tytu�: "Komora" autor: John Grisham Przek�ad Marcin Wawrzy�czak Tytu� orygina�u THE CHAMBER Redakcja stylistyczna MIRELLA REMUSZKO Ilustracja na ok�adce ITICINEMA Opracowanie graficzne ok�adki WYDAWNICTWO AMBER Sk�ad i �amanie WYDAWNICTWO AMBER Informacje o nowo�ciach i pozosta�ych ksi��kach Wydawnictwa AMBER oraz mo�liwo�� zam�wienia mo�ecie Pa�stwo znale�� na stronie Internetu http://www.amber.supermedia.pl Copyright (c) 1994 by John Grisham For the Polish edition (c) Copyright by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 1998 ISBN 83-7245-216-4 WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o. 00-108 Warszawa, ul. Zielna 39, tel. 620 40 13, 620 81 62 Warszawa 1999. Wydanie III Druk: Drukarnia Naukowo-Techniczna S.A. w Warszawie PRZEDMOWA Sam by�em kiedy� adwokatem i broni�em ludzi oskar�onych o najrozmaitsze przest�pstwa. Na szcz�cie jednak nigdy nie mia�em klienta oskar�onego o morderstwo i skazanego na �mier�. Nigdy nie musia�em odwiedza� nikogo w bloku �mierci i robi� tego, co prawnicy w tej ksi��ce. Poniewa� nie znosz� �l�cze� w bibliotekach, post�pi�em tak, jak zazwyczaj, gdy pisz� powie��. Znalaz�em prawnik�w z do�wiadczeniem i zaprzyja�ni�em si� z nimi. Dzwoni�em do nich o najdziwniejszych porach i wyci�ga�em informacje. I to im chcia�bym w tym miejscu podzi�kowa�. Leonard Vincent, kt�ry przez wiele lat by� prawnikiem wydzia�u wi�ziennictwa stanu Missisipi, otworzy� przede mn� drzwi swojego gabinetu. Wyja�nia� mi przepisy, pokazywa� akta, zabiera� do bloku �mierci i oprowadzi� po rozleg�ym zak�adzie karnym znanym po prostu jako Parchman. Opowiedzia� wiele historii, kt�re w ten czy inny spos�b sta�y si� cz�ci� tej ksi��ki. Leonard i ja wci�� zmagamy si� z moralnymi problemami zwi�zanymi z kar� �mierci i my�l�, �e b�dzie tak ju� zawsze. Chcia�bym te� podzi�kowa� wsp�pracownikom Vincenta, a tak�e stra�nikom i personelowi Parchman. Jim Craig jest cz�owiekiem o wielkim sercu i wspania�ym prawnikiem. Jako dyrektor Mississippi Capital Defense Resource Center jest oficjalnym obro�c� wi�kszo�ci wi�ni�w Bloku. To on przeprowadzi� mnie przez labirynt apelacji i walki o z�agodzenie wyroku w kolejnych instancjach. Nieuniknione pomy�ki pope�ni�em ja, nie on. Studiowa�em razem z Tomem Freelandem i Guyem Gillespie, im tak�e dzi�kuj� za pomoc, jakiej mi udzielili. Marc Smirnoff jest moim przyjacielem i wydawc� "The Oxford American". To on, jak zwykle, zaj�� si� r�kopisem, zanim wys�a�em go do Nowego Jorku. Dzi�kuj� tak�e Robertowi Warrenowi i Williamowi Ballardowi. I jak zawsze, specjalne podzi�kowania dla mojej najlepszej przyjaci�ki, Renee, kt�ra wci�� czyta mi ka�dy rozdzia� przez rami�. ROZDZIA� 1 Decyzje o pod�o�eniu bomby w domu radykalnego dzia�acza �ydowskiego podj�to stosunkowo szybko. Ca�� spraw� zajmowa�o si� tylko trzech ludzi. Pierwszym by� cz�owiek finansuj�cy przedsi�wzi�cie. Drugim miejscowy dzia�acz, kt�ry zna� teren. Trzecim za� m�ody "patriota", zapaleniec znaj�cy si� na materia�ach wybuchowych i obdarzony zadziwiaj�cym talentem znikania bez �ladu. Po zamachu opu�ci� Stany Zjednoczone i przez sze�� lat ukrywa� si� w Irlandii P�nocnej. Ich celem by� Marvin Kramer, �yd znad Missisipi. Jego rodzina od czterech pokole� para�a si� handlem na terenie Delty, kt�ra nie jest delt� rzeki Missisipi, lecz rozleg��, �yzn� r�wnin� we wschodniej cz�ci stanu. Marvin mia� stary dom w Greenville, nadrzecznym miasteczku z niewielk�, lecz siln� spo�eczno�ci� �ydowsk�, gdzie problemy rasowe praktycznie nie istnia�y. Studiowa� prawo, poniewa� handel wydawa� mu si� nudny. Cz�onkowie jego rodziny, tak jak wi�kszo�� �yd�w niemieckiego pochodzenia, bez wi�kszych k�opot�w zasymilowali si� i uwa�ali za typowych po�udniowc�w, tylko przypadkiem wyznaj�cych inn� religi�. Nie wyr�niali si� na tle reszty spo�ecze�stwa i spokojnie zajmowali si� swoimi sprawami. Marvin jednak by� inny. Pod koniec lat pi��dziesi�tych ojciec wys�a� go na P�noc, do szko�y w Brandeis. Marvin sp�dzi� tam cztery lata, po czym przez nast�pne trzy studiowa� prawo na Uniwersytecie Columbia. Kiedy w roku 1964 wr�ci� do Greenville, nad Missisipi gwa�townie rozwija� si� ruch praw cz�owieka. Marvin zwi�za� si� z nim natychmiast. Nieca�e dwa miesi�ce po tym, jak otworzy� swoj� male�k� kancelari�, zosta� aresztowany wraz z dwoma kolegami z Brandeis za pr�b� zarejestrowania czarnych wyborc�w. Jego ojciec by� w�ciek�y. Rodzina czerwieni�a si� ze wstydu, Marvina nie obchodzi�o to jednak nic a nic. Gdy mia� dwadzie�cia pi�� lat, po raz pierwszy gro�ono mu �mierci� i wtedy zacz�� nosi� bro�. Kupi� te� pistolety dla swojej 7 �ony, dziewczyny z Memphis, jak r�wnie� dla swojej czarnej pokoj�wki, ka��c jej nosi� go zawsze w torebce. Kramerowie mieli pi�cioletnich syn�w bli�niak�w. Pierwszy pozew o nieprzestrzeganie praw cz�owieka z�o�ony w roku 1965 przez kancelari� Marvin B. Kramer i Wsp�lnicy (chocia� �adnych wsp�lnik�w jeszcze wtedy nie by�o) oskar�a� lokalnych urz�dnik�w o wiele akt�w dyskryminuj�cych czarnych wyborc�w. Gazety w ca�ym stanie cytowa�y s�owa Kramera i zamieszcza�y jego zdj�cia. Ku-Klux-Klan za� wpisa� go na list� �yd�w, kt�rych nale�a�o ukara�. Oto radykalny �ydowski prawnik, z brod� i szlachetnym sercem, kt�ry zosta� wykszta�cony w �ydowskich szko�ach na P�nocy, a teraz maszerowa� rami� w rami� z czarnuchami i wyst�powa� w ich imieniu. Tego nie mo�na by�o tolerowa�. P�niej rozesz�y si� pog�oski, �e prawnik Kramer u�ywaj�c w�asnych pieni�dzy wp�aca kaucje s�dowe za Je�d�c�w Wolno�ci i obro�c�w praw cz�owieka. �e sk�ada pozwy atakuj�ce rasistowskie prawa. �e zap�aci� za odbudowanie wysadzonego w powietrze przez Klan ko�cio�a dla czarnych. Widziano, jak wpuszcza Murzyn�w do w�asnego domu. Marvin przemawia� gor�co na zebraniach �yd�w na P�nocy, namawiaj�c ich, aby przy��czyli si� do walki. Pisa� do gazet s��niste listy, z kt�rych tylko kilka wydrukowano. Odwa�nie i �mia�o zbli�a� si� ku samozag�adzie. Obecno�� stra�nika patroluj�cego w nocy posiad�o�� Kramer�w uniemo�- liwia�a atak na ich dom. Marvin zatrudnia� stra�nika od dw�ch lat. M�czyzna by� eks-policjantem, zawsze uzbrojonym po z�by, i Kramerowie zawiadomili wszystkich w Greenville, �e chroni ich do�wiadczony strzelec. Klan wiedzia� naturalnie o stra�niku i wiedzia�, �e lepiej z nim nie zadziera�. Dlatego podj�to decyzj� o pod�o�eniu bomby nie w domu, lecz w biurze Marvina Kramera. Samo zaplanowanie operacji trwa�o bardzo kr�tko, g��wnie dlatego �e bra�o w nim udzia� tak niewielu ludzi. Cz�owiek z pieni�dzmi, arogancki, za�ciankowy m�drala nazywaj�cy si� Jeremiasz Dogan, pe�ni� w tym czasie funkcj� wizarda Ku-Klux-Klanu w stanie Missisipi. Jego poprzednik od- siadywa� wyrok w wi�zieniu, a Dogan bawi� si� doskonale, organizuj�c zamachy bombowe. Nie by� g�upi. Wr�cz przeciwnie, FBI przyzna�o p�niej, �e to zupe�nie niez�y terrorysta, poniewa� wykonanie brudnej roboty powierza� ma�ym, samodzielnym grupom, kt�re nic o sobie nie wiedzia�y. FBI mia�o pe�no informator�w w szeregach Klanu, wi�c Dogan nie ufa� nikomu opr�cz w�asnej rodziny i garstki wsp�pracownik�w. By� w�a�cicielem najwi�kszego komisu samochodowego w Meridian, stan Missisipi, i zbi� fortun� na wszelkiego rodzaju lewych interesach. Drugi uczestnik zamachu to niejaki Sam Cayhall, cz�onek Klanu z Clanton w stanie Missisipi, miasteczka po�o�onego w okr�gu Ford, trzy godziny drogi na p�noc od Meridian i godzin� na po�udnie od Memphis. FBI wiedzia�o o Cayhallu, ale nie o jego powi�zaniach z Doganem. Uznano go za 8 nieszkodliwego, poniewa� mieszka� w tej cz�ci stanu Missisipi, gdzie praktycznie nie notowano dzia�alno�ci wymierzonej przeciwko Murzynom. W okr�gu Ford sp�on�o wcze�niej kilka krzy�y, ale nie by�o �adnych zamach�w bombowych ani zab�jstw. FBI wiedzia�o, �e ojciec Sama Cayhalla nale�a� do Klanu, ale, og�lnie rzecz bior�c, rodzina wydawa�a si� do�� spokojna. Zwerbowanie Sama Cayhalla przez Dogana okaza�o si� genialnym posuni�ciem. Zamach na biuro Kramera rozpocz�� si� od rozmowy telefonicznej w nocy, siedemnastego kwietnia 1967 roku. Podejrzewaj�c, i s�usznie, �e jego telefony s� na pods�uchu, Jeremiasz Dogan pojecha� do automatu na stacji benzynowej przy po�udniowym wyje�dzie z Meridian. Dogan podejrzewa� te�, �e jest �ledzony przez FBI, i tu r�wnie� mia� racj�. Obserwowali go, ale nie mieli poj�cia, do kogo dzwoni. Na drugim ko�cu linii Sam Cayhall s�ucha� uwa�nie, zada� jedno czy dwa pytania i si� roz��czy�. Potem wr�ci� do ��ka, nie m�wi�c nic �onie, kt�ra wiedzia�a, �e i tak nie ma po co pyta�. Nast�pnego ranka wyszed� wcze�nie z domu i pojecha� do miasteczka. Zjad� jak co dzie� �niadanie w kawiarence The Coffee Shop, a potem uda� si� do budynku s�du okr�gowego, �eby skorzysta� z telefonu. Trzy dni p�niej, dwudziestego kwietnia, opu�ci� o zmroku Clanton i odby� dwugodzinn� podr� do Cleveland, g��wnego o�rodka uniwersytec- kiego Delty, oddalonego o godzin� jazdy od Greenville. Przez czterdzie�ci minut czeka� na parkingu przed zat�oczonym domem towarowym, ale zielony pontiac nie pojawi� si� w um�wionym miejscu. Sam Cayhall zjad� porcj� pieczonego kurczaka w tanim barze, a potem pojecha� do Greenville, �eby obejrze� kancelari� prawn� Marvina B. Kramera i Wsp�lnik�w. Dwa tygodnie wcze�niej sp�dzi� w Greenville ca�y dzie� i zna� miasteczko stosunkowo dobrze. Znalaz� kancelari� Kramera, pojecha� pod jego zabytkowy dom, a potem raz jeszcze zwiedzi� synagog�. Dogan powiedzia�, �e synagoga b�dzie nast�pna, ale najpierw musz� zaj�� si� �ydowskim prawnikiem. O jedenastej znalaz� si� z powrotem w Cleveland, a zielony pontiac sta� nie na parkingu przed domem towarowym, lecz w miejscu awaryjnym, na postoju dla ci�ar�wek przy Trasie 61. Cayhall wyci�gn�� kluczyki schowane pod gumow� wyk�adzin� pod�ogow� przy fotelu kierowcy i uda� si� na przeja�d�k� mi�dzy �yzne pola uprawne Delty. W pewnym momencie skr�ci� w boczn� drog� i otworzy� baga�nik. W tekturowym pude�ku przykrytym gazetami znalaz� pi�tna�cie lasek dynamitu, trzy zapalniki i lont. Wr�ci� do miasta i czeka� w otwartym ca�� dob� barze. Punktualnie o drugiej w nocy trzeci cz�onek grupy wszed� d...
marc144