CHWILE
AINZFERN
Rzecz dzieje się kilka miesięcy po zakończeniu poprzedniego opowiadania.
W stolicy Nowej Vincenti zapadła noc. W luksusowym aprtamencie najlepszego hotelu w mieście były zgaszone światła, w pomieszczeniu rozlegały się słodkie dźwięki wysiłku i ekstazy, zdyszany oddech, jęk, szept i szelest pościeli.
Na łóżku pośród porozrzucanej pościeli wsuwał się mocno i głęboko w ciało leżącego pod nim kochanka. Zbliżał się do końca, osiągnął najdalsze granice swojej samokontroli, ale chciał, musiał zobaczyć cudowną przyjemność orgazmu ogarniającą leżące pod nim silne ciało. Powstrzymywał desperacką potrzebę dążenia do wytrysku. Podparty na jednej ręce wysuwał miednicę w potężnych sprawnych ruchach wchodząc w chętne ciało i uderzając ukryte w ciele kochanka słodkie miesce. Drugą ręką chwycił gorącego, naprężonego penisa i głaskał go starając się doprowadzić do błogiego zakończenia.
Ich rozgrzane ciała błyszczały od potu. Chłodny powiew wiatru, który wpadał przez otwrate okno chłodził im skórę, ich urywane odechy rozlegały się w całym pokoju.
Pchając głęboko, pracujac nad tym ostatecznym momentem zmusił się, żeby otworzyć oczy, żeby nie tylko czuć i słyszeć, ale i widzieć swojego kochanka, jego zaróżowioną twarz, szyję i ramiona. Wpatrując się w wypełnione pasją oczy pochylił się i pocałował rozchylone usta, pogłębiając pchnięcia i koncentrując się na ruchach dłoni, która poruszała się teraz w rytmie bioder.
Czuł kiedy to się stało, czuł słodko zaciskające się mięśnie wokół penisa, ciepło nasienia rozlewające się na jego dłoni, widział jak piękne oczy zamykają się, a bezradny wyraz przyjemności pojawia się na doskonale pięknej twarzy, słyszał jęk przyjemności kochanka, który zasygnalizował mu głęboką ekstazę orgazmu.
Teraz wreszcie mógł przestać się kontrolować, osiągnął szczyt w chwili kiedy białe nasienie spłynęło po jego udach i brzuchu, jego czlonek eksplodował serią pulsów. Objął szczupłe ramiona kochanka przytulił go szeptając słowa uwielbienia i pożądania. A potem leżał wtulony w niego, głaszcząc jedwabiście miękką skórę. Po długiej chwili podniósl się, podparł na łokciu i uśmiechnąl się z prawdziwą miłością.
- A więc? - spytał cicho odsuwając kilka kosmyków z gładkiego czoła.
Oczy otwarły się powoli, posiniaczone od pocałunków wargi ułożyły się w uśmiech - To było...- nadal oddychał z trudem - Pozwolę sobie powiedzieć ciekawe, Chey.
Chichocząc cicho Chey potrząsnął głową - Nigdy się nie zmienisz, Tahna?
Tahna z wyniosłym wyrazem twarzy uśmiechnął się ponownie,- Nie, nie pomogę ci. Przecież wiedziałeś, że tak będzie mój drogi.
- Och byłem tego pewien jak diabli - Chey pocałował go jeszcze raz delikatnie, z wdzięcznością i wycofał się ostrożnie. Skrzywił się ze współczuciem, kiedy usłyszał jakTahna sapnął z powodu dyskomfortu. Sięgnął między długie nogi Blondie i delikatnie pogłaskał wrażliwy otwór - Boli?
- Nie bardzo - Tahna napiął się i westchnął - Niewielka przeczulica i to wszystko.
Zrelaksowany Chey polożył się na plecach i pociągnął Tahnę w swoje ramiona - OK .. więc powiedz mi, podobało ci się ? Czy jednak powinniśmy poświęcać noce na pełne pasji i wściekłości rozwiązywanie krzyżówek?
Tahna śmiejąc się potarł policzek o jego ramię. - Podobało mi się - powiedział rzeczowym tonem - To dużo bardziej przyjemne niż się spodziewałem.
- Mój Boże usłyszałem pochwałę od Tahny - Chey rozbawiony parsknął śmiechem i przesunął palcami po jego potarganych włosach.
- Ale musisz przyznać, że cały ten proces jest o wiele mniej klopotliwy kiedy ma się Mebla, który może posprzątać.
- Po moim trupie kochanie.
Poczuł ciepły oddech na klatce piersiowej kiedy Tahna westchnął - Myślałem, że nie będę ci musiał tego powiedzieć, ale jednak - filister.
Śmiech Cheya wypełnił cały pokój - Snob - odszczeknął się.
- Ignorant.
- Dziwka.
Uśmiechnęty Tahna podniósł się na jednym ramieniu i spojrzał Cheyowi w oczy - Wszystko co powiem ...
- Wiem co powiesz Tahna - Chey objął piękną twarz Blondie i uśmiechnął się ciepło - To nie może się zdarzyć. Możesz zachować swojego Mebla i Zwierzęta w swojej części wszechświata ... ja będę przestrzegać zasad obowiązujących w Federacji.
Uśmiech Tahny złagodniał - Spotkanie w środku, tak?
- Czyż nie tak zawsze robimy?
- Przypuszczam, że tak - Tahna ponownie położył mu głowę na ramieniu.
Chey trzymał w ramionach zadowolonego, cudownie pachnącego Blondie i myślał o ostatnich dniach.
Wielka wystawa znalezisk z wykopalisk w Nowej Vincenti okazała się spektakularnym triumfem. Biorąc pod uwagę jego profesjonalne relacje z Elitą z Amoi Chey napotkał na bardzo niewielki opór ze strony swoich kolegów z Senatu, kiedy zproponował swój oficjalny udział w otwarciu. Tak naprawdę przyjęto to ze zrozumieniem.
Oczywiście wiedział, ze Tahna też tam będzie.
Musiał przyznać, że cieszył go ten dziwny związek z szefem Działu Zabytków i Historii Tangury. Spotykali się rzadko ze względu na pracę i zobowiązania, najczęściej kontaktowali się przez łącze video, ale Chey musiał przyznać, że udało im się stworzyć prawdziwą więź. Związek na odległość. Utrudniony przez różne ideologie, osobiste preferencje, ale związek.
Na przykład Tahna kategorycznie odmówił pozbycia się Zwierząt, chociaż reformy społeczne na Amoi pozwalały na to właścicielom. Twierdził, że jego obowiązki społeczne i kulturalne, jego pozycja zobowiązują go do ich posiadania. Natomiast Chey odmówił zaakceptowania punktu widzenia Tahny, twierdził, że Blondie zbyt mocno trzyma się starych zasad swojego świata.
Więc spotkali się w środku ... zgodzili się na niezgadzanie się, ich długie dyskusje i wspaniałe argumenty sprawiły, że zakochali się w sobie.
Ta dziwna umowa, przymus, żeby spędzać ze sobą coraz więcej czasu, Chey musiał przyznać, że nie było żadnych oznak, żeby coś się zmieniło w przyszłości. Wręcz przeciwnie.
Stali się kochankami dzisiaj, w połowie lekkiej kolacji w luksusowym hotelowym pokoju Tahny.
Oczywiście dążyli w tym kierunku od jakiegoś czasu.Chey uśmiechnął się i wtulił twarz w satynowo miękkie włosy Tahny. Dynamika ich dziwnej przyjaźni zmieniła się kilka tygodni temu w trakcie obiadu w apartamencie Cheya w Patrii, gdzie przebywał opracowując wspólny projekt bio- mechaniczny Wydziału Nauki Federacji z firmą Raula Ama.
Tahna był w świetnej formie, cudownie wściekły po wydarzeniu, które miało miejsce w Nowej Vincenti. Siedział na pluszowej kanapie i popijając kawę iwyrażał swoje niezadowolenie jak zwykle w niezwykle elokwentny sposób. Chey pozwolił mu mówić przez chwilę, a potem pod wpływem imulsu bez namysłu podszedł do niego . Po prostu nie mógł się oprzeć. Pochylił się i pocałował go w połowie jego polemiki na temat nieudolności działu konserwacji muzeum w Nowej Vincenti.
Początkowo Tahna był bardzo zaskoczony, a może nawet lekko przerażony, odsunął się od Cheya i wpatrywał się w niego fiołkowymi oczami pełnymi obawy. Niezrażony tym Chey przesunął się i pochylając nad zaskoczonym Blondie poszedł na całość. Z zachwytem i ulgą przyjął ogromną niespodziankę kiedy Tahna odwzajemnił mu się z tak wielkim entuzjazmem, że zaskoczył ich obu.
Te pocałunki coś w nich zmieniły, zwłaszcza u Tahny, który wreszcie poczuł swoją fizyczność. Perspektywa zażyłości pojawiła się na horyzoncie i chociaż Tahna obstawał, że Zwierzęta całkowicie go zaspakajają Chey powtarzał mu, że oglądanie to nie to samo co działanie.
I wreszcie ... dzisiaj Tahna podjął świadomą decyzję. Oczywiście w samym środku głównego dania, odłożył na bok widelec. westchnął i praktycznie zażądał, żeby mu pokazać o co w tym całym zamieszaniu chodzi.
Więc Chey to zrobił. Z właściwą dla siebie troską i dbałością o szczegóły wziął swojego krnąbrnego Blondie do łóżka i uczynił z niego swojego kochanka.
Teraz ocknął się z zamyślenia i skierował swoją uwagę na bardziej prozaiczne szczegóły. - Tahna? - mruknął.
- Mmm?
- Maleńki - Chey delikatnie puścił go i usiadł - Trzeba wziąć prysznic, zanim pójdziemy spać.
- Nie. Nie chce mi się wstawać - Tahna westchnął sennie - Jest mi bardzo wygodnie.
Chey uśmiechnął się porozumiewawczo - Na mokrym miejscu będzie ci zimno kochanie.
Tahna otworzył oczy i spojrzał na niego podejrzliwie - Co?
Chey uśmiechnął się. - Przesuń się trochę to zrozumiesz.
Tahna zmarszczył brwi, przesunął się i natychmiast na jego twarzy pojawił się wyraz przerażenia - O mój Boże, to jest obrzydliwe.
- Obawiam się, że to pochodzi od ciebie - Chey wstał z łożka i pochylił się nad Tahną ze skruszonym uśmiechem.
- Nie patrz na mnie z takim zadowoleniem - Tahna usiadł narzekając i wyciągnął przed siebie swoje długie nogi - Następnym razem będzie twoja kolej.
Chey śmiejąc się przyciągnął go blisko i pocałował - Wiesz, będę cię trzymał za słowo.
Tahna odchylił sie do tyłu, jego piękne oczy błyszczały radośnie, chociaż przybrał snobistyczny wyraz twarzy - Chey? - zapytał przymilnie.
- Umyj mnie kochanie.
Śmiejąc się absolutnie szczęśliwy Chey wziął go za rękę i zaprowadził do łazienki.
Kattze