Chemia kobiecego ciała.doc

(97 KB) Pobierz
Chemia kobiecego ciała

Chemia kobiecego ciała

To był niezwykle pochmurny, deszczowy, a zarazem zimny dzień. Zresztą taka pogoda utrzymywała się od początku listopada. W owym wybitnie przytłaczającym miesiącu, ani raz nie widziano do tej pory słońca, nie licząc oczywiście momentów, w których na parę minut prześwitywało nieśmiało zza grubej warstwy chmur, jakby zawstydzone błagalnymi spojrzeniami w niebiosa osób żądnych ciepła promieni na ich twarzach. Przemoknięte wróble siedziały skulone na parapecie, gdzieś w oddali przelatywało stado wron, zagłuszając momentami swym krakaniem gwar panujący na ulicy. Lawirowały między bezlistnymi gałęziami drzew w bezcelowym poszukiwaniu suchego miejsca na odpoczynek. Pod nimi krzątanina ludzi. Wielu z nich wracało po ciężkiej pracy do domu. Cholerni szczęściarze, pomyślał Paweł, który siedział jeszcze w ponurej klasie. Chemia była ostatnią rzeczą, która trzymała go w szkole. Jakby tego było mało – sprawdzian. Współczynniki mieszały się w głowie z liczbami atomowymi, a wartościowości siarki, węgla i manganu zdawały się krzyczeć i szydzić z niego: Jesteś uziemiony! Wrócił myślami do swej nędznej ziemskiej egzystencji. Stare jarzeniówki zamiast świecić, jak na żarówkę przystało światłem „jednostajnym”, one bezlitośnie mrugały, utrudniając i tak beznadziejne życie Pawła. Zamknął na chwilę oczy, żeby pomasować opuszkami palców pulsującą głowę. W takich sytuacjach aż odechciewa się żyć. Mijały sekundy. Minuty. Dziesiątki minut. Paweł znajdował się w stanie, w jakim znajdują się osoby z porażeniem mózgowym, zwanym fachowo przez lekarzy „roślinką”. Siedział sobie wpatrzony wzrokiem trupa we wzór mieszania kwasu z zasadą, jednak nie miał pojęcia, że oprócz soli powstaje też woda. Był tego dnia zbyt rozkojarzony, żeby pamiętać wszystko, czego się nauczył. Nie reagował na zaczepki kolegów, szukających łatwej okazji odpisania, gdyż Paweł uchodził za najlepszego ucznia w klasie III A. Ba! Nawet w całej szkole trudno było o zdolniejszego. Niestety nikt nie przewidział, że Paweł nie będzie w stanie nic sensownego napisać. Na jego kartce oprócz podpisu, widniały tylko dwa z jedenastu zadań i to w dodatku jeszcze wykonane jakimś zupełnie abstrakcyjnym sposobem. Oba naturalnie schrzanił całkowicie.
Kolejne kilka minut. Ktoś wpadł na ściąganiu.
Ktoś wpadł na ściąganiu… Ktoś wpadł na ściąganiu! To wyrwało Pawła z transu. Nie był jednak ciekaw, kto dopuścił się tak haniebnego, wedle jego mniemania, czynu. Chciał bowiem po raz kolejny zobaczyć z bliska obiekt swoich marzeń sennych. Młodziutką nauczycielkę, która zaczęła uczyć w jego szkole jakieś dwa miesiące wcześniej. Gdy pierwszy raz pojawiła się na lekcji w klasie III A, zakochał się w niej niemal natychmiast. Ale jako że był realistą, z nikim nie dzielił się swymi sercowymi problemami, a nawet wieczorami nie marzył o seksie z panią Kariną, jak reszta mocnej płci w całej placówce. Ot taki cichy wielbiciel.
Karina Woloszowa byłą z pochodzenia Ukrainką, chociaż urodziła się na granicy polsko-ukraińskiej. Jej matka, niedoszła absolwentka Uniwersytetu Lwowskiego, kiedy próbowała dorobić sobie do studiów, chwytała się każdej możliwości zarobienia. Sprzątała w bogatych domach, nawet przez jakiś czas pracowała w małym osiedlowym sklepiku. Jednakże nie starczało to na kontynuację nauki. Była bardzo ambitna i jej życiowym priorytetem było ukończenie uniwersytetu. I to chyba właśnie ta ambicja ją zgubiła. Postanowiła zarobić trochę w agencji towarzyskiej. Od koleżanek z ulicy słyszała, że to świetnie płatna praca, i że z pewnością sfinalizowałaby swe marzenia. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw, zdecydowała się podjąć to ryzyko.
Wcale nie było tak, jak relacjonowały koleżanki. Nie ma nic gorszego, niż praca dziwki w ukraińskim burdelu.
Wyuzdani i niewyżyci zboczeńcy zjawiali się dzień w dzień i to w ilościach, przez które nie miała żadnej przerwy. Jeśli jeden skończył, na jego miejsce pojawiał się następny żądny wrażeń niewierny mąż i ojciec. Któregoś wieczoru, zaraz po tym, jak wyszedł ostatni klient, zjawił się sutener całej sieci domów publicznych w najbliższej okolicy. Nie była to jednak zwykła wizytacja w miejscu pracy. Chodziło mu tylko o pieniądze. Matka Kariny była wycieńczona całym dniem zaspokajania potrzeb lubieżnych facetów. Nie mogła nawet nic powiedzieć. Sił wystarczyło tylko na wskazanie szuflady, w której miała wszystkie zarobione ruble, złotówki, dolary, a nawet japońskie jeny. Boss otworzył ją i zabrał całą jej zawartość. Zdziwiona przyszła matka w momencie odzyskała siły i rzuciła się na niego, usilnie próbując wyrwać przynajmniej trochę banknotów potrzebnych do życia. W tej chwili jej „przełożony” wymierzył potężne uderzenie w twarz. Upadła na łóżko plecami do góry. Rozwścieczony przejawem buntu boss rozdarł rajstopy na wysokości pośladków, po czym rozpiął gwałtownie rozporek w spodniach, z których sterczał już sztywny członek. Po kilku niezwykle impulsywnych ruchach zemdlała.
Boss w ciągu nocy zgwałcił ją jeszcze dwukrotnie.
Tak oto legły w gruzach marzenia matki Kariny. Trzy tygodnie później zorientowała się, że jest w ciąży.
Jakieś dziewięć miesięcy później chciała zacząć nowe życie w Polsce. Jednak, jako że nie miała pieniędzy na prawdziwy paszport, postanowiła zaoszczędzić nieco i załatwić sobie podrobiony dokument. Niestety polscy celnicy okazali się sprytniejsi, niż sądziła. Odprawili ją z kwitkiem. Kilka dni później zdesperowana kobieta spotkała grupę czeczeńskich uchodźców, którzy tak jak ona, mieli zamiar przekroczyć granicę z fałszywymi dokumentami. Uprzedziła ich jednak, że nie będzie to takie łatwe, a żeby przekupić polskiego biurokrata nie wystarczy trzydzieści dolarów. Co jak co, ale szanujący się skorumpowany celnik piastowego rodu nie bierze mniej, niż dwieście zielonych. A na taki wydatek ubogich uchodźców nie było stać. Wspólnie doszli do wniosku, żeby w nocy przedostać się przez granicę w jakimś odludnym miejscu. W ramach podziękowania za uratowanie przed powrotem do wciągniętego w stan wojny kraju, zaproponowali jej, aby im towarzyszyła. Chętnie przystała na ich propozycję. Niestety próba przerzutu emigrantów nie powiodła się. Mieli za to niespotykanego pecha: wybrali niewłaściwy dzień, gdyż akurat w tym dniu przejeżdżał tamtędy patrol. Nocna ucieczka przez leśne ostępy również miała nikłe szanse na powadzenie, jednak czeczeńcy podjęli się tego ryzyka. Przez chwilę nawet pojawiło się światełko nadziei w tunelu, ponieważ zdeterminowani nielegalni imigranci zaczynali gubić pościg. Los chciał inaczej, ponieważ kolejną, i zarazem ostatnią, przeszkodą była wezbrana rzeka. W miejscu, gdzie jeszcze nie tak dawno mieścił się płytki bród, przez który można było przekroczyć rzekę, piętrzyła się spieniona woda. Ukrainka, jako osoba rozważna, próbowała się przeciwstawić Czeczenom, którzy za wszelką cenę chcieli uciec obławie. Na nic zdały się jej protesty: spanikowani uchodźcy nieomal stratowali ją na śmierć. Większość z nich naturalnie utonęła w silnym nurcie rzeki. Część zdołano jednak uratować i wraz z matką Kariny przewieść do szpitala.
Mimo że jej stan był krytyczny (przebiegło po niej około piętnastu dobrze zbudowanych mężczyzn i tyleż samo kobiet z dziećmi) szczęśliwie udało się jej urodzić, jednak sama zmarła. Jej dziecko żyje. I nazywa się Karina Woloszowa.
Pani Karina miała blond włosy, sięgające za ramiona w okolice łopatek. Lazurowe oczy oglądały świat zza długich, podkręconych rzęs. Paweł patrzył na nią jak na piękny obrazek. Szczególnym upodobaniem darzył sobie jej usta: pełne, szerokie i, co za tym idzie, wydajne. Kiedy się uśmiechała, unosiła lekko kąciki w górę, nie otwierając przy tej czynności ust. Chociaż nie. Delikatnie rozchylała je na bokach. Przy samych policzkach. Miała około metra siedemdziesiąt wzrostu, ale nie należała do drobnych osób. To za sprawą jej ciała. Nie była ona gruba, ale nie była też chuda. Takie Paweł lubił najbardziej ze wszystkich. Innym z pewnością nie przypadłaby do gustu z powodu „soczystego” (jak on sam nazywał taki typ kobiet) ciałka. Nie stanowiło to jednak problemu dla nikogo, gdyż Karina wiązała się już z wieloma facetami. Niestety nie miała do nich szczęścia, bo zawsze po jakimś czasie odchodzili z długonogimi blondynkami. Pani Karina nachylała się akurat nad uczniem przyłapanym na ściąganiu z zeszytu. Duże (choć bez przesady) piersi powinny zwisać bezwładnie, ale nie u Ukrainki. Jej były niespotykanie jędrne i dlatego właśnie trzymały się blisko ciała. Taki widok zapierał Pawłowi dech w piersi. Zresztą nie tylko jemu. Wszyscy chłopcy w klasie czekali jak hieny z językami na wierzchu. A gdy doczekali się już łupu, nic nie było w stanie wyrwać ich z letargu. Była tylko jedna wada, jaką Karina posiadała, chociaż dla Pawła była to wielka i bardzo podniecająca zaleta. Karina nie umiała wymawiać spółgłoski „r”. Zamiast tego mówiła „ł”, na przykład: łoweł, łabałbał, i tak dalej.
Cierpiał z miłości. Ale ktoś może powiedzieć, że to są właśnie uroki szczenięcych lat. Z biegiem czasu zrozumie, że nic swoim uczuciem nie wskóra. Niestety ból serca był podwójny. Otóż do równoległej klasy chodziła dziewczyna, którą Paweł również darzył szczerą sympatią. To było oczywiste, że na związek z Kariną nie ma najmniejszych szans, i że powinien „zabrać się” za rówieśnicę, lecz jako że nienawidził dylematów, pozostawał w takim stanie rozdwojenia ducha już od pewnego czasu.
Magda… Ideał kobiety. Niemal zupełne przeciwieństwo Kariny. Szczupła, zgrabna, ciemnowłosa piękność. Perfekcyjne wymiary. Nad wyraz duże i nieprzyzwoicie jędrne jak na jej wiek piersi. Jasna, brzoskwiniowa i aksamitnie gładka, niczym stojąca, nieporuszona wiatrem woda w jeziorze cera. Serce mówiło mu nieraz: Daj sobie spokój z Kariną! Nawet jeśli ci się uda, to co powiedzą ludzie? Jesteś jeszcze praktycznie dzieckiem. Z drugiej strony umysł podpowiadał: Co ci da startowanie do Magdy? Ona jest zarezerwowana dla bogatych i przystojnych, a nie dla kogoś z niższej klasy społecznej. I właśnie dlatego Paweł znajdował się na rozstaju dróg. Odwieczna alternatywa: w prawo czy w lewo? Karina czy Magda?, nie dawała mu spokoju ducha.
Zadzwonił dzwonek i Karina zaczęła zbierać kartki uczniów w pierwszych ławkach. Chłopcy, którzy trzymają władze w całej szkole za nic sobie nie mieli sobie uwag Kariny, żeby nie wychodzili wszyscy na raz. Nie miała żadnego autorytetu, żadnej pewności siebie. Szacunkiem (oprócz miłości) darzył ją jedynie Paweł. Inni widzieli w niej jedynie obiekt erotycznych snów. Posłusznie wykonywał jej polecenia, co sprawiało dużą przyjemność młodej nauczycielce, ale tym samym przeciwstawiał się gangowi chłopaków swojej klasy. Tym razem również bez pośpiechu pakował książki do plecaka po ciężkim dniu nauki. Zasmuciła go jedynie myśl o tym, jaką przykrość sprawi Karinie. Był jej jedynym rzetelnym uczniem, a tu proszę. Pała bez dwóch zdań. Podniósł bezsilny wzrok. Członkowie gangu ordynarnie i ignorując potrącali ją barkiem. Jeden za drugim. Wszyscy wyszli. Został sam na sam z Kariną.
- No i jak tam ci poszło Pawełku? – często używała zdrobnień inicjując rozmowę.
- No cóż. Wie pani… Nie mogłem się wczoraj nauczyć, strasznie byłem zmęczony… Ale ja obiecuję! Ja obiecuję, że na następnej lekcji to poprawię! – starał się tłumaczyć.
- Oj Paweł, Paweł! Nic się nie musisz tłumaczyć, każdemu może się zdarzyć łaz czy długi. Ale mam nadzieję, że nic poważnego się nie stało?
Zakochałem się w pani, to co się stało, pomyślał Paweł.
- Nie, nie! Po prostu bardzo bolała mnie głowa i w ogóle… - zmienił zdanie co do odpowiedzi.
- To w takim łazie złóbmy tak: ja nie wpiszę ci tej jedynki, a ty w zamian pomożesz mi popławić dzisiejsze spławdziany. Zgoda? – sytuacja wydawała się zmieniać na lepsze. Perspektywa spędzenia kilku godzin z kobietą, w której się zakochał dodawała mu sił.
- Ależ bardzo proszę! To będzie dla mnie przyjemność! – mówił nie bez zapału do pracy. Całkowicie zapomniał już o zmęczeniu.
- Znakomicie! Zatem możemy błać się za łobotę. Aha! I jeszcze coś – kontynuowała – nie będziesz miał nic przeciwko temu, że przyjdzie tu jedna uczennica, któła musi napisać zaległy spławdzian? – a zabrzmiało to wielce tajemniczo.
- Nie, mi to różnicy nie robi.
- Dobrze zatem. Możesz tełaz skoczyć do szatni po swoje rzeczy. – dala mu jeszcze chwilę wytchnienia przed zbliżającymi się długimi godzinami ślęczenia nad biurkiem.
Wspaniały koniec trudnego dnia, myślał z satysfakcją Paweł. Logika podpowiadała, że przy kimś, kto będzie się znajdował w klasie oprócz niego i Kariny poczuje się pewniej. Biegiem puścił się w dół po schodach, do samej szatni. Tanecznym krokiem wpadł do boksu, w którym mieściła się przebieralnia dla trzech klas. Przystanął na chwilę i wyjął z kieszeni telefon. Musiał wysłać mamie smsa, że wróci do domu dużo później, gdyż ma coś ważnego w szkole do zrobienia. Usiadł spokojnie na ławce. Oprócz jego kurtki wisiała obok jeszcze jedna. Wydawała mu się jakoś dziwnie znajoma. Zignorował sugestie logiki.
„Wiadomość wysłana”, przeczytał półgłosem komunikat. W pewnym momencie usłyszał kroki. Bez wątpienia – dwie osoby zbliżały się w jego kierunku. Niepewnie wyjrzał, aby sprawdzić, kto jest „właścicielem” owych kroków. To co zobaczył zaskoczyło go niezmiernie. Oto bowiem na rogu stała Magda ze swoim chłopakiem. Był to wódz gangu z jego klasy. Prawie sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Członek koła judoków. Postanowił siedzieć cicho. Oczami wyobraźni widział już, jak ów dryblas wysłuchuje skarg ich wspólnej sympatii na Pawła, a następnie łamie go jak gałąź na kolanie. Dreszcz zmroził go od stóp do głów. Doszedł zatem do wniosku, że lepiej będzie siedzieć cicho i nie dawać znaku swojej obecności. Donośniejszy głos po chwili zniknął. Słychać było jedynie ciche stąpanie drobnych stópek. Paweł natychmiast zaczął z powrotem kojarzyć fakty. Magda szła po swoją kurtkę, która wisiała tuz obok jego głowy. Co za dzień, pomyślał śmiejąc się w duchu. Przybrał pozycje tak, aby wyglądała na jak najbardziej naturalną. Po dalszych dwóch sekundach oczekiwania weszła Madzia. Nosiła obcisłą, szkarłatną bluzeczką ze złotym napisem „69 - Dance club”. Magiczna liczba, uśmiechnął się do siebie pod nosem. Niestety, jak na złość Magda zauważyła przypadkowe zagranie Pawła i sama przeszła do ofensywy: puściła mu oczko. Postanowił, że zainicjuje rozmowę, ale znów przed oczyma stanął mu widok nagrobka, na którym wyryte jest jego nazwisko, a w tle widać rechoczącą postać szefa gangu. Zastygł więc z rozwartymi ustami, ale Magda na szczęście tego już nie dostrzegła. Jak zawsze opalona kroczyła dumnie przez mały boks. Udawał, że jej obecność jest dla niego obojętna, ale trudno było mu oderwać wzrok od białych spodni i prześwitujących przez nie szortów. Ustawicznie szeptała do siebie dziwnie znajome słowa. Próbował usłyszeć, co mówi, lecz gdy usiadła na ławce obok niego i odłożyła rzecz, do której często zerkała, zrozumiał, jakim wielkim farciarzem jest. Podręcznik do chemii do klasy trzeciej! A więc to ona miała poprawiać sprawdzian w sali, w której on będzie przebywał w między czasie. Znakomita wiadomość. Paweł cieszył się jak dziecko, ale już po chwili wrócił na ziemię. Jeśliby uważniej się zastanowić, to wcale nie miał powodów do radości. Przecież Magda będzie pisać, Karina będzie zajęta sprawdzianami, a on sam też nie pozostanie bezczynny. Trudno, pomyślał w momencie, kiedy Magda wychodziła już z szatni. Paweł również nie siedział w miejscu jak słup soli. Zbliżało się parę ładnych godzin intensywnej pracy umysłowej. Czas wziąć się za robotę, pomyślał, chwycił kurtkę i ruszył nieświadom jeszcze tego, co mu los tego późnego popołudnia zgotuje.
Wszedł do sali numer osiemnaście, z której przed paroma minutami wybiegał do szatni. Nikogo nie było. Zdziwiło go to, bo spodziewał się zobaczyć inny widok zaraz na wejściu. Wzruszył jedynie ramionami i podszedł do biurka. Oparł się o kant szafki, na której stały probówki, przeznaczone do umycia. W co poniektórych znajdowały się jeszcze substancje powstałe w ciągu całego dnia na lekcjach chemii. Dla zabicia czasu począł podziwiać skromny wystrój sali. Wzrokiem wodził dosłownie wszędzie. Począwszy od przeglądu klepek na tyłach klasy, poprzez tablice Mendelejewa i tabele rozpuszczalności, skończywszy na najbliższym otoczeniu, w tym na biurku, obok którego stał. Jedna z szuflad nie była domknięta. Podszedł do niej z zamiarem otworzenia jej. Wiedział, że robi źle, lecz ciekawość nie dawała mu spokoju. Przez sekundę nasłuchiwał jeszcze, czy nikt nie idzie w kierunku klasy i wreszcie zajrzał do niej. Prywatna szuflada Kariny, nasunęło się Pawłowi na myśl.
Cóż za nikczemny czyn, będę się za to smażył w piekle!, nie mógł powstrzymać się od złośliwej uwagi na swój temat. Zaczął przeglądać zawartość szuflady. Leżały tam jakieś zeszyty i parę „firmowych” długopisów. Wsadził zatem rękę głębiej. Wymacał na oślep jakieś pudełko. Delikatnie je wysunął, ale natychmiast wepchnął je z powrotem. Znalazł wkładki higieniczne. Momentalnie zrobił się czerwony na twarzy, choć Wacek zareagował natychmiast w sposób o lata świetlne mijający się z moralnością. Wtem pod stosem zeszytów dojrzał coś w kształcie ramki na zdjęcia. Przełożył kopę makulatury na bok i stwierdził, że rzeczywiście jest to ramka. Mówiąc więcej – z fotografią.
Przedstawiała ona Karinę w różowym stroju bikini na jakiejś plaży. Zrazu przypomniał sobie, że pani Karina wspominała kiedyś o swoim pobycie nad morzem. Zrazu przypomniał sobie, kiedy Karina opowiadała mu o swoim tygodniowym pobycie na Wyspach Dziewiczych. Dziewiczych… Co za kontekst. Jego dłoń pchana jakąś nienazwaną siłą wyciągnęła fotkę z „opakowania”. Odłożył resztę rzeczy do szuflady, wstał i kopniakiem zamknął ją. Cały czas oczywiście ściskał w dłoniach zdjęcie swej ukochanej.
- Plugawy ze mnie złodziej. – powiedział półgłosem – Zdesperowany kochanek! – poprawił się jednak natychmiast.
W tejże jednak chwili do klasy weszła Karina niosąc kupę klasówek, przeznaczonych do ocenienia. Paweł prawie aż podskoczył, tak się przeląkł. Schował swój łup za siebie, gdy Karina akurat siadała na swoim miejscu, nie przestając uśmiechać się do Pawła. Krzątanina myśli – Co dalej?, stawiał sobie pytanie.
- Czemu jesteś taki spięty? – zakończyła wreszcie tą niezręczną ciszę młoda nauczycielka. – Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.
- Wie pani. Jestem tylko zmęczony całym dniem nauki.
- To może ty lepiej pójdziesz do domu? Nie chcę cię zbytnio obałczać swoimi spławami.
- Nie, nie! Zaraz mi przejdzie. To co: możemy zaczynać? – perfidnie zmienił temat.
- Dobrze więc. Skoło tak mówisz… - zamknęła wywód. Krzesło stało nieopodal, dlatego jednym, zdecydowanym ruchem przyciągnęła je do siebie. Paweł zrobił krok w tył, aby odłożyć gdzieś na szafkę niegodziwie podebrane zdjęcie, ale w owej chwili Karina równie impulsywnym co krzesło gestem, chciała przyciągnąć do siebie Pawła. Mocno złapała go za rękę i szarpnęła w swoim kierunku. Jak na ironię, Paweł właśnie puszczał fotkę na szafkę, między hordy probówek. Ta jednak nie opadła bezwładnie w bezpieczne miejsce, lecz poleciała płaską parabolą tuż pod nogi Kariny. Nastała chwila niepewności. Kiedy dotarła do niego powaga sytuacji, zadziałał odruch samozachowawczy. Rzucił się na kolana w poszukiwaniu cennego świstka papieru. Karina również w tym samym momencie schylała się, aby pomóc ulubionemu uczniowi. Mam go!, ucieszył się. Niestety, kiedy unosił głowę ku górze, nauczycielka właśnie się pochylała. Poczuł na karku cudowny ciężar piersi Ukrainki. Znowuż to jednak się speszył i chciał zrobić unik. Sądził, że wróci z powrotem pod biurko, przejdzie między dwoma krzesłami, w między czasie chowając fotkę i wyjdzie z boku. Przeliczył się w swoich zamiarach. Otóż jego twarz powędrowała prosto między nogi Kariny i oparła się na podbrzuszu. Niemniej jednak, cały czas pochylająca się Karina zepchnęła jego głowę jeszcze niżej, na samo łono. W najśmielszych snach nie przypuszczał, że znajdzie się w takim miejscu.
W ten oto sposób minęło kilkadziesiąt sekund, prawie minuta. Obojgu przeszedł szok spowodowany tą jakże niecodzienną sytuacją. Niemal równocześnie unieśli twarze do góry, a ich spojrzenia utkwiły w tym jednym, jedynym, niespotykanym miejscu.
- Już dawno zauważyłam, że ci się podobam. Teraz ty potwiełdziłeś jedynie moje przypuszczenia swoim zachowaniem. – powiedziała, a zabrzmiało to wielce subtelnie i wyzywająco.
- Co ja na to poradzę, że pani taka piękna – odrzekł Paweł, chociaż nie wiedział, dlaczego.
- Nie musisz się z tym kłyć, ale czy wiesz, że takie związki nie mają płaktycznie żadnych szans na przetłwanie?
- Tak, jestem tego świadom. Nie robię sobie złudnych nadziei. – przyznał zgodnie z prawdą i już miał wyjść z klasy, gdy Karina jeszcze go powstrzymała.
- Kto powiedział jednak, że nie możemy spłóbować? – aż oniemiał.
Ukrainka natomiast nie zważając na jego reakcję zbliżyła się ustami do jego warg. Zatrzymała się tuż przed ustami Pawła, jakby czekała na jego pozwolenie. Nie musiał długo się zastanawiać. Wymowne zachowanie Kariny mówiło samo za siebie. Rzucił się jej na szyję, a następnie usiadł na kolanach.
Ich gorące języki raz po raz spotykały się w wirującym tańcu. Słodki smak pomadki nauczycielki zdawał się działać niczym afrodyzjak. Ostrygi przy tym to pikuś!, pomyślał. Jako że głupio było siedzieć przez cały czas na kolanach dziewczyny, zmusił ją do wstania. Nie zaprzestając całowania się oparła się o brzeg biurka. Tak – teraz było dobrze, miał możliwość zadziałania dłońmi. Przesuwał je powoli wzdłuż ud, przez pośladki, na których zatrzymał się przez chwilę. Parę razy zastanawiał się, jakie to uczucie, dotykać pośladków kobiety. Wspaniałe!, wykrzyknęła podświadomość, która niecierpliwie czekała na piersi. W tym samym momencie poczuł, że Karina rozpina mu rozporek. Krew napływała do pewnych części ciała już od pewnego czasu. Członek począł salutować już, kiedy Paweł natknął się na pudełko podpasek. Teraz prącie było delikatnie muskane przez delikatne palce Kariny. Zadbane paznokcie drapały subtelnie to najbardziej unerwione miejsce w ciele mężczyzny. Krew była pompowana w tempie przewyższającym normę, dlatego po krótkiej chwili ptaszek zaczął sprawiać mu ogromny dyskomfort, wystając zdrętwiale przez nogawkę bokserek.
On również nie pozwolił, żeby wkradła się tu monotonia. Zszedł trochę niżej, obsypując pocałunkami szyję, a następnie głęboki dekolt ukochanej. Niemal nieowłosione ciało byłoby zapewne marzeniem wielu mężczyzn, i choć wielu miało taką okazję, żaden nie docenił uroków Krainy. W tej chwili Karina gwałtownie odepchnęła go od siebie. Ponownie się wystraszył. Pomyślał, że pewnie ruszyło ją sumienie. Ale nie! Ona chaotycznie ściągnęła bluzeczkę, którą kupiła sobie niedawno. Piersi falowały w różowym staniku, niby niespokojne konie wyścigowe, wierzgające w boksach, czekając na sygnał do startu. Bezzwłocznie poszedł w jej ślady ukazując swą nagą klatkę piersiową, z niewidocznym w ponurym świetle chłopięcym owłosieniem. Pewny siebie zrobił susa w przód i znalazł się o złamany włos od parzystych półkul.
- Śmiało! Nie kłępuj się! – zachęciła go Ukrainka.
Powoli jego dłonie powędrowały na północ w stronę bliźniaczych wzgórz. Tuż przed nimi zaczerpnął wdech tak , że nadął się jak balon i z wolna wypuszczając dwutlenek węgla powstały w procesie oddychania (co jak co, ale Karina uczy chemii) dotknął nareszcie tego, co u kobiety najbardziej miękkiego i jędrnego. Na twarzy nauczycielki pojawił się uśmiech zadowolenia i prośby o więcej. Bez ustanku mierzwił i ściskał piersi swojej nauczycielki. Znów zaatakował: odpiął haftki, po czym powoli zaczął zsuwać ramiączka.
Nie mógł jednak delektować się długo półkulami, gdyż Karina stopniowo zaczęła przejmować inicjatywę. Jednym ruchem ramienia zgarnęła hałdę makulatury, zużytej na sprawdzian wprost na podłogę. W lot zrozumiał, że powinien się położyć wzdłuż biurka, aby dać Karinie większe pole do manewru. Jak pomyślał, tak i zrobił. Leżał oto przed napaloną kobietą w samych bokserkach. Ukrainka chyżo wskoczyła na jego biodra i dłońmi pieszcząc tors, rozkradała namiętnie słodycz bliskości dwóch osób z ust Pawła. Serca kochanków waliły jak oszalałe, a krople potu swobodnie spływały po gładkiej skórze. To jest to! Dla takiego uczucia aż chce się żyć! Karina nieustannie zmierzając ustami na południe, obsypując przy tym każdy centymetr kwadratowy jego ciała, zbliżała się do miejsca najbardziej unerwionego w całym męskim ciele. Karina, która znalazła się tuż ponad ptaszkiem, podniosła jeszcze głowę i popatrzyła rozpłomienionym wzrokiem na Pawła. Źrenice – pulsujące i rozszerzone, zdradzały gotowość do działania. Paweł chciał się dźwignąć i pocałować ją ten ostatni raz, zanim włoży go do ust, lecz ona powstrzymała go zabraniającym ruchem ręki. Zeszła z biurka i stanęła obok. Zdziwiony jej zachowaniem Paweł zareagował natychmiast.
- Czy coś się stało?
- A co się miało stać, hm? – odpowiedziała.
- Bo… Ja, wie pani…
- Łozluźnij się i pozwól mi skończyć. – uspokoiła zakłopotanego ucznia. – Chyba, że nie czujesz się na siłach, aby podjąć współżycie w tak młodym wieku… - kokietowała, co Paweł rozszyfrował bez najmniejszego kłopotu.
- Wcale, że nie! Tylko marzę, żeby wpakować się w pani pupcię! – również w jego zamiarach leżał flirt, ale zrozumiał, że poronił żart. Szczerze spodziewał się dostać po twarzy za tak chamskie zachowanie, aczkolwiek nie do końca.
- Cóż to za nieokiełznana ambicja! Widzę, że nie możesz się już doczekać, ty mały dewianciku! Masz, o co płosisz… - rozwiała wszelkie wątpliwości, po czym pozbawiła go ostatniej części garderoby, jaką na sobie miał i, po uprzednim obciągnięciu, zaczęła wyrafinowanie ssać jego członek.
Paweł wydał z płuc głośny wyraz swojego zadowolenia, co tylko zmotywowało Karinę do kontynuacji. Końcem języka muskała zakończenie prącia w miejscu zwanym węzidełkiem. Takiego uczucia Paweł jeszcze nigdy nie miał okazji doznać, za to teraz korzystał z niego najpełniej, jak tylko mógł. Nie zważał na uczucie wstydu, chociaż leżał nagi przed swą nauczycielką od chemii. Ona zresztą też nie była w pełni ubrana. Kiedy tak odkrywał nowe lądy w dziedzinie przeżyć seksualnych, nie zauważyli, że drzwi od klasy nie są zamknięte. To, że nie są zamknięte to nic. Ktoś ich przez nie obserwował, sapiąc aż z podniecenia, w tym tkwił sęk. W pewnej chwili znieczulony zbliżającym się orgazmem dojrzał za futryną znajomą sylwetkę. Odruch samozachowawczy zadziałał w mgnieniu oka. Paweł zrobił fikołka w tył nieomal uderzając Karinę w twarz i schował się za biurkiem. Jago kochanka zareagowała o niebo spokojniej, niż ulubiony uczeń.
- O! Madzia, wejdź płoszę! – powiedziała, jak gdyby nigdy nic.
- Mam nadzieję, że ci nie przerwałam, Karinko… - rzekła na to ta druga.
- Zjawiłaś się w samą połę! Łozbierz się. – oświadczyła nauczycielka co wprawiło Pawła, wciąż czającego się za biurkiem w stan głębokiego osłupienia. Madzia?! Jaka Madzia?!
- Cz… czy ktoś mi może wytłumaczyć, co tu u diabła się dzieje? – powoli wracała pewność siebie.
- Magda wcale nie przyszła tu popławiać spławdzian. Nigdy nie miała kłopotów z chemią. – zaczęła Ukrainka.
- Co więcej – jestem tu z zupełnie innego powodu. Twoja rola jest również całkowicie inna niż myślisz. – pociągnęła dalej Madzia, zrzucając właśnie z siebie spodnie.
Serce Pawła zaczęło bić mocniej. Pewnie chcecie obie kochać się ze mną na raz, prześmiewcze myśli krzątały mu się po umyśle.
- Jakby to powiedzieć… Odkłyłyśmy, że mamy tłoszkę inną ołientację seksualną. Otóż… jesteśmy biseksualne! – ta wiadomość sprawiła, że pod Pawłem nogi się ugięły, mimo iż kucał skulony za biurkiem.
- A że jesteśmy już we dwie, potrzebujemy jeszcze tylko faceta. Ty jesteś jedynym, który leci na nas obie.
- Ale skąd u licha wiecie, że nie jesteście w błędzie?
- Myślisz, że nie widzimy, jak na nas patrzysz na przerwach? Jak łozbiełasz nas wzłokiem?
- Ehm…
- Nie wstydź się! – Magda stała już tylko w samej bieliźnie.
- Chyba, że nie chcesz… My złozumiemy.
- Ale… Wy to tak od dawna? – oszołomiony wychylił głowę ponad blat. Jednak tak naprawdę chciał już przejść do rzeczy, gdyż jego zaczynało mu się robić zimno w kuper.
- Od kiedy Karina tu uczy. – padła natychmiastowa odpowiedź. – Wszyscy sądzą, że przychodzę tu po lekcjach na korepetycje, nawet ten koleś, który uważa się za mojego chłopaka. – Magda rzuciła trochę światła na rzecz, której Paweł nie mógł zrozumieć: nigdy, mimo usilnych starań Tomka (bo tak miał na imię przywódca gangu) się jeszcze nie pocałowali.
- Zatem co chcecie teraz ze mną zrobić? – zapytał i czekał tylko na potwierdzenie swoich wyobrażeń, dotyczących seksu z obiema kobietami.
- Ołganizujemy sobie takie małe ołgie. Jeśli chcesz, możesz się do nas dołączyć…
- Musiałbym się zastanowić… To nie jest takie proste. – wymigiwał się, nieco wbrew swojej woli.
- Nie ma czasu! Tak, czy nie?! Wybieraj, bo nie mamy całego dnia. Zaraz może przyjść woźny i nas nakryć. Poza tym robi mi się zimno… - i Magda przypieczętowała swój wywód masażem swych piersi.
- No dobrze! Dobra! – bez większego namysłu palnął Paweł. Byłoby jednak za późno, gdyby chciał zmienić decyzję, ponieważ obie półnagie, żądne seksu famme fatale zmierzały już w jego stronę we wiadomych celach.
Znów znalazł się w pozycji horyzontalnej. Karina wróciła do czynności, którą zaczęła jeszcze przed pojawieniem się Magdy, która natomiast szykowała się, aby usiąść łonem na spoconej twarzy Pawła. Kątem oka dojrzał swą prawą dłoń, która unosiła się powoli w kierunku Magdy. Niczego nie świadoma jeszcze „ofiara” poprawiała w tym czasie fryzurę, aby wyglądać na bardziej dziką i wyzywającą. Już tylko kilka centymetrów dzieliło jego palca wskazującego od muszelki brunetki. Na twarzy Pawła zarysował się uśmiech zadowolenia ze swojej sytuacji. Postanowił nie zwlekać więcej, lecz przejść do rzeczy. Subtelnie musnął palcami miejsce, gdzie według jego mniemania zaczynała się dolina. W tymże momencie Magda zaprzestała zaczętej uprzednio czynności i z enigmatycznym półuśmieszkiem zwróciła swój wzrok na gołego Pawła. Skinął jeszcze głową na znak, że jest gotów do podjęcia niebagatelnej praktyki mającej na celu zaspokojenie dwóch niezwykle pięknych, i co najważniejsze, napalonych kobiet. Zwinie wskoczyła na biurko rozkraczając się tuż nad licem niedoświadczonego w sztuce kochania rekruta. Odchyliła brzeg niby bokserek i mógł już ujrzeć swój pierwszy w życiu srom. Szparka pozostawała wciąż „zamknięta” i z tego właśnie powodu Paweł powoli zaczął wystawiać język. Nie zdążył. Magda nie zauważyła inicjatywy kochanka i sama rozchyliła palcem wskazującym i środkowym obie wargi na boki. Tuż na wysokości swoich oczu znajdowała się łechtaczka Magdy. Tym razem kategorycznie objął dłońmi jej uda i zbliżył usta do muszelki. Już miał dotknąć koniuszkiem języka tej małej grudki, która dostarcza kobietom wielu uciech cielesnych, kiedy poczuł niesamowitą wręcz przyjemność. Gdy on zajmował się Madzią i jej pisią, Karina w między czasie wsadziła Pawłowego ptaszka wprost do swojej wilgotnej i gorącej dziupli. Nie mogąc wytrzymać z ciekawości wychylił głowę zza ud młodszej z kochanek i Karinę, muskającą główką penisa swoje łono. O mały włos, a oczy wyszłyby mu z oczodołów. Jednak przytomna jak zawsze Magda uspokoiła go namiętnym pocałunkiem w stylu francuskim.
Tak oto Paweł po raz pierwszy w życiu penetrował kobietę i całował drugą w jednym momencie.
Nie czekając więcej zaczął łapczywie nawilżać pochwę Magdy. Kątem oka zobaczył, że sprawia jej to nieziemską przyjemność, postanowił zająć się bezczynnymi w owej chwili dłońmi. Wodził nimi po plecach dziewczyny, zataczał ósemki. Jedna dłoń zawędrowała w okolice szyi, druga natomiast wyrafinowanie delektowała się miękkością piersi młodej dziewczyny. Po chwili postanowił zaszaleć. Wsadził jeden palec, prosto w kakao Magdy. Robił to ostrożnie, nie chciał jej zranić. Kiedy jednak Magda poczuła go w swojej pupie, podniosła się lekko i wpakowała jego palec najgłębiej, jak to tylko było możliwe, po samą nasadę, po same kostki. Jęczała z ogarniającej ją rozkoszy, kiedy palec Pawła imitował ruchy dzięcioła.
Tymczasem Karina czerpała niezmierną przyjemność z penetracji. Paweł czuł, jak jego nabrzmiały jak jeszcze nigdy członek bez najmniejszego trudu przeciska się tam i z powrotem przez ekscytująco wąską, ale za to jakże obficie nawilżoną muszelkę Kariny. Sądził, że pierwsza penetracja będzie mu sprawiać ból, ale mylił się, i to o całe lata świetlne. Zwieńczenie członka niczym wiertło zanurzało się w głąb kobiecego ciała.
Po paru następnych minutach postanowili zmienić pozycję. Paweł poczuł ogromną ulgę, kiedy na krótką chwilę zaprzestali odbywania stosunku, gdyż wiedział, że moment spełnienia zbliżał się nieco zbyt wcześnie.
Magda przybrała pozycję bardzo wypiętego w tył psa, Paweł klęczał za nią, natomiast Karina siedziała rozkraczona na fotelu obok i masturbując się wyuzdanie rzucała podniecone spojrzenia to na Madzię, to na Pawła. Wibrator z małymi wypustkami pracował w prędkości maszyny do szycia. Ta Karina to ma siłę w ręce, żeby nim tak operować, myślał Paweł. Wargi sromowe nauczycielki od chemii falowały i drgały się w rytm poruszania się wibratora ściskanego przez spoconą dłoń Kariny. Ukląkł kolanami tuż obok rozstawionych nóg czekającej na przejście do rzeczy Magdy. Pewnie ujął swój członek na całej jego długości, po czym zaczął nim powoli wodzić po pośladkach uczennicy, to zataczając wielkie okręgi, to ósemki, żeby w końcu zawędrować na samo dno doliny jak gdyby w poszukiwaniu studni, gdzie miał się ostatecznie zanurzyć. Pchnął. Przeciągły okrzyk zadowolenia rozszedł się z echem po klasie i niczym uwolniona z klatki bestia wydostała się na korytarz odbijając się po ścianach w szaleńczym biegu ku wolności. Jęczeli oboje.
Tymczasem Karina zaczęła się dziwnie, według Pawła oczywiście, zachowywać. Otóż pozostawiła w swej muszelce włączony wibrator, pomasowała dłońmi wilgotne piersi, wyjęła nareszcie przyrząd do masażu pochwy, zrobiła kilka skłonów dotykając dłońmi podłogi, nie uginając przy tym nóg w kolanach (celowo odwróciła się ku nastolatkom podczas ćwiczeń tak, aby podgrzać i tak już gorącą atmosferę), a następnie położyła wibrator na podłodze. Paweł nie widział w tymże działaniu ani krzty sensu. Jednak po sekundzie puzzle zaczęły układać się w logiczną całość. Oto bowiem Karina zrobiła coś, na co on w życiu by się nie zdobył. Stopy z wolna poczęły się rozjeżdżać na obie strony i Karina zrobiła szpagat do samej ziemi. Zrozumiał czemu miał służyć wibrator stojący na starej, szkolnej klepce. Nie wietrzył się on już, gdyż ponownie znalazł się w waginie Ukrainki, sprawiając zainteresowanej niemałą satysfakcję. Lekcje jogi nie poszły na marne. Ponownie zajął się prężącą się przed nim Magdą. Wyginała wąską talię na prawo i lewo, imitując przy tym sprężynę. Wtem dostrzegł wykrzywioną minę, która zarysowała się na twarzy rozkraczonej nauczycielki. Mówiła sama za siebie. Nieuchronnie zbliżała się do szczytowania.
Karina wstała i podbiegła szybko do mokrej od potu twarzy Magdy i w kilka sekund później wytrysła na nią salwa płynów ustrojowych. Magda natomiast, ku zaskoczeniu Pawła, nie obrzydziła się, lecz języczkiem zlizywała wciąż cieknącą z wnętrza nauczycielki ambrozję. Z nagła poczuł po kościach, że jego chwile również są z goła policzone. Kilka razy brutalnie wpakował się po nasadę prącia i wiedział już, że z tego miejsca nie ma odwrotu. Magda wraz z Kariną tylko na to czekały. Obfita kanonada rozbryzgała nasienie po ich twarzach.
Niebiański stan nieważkości! Niemal zwijał się z rozkoszy. Odezwał się w nim naturalny instynkt. Przewrócił Madzię na plecy. Palcami stymulował znaleziony uprzednio punkt Grafenberga, a ustami całował srom uczennicy. Zauważył, że mięśnie Magdy zaczynają się gwałtownie kurczyć, co mogło oznaczać tylko jedno: spełnienie. Na efekty wzmożonej aktywności nie musiał długo czekać, gdyż Karina pomagała mu w tej czynności pieszcząc ciało Madzi. Przez chwilę wahał się jeszcze, czy to aby na pewno zdrowe, tak łykać płyny ustrojowe, wydzielany podczas orgazmu. Kobiety piją spermę, dlaczego ja nie mam wypić tego?, od razu nasunęła się odpowiedź. Chwilę przed żeńskim wytryskiem instynkt samozachowawczy kazał mu zamknąć oczy, chociaż nie widział powodu dla którego miałby to robić. Wkrótce miał się przekonać dlaczego. Magda wygięła się jak sprężyna wydając z płuc okrzyki radości i… po chwili cała twarz Pawła była wilgotna od soków. Nie nacieszył się nim długo, gdyż Karina rzuciła się na niego, aby go zlizać, niczym grom z jasnego nieba. Obie po momencie pieściły jego ciało, a on ich. Była to tak zwana gra kończąca, która odpowiadała grze wstępnej. Miała ona na celu sprawienie, że orgazm nie ulotni się zbyt szybko, lecz będzie odchodził w zapomnienie powoli, powodując dodatkowe uciech cielesne zainteresowanych.

* * *

Dwadzieścia minut potem cała trójka siedziała zawstydzona w ławkach. Okazało się bowiem, że całemu zajściu przyglądał się dyrektor szkoły. Mimo iż był konserwatystą i wezwał stróżów prawa, widok odbycia stosunku na żywo sprawił mu niemałą radość. Pewnie nie dzwoniłby po policję, gdyby nie fakt, że dostał kosza od Kariny, z którą chciał się umówić na randkę. Funkcjonariusze zabezpieczali ślady w postaci spermy i bielizny. W co ja się wpakowałem, myślał nie bez satysfakcji Paweł. W dupcie obu lasek, zaśmiał się w duchu, kiedy zrozumiał kontekst poprzedniej myśli.
- Powtórzymy to jeszcze kiedyś? – szepnęła mu w ucho Ukrainka, która pochyliła się nad nim odsłaniając rąbek koca, którym była okryta ukazując przy tym wciąż jeszcze nabrzmiałe sutki.
- Czy powtórzymy? – udawał zirytowanego. – Kiedy tylko stąd wyjdziemy!

autor: Mr Crown
vcc69(at)wp.pl

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin