McKinney Megan - Łowcy fortun.pdf

(1360 KB) Pobierz
McKinney Megan - Łowcy fortun
Łowcy fortun
220603854.003.png 220603854.004.png
1
Cóż można na to poradzić, że pragnąc uzyskać wpływ na ludzi,
musisz ich oszukiwać?- Jeśli chce się przyciągnąć ich i skłonić, by tak, a
nie inaczej postępowali, koniecznie trzeba mamić ich obietnicami i
zabawkami. Choćby moje książki i czasopismo „Theosophist" były tysiąc
razy ciekawsze i poważniejsze, czy sądzisz, że miałabym z czego żyć i
osiągnęłabym jakikolwiek sukces - bez wszystkich tak zwanych
„fenomenów”? Nie doszłabym absolutnie do niczego i dawno już
umarłabym śmiercią głodową!
Madame Bławatska
Spowite w białe draperie widmo sunęło przez salon, jego
astralna szata falowała niby poruszana wiatrem i choć w sierpniu
na Manhattanie chłodne powiewy były rzadkością, wielka księżna
Renski dygotała przejęta zimnym dreszczem, gdy dziewczęca
zjawa dotykała lodowatymi wargami policzka każdego z
uczestników seansu.
- Wracaj do swego świata, miły duchu. Nakazuję ci, zjawo,
powrócić na Tamtą Stronę! - Wielka księżna siedziała przy stole i
wykonywała nad nim tajemnicze ruchy rękami. Widmo
zatrzymało się, potem postąpiło z gracją krok do tyłu, jakby
odciągane jakąś nieziemską siłą.
Przykryty szalem stół, na którym wielka księżna trzymała ręce,
zaczął się unosić. Jakby zachęcony przerażonymi okrzykami
widzów zawisł, a po chwili grzmotnął mocno o podłogę. W tym
samym momencie jedyna oświetlająca salon gazowa lampa
buchnęła płomieniem i zgasła. W ciemności rozległy się krzyki;
zamieszanie potęgowało jeszcze kilku dżentelmenów, usiłujących
na nowo zapalić gazowy kinkiet. Kiedy wreszcie światło
220603854.005.png
zajaśniało, ducha już nie było, a stół stał spokojnie.
- Brawo, księżno, brawo! - zawołał reporter z „New York Post".
Gryzmoląc coś w notatniku, przedstawiciel „Harper's" drżącą
ręką sięgnął po piersiówkę.
Wielka księżna wstała. Jej młoda blada twarz wydawała się
jeszcze bielsza pod burzą czarnych włosów, opadających
swobodnymi falami, jak na obrazach prerafaelitów.
- Muszę odpocząć... - szlochała bardzo przekonująco, dotykając
ręką czoła.
Żurnaliści poczłapali do drzwi; robili pospiesznie notatki, pocąc
się obficie.
- Sensacja na pierwszą stronę! - wykrzykiwał przedstawiciel
„Post". Inny reporter podszedł do stołu i uniósł podejrzliwie
przykrywający go szal. Niczego jednak nie odkrył. Pod blatem
znajdowały się jedynie cztery masywne, rzeźbione nogi.
- Sam nie wiem... Doprawdy nie pojmuję, jak można to było
zmajstrować... - mruknął, opuszczając salon.
Wielka księżna wydała głębokie westchnienie ulgi, kiedy
ostatni dżentelmen z tej grupy wyszedł z pokoju. Urządzanie
popisów dla prasy nie było łatwe, ale przynosiło ogromne
korzyści. Kiedy ukażą się artykuły poświęcone wydarzeniom
dzisiejszego wieczoru, obie z Lawinią będą miały tłumy chętnych,
dobijających się do drzwi w nadziei, że uda im się porozmawiać z
drogimi nieobecnymi. Licząc po pięć dolarów od głowy powinno
wystarczyć na opłacenie rachunku za gaz i coś niecoś jeszcze
zostanie.
Medium wyciągnęło się w fotelu. Pokój niemal całkowicie tonął
w mroku. Jeśli wielka księżna wyczuwała lodowatą obecność
zmarłych, jakoś tego nie okazywała. Prawdę mówiąc, było jej aż
za gorąco - w Nowym Jorku była przecież pełnia lata!
220603854.006.png
Spirytystka spojrzała na zamknięte drzwi salonu. Przekonana,
że przedstawienie ostatecznie dobiegło końca, przeciągnęła się i
upięła włosy na czubku głowy, bo łaskotały ją w kark i grzały
nieznośnie! Ze stojącego w pobliżu srebrnego dzbana nalała wody
do dużej szklanki. Już miała rozpiąć ciężką pelerynę, gdy nagle
zauważyła jeszcze jednego dżentelmena, który nadal siedział w
mrocznym kącie salonu.
- Seans już zakończony, proszę pana. Muszę teraz odpocząć.
Kontakty z duchami są ogromnie wyczerpujące. - Popatrzyła
znacząco na ciemną postać w nadziei, że ostatni gość wyniesie się
tak samo jak inni.
Mężczyzna wstał i podchodząc do medium, znalazł się w kręgu
światła gazowej lampy. Był znacznie wyższy od księżnej; musiała
zadrzeć głowę, by przyjrzeć mu się dokładniej. Miał na sobie
stosowny strój: czarny garnitur i jedwabną kamizelkę w paski. W
mdłym świetle jego włosy wydawały się równie ciemne jak jego
surdut. Nosił niewielką spiczastą bródkę a la Van Dyck - ostatnio
bardzo popularną wśród panów, która nadawała twarzy
nieznajomego jakiś diaboliczny wyraz. Błyski gniewu w jego
oczach bynajmniej nie poprawiły księżnej humoru.
- Seans już zakończony, proszę pana - powtórzyła.
- Chce pani powiedzieć, że komedia już się skończyła?
Utkwiła wzrok w jego twarzy. Bardzo przystojnej twarzy.
Niewątpliwie gniewnej.
- To nie żadna komedia tylko autentyczne kontakty z
zaświatami... niezwykle wyczerpujące dla mnie, proszę pana.
Zechce pan odejść, jak wszyscy, i pozwolić mi wypocząć.
- Jak szalbierstwo może być autentyczne? - Czarne brwi zbiegły
się na zmarszczonym czole. - Nie sądzę, żeby to było możliwe. -
Dotknął policzka, na którym zjawa złożyła pocałunek. - Miała
220603854.001.png
lodowate usta. Założę się, że jej serce jest równie zimne.
- Przybyła zza grobu, proszę pana. Jak mógł pan liczyć na dotyk
gorących warg?
Rzucił jej ironiczny uśmiech.
- A gdzież się podziała pani siostra, księżno? Owa słynna
hrabina? Czemu nie wzięła udziału w dzisiejszym seansie? Czy i
ona ma równie zimne usta? Swą nieobecnością sprawiła ogromny
zawód przedstawicielom prasy. Mnie zresztą także.
- Moja siostra jest bardzo zmęczona i musiała się położyć.
Kontakty z duchami odbierają jej siły.
- Może cierpi na bezsenność? Czyżby dręczyło ją nieczyste
sumienie? - Uniósł szyderczo brew; spojrzenie, jakie rzucił
spirytystce, mówiło wyraźnie, że jest dla niego niczym stwór
pełzający w błotnistym rynsztoku. - A jak pani sypia, księżno
Renski? - dodał z jawnym sarkazmem.
- Bardzo dobrze, proszę pana. Nawet doskonale. - Zerknęła
nerwowo w stronę drzwi. Nagle pojawił się w nich Rawlings, ich
angielski lokaj. Księżna nie zdołała ukryć wyrazu ulgi. - Rawlings,
odprowadź pana... pana...? - spojrzała pytająco na stojącego obok
niej dżentelmena z gniewną miną.
- Stuyvesant-French. Edward Stuyvesant-French. Radzę
zapamiętać to nazwisko. W ciągu najbliższych kilku tygodni
będziemy się często widywać, moja pani.
- Nasze seanse rzadko bywają dostępne dla szerszej
publiczności, proszę pana. Wpuszczamy na nie przedstawicieli
prasy tylko wówczas, gdy opinia publiczna zdecydowanie się
tego domaga.
- Wobec tego urządzicie dla mnie prywatny seans. Opłaci się
wam nawrócić zagorzałego niedowiarka!
- Duchy nie życzą sobie obecności niedowiarków ani
220603854.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin