja­kiegoś ciała w sensie fizykalnym. Co ma począć reista semantyczny z takimi wyrażeniami nominalnymi, jak „krasnoludek”, „muza” czy „chime­ra”? Nie odnoszą się one do żadnych abstrakcji. Z drugiej jednak strony, nie są też nazwami żadnego istniejącego na świecie realnego, konkretne­go przedmiotu. Dylemat ten rozstrzyga Kotarbiński uznając powyższe wyrażenia, i im podobne, za nazwy wprawdzie rzetelne, ale puste, czyli bezprzedmiotowe, nie zaś za onomatoidy. Za taką decyzją przemawiają – jego zdaniem – następujące względy.

    Po pierwsze, ogół mówiących po polsku, wypowiadając lub słysząc słowo „krasnoludek” wyobraża sobie mniej więcej to samo, małego czło­wieczka o takim a takim wyglądzie. Natomiast ze słowem np. „absorp­cja” rzecz się ma zgoła inaczej. Albo rozumiemy je wyłącznie pojęciowo, nic sobie przy tym nie wyobrażając, albo też towarzyszą temu rozumie­niu jakieś przypadkowe wyobrażenia pochodne, u każdego odmienne, a niekiedy i u tej samej osoby coraz to inne. Może więc jeden wyobra­zi sobie filtr wypełniony granulkami węgla, a drugi słowo „śpie­wak”, w którym „a” zostało zaabsorbowane z tematu i przeszło do sufiksu ,,-ak”.

    Słowo „faun”, choć bezprzedmiotowe, jest nazwą rzetelną, bo mówią­cy używają go z myślą o pewnej osobie, czy raczej postaci, tyle że ich intencja trafia w puste miejsce rzeczywistości empirycznej; podobnie jak intencja kogoś, kto nie znając warszawskiego ogrodu zoologicznego po­wie w dobrej wierze „goryl w warszawskim ZOO w r. 1980”. Wszak ten ostatni zwrot jest nazwą, nie zaś odnoszącym się do bytu abstrak­cyjnego onomatoidem, tyle że nazwą pustą, bo w roku 1980 nie było goryli w warszawskim ZOO.

    Po drugie, nazwa pusta – wprawdzie nie może być podmiotem gra­matycznym prawdziwego zdania jednostkowego lub ogólnego o osobach lub rzeczach, gdyż jej wystąpienie w podmiocie pociągnie za sobą fałszywość zdania – ma następującą własność. „Weźmy – pisze Kotar­biński – słowo «chimera». Oto jego definicja wyczytana u poety starożytnego: z przodu lew, z tyłu wąż, a pośrodku koza. [...] Zastąpmy [...] części jej, z osobna oznaczające (mianowicie słowa: «lew», «wąż» i «koza»), np. słowami, też z osobna oznaczającymi: «głowa», «odwłok» i «tułów», a otrzymamy całość: «z przodu głowa, z tyłu odwłok, a pośrodku tułów», ta zaś całość jest nazwą, która oznacza każdy stwór zwierzęcy, należący do świata owadów (w formie dojrzałej). Takiego zabiegu nie potrafimy dokonać z imionami, które nie są pustymi nazwami konkret­nymi, jakkolwiek też nie oznaczają osób ani rzeczy. Do takich należą np. «gładkość», «zależność», «ton», «przesuniecie» i w ogóle tzw.  imiona cech, stosunków, treści, zdarzeń itd.”[3].

    A oto trzeci argument przemawiający za uznaniem takich wyrazów, jak „chimera”, za nazwy, a nie za onomatoidy. Mówiąc „To jest sosna” i wypowiedź tę uzupełniając gestem wskazującym, budujemy sensowne zdanie: prawdziwe, jeśli wskazaliśmy sosnę, fałszywe zaś, jeśli wskazana rzecz nie jest sosną. W wypowiedzi tej, jak również w zdaniach typu „Warszawa jest miastem” słowo „jest” występuje, zdaniem Kotarbińskie­go, w swej podstawowej roli, mianowicie funktora zdaniotwórczego, przyłączającego do siebie nazwy rzetelne. Z tak samo użytym „jest” ma­my do czynienia w zdaniach zawierających nazwy puste, np. „Polihym­nia jest muzą” lub „To jest ośli róg”. „Powód jest jasny: – pisze Kotarbiński – oto gdyby ktoś wskazując np. na róg barani powiedział «To jest ośli róg» – powiedziałby wprawdzie zdanie fałszywe, ale bądź co bądź zdanie całkiem składne. Gdyby ktoś jednak, wskazując na to samo lub na cokolwiek, co można wskazać gestem, wygłosił słowa «To jest zależność» popadłby w bezład semantyczny, powiedziałby nonsens”[4].

    Nonsens jest tutaj rozumiany jako szereg słów dlatego bezładny pod względem semantycznym, że w pewnej pozycji składniowej wystąpił wyraz należący do innej kategorii semantycznej niż przewidziana dla tej właśnie pozycji składniowej. Oto łącznik „jest” w schemacie „To jest A”, gdy mówimy z taką intencją, jak gdybyśmy wskazywali pewien przedmiot, występuje we wspomnianej już podstawowej swej roli, wymaga zatem, aby po obu jego stronach figurowały nazwy rzetelne, oznaczające, jak „stół”, bądź puste, jak „Hermes” czy „nimfa”. Wystąpienie więc wy­razu innego niż nazwa rzetelna sprawi, iż „jest” przestanie łączyć sąsia­dujące z nim słowa w całość syntaktycznie spójną. Powstanie zamiast zdania sekwencja luźnych wyrazów, nie tworzących składnej całości. Jak widać, bierze się tu pod uwagę nie tylko wzgląd semantyczny, ale i syntaktyczny. Dlatego reizm Kotarbińskiego można określić jako reizm semiotyczny, nie zaś wyłącznie semantyczny.

    Tak rozumianymi nonsensami będą z tego punktu widzenia zarówno „Albo jest chociaż”, jak „Kradzież jest przestępstwem”; to drugie wy­padnie uznać za nonsensowny zbiór słów, jeżeli mówiący posługuje się tutaj łącznikiem „jest” w jego podstawowej roli, a zatem orzeka o kra­dzieży, że jest przestępstwem, tak samo rozumiejąc „jest” jak normalnie w zdaniu „Śnieg jest biały”, głoszącym, iż śnieg to jedna z białych rzeczy.

    Nasze intuicje buntują się zwykle przeciwko takiemu postawieniu sprawy. Na to, że „Albo jest chociaż” to nonsens, zgoda. Ale przecież „Kradzież jest przestępstwem” – myślimy – to nie nonsens, lecz zdanie prawdziwe. Taką reakcję powodują dwie okoliczności.

    Pierwsza z nich, to fakt, iż „Albo jest chociaż” grzeszy przeciwko re­gułom gramatycznym, podczas gdy „Kradzież jest przestępstwem” by­najmniej ich nie łamie. Dlatego tylko pierwszy przykład gotowi jesteśmy uznać za nonsens.

    Druga okoliczność polega na tym, iż w wypowiedzi „Kradzież jest przestępstwem” spoza struktury powierzchniowej prześwituje struktura głęboka, np. „Ten, kto kradnie, jest przestępcą”. W tym ostatnim zdaniu nie ma już onomatoidów, a łącznik „jest” występuje w swej roli podsta­wowej: przecież zarówno „ten, kto kradnie”, jak „przestępca”, to nazwy oznaczające. A zatem powiedzenia „Kradzież jest przestępstwem” można nie uznać za nonsens, ale pod warunkiem, iż widzieć się w nim będzie skrót zastępujący zdanie uwolnione od onomatoidów, skrót, w którym wyraz „jest” występuje w innej roli niż podstawowa.

    Reizm semiotyczny Kotarbińskiego odróżnia zatem nazwy rzetelne od onomatoidów, wśród tych pierwszych zaś nazwy oznaczające, mianowi­cie jednostkowe lub ogólne, od nazw pustych. I nazwy puste, i jedno­stkowe – w tej liczbie także imiona własne i ogólne – uznaje za nada­jące się zarówno do roli podmiotu, jak do roli orzecznika zdania. Do obu tych ról dopuszcza też zwroty imienne, zwane w logice deskrypcja-mi, np. „najwyższa góra Europy”, „ten, kto się uczy angielskiego”, „czło­wiek ważący 350 kg”.

    Oprócz tego reizm semiotyczny propaguje pewien program. Mianowi­cie doradza: usuwajmy onomatoidy z wypowiedzi ostatecznych, szcze­gólnie ważnych; zastępujmy sformułowania zawierające onomatoid ich parafrazami, czyli wewnątrzjęzykowymi przekładami, wolnymi od onomatoidów. Bądźmy gotowi uczynić to na każde życzenie. Nie dlatego, że jesteśmy przeciwnikami sformułowań abstrakcyjnych lub metaforycz­nych. Owszem, te pierwsze są pożyteczne, gdyż niekiedy pozwalają la­pidarnie ująć myśl, która – gdyby ją wysłowić nie używając onomato­idów, stałaby się rozwlekła i drobiazgowa; a znowu te drugie – gdyż ożywiają wykład, czynią go obrazowym, wyrazistym, bardziej przekony­wającym, łatwiejszym do zapamiętania. Ale są pożyteczne tylko wtedy, gdy mają charakter zastępczy, gdy można podać ich rozwinięcie nadające się do rozumienia dosłownego, rozwinięcie, w którym spośród wyrażeń imiennych występują wyłącznie nazwy rzetelne. Zasadnicza niemożli­wość dokonania takiego przekładu świadczy – zdaniem reisty semiotycznego – iż mamy do czynienia z nonsensem.

    Jakie jest uzasadnienie powyższych tez i programu? Sam Kotarbiński powiada, iż jest ono „naiwno-intuicyjne” i „pospolicie indukcyjne”.

    „Mianowicie zauważa się częstokroć – pisze – że chcąc wytłumaczyć komuś właściwy sens wypowiedzi zawierających rzeczowniki, które nie są nazwami rzeczy, dochodzi się do wypowiedzi, gdzie nie ma już ta­kich rzeczowników”[5].

    „Gdybyśmy – powiada gdzie indziej – dziecku chcieli wytłumaczyć, co to znaczy «podobieństwo», czyż nie pokazalibyśmy mu kolejno kilku par obiektów jednakowych, mówiąc np. «Patrz, oto dwa wróble: ten jest szary i tamten szary, ten ma krótki dziób i tamten ma krótki dziób. Widzisz, to są ptaszki podobne. [...] Czy rozumiesz teraz, co to jest podobieństwo?» Albo przypuśćmy, że podczas lekcji natkniemy się na niez­rozumiały dla uczniów wyraz «rekonwalescencja». Zapewne wówczas postaramy się w następujący sposób wytłumaczyć jego znaczenie. Powie­my: «Ilekroć ktoś był chory, a potem trochę zdrowszy i teraz znowu jest jeszcze zdrowszy, tylekroć mówimy, że następuje rekonwalescencja»”[6].

    „I narzuca się przypuszczenie – pisze Kotarbiński – że tak jest zaw­sze. A z kolei przychodzi na myśl, że to pewnie dlatego, iż wszelki obiekt poznania jest rzeczą. [...] Jeszcze krok dalej na drodze domysłów, jeszcze tylko założenie, że każdy przedmiot jest zasadniczo poznawalny, że jest zasadniczo możliwym obiektem poznania i że nie ma zatem in­nych przedmiotów – i gotów konkretyzm ontologiczny”[7].

    Ów konkretyzm ontologiczny, czyli reizm ontologiczny – myślał Ko­tarbiński w ostatnim ćwierćwieczu swego życia – służy pogłębieniu przytoczonego tu uzasadnienia tez i programu reizmu semiotycznego. Dawniej zaś, przed laty pięćdziesięciu, jako główną traktował raczej tezę ontologiczną:

    „W początkach [...] lubiło się powtarzać przede wszystkim, że każdy przedmiot jest ciałem, ostatnio zaś lubi się mówić, że w wypowiedziach ostatecznych giną wszystkie nazwy pozorne”[8].

    Reizm ontologiczny w ujęciu Tadeusza Kotarbińskiego jest to zatem pogląd, według którego istnieją tylko rzeczy – nieożywione bądź ożywione, a wiec także ludzie, zwierzęta, rośliny – w każdym jednak wy­padku rzeczy cielesne, fizyczne, konkretne. Cielesne, konkretne: jest to więc reizm somatystyczny, nazywany też pansomatyzmem lub niekiedy – jak widzieliśmy – konkretyzmem. Konkretyzm ma charakter monizmu materialistycznego, gdyż utrzymuje, że w sposób doświadczalny nie stwierdzamy innych bytów niż ciała. M.in. więc nigdzie nie spotykamy uniwersaliów, czyli powszechników, a zatem i one nie istnieją. Pogląd ten jest odmianą nominalizmu ontologicznego.

    W dziedzinie teorii poznania zaś reista stoi na stanowisku, zwanym przez Kotarbińskiego realizmem radykalnym, mianowicie odrzuca mnie­manie, jakoby istniały obrazy immanentne, mające w nas rzekomo po­wstawać, ilekroć coś postrzegamy, przypominamy sobie czy wyobraża­my. To tylko taki metaforyczny sposób mówienia, że coś się zjawia przed oczyma naszej duszy; naprawdę jednak nic w nas nie ma, nie istnieje żaden przedmiot intencjonalny ani idealny, „podobny” do tego, który jest transcendentnym, czyli zewnętrznym przedmiotem naszego spostrzeżenia czy wspomnienia. Istnieje tylko owa rzecz spostrzegana czy wspominana. A gdy fantazjujemy – i ona nie istnieje jako jeden przed­miot, natomiast jej kawałki, które nasza wyobraźnia scala, tworząc coś, co nigdzie w rzeczywistości nie występuje, te, owszem, istnieją, ale są rozproszone: albo jako części różnych rzeczy czy zwierząt, albo jako osobne konkretne rzeczy.

    Swe poglądy w dziedzinie ontologii i teorii poznania Kotarbiński, z właściwą mu skromnością, uważał za domysł, wywiedziony indukcyjnie z doświadczenia. Zawarł je m. in. w swym sławnym podręczniku Elementy teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk[9], książce, z któ­rej uczyło się kilkadziesiąt roczników humanistów w Polsce.

    Aby zaakceptować program reizmu semiotycznego, nie musi się ak­ceptować reizmu ontologicznego ani realizmu radykalnego. Można urze­czywistniać ten program bez zaangażowania się w rozstrzygnięcia ontologiczne i gnozeologiczne, traktując go jako cenne rady wytrawnego nauczyciela, mistrza sztuki nauczania, jednego z koryfeuszy szkoły „jasnościowców”, szkoły Twardowskiego, słynnej szkoły lwowsko-warszawskiej. O tym, że program to dobroczynny, mieli się możność przekonać uczniowie Kotarbińskiego – jak Maria Ossowska, Stanisław Ossowski, Mieczysław Wallis, Janina Kotarbińska czy Alfred Tarski – i uczniowie jego uczniów, choć nie wszyscy oni są reistami ontologicznymi czy re­alistami radykalnymi.

    Ileż by zdołano uniknąć bałamutnej paplaniny na temat choćby zna­czenia, gdyby stosowano ów zabieg terapeutyczny, zalecany przez wiel­kiego lekarza humanistyki – ważne rzeczy mówić nie używając onomatoidów, wystrzegając się hipostaz.

 

*

 

    Reizm semiotyczny to gramatyka języka, a nawet można powiedzieć: szkolna gramatyka języka, tyle że uprawiana przez nauczyciela filozofii i logiki; tyle że uprawiana z myślą nie o jednym tylko języku etnicz­nym, lecz w ogóle o każdym języku jako narzędziu przekazywania jas­nych i wyraźnych myśli. Gramatykę języka zaś uważał Kotarbiński za rozdział gramatyki czynu, a mówienie za jeden z rodzajów działa­nia. [...]

    Swego rodzaju gramatykę czynu stanowi nauka o „metodach jakiego­kolwiek robienia czegokolwiek”, czyli ogólna teoria działania, nazwana w r. 1890 przez Alfreda Espinasa – prakseologią; tak samo nazywał ją później, zapewne niezależnie od Espinasa, Eugeniusz Słucki w latach dwudziestych obecnego stulecia, a po nim Tadeusz Kotarbiński, z któ­rego nazwiskiem zrosła się nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Espinas rzucił ideę prakseologii, Słucki ulokował ją w klasyfikacji nauk między ogólną teorią rzeczy a ekonomią, A. A. Bogdanów przedstawił przed laty pięćdziesięciu jej zarys jako ogólnej teorii organizacji, Kotarbiński zaś na­pisał pierwsze kompendium prakseologii: Traktat o dobrej robocie (1955). Dotychczas[10] w Polsce ukazało się sześć wydań tej książki; przetłumaczo­no ją na angielski, czeski, japoński, niemiecki, rosyjski i serbsko-chorwacki.

    Prakseologia zajmuje się wszelkimi działaniami celowymi, rozpatrując je pod kątem ich skuteczności, sprawności, celowości, praktyczności i twórczości. Obserwuje i krytykuje działania występujące w różnych dziedzinach rzeczywistości, zachowania różnych sprawców: nie tylko lu­dzi, ale i zwierząt, np. bobrów budujących żeremie czy pszczół lub mró­wek budujących swe gniazda, albo ptaków przygotowujących się do da­lekich przelotów. Zbiera doświadczenia i spostrzeżenia organizatorów pracy zespołowej, strategów i taktyków sztuki wojennej, sporu sądowe­go, dyplomacji, polityki i propagandy, wytrawnych praktyków i teoretyków, pracowników fizycznych i umysłowych, szachistów i grających w karty. Z tych cegiełek wznosi gmach uogólnień. Analizując pojęcia związane z czynem i jego zaletami, stara się uwolnić od ocen emocjo­nalnych i pomijać to, co stanowi właściwość danej dziedziny działania. Chodzi o to, aby uzyskane wnioski odnosiły się do wszelkiej dobrej ro­boty, bez względu na warunki pracy w danej specjalności.

    Dzięki takiemu ujęciu prakseologia Kotarbińskiego jest nie tylko „nau­ką o praktyczności działań”, „ogólną teorią czynu”, „ogólną technologią działania”, „logiką czynu”, „metodologią ogólną” – a wszystkie te ok­reślenia stosował do niej autor Traktatu o dobrej robocie – i nie tylko stanowi podstawę teoretyczną takich dziedzin, jak nauka organizacji i kierowania czy zarządzania, ale również dostarcza uzasadnień teore­tycznych refleksjom, a zwłaszcza postulatom, w sprawach filozofii społecznej i polityki społecznej.

    Oto np. powołując się na wyniki osiągnięte w prakseologii Kotarbiński wskazywał, iż błędne jest zaliczanie pracy nauczyciela do usług i w związku z tym gorsze jej wynagradzanie niż pracy tokarza: tokarz przerabia nie ukształtowaną bryłę metalu na ukształtowaną, nauczyciel zaś przerabia nieumiejętnego człowieka na umiejętnego. A przecież czło­wiek to najważniejszy człon zespołu produkcyjnego. [...] Stąd m.in. i taki wniosek: nauki teoretyczne, a wśród nich humanistyka, nie są mniej ważne od praktycznych, w szczególności technicznych; przecież stanowią niezbędne przygotowanie do tych ostatnich.

    Jakże charakterystyczne dla postawy i umysłowości Kotarbińskiego jest to, że prakseologię przepoił refleksjami społecznymi i obywatelskimi, że wzbogacił ją pierwiastkami moralnymi. Dzięki temu zyskała szersze wymiary, niż gdyby je miała w ujęciu technicystycznym lub technokra­tycznym, oraz większe możliwości wpływania na społeczeństwo. Nabrała wartości humanistycznych, stając się, zgodnie z zamierzeniem autora Traktatu, częścią szeroko rozumianej etyki. Ta bowiem obejmuje – jak pisał – „trzy główne dziedziny zagadnień: jak działać, aby działać sprawnie? jak działać, aby o ile możności uniknąć przykrości, własnej i cudzej, i przeciwnie, jak najbardziej życie umilić? jak działać, aby być w zgodzie z sumieniem”[11].

    Odpowiedzi na te pytania zależą od siebie wzajemnie: nie działa sprawnie ten, dla kogo praca jest udręką, nie umila zaś życia działanie niezgodne z sumieniem. Toteż krzyżują się i częściowo nakładają na sie­bie zalecenia z zakresu prakseologii i etyki w ściślejszym znaczeniu, filozofii społecznej i filozofii człowieka. Obok czysto prakseologicznych są – i stanowią większość – takie, o których trudno by powiedzieć, czy raczej wynikły z chłodnego rachunku, czy – według określeń Kotarbiń...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin