Conrad dzieła wybrane.txt

(1550 KB) Pobierz
JOSEPH CONRAD

 SMUGA CIENIA

PRZE�OZY�JANJ�ZEFSZCZEPA�SKI

 OCALENIE

PRZE�O�Y�A ANIELA ZAG�RSKA

 KORSARZ

PRZE�O�Y�A EWA KRASNOWOLSKA

 WARSZAWA 1987
PA�STWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY


Borysowi i jego r�wie�nikom,
kt�rzy w zaraniu swej m�odo�ci
 przekroczyli smug� cienia,
utw�r ten z mi�o�ci� po�wi�cam



"Godni mojego
nieprzemijaj�cego
 szacunku



OD AUTORA

Celem tego opowiadania, kt�re, przyznaj�, przY ca�ej swojej
zwi�z�o�ci jest utworem dosy� z�o�onym, nie by�o bynajmniej
poruszanie spraw nadprzyrodzonych A przecie� niejeden krytyk
sk�onny by� rozumie� je w�a�nie w ten spos�b, widz�c w nim pr�b�
kra�coweqo rozwini�cia mojej wyobra�ni - poza granice �wiata
�yj�cej i cierpi�cej ludzko�ci. W istocie jednak wyobra�nia moja
nie jest zrobiona z materu a� tak elastycznej. Jestem przekonany,
�e gdybym spr�bowa� obci��y� t� histori� brzemieniem Nadprzy-
rodzonego, skutkiem by�oby �a�osne niepowodzenie, a opowie��
zia�aby brzydk� pustk�. Nigdy nie m�g�bym zamierzy� czego�
takiego, poniewa� ca�e moje moralne i intelektualne jestestwo
przenika niewzruszone przekonanie, �e cokolwiek podpada pod
w�adz� naszych zmy���w, musi nale�e� do natury i, chocia�by
by�o niezwyk�e, nie mo�e r�ni� si� w swej istocie od wszystkich
innych zjawisk widzialnego, dotykalnego �wiata, kt�rego �wiado-
m� cz�stk� stanowimy. �wiat �yj�cych, taki, jakim jest, zawiera
dostatecznie wie�e cud�w i tajemnic; cud�w i tajemnic oddzia�u-
j�cych na nasze uczucia i nasz umys� w spos�b tak niewythima-
czalny, i� usprawied�iwia to niemal koncepcj� �ycia w krainie
czar�w. Nie. Moje poczucie cudQwno�ci nazbyt jest mocne, abym
m�g� ulec pokusom Nadprz#rfodzonego, b�d�ceg� jedynie (jak-
kolwiek by je rozumie�) #ym� sztucznym, wytworem umys��w
niewra�liwych na i�tymne sdbtelno�ci naszych zwi�zk�w z umar-
�ymi i �ywymi w ich niep#leIiczonej #tnogo�ci; b�d�cego zbezcze-
szczeniem naszych najc#ul�zych :#uspomnie�; zniewag� naszej
godno�ci.



 Cokolwiek by mniema� o mojej przyrodzonej skromno�ci, nie
zni�y si� ona nigdy d� do szukania pomocy dla mej wyobra�ni
po�r�d owych pr�nych zmy�le�, w�a�ciwych ka�demu wiekowi,
kt�re same przez si� wystarcz�, aby nape�ni� bezbrze�nym smut-
kiem dusze wszystkich mi�o�nik�w cz�owiec#e�stwa. Je�li za�
chodzi o wp�yw mentalnego lub moralnego wstrz�su na przeci�t-
n� umys�owo��, jest to ca�kiem w�a�ciwy przedmiot badania
i opisu. Stosunki ze zmar�ym p�niej kapitanem zachwia�y po-
wa�nie moralnym jestestwem p. Burnsa, co w #zasie jego choroby
objawi�o si� przesadnymi urojeniami powsta�ymi z wrogo�ci i l�-
ku. Ten fakt ;est jednym ze sk�adnik�w opowiadania, ale nie ma
w nim niczego nadprzyrodzonego, niczego, inaczej m�wi�c, spoza
granic tego �wiata, zawieraj�cego i tak, bez w�tpienia, do��
tajemniczo�ci i grozy.
 Mo�liwe, �e gdybym - jak to przez d�ugi czas zamierza�em-
opublikowa� t� histori� pod tytu�em Pierwsze dow�dztwo, �aden
bezstronny czytelnik, usposobiony bardziej lub mniej krytycznie,
nie doszuka�by si� w niej znamion nadprzyrodzono�ci. Nie b�d�
si� tutaj rozwodzi� nad genez� nastroju, kt�ry sprawi�, �e obecny
tytu�, Smuga cienia, przyszed� mi na my�l. Celem tego utworu by�o
pocz�tkowo przedstawienie pewnych wydarze�, na pewno zwi�-
zanych z przechodzeniem m�odo�ci, beztroskiej i �arliwej, w bar-
dziej �wiadomy i bardziej przejmuj�cy okres dojrzalszego �ycia.
Nie ulega w�tpliwo�ci, i� wobec najwy�szej pr�by ca�ej generacji
jasno zdawa�em sobie spraw� z b�aho�ci mojego osobistego,
skromnego do�wiadczenia. O �adnym paralelizmie nie mog�o
tutaj by� mowy. Taki pomys� nie powsta� nigdy w mojej g�owie.
Istnia�o jednak uczucie wsp�lnoty, jakkolwiek z uwzgl�dnieniem
olbrzymiej r�nicy skali - jak gdyby pomi�dzy pojedyncz� kropl�
a gorzkim i burzliwym ogromem oceanu. I to te� by�o rzecz�
bardzo naturaln�. Kiedy bowiem zaczynamy rozwa�a� znaczenie
naszej w�asnej przesz�o�ci, wydaje si� ona wype�nia� ca�y �wiat
sw� rozleg�o�ci� i g��bi�. Ksi��ka ta pisana by�a w trzech ostat-
nich miesi�cach roku 1916. W owym czasie, spo�r�d wszystkich
temat�w zaprz�taj�cych mniej lub bardziej �wiadomie uwag�
pisarza ten tylko wydawa� mi si� mo�liwy do podj�cia. O powadze
nastroju, w jakim pr Lyst�powa�em do pracy, najlepiej mo�e
�wiadczy dedykacja, kt�ra dzi� robi na mnie wra�enie czego�
zupe�nie niewsp�miernego - jeszcze jednego �wiadectwa pot�gi
wzrusze�, jakimi obdarzamy samych siebie.

 To powiedziawszy, mog� obecnie przej�� do paru uwag doty-
cz�cych sam##j materii opowiadania. Je�li chodzi o sceneri�,
nale�y on# do tej cz�ci M�rz Wschodnich, kt�ra zap�odni�a moje
pisarskie �ycie najwi�ksz� liczb� pomys��w. Z o�wiadczenia, �e
przez d�ugi czas nosi�em si� z my�l� zatytu�owania tej historii
Pierwsze dow�dztwo, czytelnik odgadn�� mo�e, i� chodzi tu
o moje osobiste prze�ycia. I istotnie, to jest moje osobiste prze�y-
cie. Prze�ycie ogl�dane z perspektywy okiem ducha i zabarwione
owym ciep�ym uczuciem, jakim mimo woli darzymy te wydarze-
nia w naszym �yciu kt�rych nie potszebujemy si� wstydzi�.
T Jczucie to jest ttik samo silne (tu odwo�uj� si� do powszechnego
do�wiariczenia) jak wstyd i nieomal m�ka, z jakimi wspominamy
pewne niefortunne potkni�cia, z potkni�ciami w mowie w��cznie,
kt�re przytrafi�y nam si� w przesz�o�ci. Perspektywa pami�ci tym
si� odznacza, �e wyolbrzymia wymiary rzeczy, bowiem to, co
wa�ne, ukazuje si� w osamotnieniu, wydobyte spo�r�d drobnych
fakt�w codzienno�ci, kt�re uleg�y naturalnemu zatarciu. Wspomi-
nam ten okres mojego morskiego �ycia z przyjemno�ci�, ponie-
wa�, rozpocz�ty niepomy�lnie, zako�czy� si�, z osobistego punktu
widzenia, sukcesem - sukcesem, kt�rego widomy dow�d stano-
wi� s�owa listu, jaki w�a�ciciele statku napisali do mnie w dwa
lata potem, kiedy zrezygnowa�em z dow�dztwa, aby powr�ci� do
kraju. Rezygnacja owa zaznaczy�a pocz�tek kolejnej fazy mego
marynarskiego �ywota, fazy, je�li mog� tak rzec, ko�cowej, kt�ra
na sw�j w�asny spos�b zabarwi�a inn� cz�� mojej tw�rczo�ci.
Wtedy nie wiedzia�em jeszcze, jak bliski kresu jest ten m�j
marynarski �yrm#ot, i dlatego nie czu�em �alu - chyba tylko z powo-
du rozstania ze statkiem. Zal mi te� by�o zrywa� z firm�, do kt�rej
on nale�a�, a kt�ra nie zawaha�a si� przyj�� przyja�ni i obdarzy�
zaufaniem cz�owieka wst�puj�cego w jej s�u�by zape�nie przy-
padkowo i w okoliczno�ciach jak najbardziej niekorzystnych.
Dzi� podejrzewam, nie umniejszaj�c w niczym uczciwo�ci moich
intencji, �e powodzenie, z jakim zaufaniu temu sprosta�em, by�o
w niema�ym stopniu dzie�em szcz�cia. Trudno wi�c nie wspomi-
na� z przyjemno�ci� czas�w, gdy szcz�cie sprzyja�o najlepszym
wysi�kom cz�owieka.
 S�owa: "Godni mego nieprzemijaj�cego szacunku', umiesz-
czone przeze mnie na stronie tyrtu�owej jako motto, zacytowane s�
z tekstu samej ksi��ki ; i chocia� jeden z krytyk�w wyrazi� przypu-
szczenie, �e odnosz� si� one do statku, z kontekstu ich jasno


12 13



wynika, i� dotycz� one ludzi z za�ogi - ludzi ea�kowicie obcych
swemu nowemu kapitanowi, kt�rzy jednak stali przy nim tak
dzielnie podczas owych dwudziestu dni, prce�ytych, zdawa�oby
si�, na skraju powolnej i bolesnej zag�ady. I to jest najwspanial-
szym ze wszystkich wspomnie�! Na pewno bowiem wielka to
rzecz wiedzie�, �e dowodzi�o si� garstk� ludzi godnych nieprze-
mijaj�cego szacunku.

 J.C.
1920





Tylko m�odzi prze�ywaj� takie chwile. Nie rrniwi� o bardzo
m�odych. Nie. Bardzo m�odzi w�a�ciwie nie prze�ywaj� �adnych
chwil. Przywilejem wczesnej m�odo�ci jest wyprzedzanie w�as-
nych dni w ca�ej pi�knej ci�g�o�ci nadziei, kt�ra nie zna ani
przerw, ani samowiedzy.
 Zamyka si� za sob� furtk� ch�opi�ctwa - i wkracza si� do
zaczarowanego ogrodu. Nawet jego cienie l�ni� obietnicami.
Ka�dy zakr�t �cie�ki ma swoje powaby. I to nie dlatego, aby kraina
by�a nie odkryta. Wie si� dostatecznie dobrze, �e ca�a ludzko��
pzzep�yn�a t�dy. To urok powszechnego do�wiadczenia, od kt�-
rego oczekuje si� niezwyk�ych lub osobistych dozna� - czego�
w�asnego.
 Cz�owiek idzie naprz�d, rozpoznaj�c drogowskazy poprzedni-
k�w, podniecony, rozbawiony, przyjmuj�c jednako dobry i z�y los
- kopniaki i miedziaki, jak m�wi przys�owie - przyjmuj�c malow-
nicz�, wsp�ln� dol�, kryj�c� tyle mo�liwo�ci dla tych, kt�rzy na
nie zas�u��, lub mo�e dla szcz�ciarzy. Tak. Idzie si� naprz�d.
I czas te� idzie - a� p�ki nie dostrze�e si� przed sob� granicy
cienia, ostrzegaj�cej, �e i t� #okolic� wczesnei m�odo�ci trzeba
pozostawi� za sob�.
 To jest okres �ycia, w kt�rym takie chwile, o jakich wspomnia-
�em, mog� si� zdarza�. Jakie chwile? No c�. Chwile nudy,
znu�enia, niezadowolenia. Chwile pochopne. Mam na my�li
chwile, kiedy cz�owiek, wci�� jeszcze m�ody, sk�onny jest do
pochopnych uczynk�w, takich jak nag�y o�enek albo porzucenie
pracy bez powodu.

15



 To nie jest opowie�� o o�enku. Tak �le jeszcze ze mn� nie by�o.
M�j post�pek, jakkolwiek pochopny, mia� raczej cechy rozwodu-
niemal dezercji. Bez �adnej widocznej dla rozs�dnego cz�owieka
przyczyny rzuci�em prac�, rozsta�em si� z koj�, opu�ci�em statek,
o kt�#ym, je�li mo�na by�o powiedzie� co� z�ego, to tylko �e by�
par#yvcem, i dlatego mo�e nie zas�ugiwa� na ow� lojalno��, jaka. . .
f#�ie warto jednak zastanawia� si� nad wydarzeniem, kt�re
w owym czasie nawet we mnie samym wzbudza�o niejakie podej-
rzenie, i� jest kaprysem.
 Dzia�o si� to w pewnym porcie Wschodu. I statek by� statkiem
wschodnim, jako �e ten port by� w�wczas jego portem macierzys-
tym. Uprawia� �eglug� pomi�dzy ciemnymi wyspami, rozrzuco-
nvmi po niebieskim, pr�gowanym rafami morzu. Na jego rufie
powiewa�a czerwona bandera, a na szczycie masztu flaga armato-
ra, r�wnie� czerwona, ale z zielon� obw�dk� i z bia�ym p�ksi�y-
eem po�rodku. W�a�cicielem by� bowiem Arab, i do tego jeszcze
Said - st�d owa zielona obw�dka. Cz�owiek ten by� g�ow� wiel-
kiego rodu Arab�w z Singapuru, leez r�wnocze�nie najwierniej-
szym poddanym r�nolitego Brytyjskie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin