nic_chrzescijanstwo_rzeczywistoscia.pdf

(559 KB) Pobierz
10603247 UNPDF
MORRIS VENDEN
Jak uczynić
CHRZEŚCIJAŃSTWO
RZECZYWISTOŚCIĄ
Spis treści
str.:
1. Najważniejsze pytanie
3
2. Walka, wiara, zaufanie
10
3. Fascynująca znajomość
18
4. Wystarczająco skruszony aby zawrócić
26
5. Duchowa recepta
35
6. Boża cierpliwość
44
7. Praca nad zbawieniem
52
8. Poddać ale co?
60
9. Im lepiej, tym gorzej
70
10. Jak oprzeć się pokusie
79
1
Najważniejsze pytanie
Jak brzmiało najważniejsze pytanie, jakie kiedykolwiek sobie zadałaś? Daniel
Webster zapytany oto, odpowiedział, że dotyczyło ono jego odpowiedzialności przed
Bogiem. Ja jednak przypominam sobie chwilę, kiedy wszystkie pytania bledły wobec tego
jednego: „Skąd wytrzasnąć pieniądze na lody?”
Być może też coś takiego przeżyłeś. Pamiętam, jak zdawałem egzamin na licencję
radioamatora i spędziłem bezsenną noc czekając na przesłanie upragnionego dokumentu.
Wtedy najważniejszym pytaniem było: „Kiedy wreszcie przyślą mi ten papier, żebym w
końcu mógł pogadać krótkofalowcami?” Dla mieszkańców regionów świata dotkniętych
głodem nie ma ważniejszego pytania niż „ Jak zdobyć kęs jedzenia?” Inne nurtujące nas
ważne pytania brzmią: „Skąd wezmę na nowy samochód?” albo „Jak uporam się z moimi
rachunkami?” Niewątpliwie to ważne pytania, ale najważniejsze pytanie w życiu musi
odnosić się do wieczności. Spróbuję przekonać cię o tym, odwołując się do twojego
zdrowego rozsądku.
Słyszałem o szkockim chłopcu, który wróciwszy pewnego dnia do domu oświadczył:
„Postanowiłem zostać kaznodzieją”. Jego mądra babcia, staruszka, odpowiedziała: „Synu,
potrzebne są do tego trzy rzeczy: wiedza, Boża łaska i zdrowy rozsądek. Jeżeli brakuje ci
wiedzy, możesz się uczyć. Jeżeli nie masz Bożej łaski, możesz modlić się o nią, ale jeżeli
jesteś pozbawiony zdrowego rozsądku, to lepiej wracaj do kopania ziemniaków, bo ani
Bogu, ani ludziom nic nie przyjdzie z takiego kaznodziei”. Najmądrzejszy człowiek świata
tak opisał rodzaj mądrości, który naprawdę się liczy: „Nabywaj mądrości, nabywaj
rozumu… za wszystko, co masz nabywaj rozumu” (Przyp. Sal. 4, 5.7).
Wielu z nas ma więcej zdrowego rozsądku, niż to się wydaje i powinniśmy wykorzystać go
w maksymalnym stopniu. Jedną z dziedzin, w której często oszczędzamy nasz zdrowy
rozsądek jest nasze spojrzenie na życie. Stare powiedzenie mówiące: „Nie widać lasu, bo
drzewa go zasłaniają” wydaje się trafnie ujmować to przesłanie. Możemy być tak
pochłonięci szczegółami, że stracimy z oczu obraz całości. Opętani przez „teraz”
zapominamy o „później”. To może zdarzyć się w szkole, w pracy w codziennym życiu. Nie
trudno dać się złowić w pułapkę naszego życia tu i teraz, która dopiero w porównaniu z
wiecznością okazuje się przeraźliwie ciasna. Chciałbym przypomnieć ci o celu naszego
pobytu na świecie i o tym, co Bóg uważa za sukces. Jezus opowiedział kiedyś historię o
małej stodole i wielkim głupcu. Pewien bogacz, pewnie całkiem porządny człowiek,
popełnił jeden błąd. W swoich planach i obliczeniach nie uwzględnił Boga. Jego
najważniejsze pytanie brzmiało: „Gdzie ja pomieszczę całe to moje bogactwo?” W końcu
postanowił: „Muszę zburzyć małą stodołę i zbudować kilka większych”. Spodziewał się, że
kiedy zgromadzi wiele dóbr materialnych, usiądzie pewnego dnia i powie do siebie: „Teraz
jedz, pij i ciesz się życiem”. Bóg, pozwalając nam zajrzeć w głąb serca tego typu osoby
dowiódł, że w łańcuchu jego życia zabrakło jednego ważnego ogniwa. Bóg pozostał poza
zasięgiem jego spojrzenia. Zapomniał, że to On podtrzymuje bicie jego serca, że Bogu -
jedynemu twórcy życia - zawdzięcza, że w jego żyłach płynie krew. Samowystarczalność
tego człowieka, doprowadziła do przekonania, że to on kieruje biegiem rzeczy. Wierzę, że to
Bóg sprawia, że moje serce bije właśnie w tej chwili. Żaden naukowiec na świecie nie
potrafi skonstruować cudów, z których składa się nasze ciało. Nie ma nawet człowieka,
który potrafiłby stworzyć z niczego choćby kolbę kukurydzy, nie mówiąc już o ludzkim
ciele. Ach, widziałem kilka kolb kukurydzy, które wyglądały wspaniale, ale po posadzeniu
w ziemi mógłbyś podlewać je do sądnego dnia, a i tak by nie wykiełkowały! Naukowcy
mogą rozłożyć kolbę kukurydzy na atomy i powiedzieć, jakie składniki i w jakich ilościach
wchodzą w jej skład. Mogą złożyć je wszystkie razem, ale wciąż będzie czegoś brak - życia!
Nawet najlepszy uczony nie potrafi stworzyć choćby jednej kolby kukurydzy, z której
wyrosłyby setki kolb. Niektórzy ludzie uważają, że Bóg dał początek życiu na naszej
planecie i pozwolił mu toczyć się swoim biegiem. Ja jednak wierzę, że wielki Bóg
wszechświata wciąż podtrzymuje bicie mojego serca, minuta po minucie, właśnie teraz! I
ten sam Bóg zaprasza cię, byś mierzył swój życiowy sukces Jego miarą.
W naszym świecie jednak wszystko porównuje się z wzorcami ustalonymi przez
człowieka. Zwykle mierzymy sukces dobrami materialnymi - to ludzka rzecz - i kiedy
widzimy kogoś, kto odniósł materialny sukces, podziwiamy go.
Pewnego dnia wpadła mi w rękę lista ludzi sukcesu, którzy zgromadzili wielki majątek. Na
czele widniały dwa nazwiska, szacowane na 1,5 miliarda dolarów. Howard Hughas i J. Paul
Getty. Zupełnie nie ciągnie mnie tam, gdzie jest teraz Howard Hughas i nie jestem pewien
czy chciałbym zamienić się miejscami z J. Paulem Getty. Ale warto zauważyć, że ich
bogactwo mimo to nie mogło się równać z fortuną bogacza wszechczasów, którego
nazwisko jest wciąż głośne - Hojna D. Rockefellera. Kiedy Rockefeller zmarł, był wart dwa
miliardy dolarów. Pewnego dnia próbowałem obliczyć ile lat zajęłoby mi zgromadzenie
takiej sumy pieniędzy. Ustaliłem, że w najlepszym razie mógłbym pod koniec roku odłożyć
w banku 2.000 dolarów (to prawie o 2.000 więcej niż zwykle odkładam).
Tak, jak człowiek, który zburzył swoje stodoły by zbudować
większe, często pomijamy Boga w naszych kalkulacjach
próbując zbudować sobie bezpieczną przyszłość w oparciu o
„rzeczy”.
Gdybym był w stanie robić to co rok, ile czasu zajęłoby mi zgromadzenie majątku równego
temu, którym dysponował Rockefeller tuż przed śmiercią? Trzeba by na to miliona lat. To
naprawdę kupa forsy! A jednak nagłówki nowojorskich gazet, przekazujące wiadomość o
śmierci Rockefellera głosiły: „Jon D. Rockefeller zapłacił swój ostatni dług”. Tak więc
miliony, które mógłbym zgromadzić na tym świecie stają się bezwartościowe, gdy chodzi o
przedłużenie życia. Andrew Carnagie powiedział pewnego razu, że zapłaciłby swojemu
lekarzowi milion dolarów za każdy dodatkowy rok życia po osiemdziesiątce. Życia jednak
nie da się kupić za pieniądze. Życie musi mieć cel większy niż tylko finansowy sukces i
Biblia jasno ten cel określa. Ewangelia Jana 3,16 mówi nam, że są dwie drogi: „albowiem
tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy nie
zginą, ale miał żywo wieczny”. Tylko dwie możliwości: zginąć lub żyć wiecznie. Ewangelia
Mateusza 7,13.14 opisuje je jako szeroką drogę, którą wybiera wielu i wąską, którą znajdują
nieliczni. Dlaczego? Czy dlatego, że trudno ją znaleźć? Nie, plan zbawienia uchodzi
ludzkiej uwadze, gdyż jest tak prosty, że nie wzbudza ich zainteresowania. Większość chce
dokonać tego na swój sposób. Gdybyś pytał wielu ludzi o ich zrozumienie Boga, zbawienia i
o to, jak dostać się do Jego królestwa, wciąż powtarzałaby się ta sama odpowiedź: „Ach,
trzeba żyć według złotej zasady”. Cóż, ja też wierzę w złotą zasadę. Myślę, że to wspaniała
zasada. Ale to wciąż za mało! Powierzchowne spojrzenie na złotą zasadę pozostawia Boga
całkowicie poza ramami obrazu. Zbawienie i wieczne życie zależy od bezpośredniej
konfrontacji z Wielkim Bogiem Wszechświata, objawionym w Jezusie Chrystusie. Oto
właśnie chodzi! Właśnie Jezus nie pozostawił żadnych wątpliwości co do tego, że mamy do
wyboru tylko dwie drogi: wiecznego życia lub wiecznej śmierci, a to zależy od przyjęcia lub
odrzucenia planu zbawienia i Krzyża.
Pewnego razu zjawiłem się na oddziale intensywnej opieki medycznej, by odwiedzić kogoś,
kto próbował popełnić samobójstwo. Kobieta ta była całkowicie zniechęcona do swojego
życia i niewiele brakowało, by jej próba zakończenia go powiodła się. Stałem przy jej łóżku,
kiedy wracała do przytomności i nigdy nie zapomnę jej gniewu, kiedy uświadomiła sobie, że
znowu musi stawić czoła życiu. Zawołała: „Nikt mnie nie pytał, czy chcę się znaleźć na tym
świecie? Więc pozwólcie mi przynajmniej z niego odejść”. Cóż, to nie jest pozbawione
sensu. Nikt z nas nie wybierał tego świata! Kto więc jest za to odpowiedzialny? „To jasne” -
powiem „Moi rodzice”. Nie. Kto jest twórcą? To ciągle Bóg! Kto jest odpowiedzialny za
moje przyjście na świat? Bóg. Kto jest odpowiedzialny za moje narodzenie na świecie
grzechu? Również Bóg! Nie jest odpowiedzialny za świat grzechu, ale za moje pojawienie
się na nim - owszem! Jeżeli jest odpowiedzialny za moje narodzenie, jest również
odpowiedzialny za mnie odnośnie wyborów, jakich muszę kiedyś w moim życiu dokonać.
Czy Bóg kiedykolwiek obarczał nas odpowiedzialnością za to, że narodziliśmy się
grzesznikami? Nie! Jeżeli nie jestem odpowiedzialny za narodzenie na świecie grzechu, to
jedyną rzeczą, jakiej można ode mnie oczekiwać jest przyjęcie lub odrzucenie planu
zbawienia, który Bóg opracował jako odpowiedź na problem grzechu. Nie trudno dostrzec,
że Bóg wykazuje niewyobrażalną cierpliwość patrząc jak próbuję to zrozumieć. Bóg
rozumie nasz dylemat. Przysłał tu przecież Jezusa jako człowieka z krwi i kości. On wie, co
to znaczy chodzić po świecie, który cierpi z powodu skutków grzechu, bólu, zmęczenia i
lęku. Wie też, jak smakują łzy. Lecz Jezus nigdy nie stracił z oczu całego obrazu swojej
misji, a jego życie jest dla nas przykładem. Gdy narodzenie na tym świecie ukaże się nam
jako przywilej, w świetle możliwości wiecznego życia i gdy rozjaśni się nasze pojęcie o
sprawach czasu i wieczności, to chyba nic nie będzie w stanie powstrzymać nas od przyjęcia
wielkiego Bożego planu.
Biblia mówi nam, że „życie nasze trwa lat siedemdziesiąt, a gdy sił stanie, lat
osiemdziesiąt; a to, co się ich chlubą wydaje, to tylko trud i znój, gdyż chyżo mijają” (Psalm
90,10). Nawet jeśli dożyję osiemdziesięciu czy stu lat, wszystko czym będę się mógł
poszczycić to tylko „trud i znój”.
Podstawy istnienia zależą od Bożych nieustannych wysiłków.
To dzięki jego mocy moje serce wciąż bije.
Ojciec rozszerzył swą propozycję na skalę wieczności. Spytał: „Czy chciałbyś przeżyć 70 lat
tak jak ci się podoba? Żadnych zasad i ograniczeń. Wszystko ci wolno przez 70 lat, ale gdy
ten czas minie, skończysz w towarzystwie diabła i jego aniołów w miejscu dla nich
stosownym.” Wiesz, istnieje inteligentna istota, tak sprytna, że przechytrzyła samą siebie i
zrujnowała swoje życie. Teraz proponuje to samo każdemu nas. „Patrz! To świetny interes.
Ja dam ci całe 70 lat, które możesz wykorzystać jak tylko zechcesz, ale gdy ten czas minie,
spłoniesz ze mną w jeziorze ognistym.” I pomimo, że nie może zapewnić nawet tych 70 lat,
wielu ludzi przyjmie tę propozycję. Tak więc kiedy zdecydujesz się pomyśleć o życiu, czasie
i wieczności, radzę ci posłużyć się logiką i rozumem. Matematyka nauczyła mnie, że:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin