Nalini Singh Moja, by ja posiasc. Tlumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego ZAPOMNIENI Gdy Rada Psi zaproponowala w 1969 r. wprowadzenie Protokolu Ciszy, protokolu, ktory mial zlikwidowac wszystkie emocje z rasy Psi, stanela przed problemem pozornie nie do pokonania – brakiem jednosci rasy. W przeciwienstwie do dzisiejszej zimnej i odizolowanej rasy Psi, tamtejsi Psi byli integralna i nierozlaczna czescia populacji calego swiata. Snili, plakali, kochali. Czasami, naturalna koleja rzeczy, ci ktorych kochali pochodzili z innych ras niz ich wlasna. Psi laczyli sie w zwiazki bratnich dusz ze zmiennoksztaltnymi, poslubiali ludzi, rodzili dzieci o mieszanej krwi. Zgodnie z przewidywaniami, ci „nieczysci” z rasy Psi mieli wsrod siebie najwieksza ilosc zjadliwych oponentow Protokolu Ciszy. Rozumieli oni co sklania ich pobratymcow do tego by potepic emocje – strach przed ogromna sila szalenstwa, przed utrata ich dzieci na rzecz szalenstwa przechodzacego przez ich szeregi niczym powodz – ale rozumieli rowniez, ze przez przyjecie Ciszy, straca wszystko i wszystkich, ktorych kochali. Na zawsze. Przed 1973 r. obie frakcje trwaly w impasie. Wiekszosc wybrala pozostanie w Sieci Psi i poddanie swoich umyslow absolutnej ciszy zrodzonej z chlodu egzystencji pozbawionej emocji. Los mniejszosci, tych z mieszanym pochodzeniem, badz z ludzkimi lub zmiennoksztaltnymi partnerami, nie jest jasny. Wiekszosc wierzy, ze zostali oni wyeliminowani przez zabojcow Rady Psi. Cisza byla zbyt wazna – byla ostatnia nadzieja rasy Psi – by zaryzykowac rozlam przez kilku rebeliantow. Istnieje rowniez plotka, ze rebelianci umarli na skutek masowego samobojstwa. Ostatnia z teorii glosi, ze ci dawno zapomniani rebelianci byli pierwszymi z pacjentow nieochotniczej „rehabilitacji” nowo powstalego Centrum, ich umysly wyczyszczone, ich osobowosci calkowicie zniszczone. Poniewaz metody Centrum w tamtym czasie byly eksperymentalne, pacjenci, ktorzy przetrwali rehabilitacje zakonczyli ja w stanie wegetatywnym. Teraz, u zarania wiosny ponad sto lat pozniej, w roku 2080, na ten temat jest jedyny konsensus: rebelianci zostali zneutralizowani w najbardziej finalny sposob. Rada Psi nie pozwala na bunt. ROZDZIAL 1. Talin McKade powiedziala sobie, ze dwudziestoosmioletnia kobieta – zwlaszcza dwudziestoosmioletnia kobieta, ktora widziala i przetrwala to co ona – nie powinna obawiac sie czegos tak prostego jak przejscie na druga strone ulicy i wejscie do baru, by zagadac z facetem. Tylko, ze, oczywiscie, to nie byl jakis zwykly mezczyzna. A bar byl ostatnim miejscem, gdzie spodziewala sie, ze znajdzie Clay'a, biorac pod uwage to co sie o nim dowiedziala w ciagu tych dwoch tygodni odkad po raz pierwszy go namierzyla. Nie wrozylo to dobrze, ze zajela jej az tak dlugo by nazbierac w sobie dosc odwagi by do niego przyjsc. Ale musiala miec pewnosc. To co odkryla to, to ze Clay, ktorego znala – wysoki, zly i silny chlopiec stal sie kims w rodzaju wysoko postawionego egzekutora na rzecz stada leopardow mieszczacego sie w San Francisco. CiemnaRzeka byla niezwykle mocno szanowana, wiec pozycja Clay'a mowila o zaufaniu i lojalnosci. To ostatnie slowo dzgnelo ja niczym ostrze gleboko w jej serce. Clay zawsze byl w stosunku do niej lojalny. Nawet wtedy, gdy na to nie zaslugiwala. Przelknela donosnie, odsuwajac od siebie wspomnienia, wiedzac, ze nie moze pozwolic na to by ja rozpraszaly. Dawny Clay juz nie istnial. Ten Clay … tego Clay'a nie znala. Wszystko co wiedziala na jego temat to, to, ze nie mial zadnych spiec z prawem od czasu, gdy zostal zwolniony z poprawczaka, gdzie zostal zamkniety w wieku czternastu lat – za brutalne zamordowanie jednego z … Orrin'a Henderson'a. Rece Talin zbielaly od sily z jaka sciskala kierownice. Czula jak krew zalewa jej policzki, gdy serce walilo na wspomnienie strachu. Czesci Orrin'a, miekkie i mokre czesci, ktore nigdy nie powinny byc wystawione na powietrze, flecking ja gdy przycupnela w roku podczas gdy Clay … Nie! Nie mogla o tym myslec, nie mogla wracac tam pamiecia. Wystarczajacym bylo, ze te koszmarne obrazy – pelne tego gestego, wdzierajacego sie wszedzie zapachu popsutego surowego miesa – nawiedzaly ja po zmroku w snach. Nie odda im rowniez godzin dnia. Blyskajace bialo-niebieskie swiatla przyciagnely jej uwage gdy kolejny pojazd Egzekutywy zaparkowal na malym parkingu przy barze. Teraz byly tam juz dwa opancerzone pojazdy i czterech bardzo dobrze uzbrojonych policjantow, ale chociaz wszyscy z nich wysiedli, nikt z tej czworki nie uczynil jednego kroku by wejsc do baru. Nie pewna, co do tego, co sie tam dzialo, zostala wewnatrz swojego Jeep'a, zaparkowanego na sasiednim parkingu po drugiej stronie szerokiej ulicy. Na widok samochodow policyjnych pot splywal jej wzdluz kregoslupa. Jej mozg juz za mlodu nauczyl sie kojarzyc ich obecnosc z przemoca. Kazdy jej instynkt popychal ja do tego, by uciekala. Ale musiala zaczekac, zobaczyc. Czy Clay sie nie zmienil, czy nie stal sie gorszy … Odczepiajac jedna reke od kierownicy, zwinela ja w piesc i oparla o zoladek wypelniony krecaca sie i zwijajaca sie w nim rozpacza. Byl jej ostatnia nadzieja. W tym momencie drzwi baru otworzyly sie z hukiem sprawiajac, ze jej serce az podskoczylo. Dwa ciala wylecialy przez nie z hukiem. Ku jej niespodziance, policjanci po prostu usuneli sie z ich toru lotu, zanim skrzyzowali rece na piersi i obdarzyli wyrzucona pare mierzacymi pelnymi dezaprobaty minami. Dwoch oszolomionych mlodych chlopcow chwiejnie stanelo na nogach … tylko po to, by ponownie upasc, gdy wyladowalo na nich kolejnych dwoch chlopcow. To byly nastolatki – na pierwszy rzut oka mieli po osiemnascie, dziewietnascie lat. Oczywistym bylo, ze wszyscy sa calkowicie pijani. Podczas gdy ta czworka lezala na ziemi, najprawdopodobniej jeczac i zyczac sobie smierci, inny mezczyzna wyszedl z baru o swoich wlasnych nogach. Byl starszy i nawet z tej odleglosci, mogla wyczuc jego furie, gdy podniosl dwoch z nich i wrzucil na pake zaparkowanej przed barem polciezarowki, jego wlosy w kolorze nieskazitelnego blondu powiewaly na bryzie wiejacej tego wieczoru. Powiedzial cos do policjantow, co sprawilo, ze sie zrelaksowali. Ona zas zasmiala sie na ten widok. Po pozbyciu sie pierwszej dwojki, blondyn zlapal pozostala dwojke za kolnierzyki przy ich karkach i zaczal ich ciagnac na tyl polciezarowki, nie przejmujac sie, ze zwir musial zdrapywac skore z wyeksponowanych czesci ich cial. Talin skrzywila sie na ten widok. Ci nieszczesni – i najprawdopodobniej zle sie zachowujacy – chlopcy jutro beda czuli since i przeciecia razem z ciezkimi od kaca glowami. Potem drzwi ponownie zaczely sie otwierac i zapomniala o wszystkim i wszystkich poza mezczyzna okolonym przez swiatlo przebijajace sie z baru. Mial chlopca przewieszonego przez jedno ramie, a drugiego ciagnal w taki sam sposob, w jaki wczesniej zrobil to blondyn. „Clay.” Byl to szept, ktory wydobyl sie z jej ust na skutek mrocznego przyplywu potrzeby, gniewu i strachu. Wyrosl na wyzszego, teraz mial okolo 190 cm wzrostu. A jego cialo – stuprocentowo wypelnilo obietnice czystej mocy, ktora zawsze w nim drzemala. Nad ta muskulatura lsnila jego bogata, obiecujaca brazowa skora z pewna domieszka zlotej tonacji. To krew Isl'y, pomyslala Talin, o egzotycznym pieknie mamy Clay'a, ktora miala pochodzenie egipskie, ktorej wspomnienie nadal bylo zywe w umysle Talin nawet po tylu latach. Isla miala skore koloru gladkiej czarnej kawy i oczy koloru gorzkiej czekolady, ale ona stanowila jedynie polowe dziedzictwa genetycznego Clay'a. Talin nie mogla z tej odleglosci dojrzec koloru oczu Clay'a, ale wiedziala, ze maja kolor zielony o odcieniu przykuwajacym wzrok, oczy dzikiego kota – nieomylne dziedzictwo pochodzacego od jego ojca. Okolone przez jego cere i czarne jak wegiel wlosy, te oczy dominowaly w twarzy chlopca, ktorym kiedys byl. Przeczucie mowilo jej, ze nadal tak jest, przy czym teraz przybralo to zupelnie inna forme. Kazdy jego ruch swiadczyl z krzykiem o jego meskiej pewnosci siebie. Wydawalo sie, ze nawet nie czol wagi dwoch chlopcow, gdy wrzucil ich na stos juz utworzony na pace samochodu. Wyobrazila sobie plynnosc muskul, sily, i zadrzala … w absolutnym, niegasnacym strachu. Logika, intelekt, zdrowy rozsadek, to wszystko peklo pod wplywem niepowstrzymanej powodzi wspomnien. Krew i ludzkie mieso, nie konczace sie krzyki, mokre, zasysajace dzwieki smierci. I juz wiedziala, ze nie byla w stanie tego zrobic. Poniewaz jezeli bala sie Clay'a jako dziecka, ten Clay calkowicie ja przerazal. Wciskajac dlon do swoich otwartych ust powstrzymala sie przed jekiem. I w tym momencie Clay zamarl, a jego glowa poderwala sie do gory. Wrzucajac Cor'ego i Jason'a na tyl bagaznika, Clay juz mial sie obrocic by powiedziec cos Dorianowi, gdy pochwycil na drobnej bryzie niemal nieslyszalny dzwiek. Jego zwierze zastyglo w przyczajeniu do polowania, a potem skoczylo z niesamowitoscia zmyslow leoparda, gdy mezczyzna skanowal oczami teren wokol niego. Znal ten dzwiek, ten kobiecy glos. Byl to glos martwej kobiety. Nie obchodzilo go to. Juz dawno zaakceptowal swoje szalenstwo. Wiec teraz patrzyl i patrzyl, wciaz szukajac. Szukajac Tally. Na parkingu po przeciwnej stronie drogi bylo zbyt wiele samochodow, zbyt wiele miejsc, gdzie duch Tallin mogl sie ukryc. Dobrze, ze on wiedzial jak polowac. Zrobil jeden krok w tym kierunku, gdy Dorian klepnal go w plecy i wszedl w jego linie wzroku. „Gotowy, by uderzyc w droge?” Clay poczul jak warkniecie buduje sie w jego gardle, reakcja ta byla na tyle nieracjonalna, ze zdolala przywolac jego umysl do wzglednego porzadku. „Gliny?” Przesunal sie by ponownie odzyskac widok parkingu naprzeciwko. „Sprawia nam jakies klopoty?” Dorian przeczaco potrzasnal glowa, jego blond wlosy odbijaly refl...
izebel