Pius XI Ubi arcano Dei.doc

(152 KB) Pobierz
Pius XI

Pius XI. Ubi arcano Dei – O pokoju Chrystusowym w Królestwie Chrystusa

Do Czcigodnych Braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Ordynariuszy pozostających w pokoju i jedności ze Stolicą Apostolską!
Czcigodni Bracia, pozdrowienie i apostolskie błogosławieństwo! 

Powody napisania encykliki 

Od samego początku, gdy niezbadany zamiar Boży podniósł Nas - choć niegodnych - na tron prawdy i miłości, szczerze pragnęliśmy skierować z głębi serca płynące pismo do Was, Czcigodni Bracia, a także do wszystkich waszych ukochanych dzieci, które znajdują się bezpośrednio pod waszym kierownictwem i opieką. To pragnienie pochodzi od uroczystego błogosławieństwa Urbi et Orbi, którego udzieliliśmy ogromnym tłumom z balkonu Bazyliki Watykańskiej po naszym wyborze na najwyższy urząd. To błogosławieństwo zostało przyjęte z wielką radością i wdzięcznością przez Was, przez ludzi ze wszystkich stron świata i przez Święte Kolegium Kardynałów. Fakt ten był dla Nas najbardziej pocieszającą pewnością - dołączoną do innych, które pochodzą z naszej ufności w Boską pomoc - w przygotowanie Nas do podjęcia odpowiedzialnego urzędu, na który zupełnie niespodziewanie zostaliśmy powołani, aby go objąć.

Dlatego piszemy obecnie do Was, "usta nasze otwarły się do was" (2 Kor 6, 11), gdy zbliżają się urodziny naszego Pana Jezusa Chrystusa i nowy rok, chcemy, żeby ten list nie był jedynie pismem radosnego pozdrowienia, ale także bożonarodzeniowym prezentem od ojca dla jego ukochanych dzieci.

Wiele racji utwierdziło Nas w przekonaniu, że jest to właściwy czas, aby spełnić nasze życzenie, napisania do Was listu. Po pierwsze jako rezultat wyścigu synowskiego oddania, co znalazło wyraz w licznych życzeniach od naszych braci i dzieci ze wszystkich zakątków świata, w pismach witających nowo wybranego następcę Świętego Piotra i składających mu oddany hołd.

Kolejnym powodem napisania tego listu jest doznanie osobiście tego, co po raz pierwszy św. Paweł nazwał "moją codzienną udręką, płynącą z troski o wszystkie Kościoły" (1 Kor 11, 28). Do naszych codziennych obowiązków zostało dodanych wiele nadzwyczajnych powinności, jak na przykład te najważniejsze sprawy, bardzo zaawansowane i bliskie rozwiązania przed naszym wyborem, a które My szybko zakończyliśmy, które uczyniła Stolica Święta, które dotyczyły pomyślności samego chrześcijaństwa lub statusu diecezji zaliczanych do najważniejszych w świecie katolickim. W tym czasie rozważano nad międzynarodowymi konferencjami i traktatami, które głęboko oddziałały na przyszłość wszystkich ludów i narodów. Wierni służbie pokoju i pojednania, którą powierzył naszej trosce Bóg, staraliśmy się uczynić wszędzie znanym prawo sprawiedliwości, złagodzone zawsze przez miłosierdzie, i uczynić ważnymi zasłużone względy dla tych wartości i korzyści, które - ponieważ są duchowej natury - są nie mniej poważne i istotne. Co do tych spraw, to są one o wiele bardziej istotne i ważne niż jakieś zaledwie materialne rzeczy, jakie by one nie były. Zajęliśmy się wszystkimi niemalże nieprawdopodobnymi cierpieniami tych ludzi, którzy żyjąc w rejonach bardzo od Nas odległych, zostali dotknięci klęską głodu i wszelkiego rodzaju nieszczęściem. Przyśpieszyliśmy przesłanie im wszelkiej pomocy, zezwalając na pogorszenie naszego własnego położenia i nie zaniedbaliśmy wezwać cały świat do pomocy Nam w tej sprawie. W końcu nie uniknęliśmy powstań, którym towarzyszyły akty przemocy, a które wybuchły pośród naszego własnego umiłowanego ludu, tu gdzie się urodziliśmy, tu gdzie ręka Boskiej Opatrzności postawiła nas jako następcę Świętego Piotra. Obecnie gdy wydaje się, że kłopoty zagrażają przyszłości naszego kraju, nie mogliśmy spocząć nie dając wszystkim, którzy znajdują się w naszej mocy spokoju wśród takich poważnych zamieszek.

Z drugiej strony miały też miejsce wydarzenia, które napełniły naszą duszę radością. Takie jak na przykład 26 Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny i trzechsetlecie utworzenia Świętej Kongregacji Propagandy Wiary. Te obchody stanowiły dla Nas nie dającą się opisać pociechę i tak wielką duchową radość, jakiej nigdy nie wyobrażaliśmy sobie za możliwą u samego początku naszego pontyfikatu. Widzieliśmy w tym czasie praktycznie wszystkich członków z setek biskupów, którzy przybyli do Rzymu z każdej części świata. W zwykłych okolicznościach potrzebne byłoby kilka lat, żeby spotkać się z podobną liczbą biskupów. Przyjęliśmy także podczas audiencji wiele tysięcy wiernych i udzieliliśmy naszego ojcowskiego błogosławieństwa licznym i dostojnym reprezentantom ogromnej rodziny "z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu" jak czytamy w Księdze Apokalipsy (5, 9), których Bóg Nam powierzył. Wspólnie z nimi zostaliśmy uprzywilejowani, aby być obecnymi na spektaklach, które były trochę za mało pobożne dla Nas, którzy jesteśmy świadkami naszego Przenajświętszego Odkupiciela obejmującego należne Mu miejsce jako Król wszystkich ludzi, wszystkich państw i wszystkich narodów, choć ukryty za zasłoną postaci Eucharystycznych, był niesiony we wspaniałym i prawdziwie królewskim triumfie wiary przez ulice naszego miasta Rzymu, a towarzyszyło Mu ogromne zgromadzenie ludzi reprezentujących wszystkie narody na ziemi. Widzimy również, jak Duch Święty zstępuje do serc księży i wiernych, jak uczynił to w niedzielę Zielonych Świąt, aby rozpalić w nich na nowo ducha modlitwy i apostolatu. Zostaliśmy rozradowani widokiem żarliwej wiary mieszkańców Rzymu ogłoszonej na nowo światu, dla większej chwały Bożej i dla zbawienia dusz.

Najświętsza Maryja Panna, Matka Boża i nasza droga Matka, która najmiłościwiej spogląda na nas w sanktuarium w Częstochowie i Ostrej Bramie, jak również w cudownej grocie w Lourdes i z wyniosłej iglicy w naszym własnym mieście Mediolanie, nie mówiąc już o najświętszym sanktuarium w Rho, raczyła przyjąć hołdy naszej miłości przy okazji, gdy zwróciliśmy czcigodnej bazylice w Loretto, która została odrestaurowana po serii zniszczeń, których przyczyną był pożar, jej piękna figurę, która nie tylko została odnowiona na naszą prośbę, lecz także została poświęcona i ukoronowana naszymi własnymi rękoma. Ta okazja była bez wątpienia prawdziwym triumfem dla Maryi. Podczas przejazdu jej figury z Rzymu do Loretto, wierni z każdego miasta rywalizowali ze sobą w przyjmowaniu jej w spontanicznym i nieprzerwanym wybuchu głębokiego uczucia religijnego, którym okazali najpierw najdelikatniejsze uczucie miłości do naszej Najświętszej Maryi Panny, a także głębokie przywiązanie do Zastępcy Jezusa Chrystusa.

Brak pokoju na świecie

Inne wydarzenia, niektóre smutne a niektóre radosne, dzieje których chcemy zapisać dla zbudowania moralnego przyszłych pokoleń, przemawiają do Nas najwymowniej, czyniąc naszym zdaniem coraz bardziej jasnymi cele, które wydają się wymagać głównego miejsca w naszym Urzędzie Apostolskim i o których wypada Nam mówić obecnie w sposób możliwie poważny w naszym pierwszym liście do Was.

Jedno jest dziś pewne. Od czasu zakończenia Wielkiej Wojny jednostki, różne klasy społeczeństwa, narody ziemi nie mogą wciąż jeszcze znaleźć prawdziwego pokoju. Nie cieszą się żywym i owocnym spokojem, który jest dążeniem i potrzebą ludzkości. Jest to smutna prawda, która narzuca się Nam ze wszystkich stron. Dla każdego, kto - jak My - pragnie głębokiego zbadania i pomyślnego zastosowania środków niezbędnych do zwalczenia tego zła, nader ważne jest poznanie zarówno faktów i powagi spraw, jak i próba uprzedniego odkrycia ich przyczyn. Ten obowiązek został Nam nałożony w dominujący sposób przez świadomość naszego Urzędu Apostolskiego. Nie możemy nie postanowić wypełnić tego, co jest naszym jasnym obowiązkiem. Uczynimy to obecnie w tej naszej pierwszej encyklice i później z wielka troską podczas trwania naszego świętego urzędu.

Ponieważ ten sam smutny stan istniejący dziś na świecie był przedmiotem stałej i niemalże rozdzierającej serce troski ze strony naszego czcigodnego poprzednika Benedykta XV podczas całego jego pontyfikatu, uczyniliśmy jego zamiary i jego rozwiązania tych problemów naszymi własnymi. Być może, że staną się one także zamiarami i pomysłami każdego - jak są naszymi, a jeśli to by się stało, zobaczylibyśmy z pomocą Bożą i przy współpracy wszystkich ludzi dobrej woli, najcudowniejsze efekty pochodzące z prawdziwego i trwałego pojednania ludzi ze sobą.

Natchnione słowa proroków wydają się być napisane specjalnie na nasze czasy: "Oczekujemy pokoju - ale nie ma nic dobrego; czasu uleczenia - ale oto przerażenie!" (Jer 8, 15), "czasu uleczenia - a tu przerażenie!" (Jer 14, 19). "Oczekiwaliśmy światła, a oto ciemność... spodziewaliśmy się prawa, ale go nie ma, i wybawienia, ale dalekie jest od nas" (Iz 59, 9. 11).

Wczoraj walczący odłożyli swą broń, ale po ustaniu działań wojennych napotkaliśmy nowe przerażające wydarzenia i nowe pogróżki wojenne na Bliskim Wschodzie. Sytuacja w wielu częściach tego zrujnowanego regionu znacznie się pogorszyła w wyniku klęski głodu, epidemii i zniszczeń, które zebrały swe żniwo w wielkiej liczbie ofiar, szczególnie pośród starców, kobiet i niewinnych dzieci. To co jeszcze tak niedawno nazywano ogromnym teatrem wojny światowej - stara rywalizacja między narodami - nie przestało wywierać swego wpływu. Ta rywalizacja jest dziś skryta za manipulacjami politycznymi lub za wahaniami finansowymi, ale otwarcie ukazuje się w prasie, czasopismach i magazynach wszelakiego rodzaju, a nawet penetruje instytucje poświęcone uprawianiu sztuki i nauki - miejsca gdzie skądinąd atmosfera spokoju i pokoju powinna władać niepodzielnie.

Nawet w obecnych czasach życie publiczne jest tak otoczone gęstą mgłą nienawiści i krzywd, że jest prawie niemożliwe aby społeczeństwo mogło w nim swobodnie oddychać. Pokonane narody trwają w najokropniejszych cierpieniach, a nie mniej poważne zło dotyka zwycięzców. Małe narody skarżą się, że są uciskane i wyzyskiwane przez wielkie narody. Wielkie mocarstwa ze swej strony utrzymują, że są źle osądzane i okpiwane przez mniejsze. Wszystkie narody, wielkie i małe, cierpią obecnie z powodu smutnych następstw ostatniej wojny. Nikt nie może utrzymywać, że te narody, które były neutralne, całkiem uniknęły przerażających cierpień wojennych lub, że nie doświadczyły jej złych rezultatów prawie na równi z państwami walczącymi. Złe skutki rosną w liczbę z dnia na dzień, ponieważ jest zupełnie niemożliwe znaleźć cokolwiek, co byłoby bezpiecznym remedium na zło społeczne, i to pomimo wszystkich wysiłków polityków i mężów stanu, których praca poszła na marne, jeśli nie wręcz nie na pogorszenie zła, które próbowali pokonać. Warunki stają się coraz gorsze, ponieważ stale istnieje obawa gróźb nowych wojen, prawdopodobnie jeszcze bardziej straszliwych i niszczycielskich od jakiejkolwiek poprzedniej. Stąd bierze się sytuacja, w której narody w życiu codziennym utrzymują zbrojny pokój, który jest niewiele lepszy niż sama wojna, a ta sytuacja pochłania finanse narodowe, niszczy kwiat młodości, zamula i zatruwa same główne źródła życia fizycznego, intelektualnego, religijnego i moralnego.

Walki i spory w społeczeństwie

Ale bardziej poważna żałosna niż te groźby zewnętrznej agresji jest wewnętrzna niezgoda, która zagraża pomyślności nie tylko narodów lecz także samej społeczności ludzkiej. Na pierwszym miejscu musimy wymienić walkę między klasami - chroniczną i wielką dolegliwość współczesnego społeczeństwa, która niczym rak zjada żywotne siły struktury społecznej, pracę, przemysł, sztukę, handel, rolnictwo - wszystko co prowadzi faktycznie do publicznej i prywatnej pomyślności i do dobrobytu narodowego. Konflikt ten wydaje się przeciwstawiać każdemu rozwiązaniu i staje się coraz bardziej groźny, ponieważ ci, którzy nigdy nie są zadowoleni z wielkości swej zamożności walczą z tymi, którzy najwytrwalej utrzymują zdobyte bogactwa, podczas gdy dla obu klas powszechnym pragnieniem jest rządzenie innymi i objęcie zarządu majątkami innych. Te walki klasowe skutkują częstymi przerwami w pracy, których przyczyną mogą być najczęściej czynione z obu stron prowokacje. Wszystkie rezultaty rewolucji, buntów i bezprawnych represji z jednej strony lub od władz, wszystko to nie może nie skończyć się powszechnym niezadowoleniem i poważnymi szkodami dla wspólnej pomyślności. Do tego zła musimy dodać spory między partiami politycznymi. Wiele z tych walk nie bierze początku w realnej różnicy zdań odnośnie dobra publicznego lub chwalebnego i bezinteresownego poszukiwania czegoś, co byłoby najlepszą promocją wspólnej pomyślności, lecz w poszukiwaniu siły i protekcji jedynie prywatnych interesów, czego nieuchronnym skutkiem jest krzywda obywateli jako całości. Z takiego biegu spraw powstają często rozboje, które są sprawiedliwe dla ludu, a nawet spiski i ataki na najwyższe autorytety w państwie, jak i na ich reprezentantów. Te polityczne walki prowadzą do groźby rozruchów ludowych, a czasem do otwartego powstania i innych zaburzeń, które są wszystkie bardziej godne pożałowania i szkodliwe, ponieważ pochodzą od ludu, któremu dano w naszych nowoczesnych i demokratycznych państwach uczestnictwo w wielkiej mierze w życiu publicznym i w sprawach rządzenia. Te różne formy władzy nie są same w sobie przeciwne zasadom wiary katolickiej, która łatwo może pogodzić się z jakimkolwiek rozsądnym i sprawiedliwym systemem rządów. Tym niemniej takie rządy są najbardziej narażone na niebezpieczeństwo obalenia przez tę lub inną frakcję.

Jest rzeczą najsmutniejszą widzieć, jak duch rewolucyjny spenetrował to sanktuarium pokoju i miłości, jakim jest rodzina - pierwotny początek społeczeństwa ludzkiego. Te złe ziarna niezgody w rodzinie zostały zasiane już dawno temu, ale od niedawna rozprzestrzeniają się coraz bardziej w wyniku nieobecności ojców i synów przy ognisku domowym podczas wojny, a także w wyniku wielkiego wzrostu swobody obyczajów, co jest jednym z jej efektów. Często widzimy synów zrażonych do swych ojców, braci sprzeczających się z braćmi, panów ze sługami, służących z panami. Równie często widzimy zapomniane obie świętości: węzeł małżeński i obowiązki wobec Boga i ludzkości, które ten węzeł na nich nakłada.

Upadek obyczajów

Tak samo jak najmniejsza część ciała czuje skutki choroby, która pustoszy całe ciało lub jeden z jego żywotnych organów, tak zło obecnie dręczące społeczeństwo i rodzinę dotyczy jednostek. Nie możemy nie ubolewać nad chorobliwym niepokojem, który dotknął ludzi każdego wieku i zawodu, nad ogólnym duchem niesubordynacji i odmowy życia zgodnie z zobowiązaniami, co stało się tak szeroko rozpowszechnione, że nawet wydaje się zwyczajnym sposobem życia. Ubolewamy także nad zniszczeniem czystości wśród kobiet i młodych dziewcząt, co jest oczywiste widząc wzrastającą nieprzyzwoitość ich strojów i rozmów i ich uczestnictwo w skandalicznych tańcach, grzeszących ohydniej chełpiąc się w twarz ludziom mniej szczęśliwym niż one same swym luksusowym stylem życia. W końcu nie możemy być nie zasmuceni wielkim wzrostem liczebności czegoś, co można by nazwać społecznym nieprzystosowaniem, co niemal nieuchronnie kończy się połączeniem grup tych niezadowolonych, którzy nieustannie agitują przeciw wszelkiemu porządkowi publicznemu lub prywatnemu.

Jest zadziwiające, że nie możemy dłużej posiadać pewności życia, w którym możemy mieć ufność lecz pozostaje nam tylko najstraszniejsza niepewność i rosnący z godziny na godzinę strach przed przyszłością. Zamiast codziennej, regularnej pracy, oto próżnowanie i bezrobocie. Błogosławiony spokój, który jest efektem uporządkowanego życia i który jest jądrem pokoju, wydaje się już nie istnieć, a na jego miejscu panuje niespokojny duch rewolty. W konsekwencji przemysł cierpi, handel jest sparaliżowany, uprawianie piśmiennictwa i sztuki staje się coraz bardziej trudne, a co jest gorsze od tego wszystkiego - sama cywilizacja chrześcijańska jest przez to niepowetowanie zepsuta. W obliczu naszego mocno zachwalanego postępu, widzimy ze smutkiem powolne lecz z pewnością stałe popadanie w stan barbarzyński.

Do zła już wzmiankowanego chcemy dodać inne zło, które otacza społeczeństwo i które zajmuje miejsce naczelnego znaczenia, lecz którego istnienie umyka zwykłemu obserwatorowi, mianowicie zmysłowego człowieka - który, jak mówi Apostoł, nie pojmuje "tego, co jest z Bożego Ducha" (1 Kor 2, 14) i który już nie może zostać nie osądzony jako największa i najbardziej niszcząca klęska dzisiejszego porządku społecznego. Wymieniamy właściwie to zło, które góruje nad sferą materialną i przyrodzoną, tkwiąc wewnątrz porządku nadnaturalnego i religijnego w ścisłym znaczeniu tego słowa; inaczej mówiąc: tego zła, które dotyczy życia duchowego dusz. Całe to zło jest bardziej opłakane od szkody dusz, których wartość jest nieskończenie większa, niż cokolwiek zaledwie materialnego.

Rany Kościoła

Oprócz niedbałości w wywiązywaniu się z chrześcijańskich obowiązków, co jest tak szeroko rozpowszechnione, nie możemy nie smucić się a Wami, Czcigodni Bracia, z tego powodu, że wiele kościołów, które podczas wojny były użytkowane w celach świeckich, nie zostało jeszcze przywróconych do ich pierwotnego przeznaczenia jako świątyń modlitwy i służby Bożej. Prócz tego ubolewamy, że wiele seminariów niezbędnych do przygotowania i formacji godnych liderów i nauczycieli życia chrześcijańskiego, nie zostało jeszcze na powrót otwartych. Smuci też, że liczba kapłanów prawie w każdym kraju przerzedziła się, gdyż tak wielu duchownych znalazło śmierć na polach bitew wykonując swe święte powinności lub odeszli od Kościoła, ponieważ okazali niewierność swemu świętemu powołaniu, wskutek niepomyślnych warunków, w których zmuszeni byli tak długo żyć. W końcu zasmuca Nas, że w tak wielu miejscach, nawet tych, gdzie głosi się słowo Boże, co jest niezbędne i owocne dla "budowania Ciała Chrystusowego" (Ef 4, 12), zapadła cisza.

Rezultaty Wielkiej Wojny oddziałujące na życie duchowe, odczuwa się na całym świecie, nawet na terenach odludnych i oddalonych od centrum kontynentu. Misjonarze zostali zmuszeni do opuszczenia terenów ich pracy apostolskiej i wielu nie może powrócić do swej pracy. Tak zatem skutkują przerwy a nawet zrezygnowanie z tych chwalebnych zdobyczy wiary, która tak wiele uczyniła dla podniesienia poziomu cywilizacji, obyczajowości, stanu materialnego i religijnego. Jest prawie prawdą, że były one same wartym zachodu wynagrodzeniem za wielkie duchowe nieszczęścia. Wśród tych kompensacji jest jedna, która kontrastuje z wyraźnym obrazem i dodaje kłamstwa do wielu starych oszczerstw, mianowicie, czysta miłość ojczyzny i ochotne oddanie się obowiązkowi spalania dla dusz przez tych poświęconych Bogu ludzi, a także to, że poprzez ich święty obowiązek pociecha religijna została przyniesiona tysiącom umierających na polach bitew wilgotnych od ludzkiej krwi. Tak więc wielu pomimo swych uprzedzeń zostało znów przekonanych do czci kapłaństwa i Kościoła, z powodu wspaniałych przykładów poświęcenia przez tych, z którymi zapoznali się osobiście. Za te szczęśliwe skutki jesteśmy wdzięczni bezgranicznej dobroci i mądrości Boga, który potrafi ze zła wyprowadzić dobro.

Przyczyny szerzącego się zła: brak pokoju

Nasza encyklika w znacznym stopniu poświęcona została przedstawieniu zła, które dotyka dzisiejsze społeczeństwo. Musimy teraz wyszukać, z wszelką możliwą starannością, przyczyny tego nieładu. Niektóre z nich już wymieniliśmy. W tej kwestii, Czcigodni Bracia, zdaje się dochodzić do Nas głos Boskiego Pocieszyciela i Lekarza, który mówiąc o tych ludzkich słabościach, rzekł: "Całe to zło z wnętrza pochodzi" (Mk 7, 23).

Pokój faktycznie został podpisany na uroczystym zgromadzeniu pomiędzy walczącymi państwami podczas ostatniej wojny. Jednakże ten pokój został zapisany tylko w traktatach. Nie został on bowiem przyjęty przez serca ludzi, którzy po cichu pielęgnują pragnienie walki z innymi i w najpoważniejszy sposób kontynuują pogróżki przeciw spokojowi i stabilizacji społeczeństwa. Niestety, prawo przemocy miało wpływy tak długo, że osłabiło i prawie starło wszelkie ślady naturalnego uczucia miłości i miłosierdzia, które prawo chrześcijańskiej miłości bliźniego tak bardzo popiera. Nie nadawał się też ten iluzoryczny pokój, napisany tylko na papierze, do powtórnego obudzenia w duszach ludzi podobnie szlachetnych uczuć. Przeciwnie, zrodził on ducha przemocy i nienawiści, który - ponieważ ulegano mu tak długo - stał się prawie druga naturą u wielu ludzi. Tak postępuje niewidzialne prawo niższych części duszy nad wyższymi, że prawo tych niższych części "toczy walkę z prawem umysłu", co zasmucało św. Pawła (Rz 7, 23).

Pożądanie dóbr tego świata

Dziś ludzie nie postępują jak chrześcijanie, jak bracia, lecz jak obcy sobie, a nawet jak wrogowie. Znaczenie osobistej godności człowieka i wartość życia ludzkiego zostało zagubione w brutalnej dominacji spowodowanej możliwością zwykłej przewagi w liczbie. Wielu jest zdecydowanych wykorzystać swych sąsiadów w zamiarze pełniejszego i na większą skalę używania dóbr tego świata. Ale poważnie błądzą ci, którzy zwracają się do zdobywania dóbr materialnych i doczesnych, a zapominają o rzeczach wiecznych i duchowych, do posiadania których wzywa ludzkość Jezus, nasz Odkupiciel, za pomocą Kościoła - swego żyjącego tłumacza.

W samej naturze dóbr materialnych tkwi zależność, która powoduje, że ich przesadne pożądanie staje się korzeniem wszelkiego zła, wszelkiej niezgody, a w szczególności obniża zmysł poczucia moralności. Z jednej strony rzeczy, które są w sposób oczywisty niegodziwe i ohydne nigdy nie mogą dać wzrostu szlachetnym zamiarom w sercu ludzkim, które zostało stworzone przez i dla Boga jedynie i jest niespokojne, dopóki w Nim nie spocznie. Z drugiej strony dobra materialne (i w tym różnią się bardzo od dóbr duchowych, które im więcej ich posiadamy, tym więcej pozostaje ich do zdobycia) im bardziej są podzielone wśród ludzi, tym mniej ma każdy pojedynczy człowiek i w konsekwencji nie może posiadać więcej od drugiego, o ile nie odbierze bezprawnie temu pierwszemu. Światowe posiadłości nie mogą nigdy wszystkich zadowolić w jednakowy sposób, ani nie powodują wzrostu ducha ogólnego zadowolenia, lecz muszą stać się z konieczności źródłem podziałów wśród ludzi i utrapieniem ducha, jak nawet Mędrzec Salomona doświadczył: "Marność nad marnościami i pogoń za wiatrem" (Koh 1, 2. 14).

Tych samych skutków, które wynikają z tego zła pośród jednostek można podobnie oczekiwać pośród narodów. "Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami?" pyta św. Jakub apostoł. "Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych" (Jak 4, 1. 2).

Przesadne pożądanie przyjemności, pożądliwość ciała, rozsiewa śmiertelne nasiona podziału nie tylko wśród rodzin lecz podobnie wśród państw. Przesadne pożądanie posiadania, pożądliwość oczu, nieuchronnie wprowadza do klas wojnę, a do społeczeństwa egotyzm. Przesadne pożądanie władzy lub dominacji nad innymi, pycha tego życia, staje się wkrótce zwykłą partią lub frakcją rywali, manifestując się w stałym okazywaniu konfliktowych ambicji i kończąc się w otwartej rebelii, w przestępstwie obrazy majestatu, a nawet w zabójstwie.

To niestłumione pożądanie, ta przesadna miłość rzeczy tego świata jest źródłem wszelkich nieporozumień i rywalizacji, na przekór faktowi, że często ludzie ośmielają się sądzić, że te działania wynikają z takich motywów, które są wybaczalne, a nawet słuszne, ponieważ na pewno były spełniane z uwzględnieniem racji stanu albo dla dobra publicznego, lub przez miłość do ojczyzny. Patriotyzm - bodziec tak wielu cnót i tak wielu szlachetnych czynów heroizmu, gdy znajduje się w obrębie miłości chrześcijańskiej, staje się po prostu sposobnością, dodatkowym bodźcem do poważnej niesprawiedliwości, gdy prawdziwa miłość ojczyzny jest sprowadzona do postaci ekstremalnego nacjonalizmu, gdy zapominamy, że wszyscy ludzie są naszymi braćmi i członkami tej samej wielkiej rodziny ludzkiej, że inne narody mają te same prawa, co my do życia i do pomyślności, że nigdy nie było prawowite ani roztropne oddzielanie moralności od spraw praktycznego życia, i że w końcu "sprawiedliwość wywyższa naród, a czyn haniebny pomniejsza narody" (Prz 14, 34).

Być może korzyści dla jakiejś rodziny, miasta lub narodu otrzymane w ten sposób, jak ten, mogą wydawać się wspaniałe i być wielkim zwycięstwem (taka myśl wyraził już św. Augustyn), ale w końcu prowadzą one do bardzo płytkich rzeczy, czegoś raczej, co wzbudza w nas najbardziej straszliwe obawy zbliżającego się upadku. "Jest szczęście, które wydaje się piękne, lecz jest kruche jak szkło. Musimy mieć się wciąż na baczności, żeby nie ujrzeć go ze zgrozą połamanego na tysiąc części od jednego dotknięcia".

Odstępstwo od Boga

Poza brakiem pokoju i istnieniem zła towarzyszącemu temu brakowi, jest jeszcze inna, bardziej głęboka przyczyna współczesnego stanu rzeczy. Ta przyczyna była początkowo nawet widoczna przed wojną, a straszliwe nieszczęścia będące konsekwencją tego kataklizmu powinny okazać się lekarstwem na nią, jeśli tylko ludzkość zada sobie tylko trud, żeby zrozumieć realne znaczenie tych okropnych wydarzeń. W Piśmie Świętym czytamy: "odstępujący od Pana poginą" (Iz 1, 28). Niemniej znamy też słowa Boskiego Nauczyciela Jezusa Chrystusa, który powiedział: "beze Mnie nic nie możecie uczynić" (J 15, 5), a także: "kto nie zbiera ze Mną, rozprasza" (Łk 11, 23).

Te słowa Pisma Świętego zostały wypełnione i obecnie zaczynają się wypełniać na naszych oczach. Ponieważ ludzie porzucili Boga i Jezusa Chrystusa, pogrążyli się w otchłani zła. Marnują oni energię, czas i wysiłek w daremnych i jałowych próbach znalezienia lekarstwa na swe niedomagania. Powszechnym pragnieniem jest, aby zarówno nasze prawo jak i nasz rząd istniały nie uznając Boga ani Jezusa Chrystusa, na podstawie teorii utrzymującej, że wszelka władza pochodzi od ludu, a nie od Boga. Z powodu takich założeń, teorie te upadły bardzo odczuwając brak możliwości nadania prawu nie tylko sankcji, którą musi ono posiadać, ale także solidnej podstawy dla najwyższego sprawdzianu sprawiedliwości, której nawet pogański filozof Cyceron nie mógł jasno inaczej wyprowadzić, jak tylko z prawa Bożego. Sama władza zagubiła je trzymając ludzkość, dla której zagubiła mocne i niekwestionowane usprawiedliwienie swego prawa do rozkazywania - z jednej strony, a do okazywania posłuszeństwa - z drugiej. Społeczeństwo całkiem logicznie i nieuchronnie zostało wstrząśnięte do samej głębi, a nawet zagrożone upadkiem, ponieważ nie zostało już postawione na mocnym fundamencie, wszystko zaś zostało doprowadzone do szeregu konfliktów, dominacji większości lub do przewagi partykularnych interesów.

Poniżenie małżeństwa

Ponadto władza ustawodawcza, która uznaje, że ani Bóg, ani Jezus Chrystus, nie mają żadnej władzy nad małżeństwem - fałszywy pogląd, który poniża małżeństwo - sprowadziło je do poziomu zaledwie umowy cywilnej, na przekór faktowi, że sam Jezus nazwał je "wielka tajemnicą" (Ef 5, 32) i uczynił świętym symbolem trwałego związku, który łączy Go ze Swym Kościołem. Wysokie ideały i czyste uczucia, którymi Kościół zawsze otaczał rodzinę, zarodek wszelkiego życia społecznego, zostały poniżone, niedocenione lub pomieszane w umysłach wielu ludzi. W konsekwencji poprawny ideał władzy rodzicielskiej, a z nim pokój rodziny zostały zniszczone. Stabilność i jedność rodziny zostały zagrożone i podkopane, a jest najgorsze ze wszystkiego, prawdziwe sanktuarium ogniska domowego jest coraz częściej profanowane przez czyny grzesznej zmysłowości i niszczącego duszę egotyzmu, co wszystko jest rezultatem zatrucia i wysychania prawdziwych źródeł życia domowego i społecznego.

Ateizacja szkoły

Dodać do tego trzeba jeszcze i to, że Bóg i Jezus Chrystus, jak i Jego nauka, został wygnany ze szkoły. Jako smutna ale nieunikniona konsekwencja, szkoła stała się nie tylko świecką i niereligijną, lecz otwarcie ateistyczną i antyreligijną. W takich okolicznościach bardzo łatwo jest przekonać biedne i nieświadome dzieci, że ani Bóg, ani religia nie mają jakiegokolwiek znaczenia w ich życiu codziennym. Prócz tego Imię Boże jest zaledwie wspominane w tych szkołach, jeśli nie wręcz bluźni się Mu lub wyśmiewa Jego Kościół. W ten sposób szkoła bezprawnie pozbawiła prawa do nauczania czegokolwiek na temat Boga lub Jego prawa, tego, czego nie powinno zabraknąć w jej wysiłkach realnej edukacji, to znaczy skierowania dzieci do praktykowania cnoty. Szkole zabrakło fundamentalnych zasad, które znajdują się w posiadaniu wiedzy Bożej, i środków niezbędnych do wzmocnienia woli w jej wysiłkach przybliżania dobra, a unikania grzechu. Przeminęła także wszelka możliwość, aby zawsze kłaść fundament pokoju, porządku i pomyślności, albo w rodzinie, albo w relacjach społecznych. Zatem te zasady bazujące na duchowej filozofii chrześcijaństwa zostały zaciemnione lub zniszczone w wielu umysłach, a triumfujący materializm służy do przygotowania ludzkości na propagandę anarchii i nienawiści społecznej, której pofolgowano na wielką skalę.

Czyż nie jest zadziwiający fakt, że z szeroko rozpowszechnioną odmową zaakceptowania zasad prawdziwej mądrości chrześcijaństwa, posiane zostały ziarna niezgody wszędzie, gdzie mogą znaleźć dobrą glebę, w której rosną i mogą owocować najstraszliwszymi walkami, Wielką Wojną, która niestety nie posłużyła do ich zmniejszenia, lecz wzrostu, w wyniku jej aktów przemocy i rozlewu krwi, a także już istniejących urazów międzynarodowych i społecznych? 
Środki zaradcze: pokój Chrystusowy

Powyżej zanalizowaliśmy krótko przyczyny zła, które dotyka współczesne społeczeństwo, a przytoczenie którego, Czcigodni Bracia, nie powinno być dla nas przyczyną utraty nadziei znalezienia właściwego lekarstwa, skoro samo zło wydaje się wskazywać drogę wyjścia z tych trudności.

Po pierwsze i najważniejsze ze wszystkiego: ludzkość potrzebuje pokoju duchowego. Nie potrzebujemy pokoju, który będzie polegał jedynie na czynach zewnętrznej i formalnej kurtuazji, ale pokoju, który przeniknie ludzkie dusze, i który połączy, uleczy i znów otworzy ich serca na wzajemne uczucie, które narodziło się z miłości braterskiej. Pokój Chrystusa jest jedynym pokojem odpowiadającym temu opisowi: "sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy" (Kol 3, 15). Nie jest możliwy żaden inny pokój, jak tylko ten, który Chrystus dał swoim uczniom (J 14, 27), wobec tego, że jest On Bogiem, "patrzy na serce" (1 Sm 16, 7) i w naszych sercach zostało założone Jego królestwo. Ponadto, Jezus Chrystus jest całkowicie usprawiedliwiony, gdy nazywa ten pokój duszy Jego własnym, gdyż On był pierwszym, który powiedział do ludzi: "Wy wszyscy braćmi jesteście" (Mt 23, 8). Podobnie dał On nam, pieczętując swoją własną krwią, prawo braterskiej miłości, wzajemnej wyrozumiałości - "To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem" (J 15, 12). "Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe" (Gal 6, 2).

Pokój Chrystusowy oparty jest na sprawiedliwości i miłości

Bezpośrednią konsekwencją tego jest fakt, że pokój Chrystusowy może być tylko sprawiedliwym pokojem, zgodnym ze słowami proroka: "dziełem sprawiedliwości będzie pokój" (Iz 32, 17), dla niego Bóg jest "Sędzią sprawiedliwym" (Ps 9, 5). Lecz pokój nie polega jedynie na twardej, sztywnej sprawiedliwości. Musi zostać przyjęty przez połączenie niemal jednakowo miłości bliźniego i szczerego pragnienia zgody. Taki pokój został zdobyty dla nas i dla całego świata przez Jezusa Chrystusa, pokój, który apostoł w wyrazisty sposób zastosował do osoby samego Chrystusa, gdy powiedział "On jest naszym pokojem". Był On tym, który całkowicie zaspokoił Bożą sprawiedliwość przez swoją śmierć na krzyżu, unicestwił w ten sposób w swoim własnym ciele wrogość i wprowadził pokój, a pojednanie z Bogiem uczynił możliwe dla ludzkości (Ef 2, 14). Zatem apostoł widzi w dziele zbawienia, które jest jednocześnie dziełem sprawiedliwości, Boże dzieło pojednania i miłości. "Albowiem w Chrystusie Bóg jednał z sobą świat" (2 Kor 5, 19), "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał" (J 3, 16).

Anielski scholastyk Tomasz z Akwinu również zauważył w tym fakcie samą istotę naszej wiary, pisząc, że prawdziwy i trwały pokój jest bardziej kwestią miłości niż sprawiedliwości. Przesłanką jego wypowiedzi jest to, że funkcją sprawiedliwości jest usuwanie przeszkód dla pokoju, spowodowanych na przykład krzywdą lub szkodą. Zatem sam pokój jest aktem i rezultatem jedynie miłości .

O tym pokoju Chrystusowym, który mieszka w naszych sercach i w konsekwencji jest miłością Bożą, możemy powtórzyć to, co apostoł powiedział o królestwie Bożym, gdzie również panuje miłość - "królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije" (Rz 14,17). Innymi słowy, pokój Chrystusowy nie żywi się rzeczami ziemskimi, ale niebieskimi. Nie mogłoby być inaczej, ponieważ to Jezus Chrystus jest Tym, który objawił światu istnienie duchowych wartości i zobowiązał do ich odpowiedniego uznania. Powiedział On: "Cóż za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?" (Mt 16, 26). Udzielił nam również Boskiej lekcji męstwa i wierności, gdy powiedział: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle" (Mt 10, 28; Łk 12, 4–5).

Nie znaczy to, że pokój Chrystusowy, który jest jedynym prawdziwym pokojem, wymaga od nas, abyśmy zrezygnowali z wszelkich dóbr ziemskich. Przeciwnie, każde ziemskie dobro jest obiecane w tak wielu słowach Chrystusa tym, którzy szukają jego pokoju: "Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane" (Mt 6, 33; Łk 12, 31).

Ten pokój Chrystusowy przewyższa wszelkie ludzkie poznanie - "pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł" (Flp 4, 7) i dla tej samej przyczyny dominuje nasza grzeszna namiętność i oddanie takiemu złu, jak podział, konflikt i niezgoda, jako rezultat jedynie niepohamowanego pożądania doczesnych dóbr. Jeśli pożądanie dóbr ziemskich zostałoby utrzymane wewnątrz granic, a miejsce zaszczytu w naszych uczuciach dano by rzeczom duchowym, którym miejsce to niewątpliwie się należy, pokój Chrystusowy nastąpiłby natychmiast, łącząc się w szczęśliwym związku z większym szacunkiem dla wartości i godności życia ludzkiego. Osoba ludzka podniesiona zostałaby na wyższy poziom, człowiek uszlachetniony przez krew Chrystusa i uczyniony krewnym samego Boga przez środki świętości i więź braterskiej miłości, która łączy nas ściśle z Chrystusem, dzięki modlitwie i przyjmowaniu sakramentów, środki nieomylnie pewne aby uczynić te godność i uczestnictwo w życiu Boga, przez pragnienie osiągnięcia wiecznych dóbr - chwały i szczęśliwości w niebie, które zostały wszystkim obiecane przez Boga, jako nasz cel i ostateczna nagroda.

Pokój Chrystusowy szanuje władzę

Zobaczyliśmy już i stwierdziliśmy, że główną przyczyną nieładu, niepokojów i niebezpieczeństw, które są tak widoczne i charakterystyczne dla fałszywego pokoju jest osłabienie powiązanymi siłami prawa i brak poszanowania władzy, co jest logicznym efektem wyparcia się prawdy głoszącej, że władza pochodzi od Boga, Stworzyciela i powszechnego dawcy prawa.

Jedynym lekarstwem na ten stan rzeczy jest pokój Chrystusowy, ponieważ pokój ten jest pokojem Bożym, który nie mógłby istnieć nie zalecając poszanowania prawa, porządku i władzy. W Piśmie Świętym czytamy: "Dzieci, zachowujcie w pokoju moją naukę" (Syr 41, 14). "Obfity pokój dla miłujących Twe prawo" (Ps 119, 165), "nagrodę otrzyma, kto rozkaz szanuje" (Prz 13, 13). Jezus Chrystus wyraźnie stwierdził: "Oddajcie Cezarowi to, co należy do Cezara" (Mt 22, 21). Przyznał On nawet, że Piłat posiada władzę daną z wysoka (J 19, 11) i uznał, że uczeni w Piśmie i faryzeusze, którzy choć niegodnie zasiadają na katedrze Mojżesza (Mt 23, 2) mają podobną władzę. Jezus uznawał naturalną władzę rodzicielską Józefa i Maryi, i był im podległy przez większą część swego życia (Łk 2, 51). Pouczył On także głosem swego apostoła o samej najważniejszej zasadzie: "Każdy niech będzie poddany władzom, nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga" (Rz 13, 1; 1 P 2, 13. 18).

Rola Kościoła w ustanowieniu prawdziwego pokoju

Jeśli zatrzymamy się na chwilę w rozważaniu nauki Jezusa Chrystusa, na przykład jego nauczaniu o potrzebie i wartości życia duchowego, o godności i świętości życia ludzkiego, o obowiązku posłuszeństwa, o boskim pochodzeniu władzy człowieka, o sakramentalnym charakterze małżeństwa i w konsekwencji świętości życia rodzinnego - jeśli zatrzymamy się w refleksji, powtórzmy, że te nauki Chrystusa (które są faktycznie jedynie częścią skarbnicy prawdy, jaką pozostawił On ludzkości) zostały przez Niego powierzone swemu Kościołowi, i tylko jemu do przechowania, i że jemu obiecał On, że Jego pomoc nigdy go nie opuści, i że zawsze będzie on nieomylnym nauczycielem Jego nauki w każdym kraju i wobec każdego narodu. Nie ma zatem nikogo kto by nie widział jasno, jak niezwykłą rolę może odgrywać Kościół Katolicki, a nawet jest powołany do dostarczenia lekarstwa na zło, które dotyka dzisiejszy świat i do przewodzenia ludzkości w zmierzaniu do powszechnego pokoju.

Ponieważ Kościół jako instytucja Boża jest jedynym depozytariuszem i interpretatorem nauki Chrystusa, on jedynie posiada kompletne i prawdziwe zrozumienie faktycznej mocy do zwalczania filozofii materialistycznej, która stale zagraża straszliwymi szkodami dla domu i dla państwa. Jedynie Kościół może wprowadzić do społeczeństwa i utrzymać w nim prestiż prawdy, czystej duchowości, duchowości chrześcijańskiej, która zarówno z punktu widzenia prawdy, jak i jej praktycznej wartości jest najwyższa pośród teorii filozoficznych. Kościół jest nauczycielem i przykładem światowej dobrej woli, dla której jest zdolny wpoić i rozwinąć wśród ludzi "prawdziwego ducha braterskiej miłości", jak i podnieść publiczny szacunek dla wartości i godności każdej duszy, pomagając przez to w wyniesieniu nas nawet do Boga.

W końcu Kościół może umieścić życie publiczne i prywatne na drodze sprawiedliwości, przez żądanie, aby wszystko i wszyscy stali się posłuszni Bogu, "który patrzy na serce", Jego przykazaniom, Jego prawu, Jego sankcjom. Jeśli nauczanie Kościoła wniknęłoby w ten sam sposób, jak to opisaliśmy, w wewnętrzne zakątki sumień ludzkości, stałoby się ich władcą lub poddanym, wszyscy w końcu znaliby swoje osobiste i obywatelskie obowiązki i swą wzajemną odpowiedzialność, wówczas w krótkim czasie byłby "wszystkim we wszystkich Chrystus" (Kol 3, 11).

Ponieważ Kościół jest pewnym i bezpiecznym przewodnikiem sumienia, jemu jedynie zostały powierzone nauki i obietnica pomocy Chrystusa, zatem może on nie tylko przynieść obecnie pokój, rzeczywisty pokój Chrystusowy, ale może też lepiej niż wszelka inna instytucja, jaką znamy, przyczynić się do zabezpieczenia tego pokoju dla przyszłości, do zapobieżenia wojnie w przyszłości. Kościół naucza (jemu jedynie został powierzony przez Boga mandat i prawo nauczania z władzą), że nie tylko nasze czyny jako indywidualnych osób, ale również czyny grup i narodów muszą zostać przystosowane do odwiecznego prawa Bożego. W istocie jest o wiele ważniejsze, aby czyny narodów były zgodne z prawem Bożym, ponieważ naród posiada o wiele większą odpowiedzialność za konsekwencje swych czynów, niż indywidualny człowiek.

Jeśli więc rządy i narody postępują we wszystkich swoich działaniach, czy to narodowych, czy też międzynarodowych, według nakazów sumienia opartego na nauczaniu, regułach i przykładzie Jezusa Chrystusa, i które łączą każde z każdym indywidualnie, wówczas tylko możemy wierzyć nawzajem swym słowom i ufać w pokojowe rozwiązanie trudności i sporów, które mogą powstać z różnych punktów widzenia lub ze sprzeczności interesów. Próby w tym kierunku już były i nadal są podejmowane; ich rezultaty są jednak niemal bez znaczenia, a szczególnie dalekie od tych, które mogą oddziaływać na ważne problemy, które zasadniczo dzielą i służą pobudzaniu narodów przeciw sobie nawzajem. Niemniej jednak instytucje współczesnego człowieka mogą z powodzeniem obmyślać nad uregulowaniem praw międzynarodowych, które będą harmonizowały z sytuacją światową, tak jak średniowiecze było w posiadaniu prawdziwej Ligi Narodów - chrześcijaństwa. Nie można zaprzeczyć, że w średniowieczu to prawo było często łamane. Mimo to zawsze było ono ideałem, stosownie do którego można było osądzać czyny narodów i było jasnym drogowskazem dla tych, którzy zagubiwszy swą drogę, wracali na bezpieczny szlak.

Istnieje instytucja mogąca zabezpieczyć świętość prawa narodów. Ta instytucja jest częścią każdego narodu, a jednocześnie jest ponad wszelkim narodem. Cieszy się ona także najwyższym autorytetem, pełnią mocy nauczania apostołów. Tą instytucją jest Kościół Chrystusowy. On jedynie jest przygotowany do tego wielkiego dzieła, do którego ma nie tylko boskie zlecenie w przewodzeniu ludzkości, lecz ponadto, z powodu zasad, które posiada, a także odwiecznej tradycji i wielkiego poważania, które n...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin