Chmielewska Wszystko czerwone.txt

(503 KB) Pobierz
Joanna Chmielewska

Wszystko czerwone

SPIS OS�B
�ywych, martwych i poszkodowanych
1. ALICJA - wstrz�saj�co go�cinna pani domu. 
2. ZOSIA - przyjaci�ka Alicji, zaproszona do niej na nudny urlop.
3. PAWE� - syn Zosi, m�odzieniec po maturze, zaproszony na wakacje.
4. EDEK - dawny wielbiciel Alicji, zaproszony na p�niej. 
5. LESZEK - przyjaciel Alicji, przyby�y bez zaproszenia. 
6. EL�BIETA - c�rka Leszka, samodzielna m�oda dama, bawi�ca przejazdem.
7. EWA - pi�kna kobieta, zamieszka�a na sta�e w Danii, �ona Du�czyka.
8. ROJ - m�� Ewy, nadludzko wielbi�cy �on�.
9. ANITA - dziennikarka przystosowana do urozmaiconego �ycia.
10. HENRYK - du�ski m�� Anity, cz�owiek anielsko spokojny.
11. PAN MULDGAARD - du�ski policjant, m�wi�cy po polsku.
12. KAZIO - ofiara uczu� do El�biety.
13. FACET W CZERWONEJ KOSZULI - posta� tajemnicza, pl�cz�ca si� po 
wydarzeniach.
14. W�ODZIO - przyjaciel Alicji, zaproszony og�lnie.
15. MARIANNE - szwajcarska �ona W�odzia, zaproszona z nim razem.
16. AGNIESZKA - antagonistka El�biety, zaproszona z konieczno�ci.
17. CIOTKA - du�ska staruszka obdarzona nadmiarem wigoru, wcale nie zapraszana.
18. KANGURZYCA - idiotka z Australii, objawiaj�ca si� tylko telefonicznie w 
niew�a�ciwych chwilach.
19. GRETA - du�ska kuzynka Alicji, budz�ca kontrowersyjne zdania.
20. BOBU� - dawny przyjaciel, p�niej wr�g Alicji, przyby�y z Anglii.
21. BIA�A GLISTA - flama Bobusia, przyby�a z Polski.
22. PANI HANSEN - sprz�taczka Alicji, niewinna ofiara nazwiska.
23. THORSTEN - siostrzeniec Alicji, m�odzieniec niezwykle sympatyczny.
24. OBCY CZ�OWIEK, PRZYPADKOWO WIEZIONY NA �EBKA. 
25. LILIAN - znajoma Alicji, kobieta rzadkiej urody.
26. HERBERT - syn przyjaci� Alicji, zes�any z nag�a przez Opatrzno��.
27. ANNE LIZE - �ona Herberta.
28. AUTORKA - przyjaci�ka Alicji, zaproszona na wcze�niej.
- Allerod to wcale nie znaczy �wszystko czerwone� - powiedzia�a z 
niezadowoleniem 
Alicja. - Nie wiem, sk�d ci taki idiotyczny pomys� przyszed� do g�owy.
By�y to niemal pierwsze s�owa, jakimi powita�a mnie, kiedy wysiada�am z poci�gu 
w Allerod. Sta�y�my przed stacj� i czeka�y�my na taks�wk�. Gdyby umia�a 
przewidzie� naj-
bli�sz� przysz�o��, zapewne zaprotestowa�aby przeciwko t�umaczeniu znacznie 
gwa�towniej.
- Tylko co? - spyta�am - �Rod� to jest czerwony, a �alle� to wszystko.
- Mo�na wiedzie� w jakim j�zyku?
- Po�rednim, mi�dzy niemieckim i angielskim.
- A, po�rednim... S�uchaj no, co ty masz w tej walizce?!
- Tw�j bigos, twoj� w�dk�, twoje ksi��ki, tw�j wazonik, twoj� kie�bas�...
- Swojego nic nie masz?
- Owszem, maszyn� do pisania. �Rod� to jest czerwony i koniec, postanowi�am!
- Nic podobnego. �Rod� to jest takie co� jak por�ba. Taki wyr�bany las. Takie 
co� 
w tym rodzaju, takie �e ros�o, usun�li i nie ma.
Nadjecha�a taks�wka i przy pomocy kierowcy upchn�y�my si� w �rodku razem 
z moimi baga�ami na te trzy minuty drogi, kt�rej przebycie piechot� potworny 
ci�ar walizki 
ca�kowicie wyklucza�. Nie przesta�am upiera� si� przy swoim.
- �Rod� to jest czerwony i wszyscy o tym wiedz�, a o por�bie nikt nie s�ysza�. 
Skoro 
usun�li i nie ma, to nie ma o czym m�wi�. Allerod to jest wszystko czerwone...
- Sama jeste� czerwona. Sprawd� sobie w s�owniku i nie m�w bredni - zirytowa�a 
si� 
Alicja.
By�a w og�le w�ciek�a i zdenerwowana, co rzuca�o si� w oczy. Nie zd��y�am 
dowiedzie� si� dlaczego, bo ca�� drog� zaj�o nam wszystko czerwone, potem za� 
okaza�o si�, 
�e w domu k��bi si� t�um ludzi i nie ma �adnej mo�liwo�ci spokojnie porozmawia�, 
szcze-
g�lnie �e wszystkim czerwonym w mgnieniu oka zarazi�am ca�e towarzystwo. 
T�umaczenie, 
ku wzmo�onej furii Alicji, znalaz�o powszechne uznanie.
- Rozlokuj si�, umyj, r�b, co chcesz, tylko nie zawracaj mi teraz g�owy - 
powiedzia�a 
niecierpliwie. - Zaraz przyjdzie reszta go�ci...
Bez zbytniego trudu poj�am, �e trafi�am do Allerod akurat na zebranie 
towarzyskie 
�rednich rozmiar�w, do�� d�ugo jednak nie mog�am si� zorientowa�, kto jest 
go�ciem sta�ym, 
a kto chwilowym. Informacji udzieli� mi Pawe�, syn Zosi, naszej wsp�lnej 
przyjaci�ki, kt�ra 
stanowczo odm�wi�a konwersacji z kimkolwiek, do nieprzytomno�ci zaabsorbowana 
przygo-
towaniem odpowiednio wytwornego posi�ku.
- Jak my�my przyjechali, to El�bieta ju� by�a - powiedzia�. - I jest. Edek 
przyjecha� 
zaraz po nas, trzy dni temu, a Leszek dzisiaj rano. Z wizyt� przychodz� cztery 
sztuki, Anita 
z Henrykiem i Ewa z tym, jak mu tam, Rojem. Alicja jest w�ciek�a, matka jest 
w�ciek�a, 
a Edek jest pijany.
- Bez przerwy?
- Zdaje si�, �e tak.
- A ta Sodoma i Gomora dzisiaj to z jakiej okazji?
- Oblewanie lampy.
- Jakiej lampy?!
- W ogrodzie. To znaczy na tarasie. Alicja dosta�a j� w prezencie imieninowym od 
Jensa czy kogo� tam innego z rodziny i musia�a zainstalowa�. Du�skie oblewanie 
ju� by�o, 
dzisiaj jest nasze, rodzime...
Reszta go�ci przyby�a i z zaciekawieniem przyjrza�am si� Ewie i Anicie, kt�rych 
nie 
widzia�am prawie dwa lata. Obie wypi�knia�y. Anita by�a bardzo opalona, Ewa 
przeciwnie, 
zrobiona na blado, tak �e drobna, szczup�a Anita z wielk� szop� czarnych, 
k�dzierzawych 
w�os�w robi�a przy niej wra�enie Mulatki. Jej m��, Henryk, zazwyczaj spokojny i 
dobro-
duszny, wyda� mi si� jakby z lekka zdenerwowany. Roj, m�� Ewy, wysoki, chudy, 
bardzo 
jasny, b�yska� w u�miechu pi�knymi z�bami i patrzy� na �on� jeszcze czulej ni� 
przed dwoma 
laty. Pomy�la�am sobie, �e widocznie Ewa pi�knieje w atmosferze tkliwych uczu�, 
Anita za� 
w atmosferze zdenerwowania i awantur.
Uroczysto�� w pe�ni rozkwitu przenios�a si� po kolacji na taras. Obiekt kultu 
�wieci� 
czerwonym blaskiem na wysoko�ci nieco mniej ni� metr, o�wietlaj�c wy��cznie nogi 
siedz�cych wok� os�b. Wielki, p�aski klosz, z wierzchu czarny, nie przepuszcza� 
najmniejszego promyka, tak �e g�owy i popiersia tych os�b ton�y w g��bokim 
mroku, za ich 
plecami za� panowa�a ciemno�� absolutna. Samotne, wyeksponowane, purpurowe nogi, 
pozbawione swoich w�a�cicieli, wygl�da�y nieco dziwnie, ale nawet do�� 
efektownie.
Po namy�le dosz�am do wniosku, �e ta osobliwa instalacja mia�aby sw�j g��boki 
sens, 
gdyby Alicja bodaj przez chwil� posiedzia�a pod lamp� w gronie go�ci. Nogi mia�a 
najlepsze 
ze wszystkiego i powinna je pokazywa� przy ka�dej okazji, kt� inny bowiem mia� 
to czyni�? 
Zosia, Anita i El�bieta by�y w spodniach. Ewa mia�a kieck� prawie do kostek i 
wysokie 
lakierowane buty, pozostawa�am ja, ale na mnie jedn� marnowa� ca�� lamp� to 
doprawdy 
zbyteczna rozrzutno��! Alicja stanowczo powinna...
Alicja jednak bez chwili przerwy kr��y�a pomi�dzy kuchni� a tarasem, z maso-
chistycznym uporem obs�uguj�c towarzystwo. Z�apa�am j� w drzwiach.
- Usi�d� wreszcie, na mi�osierdzie pa�skie - powiedzia�am ze zniecierpliwieniem. 
- 
Niedobrze mi si� robi, jak tak latasz. Wszystko jest, a jak b�d� chcieli jeszcze 
czego�, to sami 
sobie wezm�.
Alicja usi�owa�a wydrze� mi si� z r�k i oddali� w kilku kierunkach r�wnocze�nie.
- Sok pomara�czowy jest w lod�wce - pomamrota�a p�przytomnie.
- Ja przynios� - zaoferowa� si� Pawe�, kt�ry nagle zmaterializowa� si� w mroku 
obok 
nas.
- No widzisz, on przyniesie. Usi�d� wreszcie, do wszystkich diab��w!
- Otworzy lod�wk� i b�dzie si� gapi�... No dobrze, przynie�, tylko nie zagl�daj 
do 
�rodka!
Pawe� b�ysn�� w ciemno�ciach spojrzeniem, kt�re mia�o jaki� dziwny wyraz, i 
znikn�� 
w g��bi mieszkania. Opr�cz czerwonego kr�gu pod lamp� �wieci�o si� tylko �wiat�o 
w kuchni, 
za zas�on�, spoza kt�rej pada� niekiedy blask na pok�j. Reszta ton�a w czerni.
Zawlok�am Alicj� na taras i upchn�am w fotelu, zaintrygowana uwag�.
- Dlaczego mia�by si� gapi� do lod�wki? - spyta�am z zainteresowaniem, siadaj�c 
obok. - Masz tam co� takiego...?
Alicja z westchnieniem wyra�nej ulgi wyci�gn�a nogi i si�gn�a po papierosy. 
Pomi�dzy fotelami sta�y rozmaite przedmioty, s�u��ce jako podr�czne stoliki.
- Nic nie mam - odpar�a niecierpliwie. - Ale jej nie wolno otwiera� na d�ugo, bo 
potem 
zaraz trzeba rozmra�a�. Trzeba si�gn�� i wyj��. A on otworzy i b�dzie si� 
przygl�da�, i b�dzie 
szuka� tego soku...
Z mroku wynurzy�y si� nagle nogi Paw�a, pod lamp� za� pojawi�a si� jego r�ka 
z butelk� mleka.
- Co� ty przyni�s�? - powiedzia�a z niezadowoleniem Zosia. - Pawe�, nie 
wyg�upiaj si�, 
czekamy na sok pomara�czowy!
- O rany - zmartwi� si� Pawe�. - Nie trafi�em. Alicja kaza�a nie patrze�.
- Nie, nie patrze�, tylko spojrze� i wyj�� - powiedzia�a Alicja, usi�uj�c si� 
podnie��. - 
M�wi�am, �e tak b�dzie!
- M�wi�a�, �e b�dzie odwrotnie. Sied�, do diab�a!
- Sied� - popar�a mnie Zosia. - Ja przynios�.
- Nie - zaprotestowa� Pawe�. - Ju� teraz trafi�, tam nie ma du�ego wyboru.
- Zostawcie to mleko, Henryk si� ch�tnie napije! - zawo�a�a Anita.
- Jak te twoje klamerki pi�knie wygl�daj� w tym �wietle - m�wi�a r�wnocze�nie 
Ewa. 
- Jak rubiny...
W cichym zazwyczaj i spokojnym domu w Allerod panowa�o pandemonium. Jede-
na�cie os�b miota�o si� wok� czczonej lampy i w czarnej przestrzeni mi�dzy 
kuchni� 
i tarasem. Z uwagi na obecno�� dw�ch tubylc�w, Roja i Henryka, rozmowy toczy�y 
si� 
w kilku r�nych j�zykach jednocze�nie. Nie mog�am poj��, komu i jakim sposobem 
uda�o si� 
doprowadzi� do takiego najazdu, i wykorzystuj�c panuj�cy ha�as, spr�bowa�am 
uzyska� od 
Alicji jakie� informacje.
- Upad�a� na g�ow� i specjalnie zaprosi�a� wszystkich na kup�, czy te� to jest 
jaki� 
kataklizm? - spyta�am p�g�osem, nie kryj�c dezaprobaty.
- Kataklizm! - zdenerwowa�a si� Alicja. - Nie �aden kataklizm, tylko ka�dy 
uwa�a, �e 
ma prawo do fanaberii! Ja mia�am rozplanowane po kolei, ale im akurat tak by�o 
wygodnie! 
Teraz jest kolej na Zosi� i Paw�a i tylko oni przyjechali we w�a�ciwym czasie. 
Edka 
przewidywa�am na wrzesie�, a ty, nie wymawiaj�c, mia�a� przyjecha� w zesz�ym 
miesi�cu! 
Co jest teraz?
- �rodek sierpnia.
- No w�a�nie! Mia�a� przyjecha� w ko�cu czerwca.
- Mia�am, ale n...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin