Robinson Kim Stanley - 02 Zielony Mars.pdf

(3543 KB) Pobierz
Robinson Kim Stanley - 02 Zielony Mars
Kim Stanley Robinson
Zielony Mars
PrzełoŜyła Ewa Wojtczak
(Green Mars)
Data wydania oryginalnego 1994
Data wydania polskiego 1998
 
Dla Lisy i Davida
 
Część 1
Areoformowanie
 
S edno sprawy nie polega na tym, aby stworzyć drugą Ziemię. Wcale nie
chodzi o kolejną Alaskę czy Tybet, Vermont lub Wenecję, nie chodzi nawet o drugą
Antarktydę. Trzeba powalać do Ŝycia coś zupełnie nowego i obcego wobec ziemskich
wzorców, coś całkowicie marsjańskiego.
W pewnym sensie zresztą nasze intencje nie mają właściwie znaczenia.
Gdybyśmy bowiem nawet spróbowali stworzyć replikę Syberii czy Sahary, i tak nam
się nie uda. Nie pozwoli na to ewolucja, a proces przekształcania tej planety jest z
gruntu ewolucyjny, jest aktem, który odbywa się niezaleŜnie od naszych chęci, jak
wówczas kiedy na Ziemi Ŝycie nagle, w sposób niemalŜe cudowny powstało z
nieoŜywionej materii albo kiedy wydostało się z morza na ląd.
Tak czy owak, w chwili obecnej znowu walczymy o kształt nowego świata, tym
razem świata naprawdę obcego. Pomimo wielkich, długich lodowców, które są
skutkami gigantycznych powodzi roku 2061, świat ten nadal jest bardzo jałowy, mimo
pierwszych prób tworzenia atmosfery - powietrze nadal bardzo rzadkie, a mimo
wszystkich naszych dotychczasowych manipulacji ciepłem - przeciętna temperatura
Marsa wciąŜ sytuuje się znacznie poniŜej punktu zamarzania. Generalnie więc owe
uwarunkowania wszystkie razem sprawiają, iŜ przeŜyć tu mogą jedynie organizmy
tolerujące warunki ekstremalne.
śycie jednakŜe jest wytrzymałe i potrafi się przystosowywać niemal do
wszelkich warunków, to zielona siła, zwana viriditas, która wciska się w kaŜdy
dostępny zakamarek wszechświata... W dziesięcioleciu po katastrofach 2061 roku
ludzie usiłowali przetrwać w popękanych kopułach i podartych namiotach; łatali,
naprawiali i jakoś Ŝyli. My w naszych sekretnych kryjówkach nadal staraliśmy się
budować nowe społeczeństwo. Na zewnątrz natomiast, na mroźnej powierzchni - na
stokach lodowców i w niŜej połoŜonych cieplejszych basenach - powoli, ale
nieubłaganie rozrastały się nowe rośliny.
Oczywiście, wszystkie genetyczne wzorce naszej nowej bioty pochodzą z
Ziemi; umysły ludzkie, które je zaprojektowały, są takŜe ziemskie. Teren jest jednak
marsjański, a ten bywa potęŜnym biotechnologiem. Potrafi zadecydować, który
osobnik ma się rozwinąć, a który nie, wyzwala róŜnicowanie się organizmów, a zatem
- w rezultacie - powoduje ewolucję nowych gatunków. Przemijają po sobie kolejne
pokolenia i wszyscy przedstawiciele biosfery wspólnie się rozwijają, przystosowując
 
się do swego terenu razem, w skomplikowany sposób, i korzystają z własnej twórczej
umiejętności do samoprojektowania własnych cech. Proces ten, niezaleŜnie od tego
jak bardzo my, ludzie, chcemy w niego ingerować, jest ze swej natury absolutnie
niemoŜliwy do kontroli. Geny mutują się, istoty się rozwijają: pojawia się nowa
biosfera, a wraz z nią nowa noosfera. I w końcu równieŜ umysły twórców, podobnie
jak wszystko wokół, nieodwracalnie się zmieniają.
I to właśnie jest proces areoformowania.
P ewnego dnia spadło niebo. Tafle lodu zaczęły pękać i wpadać do jeziora.
Na plaŜy co rusz to rozlegały się trzaski. Dzieci rozproszyły się jak przeraŜone
brodźce, a Nirgal pomknął po wydmach do osady i z krzykiem wpadł do oranŜerii.
- Niebo spada! Niebo spada!
Peter wybiegł z cieplarni i popędził po wydmach tak szybko, Ŝe chłopiec nie
mógł za nim nadąŜyć.
Piasek plaŜy pokrywały wielkie białe tafle, a w wodzie jeziora syczało kilka
odłupanych kawałków suchego lodu. Wszystkie dzieci natychmiast stłoczyły się
wokół Petera, który stał z zadartą głową i wpatrywał się w wiszącą wysoko nad nimi
kopułę.
- Wracajcie do wioski - odezwał się wreszcie powaŜnym, nie znoszącym
sprzeciwu tonem i zaraz potem wybuchnął śmiechem. - Niebo spada! - wrzasnął
wesoło i potargał Nirgalowi włosy. Chłopiec zarumienił się, a Harmakhis i Jackie
roześmiali się, szybko wyrzucając z ust zmroŜone białe pióropusze oddechów.
Peter naleŜał do ekipy, która natychmiast weszła na bok kopuły, aby ją
naprawić. On, Kasei i Michel wspięli się nad osadę, przez jakiś czas więc byli dobrze
widoczni dla mieszkańców, potem zawiśli nad plaŜą, następnie nad jeziorem, aŜ
wreszcie - gdy tak wisieli w zrobionych z lin uprzęŜach, podwiązanych do haków
wbitych w lód - wydawali się z dołu mniejsi niŜ dzieci. Opryskiwali pęknięcie w
kopule wodą, aŜ zamarzła w nową, przezroczystą warstwę i pokryła biały, suchy lód.
Kiedy zeszli, zaczęli rozmowę na temat ocieplania się powietrza na zewnątrz. W
pewnej chwili ze swego małego bambusowego lokum nad jeziorem wyszła Hiroko i
Nirgal spytał ją:
- Czy będziemy musieli stąd odejść?
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin