GrabarzPolski021.pdf

(38336 KB) Pobierz
Grabarz Polski
# 21
TEKSAŃSKA MASAKRA PIŁĄ MECHANICZNĄ
VERSUS CZĘŚĆ 2
BLAIR WITCH POCZTAR CZĘŚĆ 9
WYPOŻYCZALNIA KASET VHS CZĘŚĆ 3
WYWIADY: STEFAN DARDA, ACRYBIA
FILMY: Enen, Kolekcjoner głów, Krew z krwi, Le porte del silenzio, Ninja zabójca, Troll 2, Wilkołak
KSIĄŻKI: Armagedon, Czarny wygon - Słoneczna dolina, Nadchodzi, Makabreski, Mroczny dom,
Objawienie, Ostre cięcie, Podwójna gra, Ponad wszelką wątpliwość, Posiadłość Blackwood,
Ptaki, Wielka Księga Horroru tom 2, Zaginione miasto Z, Zimna Krew.
GRY: Aliens vs. Predator, De Profundis
K . T . DĄBROWSKI & A . H. SZYMBORSKA „ZEMSTA FRANCISZKA” (KOMIKS)
RAFAŁ KULETA - HORROR HAIKU
272533478.007.png 272533478.008.png 272533478.009.png 272533478.010.png 272533478.001.png 272533478.002.png
Pieniądze kręcą tym światem i nikogo nie dzi-
wi, że jeśli coś uda się sprzedać, to ludzie za-
czynają myśleć jak jeszcze raz można zarobić
na tym samym. O ile w przypadku żywności
jest to nieco utrudnione, ale wcale nie niemoż-
liwe, o tyle twórcy ilmowi z uporem maniaka
podkreślają swoją twórczą impotencję kręcąc
kolejne części cykli, przeróbki. Trzeba jednak
uczciwie zauważyć, że zdarzają się wyjątki
od reguł, a wiele serii, szczególnie w świecie
horroru, można swobodnie uznać za kultowe.
Chcąc przybliżyć czy przypomnieć wielkie
serie horrorów, długo zastanawiałem
się od której zacząć. Z różnych
względów zdecydowałem
się ostatecznie na
że zarobią miliony. Wedle powiedzenia:
nieważne co mówią, byleby mówili. Nie
da się jednak ukryć, że nie tylko skandal
przyczynił się do uznania tego ilmu za je-
den z pierwszych i najwybitniejszych sla-
sherów. Film po prostu wprowadził horror
w nową erę.
Historia genialna w swej prostocie, piąt-
ka młodych ludzi podróżuje przez Stany.
Odwiedzają cmentarz, na którym spoczy-
wa dziadek jednej z podróżniczek. Tam
dowiadują się o masowych profanacjach
mogił. Niezrażeni, ale i zniesmaczeni
kontynuują podróż. Po drodze zabierają
niebezpiecznego, jak się okazuje, au-
tostopowicza, który rani nożem niepeł-
nosprawnego Franklina. Dzięki szybkiej
ingerencji pozostałych uczestników za-
grożenie ze strony psychopaty zostaje
zażegnane, nie na długo jednak. Podróż-
nicy traiają wkrótce w okolice domostwa
zajmowanego przez rodzinę kanibali,
wśród których prym wiedzie zwierzęcy
olbrzym w masce z ludzkiej skóry. Choć
dialogi i gra aktorska nie należą do szcze-
gólnie wyszukanych, ilm od początku
wciąga widza swoją atmosferą. A ta jest
ciężka i przytłaczająca, dość powiedzieć,
że potrai i dziś zaszokować nawet oby-
tych z makabrą widzów. O wszystkim
bowiem zadecydował realizm. Niezwykła
sceneria, wszechobecny brud, a przede
wszystkim wątek fabularny, który nie po-
ruszał wyeksploatowanych już wtedy mo-
tywów o potworach i kosmitach, opowia-
dający historię zwykłej grupki młodzieży,
która miała pecha i znalazła się w miejscu
niewyobrażalnego koszmaru. Koszmaru
całkiem prawdopodobnego.
To, co jednak najbardziej poruszyło i poru-
sza widzów do dziś, to sceny morderstw
i tortur. Tym bardziej przerażające, że
nie epatujące hektolitrami sztucznej po-
soki a okrucieństwem. Skórzana Twarz,
jak został ochrzczony najbrutalniejszy
z kanibali, traktuje oiary jak zwierzęta do
uboju. Sceny z młotem czy z nadzianiem
na hak jednej z oiar należą do jednych
z najmocniejszych, a jednocześnie do-
skonale ukazujących chorą psychikę mor-
dercy, który nie przejawia żadnych uczuć
w trakcie swych bestialskich czynów.
Warto też wspomnieć, że atmosfera
na planie, z powodu niskiego budżetu,
również przyczyniła się do złej sławy il-
mu. Wszystkie zwłoki zwierząt, a nawet
ludzki szkielet, są prawdziwe, ekipy nie
było bowiem stać na atrapy. Dziewczy-
na grająca oiarę nadzianą hak wcale
nie musiała specjalnie udawać okrzyków
bólu, z braku odpowiedniego sprzętu
asekuracyjnego powieszono ją na ny-
lonowej lince wrzynającej się jej między
nogi. Budżet przyczynił się też do tego,
że wyraz odrazy na twarzach aktorów
spotykających Leatherfae’a był praw-
dziwy. Gunnar Hansen, odtwórca tej
roli miał tylko jedną koszulę, którą nosił
w słońcu przez cały czas kręcenia ilmu,
a Hooper zakazał mu jej prania, by nie
zmył plam krwi. A jeśli o krew chodzi, to
i jej nie zabrakło na planie. Gdy zawiódł
rekwizyt noża, którym miała być zraniona
jedna z bohaterek, użyto prawdziwego,
upuszczając jej krew z palca. Nieszczę-
sna aktorka już wcześniej poraniła się
dotkliwie grając scenę ucieczki przez las.
Gdyby ktoś się zastanawiał, jak uzyskano
efekt tak realistycznego poranienia przez
gałęzie, niech wie, że żadnych efektów tu
nie użyto. Zła sława wsparta niezwykłym
i szokującym klimatem przyczyniła się do
stworzenia dzieła kultowego i obowiąz-
kowej pozycji dla każdego fana horroru.
I wszystko byłoby znakomicie, gdyby nie
wspomniana chęć zysku. Tobe Hooper
pewien już kultowości swojego debiutu
i ugruntowawszy swoją pozycję w świecie
horroru innymi ilmami, postanowił odku-
rzyć piłę łańcuchową i dać Leatherface’o-
wi drugą szansę.
Reżyser Tobe Hooper wpadł na pomysł
ilmu podczas wizyty w sklepie z narzę-
dziami. Duży tłok i ścisk w wielkim upa-
le wywołały w nim aspołeczne myśli.
I, jak rzecze legenda, wtedy właśnie jego
wzrok padł na piłę łańcuchową. Wszystko
stało się jasne, a Hooper miał rewelacyjny
pomysł. Wystarczyło go tylko odpowied-
nio przygotować. Mówi się, że najlepsze
scenariusze pisze życie i tak też stało
się tym razem. Wstrząsające zbrodnie
Eda Geina dostarczyły kolejnych stron
do powstającego przy pomocy Kima
Henkela scenopisu i określiły osobowość
Leatherface’a. I tak, w październiku 1974
roku, kina zadrżały od aiszy: „Teksań-
ska masakra piłą mechaniczną”. Hasło
reklamujące brzmiało: „To wydarzyło się
naprawdę”. Tani chwyt reklamowy, ale
wystarczył. Film od razu został zakazany
w wielu krajach, ludzie z obrzydzeniem
opuszczali kina, krytyka nie zostawiła
na nim suchego włosa ośmieszając go
i degradując. Już wtedy twórcy wiedzieli,
272533478.003.png
W dwanaście lat po premierze części
pierwszej, w sierpniu 1986 ukazał się
ilm o klarownym tytule „Texas Chainsaw
Massacre 2”. Reżyser i scenarzysta ten
sam, w jednej z głównych ról Dennis Hop-
per, spragnieni dalszego ciągu widzowie.
Teoretycznie sukces gwarantowany.
Praktycznie zaś porażka na całej linii. Nie
pomogło nawet zaangażowanie do zaję-
cia się efektami specjalnymi mistrza efek-
tów gore, Toma Saviniego. Bo choć istot-
nie, nie brak tu obrzydliwych i krwawych
scen, ilm jest całkowicie pozbawiony kli-
matu części pierwszej, na dobrą sprawę
nie mając z nią nawet fabularnie niewiele
wspólnego. Oto bowiem, po trzynastu
latach od wydarzeń przedstawionych
w poprzedniej części zostaje zamknięte
dochodzenie odnośnie rodzinki kanibali,
gdyż ta po prostu znikła, a jedyny świa-
dek ich zbrodni przebywa w zakładzie dla
umysłowo chorych w stanie katatonii. Ale
oto Leatherface, ni stąd ni zowąd wraz
z nowymi towarzyszami (jednym z nich
jest brat bliźniak znanego z oryginału au-
tostopowicza – tak, to przypomina operę
mydlaną), atakuje jadących sobie samo-
chodem dwóch młodzieńców. Ponieważ
jedna z oiar miała telefon, przytomnie
zadzwoniła do radia i cała zbrodnia zo-
stała zarejestrowana na taśmie, którą
młoda redaktorka chce zaprezentować
światu. Kanibale nie chcą dopuścić do
zdemaskowania, a dzielny szeryf (Denis
Hopper) uzbrojony w… piły mechaniczne
rusza na odsiecz.
Scenarzysta David J. Schow i reżyser Jeff
Burr nie mieli łatwego zadania. Zmierzyć
się z klasykiem a jednocześnie uniknąć
porażki sequela to dość duże wyzwanie.
Czego się jednak nie zdziała gdy w grę
wchodzi pasja? Mimo wszystko, asekura-
cyjnie swoje dzieło zatytułowali „Leather-
face: The Texas Chainsaw Massacre III”
i w styczniu 1990 roku zaprezentowali
je szerokiej widowni. Fabuła nawiązała
do części pierwszej – oto znów przypad-
kowi podróżni, tym razem tylko dwójka,
zostają skierowani na stacji benzynowej
na złą drogę (rzekomy skrót) i wpadają
w sidła morderczej rodziny kanibali.
Znów możemy podziwiać ich przerażają-
ce domostwo i po raz trzeci już możemy
uczestniczyć w ich odrażającej kolacji.
Na szczęście zrezygnowano z wątków
z kontynuacji, trudno byłoby logicznie
wytłumaczyć chronologiczny ciąg wy-
darzeń. Na dobrą sprawę, to po części
drugiej ciężko cokolwiek wytłumaczyć.
A z drugiej strony, część trzecia równie
dobrze mogłaby zostać uznana za rema-
ke, bo choć nawiązuje do oryginału, w kil-
ku momentach odbiega od niej znacznie
(choćby skład i ilość członków rodziny).
Tym razem całkiem udanie wypadły wątki
humorystyczne dzięki postaciom dwóch
braci Leatherface’a – przystojnego Texa
(w tej roli Vigo Mortenesen) i lejowatego
Kima. A sam Skórzana Twarz prezentu-
je się groźnie i imponująco, sceny walk
z piłą należą chyba do najlepszych w ca-
łej serii. Może dlatego, że był za nie odpo-
wiedzialny Kane Hodder, najsłynniejszy
odtwórca roli Jasona Voorheesa? Warto
wspomnieć, że w tej części zrezygnowa-
no z epatowania okrucieństwem i nawet
krwi nie przelewa się zbyt wiele, jednak
nastrój i ogólna atmosfera ilmu pozwala-
ją polecić go każdemu fanowi slasherów.
Leatherface z dumą wkroczył w lata dzie-
więćdziesiąte. Tylko po to, by wylądować
w… sukience.
Prawdę powiedziawszy szkoda czasu
na oglądanie i opisywanie tego ilmu.
Jedyne co jest warte pochwalenia, to
wspomniane efekty gore. Poza tym na-
potykamy absurdalny wręcz scenariusz,
kretyńskie dialogi, kompletny brak logiki,
kiepskie aktorstwo (nawet Dennis Hop-
per nie wierzył widać w swoją postać)
i całkowite zepsucie świetnego pomysłu
na rodzinę psychopatów. Niepotrzebnie
starano nasycić ilm czarnym humorem,
który sprawił, że kanibale są sztuczni
i, nie zawaham się tego powiedzieć, idio-
tyczni, a pomysł przezywania przez nich
Leatherface’a mianem Bubby przemilczę.
Zresztą jak i resztę ilmu. Fakt, istnieją
i wciąż powstają gorsze ilmy, ale tak
tragiczny spadek formy mógł deinityw-
nie pogrzebać szansę na ujrzenie psy-
chopaty z piłą łańcuchową na ekranie.
Na szczęście znaleźli się ludzie wierzący
w potencjał stworzonych postaci.
Coś jest w tym prawie serii. Po udanej
części trzeciej o swojej postaci przypo-
mniał sobie Kim Henkel, jeden z twórców
oryginału i po dwudziestu latach od pre-
miery tegoż zaprezentował w 1995 roku
„Texas Chainsaw Massacre: The Next
Generation”, zwaną popularnie „czwór-
ką”. I, podobnie jak Hooper zaniedbał
sequel, tak i tu Henkel obszedł się bezlito-
śnie ze stworzoną przez siebie postacią.
Scenariusz znów umowny. Nastolatkowie
opuszczają bal maturalny i po kilku minu-
tach gubią się w lesie i ulegają wypadko-
wi obok chatki znanej nam rodzinki. Kapi-
talne, prawda? A i sama rodzina przeszła
zadziwiającą metamorfozę. Znów mamy
całkiem inne postacie, a ponadto sam Le-
atherface nosi sukienkę, makijaż i ogólnie
wygląda jak transwestyta na sterydach.
Niemalże całkiem zrezygnowano z efek-
tów gore, jednak zadbano o silniejsze
zarysowanie portretów psychologicznych
psychopatów, dodatkowo pozwolono im
po raz pierwszy znęcać się nad oiarami
psychicznie. Niestety, młodziutka Renée
Zellweger nie pozwala nam uwierzyć, by
owe tortury odnosiły jakiś skutek. Cały
ilm zaś sprawia wrażenie nieprzemyśla-
nego i nakręconego pośpiesznie, jakby
reżyser chciał tylko wyciągnąć pieniądze
272533478.004.png
za znaną markę. Wspomniałem o naiwnej
i banalnej fabule, a zakończenie zdecydo-
wanie jest najgorszym z całej serii. Chy-
ba, że ktoś lubi spiski w stylu „Z Archiwum
X”. Film odniósł zasłużoną klęskę, a Skó-
rzana Twarz zdjął sukienkę, zmył makijaż
i zapadł się pod ziemię ze wstydu.
Osiem lat zabrało mu pozbieranie się,
ale powrócił bardziej wściekły niż kiedy-
kolwiek wcześniej. Za sprawą scenarzy-
sty Scotta Kosara i reżysera Marcusa
Nispela Leatherface powrócił w paździer-
niku 2003 roku. Twórcy nie zważając
na protesty fanów postanowili nakręcić
nową wersję klasycznego dzieła z 1974
roku. Obecnie takie zabiegi nikogo już nie
zaskakują, ale jeszcze niedawno jakość
tzw. remake’ów pozostawiała wiele do
życzenia i przyprawiała o siwe włosy nie-
jednego fana gatunku. Dzięki takim wła-
śnie ilmom jak „Texas Chainsaw Massa-
cre” z 2003 roku można się zacząć bać,
że młodsi widzowie nigdy nie sięgną po
wcześniejsze części. Dlaczego? Bo wer-
sji Markusa Nispela praktycznie nie moż-
na nic zarzucić. Co najwyżej fakt, że wy-
korzystał stworzone trzydzieści lat temu
postacie, pozwalając im jednak zaistnieć
w XXI wieku. Fabuła tylko z początku na-
wiązuje do wersji oryginalnej. Oto piątka
młodych ludzi jedzie przez Stany na kon-
cert Grateful Dead. Radosny klimat lat 70.
zostaje zaburzony, gdy zabierają przera-
żoną autostopowiczkę, która popełnia na
ich oczach samobójstwo. Chwilę później
spotykają psychopatycznego szeryfa
(znakomita rola R. Lee Ermeya), a już
wkrótce pojawi się mistrz ceremonii z piłą
łańcuchową w dłoni. Bardzo szybko moż-
na się zorientować, że twórcy nie zamie-
rzali iść na łatwiznę i odgrzewać, nomen
omen, starej potrawy. Można wprawdzie
ponarzekać, że tym razem pozostała
rodzinka jest relatywnie normalniejsza
niż to wcześniej bywało, że zabrakło tra-
dycyjnej sceny kolacji. W zamian za to
otrzymaliśmy Leatherface’a w ilościach
dotąd niespotykanych, co również nie
bez znaczenia, powrócono do bestial-
skości mordów i tortur, a to przy użyciu
współczesnej technologii zaowocowało
naprawdę brutalnym i drastycznym ki-
nem. Psychopata (w tej roli Andrew Bry-
niarski) znów prezentuje się przerażają-
co, jego okrucieństwo naprawdę porusza,
a scena gdy ściga jedną oiar w masce
z twarzy przed chwilą zamordowanego
chłopaka, trwale zapadła mi w pamięć.
Doskonale dawkowane napięcie, mocne
sceny gore, scenariusz będący hołdem,
ale jednocześnie udowadniający, że pisał
go ktoś kto miał pomysł na ilm. Wszyst-
ko to sprawiło, że ilm przez wielu został
uznany za najlepszy slasher 2003 roku,
otworzył jednocześnie drzwi innym twór-
com (bo czy powstałby znakomity rema-
ke „The Hills Hale Eyes” gdyby nie suk-
ces „TCM” ’03?). Nie brak ortodoksów,
którzy pokręcą nosem i powiedzą, że
nie należy ruszać klasyki. Że i tak wersja
z 1974 roku jest lepsza. Niezależnie
jednak od zapatrywań, remake okazał
się być ilmem spełniającym wszystkie
wymogi potrzebne horrorowi i przywrócił
wiarę w Leatherface’a pozwalając nacie-
szyć się spragnionym dobrego kina ma-
niakom grozy.
Po takim sukcesie nikt się nie zdziwił, gdy
zapowiedziano następną część. Poru-
szenie wywołał fakt, że twórcy chcą za-
prezentować początki Skórzanej Twarzy
i przybliżyć nam jego historię sprzed wy-
darzeń opowiedzianych w części pierw-
szej i remake’u. Kolejne obawy wywołał
fakt, że seria „TCM” to wzloty i upadki,
po każdym dobrym, nieparzystym ilmie,
jego następca okazywał się niewypa-
łem i porażką. Zmiana na stanowisku
reżysera, na którym zasiadł Jonathan
Liebesman, znany ze średniego ilmu
„Darkness Falls” również nie napawała
optymizmem. Jednak wbrew wszyst-
kiemu, w 2006 roku, „Texas Chainsaw
Massacre: The Beginning” spełniła
wszystkie nadzieje, jakie w niej pokła-
dałem. Oś fabuły jest klasyczna, tym ra-
zem śledzimy losy podróżujących przez
Teksas dwóch braci, którzy postanowili
spędzić ostatnie dni lata 1969 roku wraz
z dziewczynami tuż przed wyruszeniem
na wojnę do Wietnamu. Pech chce, że
wdają się w konlikt z gangiem motocy-
klistów. Krótkie starcie doprowadza do
wypadku, na miejscu którego zjawia się
szeryf Hewitt…
tytułowego początku. Wreszcie pozna-
jemy personalia Leatherface’a, jesteśmy
świadkami jego wstrząsających naro-
dzin i smutnego dzieciństwa. Co równie
istotne, pierwszy raz w historii cyklu za-
dbano o ciągłość i odtwórcy głównych
ról rodziny kanibali to ci sami z wersji
z 2003 roku. Jasnym stało się więc, że
„Początek” opowie ich historię, a nie tę
z wersji oryginalnej. Dowiadujemy się
więc przede wszystkim co pchnęło rodzi-
nę do kanibalizmu, dlaczego Skórzana
Twarz zdecydował się na taki właśnie
żywot (nie brak tu scen, w których widać
walki wewnętrzne bohatera), czy wresz-
cie kim naprawdę jest szeryf Hewitt i kto
tu tak naprawdę jest zły. I tu pojawia się
problem, który podzielił fanów serii. Wielu
z nich zarzuciło, że poza wątkami biogra-
icznymi Leatherface’a ilm nie wnosi nic
nowego do serii. Szczerze mówiąc, nie
rozumiem tych zarzutów. Tytuł przecież
mówi wszystko i trudno oczekiwać byśmy
poza wspomnianymi wątkami dostali coś
więcej niż mord i makabrę, bo przecież
właśnie o narodzinach mordercy opowia-
da ta historia. Czyżby ktoś się spodziewał
dramatu psychologicznego? Osobiście
oczekiwałem mocnego kina wyjaśnia-
jącego historię psychopaty i to otrzyma-
łem, możliwe, że gdybym nastawił się
na coś więcej, czułbym się zawiedziony,
możliwe, że twórcy poszli tym samym na
łatwiznę. Nie zmienia to jednak faktu, że
otrzymaliśmy naprawdę dobry i brutalny
ilm z piłą łańcuchową w roli głównej,
a tym samym mój apetyt na dalsze części
znacznie się zaostrzył.
Jak się można domyślić, dalszy ciąg to
bezkompromisowy teatr okrucieństwa,
w którym nie szczędzi się oiar ale i wy-
obraźni widza. Krew leje się strumienia-
mi, niezwykle sugestywnie wypadają
efekty gore. Malkontenci ponarzekają, że
to wszystko już było, ale nigdy dotąd tak
brutalnie przedstawione. Ponadto, naj-
ważniejsze jest przecież przedstawienie
272533478.005.png
Co ciekawe, dźwiękowe tło do swojego il-
mu stworzył sam Hooper, wraz z pomocą
perkusisty Weyne Bella (użył on tu wiele
niekonwencjonalnych instrumentów per-
kusyjnych takich, jak np. garnki). Wsłu-
chując się w te dźwięki nie odczuwamy, iż
była to chęć oszczędzenia na budżecie,
ale przemyślana decyzja artystyczna.
Brak jakiejkolwiek melodyjnej muzyki
podczas seansu, powodował jeszcze
większe wyalienowanie widzów ze świata
rzeczywistego. Dzisiaj można by przy-
równać ten soundtrack (w pewnych czę-
ściach) do gatunku „drone”, uprawianego
choćby przez grupę Sunn O))). Mowa
o mrocznych, dźwiękowych pejzażach –
przestrzeniach, kreowanych przez nisko
nastrojone gitary, instrumenty buczące,
brzęczące, szepczące itp. Hooper do
tego dokłada dźwięki z ilmu: odgłosy
skrobania, kury, jęki, krzyki, płacz. Tworzy
się dźwiękowy kolaż, ciekawy rodzaj słu-
chowiska radiowego, a raczej słuchowi-
ska dźwiękowego. Najbardziej reprezen-
tatywny jest tutaj utwór „At Dawn They
Feast”, który jest po prostu bezpośrednim
zapisem ścieżki dźwiękowej z ilmu, wraz
z dialogami. Nie znaczy to, że nie ma tu
instrumentalnego podkładu, który podno-
si napięcie w scenie. Nie miało by sensu
wycinanie dialogów, i wrzucanie na płytę
jako osobnego, ilustracyjnego utworu.
oczywiście, tworzeniu się w głowie scen
masakry absolutnej, teksańskiej masakry
mechaniczną piłą łańcuchową!
Właśnie. Ciąg dalszy. Na razie nie ma
żadnych potwierdzonych wieści na te-
mat kontynuacji, ale skoro od trzydziestu
z górą lat Skórzana Twarz potrai przycią-
gnąć do kina miliony widzów o jego przy-
szłość mogę być spokojny. Może martwić
fakt, że w ciągu tylu lat otrzymaliśmy je-
dynie sześć różnej jakości odsłon, jednak
poziom większości z nich ustawia bilans
na plus. Pozostaje więc tylko czekać, kie-
dy znów na ekranach kin zabłyśnie tek-
sańskie słońce przy akompaniamencie
krzyków i piły mechanicznej.
Hooper nie zapomniał jednak o swoistym
motywie głównym, zwykle pojawiającym
się na początku ilmu. Pierwsza scena,
pokazująca zmasakrowane zwłoki na-
kręcona jest z perspektywy aparatu fo-
tograicznego. Ujęcie martwego ciała wi-
doczne jest na ułamek sekundy, po czym
widzimy czerń. Następnie błysk lesza
i znowu widzimy inne ujęcie zwłok, jakby
kolejne zdjęcie robione przez fotografa.
W warstwie dźwiękowej towarzyszy temu
dźwięk migawki aparatu. Jednak jest to
tylko imitacja. Ów dźwięk stworzony za
pomocą (jak podejrzewam) skrzypiec
przywodzi też na myśl skrobanie paznok-
ciami po chropowatej powierzchni. Wraz
z każdym kolejnym „mignięciem” słu-
chaczowi przechodzą ciarki po plecach.
Zastanawiam się czy takich odgłosów nie
wydają właśnie same niepostrzeżenie
przechodzące ciarki! Absolutnie genialne
zastosowanie dźwięku w ilmie.
Na płycie usłyszymy też utwór, którego
słuchają główni bohaterowie jadąc jesz-
cze bezpiecznie samochodem. To „Fool
for a Blond” - kompozycja urodzonego
w Louisianie Rogera Bartletta, gitarzysty
z zespołu bluesmana Jimmy’ego Buffet-
ta. Spokojny utwór w stylu country & blu-
egrass bardzo dobrze wprowadza w ilm.
To ostatnie momenty, w których nasi bo-
haterowi są jeszcze w zwykłym, normal-
nym świecie. Pod koniec, utwór zaczyna
rozwijać się w stronę swobodnej improwi-
zacji, wraz z dowcipnymi wokalizami – to
świetny skrót całej fabuły ilmu, który po-
kazuje stopniowy rozpad i dezintegrację
rzeczywistości przedstawionego świata.
TEXAS CHAINSAW MASSACRE SOUNDTRACK
Podobnie jest z „A Room of Feathers and
Bones”, gdzie słyszymy zapis dźwiękowy
jednej z ostatnich scen pokazujących
ucieczkę głównej bohaterki przed wyjącą
piłą mechaniczną. Jeśli słuchamy tego
wieczorem, wrażenie jest piorunujące
i trudno znieść tę radiową makabrę do
końca. Wyobraźnia słuchacza pracuje
i dopowiada obrazy, które w ilmie nie
były widoczne. A takie dźwięki sprzyjają,
W przypadku Teksańskiej masakry z 1974
roku, trudno pisać o muzyce ilmowej, to
zdecydowanie ścieżka dźwiękowa. Mamy
tutaj zbiór odgłosów z ilmu połączonych
z dziwacznymi dźwiękami, generowany-
mi na przeróżnych instrumentach.
opowiada o tragedii, jaka spotkała piątkę
młodych ludzi. I już jesteśmy w tym świe-
cie. Atmosferze sprzyja odpowiedni głos
narratora – spokojny i rzeczowy. Jest nim
John Larroquette, aktor drugiego planu,
który tak się spodobał Hooperowi, że za-
trudnił go w podobnej roli w poźniejszym
thrillerze s-f „Lifeforce”.
Przygodę rozpoczyna lektor, który w il-
mie czytał: ilm, który zaraz zobaczycie,
272533478.006.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin