Herbert James - Mgła.pdf

(2263 KB) Pobierz
Herbert James-Mgła
JAMES
HERBERT
Prze ł o ż y ł : MACIEJ GOCMAN
Tytuł oryginału:
THE FOG
Ilustracja na okładce:
TOM HALLMAN
Opracowanie graficzne:
ADAM OLCHOWIK
Redaktor:
EWA PIOTRKIEWICZ
Redaktor techniczny:
JANUSZ FESTUR
Copyright © 1975 by Graham Masterton
For the Polish edition Copyright © 1992 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-85423-57-5
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1992. Wydanie I
Skład: Zakład Fototype w Milanówku
Druk: Pilskie Zakłady Graficzne Sp. z o.o.
Rozdzia ł pierwszy
Wioska zacz ęł a powoli otrz ą sa ć si ę ze snu i budzi ć do ż y- cia. Powoli, poniewa ż nic nigdy nie dzia ł o si ę w tej
cz ęś ci Wiltshire w po ś piechu; czas nie mia ł tu ż adnego znaczenia od wieków. Przybysze ł atwo poddawali si ę
spokojnej atmo- sferze tutejszego ż ycia i czuli si ę w niej zadowoleni i bezpie- czni. Niespokojni duchem
m ł odzi ludzie nigdy nie zagrzewali tu miejsca, ale zawsze pami ę tali koj ą cy spokój wsi i równie cz ę sto za
nim t ę sknili. Rzadki turysta trafia ł tu przez przypa- dek i zachwyca ł si ę niedzisiejszym urokiem tego
skrawka l ą du. Wystarcza ł o mu kilka minut, aby pozna ć osobliwy czar tej wioski, po czym rusza ł dalej,
wzdychaj ą c za jej spokojem, nie bez obawy jednak, ż e spokój ten móg ł by go znudzi ć .
Jessie otworzy ł a swój sklep spo ż ywczy dok ł adnie o ósmej trzydzie ś ci, jak zawsze zreszt ą przez ostatnich
dwadzie ś cia lat. Jej pierwsza klientka, pani Thackery, nie zjawi si ę na pewno przed ósm ą czterdzie ś ci pi ęć ,
ale Jessie nigdy nie przysz ł o na my ś l, by zerwa ć z wieloletnim zwyczajem wcze- snego otwierania sklepu.
Nawet gdy umar ł Tom, jej m ąż , sklep zosta ł otwarty punktualnie o ósmej trzydzie ś ci, a pod- czas jego
pogrzebu dwa dni pó ź niej by ł zamkni ę ty tylko przez godzin ę , mi ę dzy dziesi ą t ą a jedenast ą . Jessie lubi ł a
poranne pogaduszki z pani ą Thackery, która zagl ą da ł a do niej nawet
5
wtedy, gdy nie robi ł a zakupów. Jessie znalaz ł a w niej podpo-
r ę po ś mierci Toma. Pani Thackery przychodzi ł a codziennie,
by wypi ć z Jessie porann ą fili ż ank ę herbaty. Nigdy si ę nie
nudzi ł y, sp ę dzaj ą c czas na plotkach; jeden temat móg ł zaj-
mowa ć je przez dwa tygodnie, a nawet trzy - je ś li zdarzy ł a si ę
w wiosce jaka ś ś mier ć .
Pomacha ł a panu Papworthowi, rze ź nikowi z naprzeciwka, który w ł a ś nie zamiata ł chodnik ko ł o swojego
sklepu. Mi ł y cz ł owiek, ten pan Papworth. O wiele milszy, odk ą d opu ś ci ł a go ż ona. Wydarzenie to wywo ł a ł o
we wsi pewne poruszenie, ale te ż nikt nie by ł specjalnie zdziwiony, gdy po sze ś ciu la- tach ma łż e ń stwa pani
Papworth odesz ł a. Nie pasowa ł a do niego. By ł a zbyt m ł oda, zbyt frywolna, nie mog ł a znie ść spo- kojnego
ż ycia. Przywióz ł j ą ze sob ą z wakacji sp ę dzonych w Bournemouth. I po tych wszystkich latach, kiedy ka ż dy
by ł pewien, ż e zostanie ju ż na zawsze starym kawalerem, on obwie ś ci ł wszem i wobec, ż e si ę ż eni.
Obydwoje od pocz ą tku wiedzieli, ż e nic z tego ma łż e ń stwa nie b ę dzie, ale on posta- nowi ł spróbowa ć . No,
ale to by ł o dawno temu. Jego wizyty przez ulic ę powtarza ł y si ę coraz cz ęś ciej i wszyscy we wsi nabrali
443573886.002.png
przekonania, ż e wcze ś niej czy pó ź niej dojdzie do po łą czenia si ę obu sklepów we wspólny interes rodzinny.
Nie by ł o jednak po ś piechu - wszystko si ę kiedy ś samo u ł o ż y.
- Tak - odpar ł Freddy, wyci ą gaj ą c szyj ę , by popatrze ć na stoj ą ce na pó ł kach s ł oje ze s ł odyczami.
- Dzie ń dobry, pani Bundock!
Jej rozmy ś lania przerwa ł y dwa m ł ode cienkie g ł osiki.
Spojrza ł a w dó ł i u ś miechn ęł a si ę do ma ł ego Freddy'ego
Graviesa i jego jeszcze mniejszej siostry Clary.
- Cze ść , maluchy. Ju ż do szko ł y?
- A jak ty si ę czujesz, Claro? - Jessie u ś miechn ęł a si ę do
pi ę ciolatki, która dopiero co zacz ęł a chodzi ć do szko ł y.
- Dzi ę kuj ę pani, dobrze - us ł ysza ł a nie ś mia łą odpowied ź .
- Jestem zaskoczona, ż e tu dzisiaj jeste ś cie. Zawsze do-
stajecie kieszonkowe w sobot ę , czy ż nie tak?
6
- Tak. Ale wczoraj wyczy ś cili ś my tacie wszystkie buty, no
i da ł nam co ś za to - zabrzmia ł a odpowied ź u ś miechni ę tego
Freddy'ego. Ich ojciec, policjant w pobliskim miasteczku, by ł
szorstki w mowie, ale mi ł y, kochaj ą cy t ę swoj ą dwójk ę , cho ć
post ę powa ł z nimi twardo.
- No, a co chcieliby ś cie sobie kupi ć ? - zapyta ł a Jessie,
wiedz ą c, ż e szkraby nie maj ą zbyt wiele pieni ę dzy. - Lepiej
si ę po ś pieszcie, bo nie zd ąż ycie na autobus!
Clara wskaza ł a na cukierki po pensie, a Freddy skin ął
g ł ow ą na znak aprobaty. - Po trzy, poprosz ę - powiedzia ł .
- Dobrze. Wiecie co, cukierki po pensie s ą ta ń sze w po-
niedzia ł ki. Dostaniecie dzisiaj po cztery dla ka ż dego za równe
sze ść pensów.
Ich twarze rozpromieni ł y si ę , gdy si ę gn ęł a do s ł oja i wyj ę -
ł a s ł odycze.
- Dzi ę kujemy - powiedzia ł a Clara, wk ł adaj ą c trzy cukier-
ki do kieszeni, po czym natychmiast zacz ęł a odwija ć czwarty.
Freddy poda ł Jessie pieni ą dze, wzi ął swoje cztery i poszed ł w
ś lady siostry.
- No to pa! Bawcie si ę dobrze! - krzykn ęł a jeszcze za ni-
mi, gdy wybiegali ze sklepu, trzymaj ą c si ę za r ę ce.
- Cze ść , Jessie! - Listonosz stawia ł rower za drzwiami
sklepu.
- Hej, Tom. Masz co ś dla mnie?
- Lotniczy, pewnie od syna? - powiedzia ł , wchodz ą c do
ś rodka. - B ę dziemy chyba znowu mieli ł adny dzie ń . Co za
pi ę kne, czyste niebo. - Podaj ą c niebiesko-czerwon ą kopert ę ,
spostrzeg ł , ż e cie ń smutku przemkn ął przez jej twarz. Przy-
najmniej tak mu si ę wydawa ł o. - To ju ż prawie rok, odk ą d
jest w wojsku, prawda?
Przytakn ęł a, studiuj ą c znaczki na kopercie.
- Co tam, Jessie. Nie mog ł o by ć inaczej. Taki m ł ody
ch ł opak jak on nie potrafi ł by sp ę dzi ć ż ycia przykuty do tej
wioski, czy ż nie mam racji? Chcia ł pozna ć wielki ś wiat.
Andy zawsze pragn ął by ć samodzielny, nigdy nie móg ł
usiedzie ć na miejscu. To jego najlepsze lata!
7
Znowu kiwn ęł a g ł ow ą i westchn ęł a, otwieraj ą c kopert ę .
- Tak, chyba masz racj ę . Ale ja tak za nim t ę skni ę . To jest
taki dobry ch ł opiec.
Listonosz sk ł oni ł g ł ow ę i wzruszy ł ramionami.
-
No, to do jutra, Jessie. Musz ę i ść .
-
Tak. Cze ść , Tom. - Jessie roz ł o ż y ł a cienki niebieski pa-
443573886.003.png
pier i zacz ęł a czyta ć list. Na jej twarzy pojawi ł si ę u ś miech - z
zadowoleniem stwierdzi ł a, ż e Andy'emu dopisuje humor i ż e
ma si ę dobrze.
Nagle poczu ł a zawrót g ł owy, zatoczy ł a si ę na lad ę . Przy ł o-
ż y ł a r ę k ę do czo ł a; mia ł a wra ż enie, ż e ż o łą dek podchodzi jej
do gard ł a. Wtem us ł ysza ł a g łę bokie dudnienie dobiegaj ą ce z
do ł u, spod jej stóp. Pod ł oga zacz ęł a dr ż e ć , zmuszaj ą c j ą do
ponownego z ł apania si ę lady. Dr ż enie przesz ł o w gwa ł towne
dygotanie. S ł oje na pó ł kach zacz ęł y pobrz ę kiwa ć , a pojem-
niczki przesuwa ć si ę z miejsca na miejsce. Dudnienie przy-
biera ł o na sile, pog łę bia ł o si ę . Zdawa ł o si ę rozsadza ć g ł ow ę .
Upu ś ci ł a list i przycisn ęł a obie d ł onie do uszu. Ziemia pod-
skoczy ł a. Jessie straci ł a równowag ę i upad ł a na kolana. Wy-
dawa ł o jej si ę , ż e teraz ca ł y sklep si ę rusza. Wielka szyba
wystawowa p ę k ł a i szk ł o posypa ł o si ę do ś rodka. Pó ł ki run ęł y
na ziemi ę . Ha ł as wzmaga ł si ę i og ł usza ł .
Krzykn ęł a, zacz ęł a przedziera ć si ę do wyj ś cia. Ale gdy tyl-
ko próbowa ł a si ę podnie ść , jaka ś si ł a z powrotem rzuca ł a j ą
na kolana. W ko ń cu doczo ł ga ł a si ę do drzwi. Pcha ł j ą po-
tworny strach przed zawaleniem si ę na ni ą stropu. Jej cia ł o
zacz ęł o wibrowa ć , a powtarzaj ą ce si ę wstrz ą sy co chwila od-
rywa ł y j ą od pod ł ogi.
Przeczo ł ga ł a si ę przez próg i wyjrza ł a na drog ę przebie-
gaj ą c ą przez wiosk ę . Widok, jaki ukaza ł si ę jej oczom, by ł
przera ż aj ą cy.
Listonosz sta ł po ś rodku drogi, przyciskaj ą c do siebie ro-
wer. Wtem u jego stóp pojawi ł a si ę wielka rysa i ziemia roz-
st ą pi ł a si ę , poch ł aniaj ą c go w mgnieniu oka. Czarna rozpa-
dlina przemkn ęł a jak w ąż wzd ł u ż ulicy. Obejmuj ą c si ę kur-
czowo, stali tam ma ł y Freddy i Clara, nie mog ą c wykona ć
8
jakiegokolwiek ruchu. P ę kni ę cie przesun ęł o si ę w kierunku
pani Thackery, która bieg ł a do sklepu Jessie. Nagle wyda ł o
si ę , ż e wioska zosta ł a przedarta na dwie cz ęś ci. Gdy ziemia
rozwar ł a si ę jak gigantyczne ziewaj ą ce usta, droga znikn ęł a.
Jessie spojrza ł a na drug ą stron ę ulicy i zd ąż y ł a uchwyci ć
wyraz przera ż enia na twarzy pana Papwortha w chwili gdy
po ł yka ł a go ziemia, wraz z ca ł ym rz ę dem sklepików i domów
za jego plecami.
Rozdzia ł drugi
John Holman zm ę czonym ruchem zmieni ł biegi i pokona ł
zakr ę t w ą skiej polnej drogi. By ł nieogolony, ubranie mia ł
wci ąż wilgotne od porannej rosy. Próbuj ą c znale źć miejsce
do spania, pó ł ostatniej nocy sp ę dzi ł w zaro ś lach, niezauwa-
ż ony przez patrole armii prowadz ą cej manewry na rozleg ł ej,
ukrytej cz ęś ci Równiny Salisburskiej. Obszar ten nale ż a ł do
Ministerstwa Obrony i osoby nieupowa ż nione schwytane na
tym terenie traktowano z ca łą surowo ś ci ą . Nie mo ż na by ł o
tam znale źć si ę przez przypadek - wyklucza ł y to wysokie
ogrodzenia i liczne tablice ostrzegawcze. Mur okala ł ten te-
ren na przestrzeni wielu kilometrów, a g ę sto rosn ą ce drzewa
i zaro ś la skutecznie zas ł ania ł y to, co by ł o po jego drugiej
stronie.
Holman wzdrygn ął si ę na my ś l o niebezpiecze ń stwie i
niewygodach, jakich do ś wiadczy ł , staraj ą c si ę ukry ć swoj ą
obecno ść , pomimo ż e te ż przecie ż pracowa ł dla rz ą du. Idio-
443573886.004.png
tyczne by ł o to, ż e dwa ministerstwa - Obrony i Ochrony Ś ro-
dowiska Naturalnego, nie tylko unika ł y wspó ł pracy, ale
ukrywa ł y przed sob ą informacje, jak gdyby by ł y dwoma ob-
cymi pa ń stwami. On sam zosta ł przydzielony do nowego
dzia ł u utworzonego przez Ministerstwo Ochrony Ś rodowiska
w celu badania wszystkiego - pocz ą wszy od zatrutych rzek, a
sko ń czywszy na wybuchach epidemii. By ł a to komórka spe-
cjalna, poniewa ż prawie zawsze dochodzenie prowadzono
10
w tajemnicy. Je ż eli jaka ś firma by ł a podejrzana o nielegalne
wyrzucanie niebezpiecznych odpadów przemys ł owych do
morza, rzeki czy te ż na wysypiska, a normaln ą drog ą nie
mo ż na by ł o zdoby ć na to ż adnego dowodu, wówczas wysy ł a-
no Holmana, by przeprowadzi ł ś ledztwo.
Zazwyczaj dzia ł a ł w pojedynk ę , cz ę sto ukrywaj ą c swoj ą
to ż samo ść . Bywa ł o, ż e podejmowa ł prac ę zwyk ł ego robot-
nika, chc ą c dosta ć si ę do jakiej ś fabryki w poszukiwaniu po-
trzebnych informacji. Pracowa ł w szpitalu, w zak ł adzie dla
psychicznie chorych, na ma ł ej do ś wiadczalnej farmie, w fir-
mach prywatnych i w instytucjach rz ą dowych, w ę sz ą c u ź ró-
de ł za dowodami podejrzanych praktyk. Jego wielkie zmar-
twienie stanowi ł fakt, ż e dochodzenie w ujawnionych przez
niego wypadkach ł amania prawa nie zawsze by ł o prowadzo-
ne do ko ń ca. Gdy winnymi okazywali si ę cz ł onkowie rz ą du
albo ludzie biznesu, wiedzia ł , ż e szanse ich ukarania s ą nik ł e.
Maj ą c trzydzie ś ci dwa lata, Holman by ł wci ąż m ł ody; wystar-
czaj ą co m ł ody, by czu ć si ę ź le, widz ą c u prze ł o ż onych brak
zdecydowania w dzia ł aniu, poniewa ż sam ryzykowa ł du ż o
szukaj ą c dowodów, o które prosili.
Stosowa ł ż ne sposoby dla osi ą gni ę cia swoich celów i
nieraz powa ż nie narusza ł prawo, wywo ł uj ą c panik ę w ś ród
prze ł o ż onych, którzy byli oczywi ś cie poinformowani o jego
poczynaniach. Ostatnim zadaniem Holmana by ł o zbadanie
obszaru nale żą cego do Ministerstwa Obrony, wykorzys-
tywanego na potrzeby wojskowe i chronionego ustaw ą o
zachowaniu tajemnicy pa ń stwowej. Ten wielki pas l ą du by ł
poligonem ju ż w czasie wojen napoleo ń skich, pó ź niej za ś ,
podczas drugiej wojny ś wiatowej, stanowi ł teren ć wicze ń
armii brytyjskiej. Wi ę kszo ść poligonów znajdowa ł a si ę na
po ł udniu kraju, najbardziej zagro ż onym ewentualn ą inwazj ą .
Holman wiedzia ł , ż e du ż a cz ęść tych obszarów si ę marnuje, a
by ł a to ziemia ż yzna i bogata w zwierzyn ę . W czasach kiedy
urodzajnych gruntów i otwartej przestrzeni jest coraz mniej,
nie mo ż na sobie pozwoli ć na takie marnotrawstwo. Minister-
stwo Obrony wykorzystywa ł o jako poligony ponad siedemset
11
pi ęć dziesi ą t tysi ę cy akrów ziemi, jego ministerstwo za ś żą da-
ł o zwrotu co najmniej trzydziestu tysi ę cy akrów. Minister-
stwo Obrony mia ł o wprawdzie uzasadnione powody, by zaj-
mowa ć wi ę ksz ą cz ęść tych prywatnych gruntów, ale istnia ł y
w ą tpliwo ś ci, czy wszystkie te ziemie s ą mu rzeczywi ś cie nie-
zb ę dne.
Oba ministerstwa prowadzi ł y ju ż na ten temat rozmowy,
ale do wiadomo ś ci publicznej nie podano ż adnych infor-
macji. Tak wi ę c Holmanowi przydzielono zadanie spraw-
dzenia, ile tej ziemi jest wykorzystywane i w jakim celu.
Wojna pomi ę dzy dwoma instytucjami tego samego rz ą du
443573886.005.png
wydawa ł a mu si ę ś mieszna, ale przyjmowa ł to jako smutn ą
konieczno ść .
Unikaj ą c patroli, ostatnie dwa dni sp ę dzi ł na robieniu
zdj ęć i zbieraniu danych o tym wielkim obszarze le ś nym
Równiny Salisburskiej, stanowi ą cym w ł asno ść Ministerstwa
Obrony. Gdyby zosta ł na tym przy ł apany, konsekwencje by-
ł yby nieprzyjemne, ale zdawa ł sobie spraw ę z ryzyka, i to go
nawet podnieca ł o. Jego pracodawcy wiedzieli o tym i cz ę sto
wykorzystywali t ę cech ę jego charakteru oraz gotowo ść po-
dejmowania ryzyka i odpowiadania na trudne wyzwania.
Po pokonaniu zakr ę tu oczom Holmana ukaza ł a si ę wio-
ska. Oto jedna z tych niewielkich, ma ł o znanych wsi po ł o ż o-
nych na Równinie, stwierdzi ł . Mo ż e móg ł bym zje ść tu ś nia-
danie?
Podjecha ł bli ż ej i wówczas zaalarmowa ł o go dziwne dr ż e-
nie. Po chwili us ł ysza ł ci ęż ki, dudni ą cy d ź wi ę k, a samo-
chodem zacz ęł o ko ł ysa ć . Gdy dotar ł do g ł ównej ulicy, wi-
doczno ść by ł a tak s ł aba, ż e nie móg ł jecha ć dalej. Ale to, co
pomimo wszystko zobaczy ł , by ł o trudne do poj ę cia.
Wielkie p ę kni ę cie w ziemi pojawi ł o si ę dok ł adnie na
wprost jego wozu, po czym zacz ęł o powi ę ksza ć si ę wszerz i
wzd ł u ż , zbli ż aj ą c si ę do niego. Mimo przera ż enia zd ąż y ł jesz-
cze zauwa ż y ć dwójk ę dzieci oraz kobiet ę i m ęż czyzn ę z rowe-
rem na chwil ę przed rozwarciem si ę ziemi. Wszyscy oni
znikn ę li w czarnej otch ł ani. Sklepy po lewej jego stronie
12
zacz ęł y si ę osuwa ć w powi ę kszaj ą c ą si ę dziur ę . Us ł ysza ł og ł u-
szaj ą cy huk - to rozst ę powa ł si ę grunt, wydaj ą c odg ł os po-
dobny do uderzenia gromu. Obserwuj ą c te straszne sceny,
Holman zauwa ż y ł , ż e ziemia pod jego samochodem te ż za-
czyna si ę zapada ć . Otworzy ł drzwi, ale by ł o ju ż za pó ź no: wóz
zako ł ysa ł si ę i zacz ął si ę osuwa ć . Drzwi zatrzasn ęł y si ę i
Holman by ł jak w pu ł apce.
Przez chwil ę samochód wisia ł zaklinowany, a gdy p ę k-
ni ę cie poszerzy ł o si ę , ponownie zsun ął si ę do przodu.
Holman wpad ł w panik ę i krzykn ął z przera ż enia. Spada ł w
ł i tylko nierówne ś ciany ziemi ratowa ł y pojazd przed swo-
bodnym spadkiem. Po paru sekundach, które wydawa ł y si ę
wieczno ś ci ą , samochód zatrzyma ł si ę : Holman siedzia ł wci-
ś ni ę ty w kierownic ę i gapi ł si ę prosto w dó ł , w czarn ą prze-
pa ść . Zamar ł z przera ż enia; by ł sparali ż owany potworno ś ci ą
tego, co si ę dzia ł o. Powoli jednak odzyskiwa ł zdolno ść my-
ś lenia. Najprawdopodobniej znajdowa ł si ę na kra ń cu rozpa-
dliny, w miejscu gdzie by ł a ona najw ęż sza. Gdyby si ę tylko
troch ę poszerzy ł a, samochód osun ął by si ę w ciemn ą otch ł a ń .
Spróbowa ł spojrze ć do góry, ale nie móg ł przebi ć si ę wzro-
kiem przez wiruj ą ce tumany py ł u.
Panika zmusi ł a go do dzia ł ania. Rozpaczliwie odepchn ął
si ę od kierownicy, ale zbyt gwa ł towny ruch spowodowa ł nie-
bezpieczne osuni ę cie samochodu o dalsze pó ł metra. Krztu-
sz ą c si ę opanowa ł si ę ca łą si łą woli. Do jego uszu dociera ł
tylko rumor wal ą cych si ę domów, brz ę k szk ł a i szum osuwa-
j ą cej si ę ziemi. Ze zdwojon ą ostro ż no ś ci ą zacz ął przesuwa ć
si ę w stron ę tylnego siedzenia. Zamar ł , gdy wóz znowu
drgn ął , lecz tym razem zaraz si ę zatrzyma ł . Wytrwa ł bez ru-
chu kilka chwil, które wydawa ł y si ę ci ą gn ąć w nie-
sko ń czono ść , po czym podj ął prób ę raz jeszcze.
443573886.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin