Dickson Gordon.R - Zolnierzu nie pytaj.txt

(492 KB) Pobierz
   Gordon R. Dickson
    
   �o�nierzu, nie pytaj
     
   Cykl: Dorsaj   tom 3
   

   �O�NIERZU, NIE PYTAJ, ni jutro, ni dzi�,
   Dok�d id� na wojn� sztandary.
   Do walki z Anarchem co dzie� trzeba i��.
   Uderz i nie znaj w ciosach miary!
   I s�awa, i honor, i chwal�, i zysk - 
   Igraszki miedziaka nie warte.
   Pe�� sw� powinno�� i nie z�ota b�ysk,
   Lecz �ycie swe postaw na kart�!
   Troska i krew, cierpienie a� po kres 
   Przypad�y nam wszystkim w udziale.
   W pier� wroga wymierz obna�ony miecz,
   Nim padniesz w bitewnym zapale!
   Taki �o�nierzy nasz Pa�skich jest los,
   Gdy staniem u podn�y Tronu,
   Ochrzczonym krwi� w�asn� rozka�e nam Glos,
   Wej�� samym do Bo�ego Domu.
   

   Rozdzia� 1
   
   Menin aejede thea Pelejadec Achileos - tymi s�owami rozpoczyna si� Homerowa Iliada i zawarta w niej opowie�� sprzed trzech i p� tysi�ca lat. 
   Oto jest opowie�� o gniewie Achillesa. A oto jest opowie�� o m o i m gniewie. O tym, jak ja, Ziemianin, stawi�em czo�o ludom dw�ch �wiat�w, �wiat�w zwanych Zaprzyja�nionymi, sam przeciwko poborowym, fanatycznym i czarno odzianym �o�nierzom Harmonii i Zjednoczenia. 
   I nie jest to opowie�� o umiarkowaniu w gniewie. Gdy� i ja, jak Achilles, jestem Ziemianinem.
   Nie robi to na was wra�enia? Nie? Nie w dzisiejszych czasach, kiedy synowie m�odszych �wiat�w s� wy�si, silniejsi, bardziej uzdolnieni od nas ze �wiat�w starszych? 
   Je�li tak, to jak�e ma�o wiecie o Ziemi i jej synach! Opu��cie swe m�odsze �wiaty i powr��cie na Ojczyst� Planet�, by cho� raz bodaj dotkn�� jej stop�. W dalszym ci�gu istnieje i w dalszym ci�gu si� nie zmienia. W dalszym ci�gu s�o�ce odbija si� w wodach Morza Czerwonego, kt�re rozst�pi�y si� przed synami Izraelowymi. Jak dawniej wiatr wieje pod Termopilami, gdzie Leonidas wraz z trzystu Spartanami powstrzyma� zast�py perskiego kr�la Kserksesa i zmieni� bieg historii. Tu ludzie walczyli ze sob�, tu umierali, tu si� mno�yli, byli chowani i tu wznosili budowle przez ponad pi�� tysi�cy lat, nim cz�owiek w og�le o�mieli� si� zamarzy� o waszych nowych �wiatach. Czy� nie s�dzicie, �e owe pi�� tysi�cleci, pokolenie za pokoleniem pod tym samym niebem i na tej samej ziemi, wycisn�o swe pi�tno na naszych duszach, krwi i ko�ciach?
   Niech sobie ludzie z Dorsaj b�d� wojownikami ponad wszelkie wyobra�enie. Niech sobie Exotikowie z Mary i Kultis b�d� odzianymi w togi cudotw�rcami, kt�rzy potrafi� wywr�ci� cz�owieka na nice i si�gn�� po odpowiedzi tam, gdzie nie si�ga filozofia. Niech sobie badacze nauk �cis�ych z Newtona i Wenus zg��biaj� obszary tak dalece nam, zwyk�ym �miertelnikom, niedost�pne, �e z trudno�ci� mo�emy si� dzi� z tymi naukowcami porozumie�. Lecz my - ludzie z Ziemi, cho� nudni, niscy i pro�ci - mamy w sobie co� wi�cej ni� tamci. Gdy� wci�� jeszcze stanowimy wzorzec pe�nej istoty ludzkiej, zasadniczy trzon, kt�rego oni s� zaledwie udoskonalonymi cz�ciami - po�yskuj�cymi, wypolerowanymi, ostrymi jak brzytwa cz�ciami. I tylko cz�ciami.
   Je�li jednak nale�ycie do tych, kt�rzy jak m�j wuj Mathias Olyn uwa�aj�, �e zostali�my daleko w tyle, w�wczas odsy�am was do Enklawy, utrzymywanej przez Exotik�w w St. Louis, gdzie czterdzie�ci dwa lata temu wielki wizjoner, Ziemianin Mark Torre, pierwszy rozpocz�� budow� tego, co za sto lat od dzisiaj stanie si� Encyklopedi� Finaln�. Ju� za lat sze��dziesi�t oka�e si� ona zbyt pot�na, delikatna i skomplikowana jak na warunki panuj�ce na powierzchni Ziemi. Zaczniecie jej w�wczas szuka� na orbicie. A za sto lat stanie si� - lecz nikt nie wie na pewno, czym si� w�wczas stanie ani co zdzia�a. Teoria Marka Torre g�osi, �e Encyklopedia odkryje przed nami g��bi� �wiadomo�ci - jak�� dobrze ukryt� cz�stk� duszy podstawowego ziemskiego rodzaju ludzkiego - kt�r� mieszka�cy m�odszych �wiat�w utracili, b�d� kt�rej posi��� nie byli w stanie.
   Lecz sprawd�cie sami. Jeszcze dzi� pojed�cie do Enklawy St. Louis i do��czcie do pierwszej lepszej tury zwiedzaj�cych hale i pomieszczenia badawcze Projektu Encyklopedii, by w ko�cu znale�� si� w obszernej, po�o�onej centralnie sali Katalogu, gdzie pot�ne zakrzywione �ciany ju� zaczynaj� by� �adowane przes�ankami wiedzy stuleci. Gdy za sto lat od dnia dzisiejszego ca�a przestrze� tej wielkiej sfery zostanie w ko�cu na�adowana, po��cz� si� okruchy wiedzy, kt�rych do tej pory ludzki umys� nigdy po��czy� nie zdo�a�. A dysponuj�c t� wiedz� ostateczn� ujrzymy - co?
   G��bi� �wiadomo�ci?
   Ale powiadam wam, nie zaprz�tajcie tym sobie teraz g�owy. Po prostu odwied�cie Katalog - to wszystko, o co was prosz�. Odwied�cie go razem z reszt� zwiedzaj�cych. Sta�cie w samym �rodku i uczy�cie, co ka�e przewodnik.
   - Pos�uchajcie.
   Pos�uchajcie. Uciszcie si� i nat�cie s�uch. Pos�uchajcie - nic nie dos�yszycie. A w�wczas przewodnik zm�ci wreszcie niezno�n�, nieledwie dotykaln� cisz� i powie wam, dlaczego chcia�, by�cie s�uchali.
   Tylko jeden cz�owiek na wiele milion�w m�czyzn i kobiet w og�le s�yszy cokolwiek. Tylko jeden na wiele milion�w - spo�r�d zrodzonych na Ziemi.
   Lecz nikt - absolutnie nikt - spo�r�d wszystkich urodzonych na m�odszych �wiatach, kt�rzy kiedykolwiek przyszli tutaj pos�ucha�, nie us�ysza� ani odrobiny.
   Uwa�asz, �e to jeszcze niczego nie dowodzi? W takim razie, przyjacielu, mylisz si�. Gdy� w�r�d tych, kt�rzy us�yszeli - to, co by�o do us�yszenia - znalaz�em si� ja sam i to, co us�ysza�em, a �wiadcz� o tym moje czyny, zmieni�o bieg ca�ego mojego �ycia. Zdoby�em wiedz� o posiadanej mocy, kt�r� p�niej w swojej w�ciek�o�ci wykorzysta�em planuj�c zag�ad� lud�w dwu Zaprzyja�nionych �wiat�w.
   A wi�c nie �miejcie si� ze mnie, kiedy przyr�wnuj� sw�j gniew do gniewu Achillesa, samotnego w swej zaciek�o�ci po�r�d myrmido�skich okr�t�w pod murami Troi. Gdy� s� mi�dzy nami i inne zbie�no�ci. Nazywam si� Tam Olyn, a moi przodkowie pochodzili w wi�kszej cz�ci z Irlandii, lecz po to, by sta� si� tym, kim jestem, tak jak Achilles wzrasta�em na greckim Peloponezie.
   W cieniu g�ruj�cych nad Atenami ruin bia�ego Partenonu nasze dusze spos�pnia�y za spraw� wuja, kt�ry nie pozwoli� im rozwija� si� swobodnie w s�o�cu.
   Dusze - moja i mojej m�odszej siostry Eileen.
   

   Rozdzia� 2
   
   
   By� to jej pomys� - mojej siostry Eileen - by owego dnia, korzystaj�c z mojej nowej przepustki podr�nej pracownika �rodk�w Przekazu, odwiedzi� Encyklopedi� Finaln�. W zwyk�ych okoliczno�ciach by� mo�e bym si� zastanowi�, dlaczego chcia�a si� tam wybra�. Ale w chwili kiedy to zaproponowa�a, perspektywa ujrzenia Encyklopedii tr�ci�a we mnie czu�� strun�, nisk� i mocn� niczym nieoczekiwane uderzenie gongu - poczu�em co�, czego nigdy dot�d nie dozna�em - co� na kszta�t strachu.
   Ale nie by� to zwyczajny strach, nic tak prostego. Uczucie nie by�o nawet do gruntu przykre. Po wi�kszej cz�ci przypomina�o pustk� i napi�cie poprzedzaj�ce zwykle moment poddania si� jakiej� wa�nej pr�bie. A jednak to by�o to - ale i w jaki� spos�b co� wi�cej. Uczucie, jakbym napotka� na swej drodze smoka.
   Trwa�o nie d�u�ej ni� sekund�. Ale sekunda wystarczy�a. I jako �e Encyklopedia dla zrodzonych na Ziemi reprezentowa�a teoretycznie wszelk� nadziej�, m�j wuj Mathias za� by� dla nas przyk�adem braku wszelkiej nadziei, skojarzy�em to uczucie z nim i z wyzwaniem, jakie stanowi� dla mnie przez wszystkie lata naszego �ycia pod jednym dachem. A to spowodowa�o, �e z miejsca zdecydowa�em si� tam p�j��, nie zwa�aj�c na jakiekolwiek inne dodatkowe wzgl�dy.
   Co wi�cej, wyprawa �wietnie si� nadawa�a do uczczenia sukcesu. Zwykle nie zabiera�em nigdzie Eileen ze sob� - ale w�a�nie podpisa�em sta�ow� umow� o prac� z Mi�dzygwiezdn� S�u�b� Prasow� w ich Jednostce Sztabowej tu, na Ziemi. I to zaledwie w dwa tygodnie po uko�czeniu Genewskiego Uniwersytetu �rodk�w Przekazu. To prawda, uniwersytet ten wyr�nia� si� w�r�d wszystkich uczelni tego rodzaju na czternastu zamieszkanych planetach z Ziemi� w��cznie, a indeks mych naukowych osi�gni�� by� najlepszy w ca�ej jego historii. Niemniej takie oferty pracy trafiaj� si� m�odym ludziom prosto po studiach raz na dwadzie�cia lat, je�li nie rzadziej.
   Tak wi�c nie zada�em sobie trudu, by wypyta� siedemnastoletni� siostr�, dlaczeg� to mianowicie chce, bym j� zabra� do Encyklopedii Finalnej w okre�lonym przez ni� dniu i godzinie. Tak jak dzisiaj to widz�, przypuszczam, �e musia�em sobie wyt�umaczy�, i� chcia�a jedynie, cho�by na jeden dzie�, wyrwa� si� z mrocznego domostwa wuja. Co ju� samo w sobie by�o dla mnie dostatecznym powodem.
   To w�a�nie Mathias, brat mojego ojca, przyj�� nas do siebie po �mierci naszych rodzic�w w wypadku samochodowym. I to w�a�nie on t�amsi� mnie i Eileen przez lata dorastania. Nie �eby kiedykolwiek nas dotkn��, przynajmniej w sensie fizycznym. Nie �eby dopu�ci� si� wobec nas jakiegokolwiek jawnego lub rozmy�lnego okrucie�stwa. Nie musia�.
   Wystarczy�o ofiarowa� nam najzamo�niejszy z dom�w, najwyborniejsze jedzenie, ubranie i opiek� - i dopilnowa�, by�my dzielili to wszystko z  n i m, cz�owiekiem o sercu tak samo pozbawionym s�onecznego blasku, jak nale��ca do� kamienica bez okien, ciemna jak podziemna jaskinia, kt�ra nigdy nie widzia�a �wiat�a dziennego, i o duszy zimnej jak kamie� spoczywaj�cy na dnie tej jaskini.
   Jego bibli� by�y pisma tego starego dwudziestopierwszowiecznego �wi�tego, a mo�e diab�a, Waltera Blunta - kt�rego motto brzmia�o: NISZCZY�! - i kt�rego Bractwo Chantry da�o p�niej �ycie kulturze Exotik�w na m�odszych �wiatach Mary i Kultis. Nie mia�o znaczenia, �e Exotikowie odmiennie odczytywali pisma Blunta, upatruj�c ich przes�anie w. plewieniu chwastu tera�niejszo�ci pod upraw� kwiat�w przysz�o�ci. Nasz wuj Mathias nie si�ga� my�l� dalej ni� plewienie, co te� dzie� po dniu w swym mrocznym domu wbija� nam do g�owy.
   Ale do�� ju� o Mathiasie. By� doskona�o�ci�, je�li chodzi o brak nadziei i wiar�, �e m�odsze �wiaty ju� dawno zostawi�y nas, Ziemian, w tyle, na pastw� skarlenia i �mierci, niczym obumar�y cz�onek lub uleg�� atrofii cz�� cia�a. Lecz ani Eileen, ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin