Sacre Coeur [Dziecko Bogów].doc

(138 KB) Pobierz
Tytuł: Sacre Coeur

Tytuł: Sacre Coeur

Rozdziały: 1

Gatunek: "Obrazy rzeczywistości"

Kategoria: PG-13

Status: zakończone

 

 

Tosiek zamknął za sobą drzwi i z cichym westchnieniem oparł się o nie. Zacisnął oczy i przysłonił dłonią drżące usta. Po chwili zsunął rękę i poluzował krawat ciasno oplatający szyję. Przygryzł wargę i uśmiechnął się delikatnie, prawie niezauważalnie. Poczuł jak schodzi z niego ciśnienie, jak ciężar który nosił tyle miesięcy opada jakby nic nie ważył. Nie rozwiązując sznurówek ściągnął buty, przechodząc przez salon rzucił na fotel czarną marynarkę. Obszedł ceglany filar dookoła i znalazł się w jasnej, przestronnej kuchni. Na wyspie na środku stał dzbanek z kawą - tak jak go zostawił rano. Nalał sobie kubek i wstawił do mikrofali na pół minuty. Rozpiął guziki od koszuli i zsunął ją z ramion. Rozsunął zasłony w sypialni i odstawiwszy kubek na stolik położył się na łóżku. Włączył telewizor i chwilę skakał po kanałach. Zatrzymał się na programie przyrodniczym. Odłożył pilota i przewrócił się na bok. Oparł głowę na ręce i oglądał. Nawet nie zauważył kiedy zamknęły mu się powieki. Pozbył się całej adrenaliny i bezsilnie opadł w błogość.

Ledwo rozbudzony mężczyzna z całej siły starał się otworzyć oczy. Ciepły oddech i delikatna wilgoć otoczyła jego nagi bark. Obrócił głowę i zobaczył całującą go, naznaczoną pierwszymi, drobnymi zmarszczkami twarz. Uniósł rękę i delikatnie dotknął jego policzka.

- Długo tu jesteś? - Zapytał chropowatym, zaspanym głosem zsuwając się niżej na poduszkach.

- Na tyle długo, żeby znudzić się twoim spaniem.

Michael kiwał głową na boki i potargał sobie grzywkę, która zbytnio przylgnęła do czoła. Tosiek podniósł się i wgramolił na kolana drugiego.

- Nawet nie zapytasz jak mi poszło?

Spytał ze skwaszoną miną próbując nie myśleć tylko o całowaniu tych idealnie wykrojonych ust (co gwoli szczerości, od pierwszego spotkania nie szło mu łatwo).

- Nie muszę. Wiem, że obroniłeś.

- Taaak? A skąd?

- Od początku wiedziałem że ci się uda ...I nawet mam dla ciebie prezent.

Mężczyzna natychmiast ożywił się jeszcze bardziej. Usiadł na piętach i radośnie podskakiwał i szykował się do łaskotkowego ataku na Michaelu.

- Gdzie jest?

- Nie mogę ci go dać.

- Przecież jest dla mnie!

Tosiek rzucił się na mężczyznę i przygwoździł go do łóżka. Nachylił się nad nim, tak, że jego włosy dotykały nosa Francuza. Młodszy przyłożył swoje usta do drugich i przesuwał po nich językiem. Zmrużył oczy i złożył buzię w ciup.

- Oczywiście, że dla ciebie, ale nie dam ci go, bo go tu nie ma.

- No to po niego jedźmy!

 

Mężczyźni siedzieli już w samochodzie od godziny. Tosiek co jakiś czas próbował namówić Michaela do tego, żeby pozwolił mu ściągnąć opaskę z oczu. Cierpliwość nie należała do jego mocnych cech. Już po raz enty westchnął przeciągle pocierając ręką policzek.

- Michaeeel

- Tosiek, koniec. Jeżeli od teraz do kiedy się zatrzymamy, odezwiesz się chociażby słowem to zapomnij o prezencie. Rozumiemy się?

- No dobrze...

Tosiek zmarszczył brwi w zdziwieniu. Dlaczego on się tak szybko zirytował, przecież to były bardziej żarty i to delikatne. Młodszy wzruszył ramionami i poprawił opaskę opadającą na nos. Oparł się głową o szybę i postanowił spokojnie czekać. Po kilku minutach silnik zgasł i Tosiek usłyszał trzaśnięcie drzwiami, po chwili chłód ogarnął jego ciało, odpiął pasy i obrócił się bokiem. Postawił nogi na ziemi, kamyczki rozsypane na ścieżce zachrobotały. Nie wiedział, czy już może się odezwać, ale wolał nie ryzykować. Na tyle znał Michaela, że był pewien tego, że prezent dostanie tak czy siak, ale nie chciał denerwować mężczyzny. Delikatnie uśmiechnął się, kiedy poczuł na kolanach dłonie.

- Przepraszam, nie chciałem na ciebie nakrzyczeć. To w końcu twój dzień.

- Nic się nie stało.

Wysiadł z samochodu i czekał dopóty Michael nie chwycił jego ręki. Ufnie dał się prowadzić, przed siebie. Ostrożnie wykonywał wskazówki typu "uważaj, stopień". Zatrzymał się przed, jak mu się wydawało, wejściowymi drzwiami do jakiegoś budynku. Usłyszał zgrzyt zamka i ponaglony przez towarzysza przekroczył próg. W pomieszczeniu cicho pracowała klimatyzacja, a ponieważ wszędzie panowała cisza, Tosiek nie potrafił poznać gdzie się znajdują.

- Jeszcze kawałeczek.

Ciepły oddech omiótł jego ucho. Wzdrygnął się, niespodziewawszy się tego. Musiał przyznać sam przed sobą, że troszkę się denerwuje. Nie miał pojęcia gdzie jest, co będą tu robić, po co przyjechali. Ufał Michaelowi, ale czuł się ździebko niepewnie. Nagle znowu się zatrzymali i ponownie wyszli na zewnątrz. Mężczyzna prowadził młodszego jeszcze kilka kroków, po czym odwrócił go o 180'.

- Gotowy?

Tosiek kilka razy, pewnie, kiwnął głową i ściągnął sobie z oczu opaskę. Stali w wielkim ogrodzie, a przed ich oczami rozciągała się przepiękna willa. Tosiek zamrugał i zamknął rozdziawione usta zasłaniając je dłonią. Obrócił głowę i popatrzył na Michaela z niedowierzaniem. Jakiś miesiąc temu przejeżdżali obok tego domu i Tosiek z rozmarzeniem stwierdził, że to byłoby obłędne miejsce na klinikę weterynaryjną. Wtedy Michael stwierdził, że najpierw trzeba skończyć studia, a potem zakładać kliniki. Teraz stał w... matko... to można właściwie nazwać parkiem! Stał tu i próbował zebrać się do wypowiedzenia czegokolwiek. Francuz uprzedził go.

- No i jak podoba ci się?

- Boże, Michael, podoba!? To.. to moje?

Zapytał jakby dla pewności. Wolał nie robić z siebie głupka wpadając do czyjegoś domu śmiejąc się opętańczo. Michael skinął i objął się ramionami. Palcem pokazał szklane drzwi prowadzące do środka i z niewypowiedzianym pytaniem podszedł bliżej Tośka. W jednej chwili oboje znaleźli się w wielkim gabinecie. Omijając drzwi do kuchni przeszli do holu i znaleźli się w przeszklonej recepcji. Dwie pary schodów prowadziły na pięknie wyremontowane poddasze przystosowane jako sala pooperacyjna. Tosiek prawie krzyknął z zachwytu kiedy na przeciwnej ścianie zobaczył windę. Michael wyjaśnił mu, że prowadzi ona prosto z parteru, gdzie są dwie sale operacyjne, tu i na dół, do hotelu dla zwierząt. Tosiek prawie piszczał z radości zaglądając za każde drzwi. Zwiedził gabinety, wszystkie sale, obleciał cały park chyba ze dwa razy i dopiero kiedy zmęczony wbiegł do swojego biura (bardzo podobało mu się to określenie) usiadł na biurku, naprzeciwko bujającego się lekko w dyrektorskim fotelu Michaela i spoważniał. Przyciągnął nogą mężczyznę i chwycił w dłonie jego ręce.

- Michael, tu jest pięknie, cudownie i ja zawsze o czymś takim marzyłem

- Cieszę się

- Proszę nie przerywaj. No bo ja marzyłem, ale... ale ciebie to musiało kosztować majątek! Sam dom jest warty fortunę, nie mówię o sprzęcie. Mogę to przyjąć, ale tylko pod warunkiem, że oddam ci połowę kwoty, którą w to wsadziłeś.

Mężczyzna spokojnie zapalił papierosa i zaciągnął się z nieukrywaną satysfakcją. Wstał z fotela i podszedł do dużego okna. Oparł się o szybę i po chwili roześmiał się cicho.

- Żeby mnie spłacić, musiałbyś tu pracować całą dobę, przez jakieś dwadzieścia lat, a i tak nie jestem pewien czy by starczyło.

Tosiek jęknął i schował twarz w dłonie.

- Słuchaj mały, to ile mnie to kosztowało, to moja sprawa. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, tak się tu mówi nie? No więc daj spokój. Przez miesiąc ta klinika absorbowała mnie niemal w stu procentach, przystosowanie wszystkiego, komisje, rozmowy kwalifikacyjne

- Pracowników też zatrudniłeś?!

- Tylko administracyjnych. Lekarzy zostawiłem w twojej gestii... szefie.

Tosiek zeskoczył z biurka i podszedł do Michaela. Wtulił się w jego plecy z całej siły. Mężczyzna odwrócił się i przycisnął młodszego do siebie. Tosiek otworzył oczy, które do tej pory trzymał zaciśnięte. Kilka łez potoczyło cię po gładkim policzku. Byli tego samego wzrostu więc Michael oparł się o jego czoło i wierzchem dłoni starł kropelki. Tosiek przechylił głowę i najczulej jak umiał pocałował mężczyznę. Michael oblizał usta i uniósł jeden kącik do góry w ironicznym uśmieszku.

- Nie ma za co maleństwo. Nie ma za co.

 

Michael podniósł się po pościel skotłowaną w nogach łóżka. Nakrył towarzysza, który od jakiejś pół godziny smacznie spał. Głębokie wdechy unosiły wysoko jego pierś. Otwarte usta głośno wciągały powietrze i lekko przymykały się kiedy klatka Tośka opadała. Francuz jakby przeszyty nagłym skurczem odwrócił głowę i wykrzywił się w bólu. Położył się plecami do mężczyzny i naciągnął kołdrę bardzo wysoko. Nie czekał długo kiedy drugie ciało w półśnie przysunęło się bliżej i z cichym mruknięciem wtuliło w jego barki.

- Odsuń się, gorąco mi.

Poruszył się, starając się delikatnie strząsnąć z siebie oplatające go ramiona. Usłyszał tylko westchnienie zawodu i poczuł jak materac ugina się i po chwili zobaczył zaspaną postać Tośka idącą do przysypialnianej łazienki. Michael skorzystał z nadarzającej się okazji i szybko zamknął oczy i udawał, że w mgnieniu oka opadł w ramiona Morfeusza. Kiedy Tosiek wrócił stanął w progu i przez moment patrzył na nagie ciało oświetlone tylko przez poświatę latarni, wpadającą przez okno. Pociągnął nosem przechodząc na czworaka przez śpiącego mężczyznę, wgramolił się na swoją połowę. Oczywiście nic nie zrobił sobie z usłyszanej przed chwilą uwagi i z czułością objął wysportowane ciało w pasie i ułożył usta tuż przy jego karku z błogością wdychając ukochany zapach. Dawno nie czuł się tak lekki w środku. Złapał się na tym, że uśmiecha się sam do siebie. Leciutko pokręcił głową z niedowierzaniem i pocałował starszego mężczyznę w szyję. Francuz wciągnął powietrze ze świstem i zagryzł wargi. Zacisnął pięści na prześcieradle. To nie miało tak być, nie dzisiaj. Wbił wzrok w Księżyc świecący uparcie za drzewami.

Ranek zastał ich wcześniej niż się spodziewali. Budzik dzwonił niemiłosiernie głośno. Tosiek pełen energii na nowy dzień przeciągnął się, niechętnie odklejając się od nadal śpiącego ciała. Wyciągnął nogi spod kołdry i szybko przebiegł do łazienki łapiąc w locie t-shirt i bojówki, które jakimś cudem "same" się wyprały i "same" się schowały do szafy. Włączył radio stojące na szafce i odkręcił wodę. Myjąc zęby próbował zapiąć guzik od spodni. Spojrzał w lustro, uśmiechnął się z aprobatą. Śpiewając jakiś letni przebój z siłą pocisku wleciał do kuchni. Tańcząc przygotował sobie płatki i czekał na pojawienie się Michaela. Po kilku minutach w drzwiach stanął na oko czterdziestoletni, przystojny mężczyzna w zamszowej marynarce i idealnie dopasowanych markowych dżinsach, ku przerażeniu Tośka pod marynarką miał na sobie bardzo, ale to bardzo obcisłą koszulkę. Zapaliwszy papierosa stanął obok Tośka i zmierzył go wzrokiem.

- Mógłbyś się ubrać porządnie, co? Przecież nie masz piętnastu lat.

Tosiek w rewanżu obrzucił Michaela krytycznym spojrzeniem zatrzymując się na chwilę na koszulce wystającej spod rozpiętej marynarki.

- Ty też nie

Zadowolony z przytyku pokazał mu język i wrócił do jedzenia swojego śniadania. Michael pokręcił z dezaprobatą głową; nie miał pojęcia jak on, z tym swoim podejściem do życia poradzi sobie kiedy on... kiedy...

 

 

PÓŁTORA ROKU PÓŹNIEJ

 

Tosiek ziewając przeciągle, wysiadł z windy i nieprzytomnie grzebał w torbie poszukując kluczy. Zanim zdążył je znaleźć na progu stanęła ładna brunetka z wyrazem politowania na twarzy. Owinięta w biały szlafrok frotte, na boso weszła po schodach do kuchni i wstawiła wodę. Po chwili tuż za jej plecami stanął mężczyzna. Objął ją w pasie i położył głowę na drobnym ramieniu.

- Nie musiałaś na mnie czekać.

- Nie czekałam, ale przez Amelię mam tak wyczulony słuch, że słyszałam jak szukasz kluczy.

- Niesssamowita z ciebie kobieta.

- Mhm, wiem.

W mieszkaniu rozległo się ciche popłakiwanie. Ich córka od razu wyczuwała kiedy zostawała sama i wtedy momentalnie się budziła. Oboje zeszli na pierwszy poziom i usiedli przy dziecięcym łóżeczku. Półroczna dziewczynka leżała z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się w nich z bezzębnym uśmiechem.

- Jest cudowna.

Zawyrokował Tosiek, kobieta chwyciła jego dłoń i przytuliła się do jego piersi. Uwielbiała ten jego wewnętrzny spokój i ciepło, które biło od jej męża. Był młody, młodszy nawet od niej, a w oczach miał takie doświadczenie, że czasem wydawało jej się nawet przerażające. Poznali się półtora roku wcześniej w klinice. Wtedy wydawał się taki zgaszony i... pusty. Jakby umarło w nim życie. Zatrudnił ją, razem z kilkoma innymi lekarzami. Dziwiła się, że chłopak zaraz po studiach jest właścicielem takiej przychodni, ale nie pytała. Szybko przekonała się, że Tosiek kocha to co robi i w pełni zasługuje na to, żeby być szefem. Radził sobie i to nawet bardzo dobrze. Po dwóch miesiącach zaczęli się spotykać, potem jej się oświadczył i dziewięć miesięcy potem pojawiła się Amelia. Wszystko działo się w szaleńczym tempie, ale nie miała wątpliwości. Ani przez chwilę się nie wahała. Teraz była szczęśliwą mamą, spełnioną żoną i lekarzem. A jej mąż był cudowny....

- Zapomniałam ci powiedzieć, dzwonił jakiś facet, twierdził, że jest twoim starym znajomym i chciał twoją komórkę, ale powiedziałam, żeby zadzwonił jutro od rana.

- Dobrze. A kto to był?

- Przedstawił się, ale akurat karmiłam małą i jakoś mi wyleciało. Miał bardzo sympatyczny głos i obcy akcent.

- A..akcent?

Tosiek gwałtownie odwrócił głowę. Nie... to nie mógł być on. Przecież on odszedł, zostawił go. Czego mógłby chcieć po takim czasie? Mężczyzna skrzywił się na myśl o tym, że przecież kiedyś obiecał spłatę kliniki. Teraz nie miał takich pieniędzy. Poza tym musiałby powiedzieć Kasi... A tego nie chciał. Kurwa! Oficjalnie dostał dom w spadku, gdyby teraz musiał się wykręcać to... ona by wybaczyła, ale na pewno nie zapomniała. Tosiek zacisnął usta w cienką kreskę i wstał z krzesła. Kasia zdziwiona obserwowała reakcję męża.

- Coś nie w porządku? Wiesz kto to?

Tosiek postanowił iść w zaparte, tak długo jak tylko się da. Spojrzał na zaniepokojoną twarz i uśmiechnął się, delikatnie głaszcząc blady policzek.

- Nie, wszystko ok. po prostu zastanawiam się kto to może być.

- Jutro się okaże.

- Mhm...

 

Mężczyzna tej nocy już nie zasnął. Po głowie cały czas kołatały mu wspomnienia tamtego dnia. Wyrwał się kliniki, bo Michael koniecznie chciał się z nim spotkać. Uwielbiał te obiady, kolacje, lunche, kawy, kochał wszystkie okazje, przy których mógł na swoje kochanie chociaż popatrzeć. Rozpromieniony wszedł do restauracji i od razu go zauważył. Siedział tyłem do drzwi i rozmawiał przez telefon. Tosiek zanim zanurzył się w cieple sali usłyszał za sobą trzaśnięcie pioruna. Wzdrygnął się na samą myśl, że miałby teraz wyjść na ulicę. Niemal płynąc między stolikami podszedł do Michaela i uśmiechnął się promieniście. Usiadł naprzeciwko starszego i bezceremonialnie zrobił łyka z jego kieliszka. Francuz splótł dłonie na wysokości twarzy i zrobił poważną minę.

- Musimy porozmawiać.

- Rozmawiajmy

Tosiek odpowiedział z niesamowitą radością w głosie - tamtego dnia miał wyjątkowo dobry nastrój. Niepostrzeżenie wsunął swoją nogę między kolana Michaela. Uśmiechnął się przebiegle na widok jego lekko zmieszanej twarzy.

- Z nami koniec.

Tosiek cofnął nogę i na chwilę stracił wątek.

- S..słucham?

- Kiedy byłeś w pracy zabrałem z mieszkania wszystkie rzeczy i wyprowadziłem się. Zostawiam ci apartament, w końcu to ty go urządziłeś. Sprawy kliniki są już załatwione do końca, więc o to się nie martw.

- Hej, człowieku! Posłuchaj się! Co ty w ogóle mówisz? Boże, jak to "koniec"!? Zrobiłem coś? Powiedziałem? Jezu...

Oparł czoło na dłoniach i kręcił głową z niedowierzaniem. To jakiś koszmar - myślał - zaraz się obudzę i będzie rano. Przytulę się do niego i będzie ok. Boże... Tosiek starał się uspokoić oddech. Ręka Michaela dotknęła jego przedramienia, ściskając je lekko.

- Uspokój się. Nie rób scen. Właśnie dlatego chciałem się spotkać w miejscu publicznym, żeby tego uniknąć. W domu pewnie rzucałbyś talerzami.

- A dziwisz się do cholery!? Zostawiasz mnie bez słowa! Nie zasługuję nawet na wyjaśnienie? Wyceniłeś mnie na ten pieprzony apartament i klinikę, dziękuję ci serdecznie!

- Nie rozumiem o co ci chodzi. Myślałeś że będę z tobą do usranej śmierci? Że będę ci niańczył całe życie? Chyba nie oczekiwałeś, że padnę ci do stóp i poproszę o rękę.

- Ironia jest tu zbędna. Boże, nie wiedziałem że jesteś taki.

Tosiek odepchnął się od stołu i wstał ściągając na ziemię kieliszek Michaela. Zamknął oczy i wciągnął ze świstem powietrze.

- Nie chcę ani twojego apartamentu ani kliniki. Nie chcę łaski.

- Niestety nie możesz mi ich oddać.

Młodszy mężczyzna odwrócił się na pięcie i spojrzał Francuzowi w oczy. Nie rozumiał i jego wyraz twarzy chyba to właśnie wyrażał bo Michael "pośpieszył" z wyjaśnieniami.

- Kiedy podpisywałeś papiery dotyczące kliniki nie czytałeś wszystkiego dokładnie. W ogóle tego nie czytałeś. - Dodał z przekąsem - Oprócz aktu własności willi podpisałeś też akt własności mieszkania. W obu dokumentach był ustęp mówiący o tym, że nie możesz sprzedać ani oddać ich przez dziesięć lat, bez mojej zgody, albo zapłacisz 5 milionów kary.

- 5 milionów złotych!?

- Dolarów.

 

 

Kasia poruszyła się w jego ramionach niespokojnie, tak jakby wyczuwała jego emocje. Przycisnął ją mocniej do siebie i wyszeptał do ucha coś uspokajającego. W pokoju było tak cicho, że słyszał jak jego córeczka oddycha, leżąc w swoim łóżeczku. Dziękował Bogu za to, że ma ją i Kasię. Kiedyś myślał o tym, co by było, gdyby wtedy, półtora roku temu, nie zatrudnił tej kobiety. Te myśli były bardzo ciemne. Teraz starał się odepchnąć od siebie widmo Michaela, tego, że on zechce zwrotu mieszkania, szpitala, ale najbardziej tego, że wrócą jego tęsknoty. Bał się tego, że kiedy go zobaczy znowu przypomni sobie smak jego ust, znowu zapragnie jego dłoni; a na to nie mógł sobie pozwolić - nie chciał. Kilka miesięcy temu wybuchła afera wokół zamordowanej dziennikarki z jego czasopisma i jakichś samobójców, (dokładnie nie wiedział o co chodzi, bo maleńka Amelia zaprzątała całą jego uwagę) pokazywali wtedy Michaela w telewizji. W pierwszej chwili myślał, że ma halucynacje, ale nie, on był prawdziwy. Był tak samo poważny, tak samo przystojny i czarujący. Patrzył w jego stronę i mówił coś, nie pamięta dokładnie co, a na końcu uśmiechnął się tak zabójczo, jak tylko on potrafił. Przez kilka dni nie mógł się po tym pozbierać. Chodził jak struty i odpowiadał monosylabami. Kasia zaczęła się martwić, że znowu przychodzi coś takiego jak wtedy, gdy go poznała. Tosiek był jednak na tyle odpowiedzialny, że nie chciał zwalać jej na głowę kolejnego kłopotu i z całych sił starał się pozbierać. Chwała Bogu, udało mu się. Nie chciał, żeby to się znowu powtórzyło. Nie chciał przeżywać tego jeszcze raz. Zatopiony w swoich myślach, nawet nie zauważył, że już dosyć dawno zaczęło świtać. Wstał wyskoczyć bo bułki i przyszykował śniadanie. Zapach kawy rozszedł się po całym domu, budząc zaspaną Kasię. Tosiek podszedł do łóżeczka małej i wsadził ją do nosidełka na brzuchu. Jego żona wstała po chwili wyręczając go w opiece nad dzieckiem, a on miał czas, żeby chwilę zająć się sobą. Około dziewiątej w domu rozległ się złowieszczy dzwonek telefonu. Tosiek stał przy lustrze w łazience goląc się i zaciął się, kiedy go usłyszał. Wciągnął głośno powietrze, modląc się w duchu, żeby ów "stary znajomy" zrezygnował z dzwonienia, albo chociaż nie był Nim. Usłyszał jak Kasia podnosi słuchawkę i przez kilka minut rozmawia, nie słyszał dokładnie co mówi, ale zdawało mu się, że wspomina coś o wieczorze. Nie, to zdecydowanie nie mógł być TEN telefon.

- Antek, to do ciebie.

Tosiek poczuł jak ze zdenerwowania skręca mu się w żołądku. Ostatni raz, czuł coś takiego przed obroną magisterki. Okryty tylko ręcznikiem na biodrach, wyszedł do holu i odebrał.

- Antoni Suszko, z kim mam przyjemność?

- Mi się maleńki pytasz z kim masz przyjemność? Galopująca skleroza czy co?

- Kto mówi?

Doskonale wiedział kto mówi. Poznał go już przy pierwszej wypowiadanej literze, przy pierwszym oddechu. Usiadł na podłodze i oparł się plecami o ścianę. Starał się zachować spokój.

- Nie wiesz? Wiesz, na pewno wiesz.

- Czego chcesz?

- Tak witasz przyjaciół po latach?

- Po półtora roku i nie jesteś moim przyjacielem

Palnął głupotę z tym "półtora roku". Pokazał mu, że myśli, że wspomina, pamięta. Pluł sobie w brodę, ale cóż, powiedział, więc tego nie cofnie. Teraz chciał się po prostu dowiedzieć, o co chodzi.

- Skoro tak do tego podchodzisz. Chciałem się z tobą umówić na mieście

- Jeśli chodzi ci o spłatę mieszkania i kliniki to ułatwię ci - nie mam takiej kasy, a w ratach, jak kiedyś byłeś łaskawy mnie poinformować, trwałoby to z pięćdziesiąt lat.

- Jak zwykle, nawet nie dałeś mi dokończyć myśli. Zawsze byłeś w gorącej wodzie kąpany.

- Dobrze więc, słucham. Po co dzwonisz?

- Jak już mówiłem, chciałem się z tobą umówić na mieście, ale twoja urocza żona, zaprosiła mnie na kolację. Podobno robisz świetne sushi?

- C...co zrobiła?

- W skrócie opowiedziałem jej o naszej zażyłej przyjaźni i o długiej rozłące i zaprosiła mnie. Bardzo miła kobieta.

- Jezu coś ty jej powiedział?

Wysyczał do słuchawki prawie szeptem

- Nie bój się. Nic takiego, nie mam zamiaru rozwalać ci małżeństwa. Po prostu musimy pogadać.

- Nasza ostatnia rozmowa skończyła się dość... khm... jak by to nazwać... więc chyba zdajesz sobie sprawę, że nie mam ochoty cię

Zanim zdążył dokończyć rozmówca rozłączył się bez pożegnania. Tosiek poczuł jak oblewa go zimny pot. Ręce zaczęły mu drżeć. Wychylił się i zajrzał do pokoju w którym Kasia pisała coś w jakichś papierach. Zerknęła na niego i przygryzła usta, robiąc przy tym strapioną minę. Tosiek po chwili, w której próbował przybrać miły wyraz twarzy, wstał i podszedł do niej. Usiadł na skraju biurka i odgarnął z jej twarzy włosy. Kobieta spojrzała na niego przepraszająco i przytrzymała jego dłoń przy policzku.

- Nie gniewasz się?

- Za co myszko?

- No za to, że go zaprosiłam. Myślałam, że... bo on tak opowiadał... a z tego co teraz słyszałam to ty go nie za bardzo lubisz. Przepraszam.

- Nic się nie stało. Nie to, że go nie lubię, ale po prostu nasze ostatnie spotkanie wywarło na mnie dość... nieprzyjemne wrażenie.

- Czemu mi o nim nie opowiadałeś?

- Jakoś, nie było kiedy. A co powiedział ci Michael?

- Opowiedział o tym, jak poznaliście się w pociągu i o tym, że pomagał ci wybrać kierunek studiów i wspominał o tym, że jak wyjeżdżał bardzo się pokłóciliście. Chyba byliście dla siebie ważni?

Tosiek miał w gardle wielką gulę. Wiedział, że ona nie pyta o TO. Nigdy by go nie podejrzewała, że on i drugi mężczyzna... Nie to, że nie była tolerancyjna, ale fakt, że jej mąż... Spojrzał na żonę i lekko skinął głową. Pocałował ją delikatnie w skroń i szepnął że idzie do pracy. Przy drzwiach rzucił tylko, że zrobi zakupy i będzie wcześniej, żeby zrobić kolację.

Dzień minął szybko. Za szybko jak na to, żeby w spokoju móc się przygotować do spotkania z Nim. Ze swoją przeszłością i wspomnieniami. Tosiek marszem przemierzał wzdłuż półek w markecie co jakiś czas wrzucając coś do koszyka. Cały czas w głowie kołatała mu jedna myśl - jak zareaguje kiedy go zobaczy. Wracając do domu wstąpił jeszcze do butiku, w którym ostatnio Kasia zachwycała się nad spódnicą. Kupił jej ją, próbując zagłuszyć wyrzuty sumienia.

Kasia kładła na stół ostatnie talerze, kiedy zadzwonił domofon. Tosiek uśmiechnął się do niej znad deski do krojenia i skinął głową w stronę drzwi.

- Otwórz mu, bo ja mam brudne ręce.

Kobieta szybko, ostatni raz rzuciła okiem w stronę lustra i nacisnęła przycisk

- Tak?

- Dobry wieczór, Michael z tej strony.

- Witaj, już otwieram. Windą na piąte piętro.

Po chwili zamek na dole zgrzytnął wpuszczając mężczyznę do środka. Tosiek wytarł dłonie w fartuch, który miał na sobie i wziął na ręce Amelię. Obok lodówki postawił sobie drinka i co jakiś czas od pół godziny robił łyka, tak żeby Kasia nie zobaczyła. Ostatni raz przechylił szklankę i skrzywił się czując mocny smak wódki. Zrobiło mu się trochę lepiej. Zadźwięczał dzwonek i Michael już był z przedpokoju. Tośka oblał zimny pot. On był tak samo cudowny jakim go zapamiętał. Stał kilka kroków przed nim z wielkim bukietem kwiatów, witając się z Kasią i nie widział go. Nagle Amelia zapłakała i wtedy on obrócił w kierunku Tośka głowę. I znowu spojrzał w te mądre, piękne oczy. A Michael wyciągnął ku niemu rękę i nie pozostało mu nic innego jak ją uściskać.

 

Kolacja trwała w przyjaznej atmosferze. Tosiek czuł się w miarę komfortowo mając obok siebie żonę i stół, który oddzielał go od Michaela. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Tosiek zaczynał się przekonywać co do tego, że Francuz ma czyste zamiary

- Michael opowiedział mi przez telefon jak się poznaliście, ale ja nadal nie mogę uwierzyć, że całą drogę z Paryża do Berlina przesiedziałeś mu na kolanach.

Kasia ścisnęła dłoń męża i spojrzała na niego z rozbawieniem. Tosiek zerknął na mężczyznę z odrobiną zmieszania i pokiwał głową.

- Miałem 19 lat i wracałem z pierwszych samodzielnych wakacji. Miałem wykupioną miejscówkę w pociągu

- Ale okazało się, że do komputera wdarł się błąd i ja mam taki sam bilet jak Tosiek.

- Michael usiadł tam pierwszy, ale ja nie chciałem zrezygnować i w końcu kierowany impulsem

- Powiedziałeś mi, że wisi ci co powiem, ale masz zamiar dojechać do Berlina siedząc na tym właśnie miejscu

- No i usiadłem mu na kolana.

- Potem w Berlinie mieliśmy przesiadkę do Poznania i tam dojechaliśmy już normalnie.

Kasia zaczęła śmiać się ze szczerego serca i próbowała złapać oddech. Nie było co ukrywać, widok dwóch naburmuszonych mężczyzn w TAKIEJ pozycji w pociągu musiał być dość szokujący dla pasażerów, a to wyobrażenie było nie mniej zabawne.

- A wy, jak się poznaliście?

Michael wskazał palcem na ich dwójkę. Kobieta otarła łzę i spojrzała na męża.

- Banalnie. Zatrudnił mnie w klinice i po trzech miesiącach oświadczył, że mam zostać jego żoną.

- Faktycznie banalne

Michael mrugnął zalotnie do Kasi i uniósł kieliszek w geście toastu. Reszta wieczoru była równie sympatyczna co początek. Po posiłku przeszli do salonu. Usadowieni naprzeciwko siebie Kasia i Michael gadali jak starzy przyjaciele. Tosiek chwilami czuł się nieco wyobcowany. W pewnej chwili z piętra dobiegło ich kwilenie dziecka. Kobieta zerwała się z miejsca i przeprosiwszy pobiegła na górę. Mężczyźni zostali sami, pogrążeni w dość krępującej ciszy. Tosiek chrząknął i oderwał wzrok od swoich dłoni.

- Tak szczerze, po co chciałeś się spotkać?

- Dawno się nie widzieliśmy.

- Bla bla bla tęskniłem i chciałem cię znowu zobaczyć?

Michael zdziwiony uniósł brwi i wygiął usta w czymś, co Tosiek uznał za ironiczny uśmiech.

- Nie pochlebiasz sobie? Po prostu chciałem się dowiedzieć jak idzie w klinice.

- A więc kasa. Jak zwykle zresztą. Zawsze chodziło ci tylko o pieniądze.

- A tobie nie?

- ...Słucham?

- W jakim innym celu ściągałbyś spodnie na każde zawołanie.

Tosiek spojrzał na niego z otwartymi ustami i pokręcił głową z niedowierzaniem. Wymierzył mężczyźnie policzek i wstał z kanapy. Michael dotknął wierzchem dłoni twarz i prychnął z irytacją.

- Bądź szczery sam ze sobą. Czy myślisz, że gdyby nie to, że byłeś ze mną miałbyś teraz klinikę, apartament. Cholera, miałbyś żonę i dziecko?

- Nie. Nie miałbym, ale może byłbym szczęśliwszy. Zauważ, ze to, że mam rodzinę, jest tylko i wyłącznie wynikiem tego, że mnie zostawiłeś. Jak zużytą zabawkę. Micheal, kurwa, ja nawet nadal nie wiem dlaczego to zrobiłeś.

Michael stanął za jego plecami i patrzył w niebo. Dotknął jego ręki, była zimna i taka sztywna. Stali tak chwilę bez słowa. Tosiek odetchnął głęboko i, mając pewność, że Michael nie widzi jego twarzy, uśmiechnął się blado. Na schodach zaczęły stukać buty. Francuz odsunął się od mężczyzny i stanął obok, opierając się plecami o parapet.

- Chyba czas na mnie.

- Nie żartuj, już?

- Było mi bardzo miło, ale jutro muszę wyjechać do Warszawy i sama rozumiesz.

- Jasne. Tosiek, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin