Żeromski Stefan - Białe róże.pdf
(
2088 KB
)
Pobierz
CZYTANIA ŻOŁNIERSKIE - No10 (b).
BIAŁE RÓŻE
OPOWIADANIE
WEDŁUG POWIEŚCI ST. ŻEROMSKIEGO „POPIOŁY".
Warszawa — 1921.
GŁÓWNA KSIĘGARNIA WOJSKOWA.
Biblioteka Narodowa
Warszawa
30001007757561
Wydane z polecenia bekcji Oświaty i Kultury
Oddz. III Szt. M. S. Wojsk.—10/1 1921.
Pozwolenie autora na przedruk i skróty uzysk
ano.
Blizko sześć tygodni Krzysztof Cedro spędził
na siodle z rzemieniem lancy na ręku, z ostrogą
wpartą w bok bieguna. Szedł w przedniej straży
całego wojska, kiedy 16 czerwca zbliżano się do
Saragosy. Jako znający język francuski, wybrany
został z szeregu do kompanji'inżynierskiej i arty
leryjskiej, którą ze zdolniejszych ułanów i piechurów
składał i formował kapitan lansjerów, Hupet.
Krzysztof porzucił konia i wyprawy, aczkol
wiek nie zmienił uniformu, ani nie przestał należeć
do swego pułku. Siedział teraz w kanałach i dy
rygował powierzonym mu oddziałem. Co chwila
z bagnetem w ręku odpierał wycieczki napastują
cych mieszkańców miasta. Z murów i wież klasz
tornych bez przerwy sypały się kule, wypadały
kawały żelaza i kamienie. Oblężeni otrzymali
w tym czasie posiłki w liczbie dwu tysięcy ludzi
gwardji hiszpańskiej, ale i Francuzi wzmocnieni
zostali przez dwa pułki linjowe, które z Francji
-IW
^AGU
l^fjjl
^^b
AXOA
3
DRUKARNIA J. KONDECKIEGO
MARSZAŁKOWSKA Ns 53 a.
nadeszły. Baterje zostały ustawione na ligarach,
ostatnie wbito gwoździe pomostowe, przedpiersia
wyłożono faszynami.
Trzeciego sierpnia ryknęły wszystkie armaty.
Czwartego bito od świtu w zamek i w bramę En-
gracja. Zarazem strzelcy ruszyli
po drugiej stro
nie rzeki Ebro na przedmieście flrcabal. Krzysz
tof
Cedro
stał w baterji na przeciwko klasztoru
Engracja. Ponieważ przewidywano, że brama dnia
tego musi być zatarasowana wańtuchami z pias
kiem, bito wyłomy obok niej z prawej i lewej
strony, w murach należących do klasztoru. Ogrom
ne zabudowania jego stały na nieznacznem wznie
sieniu
i
tworzyły całość odosobnioną. Bataljon
pułku siedemdziesiątego i cały pułk pierwszy sta
ły w przykopach, czekając na dany znak. Cedro
z towarzyszami artylerzystami otrzymał rozkaz
wzięcia udziału w szturmie z karabinem w ręku,
gdy szwadron konny nadszedł do asekuracji armat.
Ludzie drżeli do bitwy. Około godziny je
denastej z rana poczęły walić się
i
w słupy kurzu
obracać mury klasztorne. Na prawo od bramy,
w pierwszy wyłom, rzucił się natychmiast kapitan
Bal. Za nim przez most na rzece ruszyła garść
ułanów artylerzystów. Wśród wściekłego upału,
w ogniu strzałów, buchających jak gromy i pioru
ny ze strzelnic kutych w murze klasztornym, przy
padli do wyłomu, ujrzeli tutaj oko w oko obroń
ców. Rzucili się jedni na drugich, jak rozjuszone
zwierzęta. Mury klasztorne z trzaskiem padały.
Waliły się sufity. Piechota wtargnęła w wyłomy
klasztoru. Biegnąc po gzymsach, zbroczeni krwią
w poszarpanych ubraniach z lufami lepkiemi i ocie-
kającemi, chyżo wypadli
wreszcie na pierwszy
plac.
Nareszcie włamali się do tego wściekłego
miasta!
, Plac był pusty. Gdy wyszli na jego środek,
jak grad sypnęły się na nich strzały, runęły z gó
ry kamienie. W ślepych murach, martwych, tyl
nich ścianach domów powybijane były oddawna
oskardem wąskie otwory. Z każdego z nich błę
kitny dym wybuchał. Wąskie ulice wiodące w mias
to, istne szpary między rzędami wysokich kamie
nic, były świeżo zamurowane, albo zawalone wora
mi piasku. Okna dolne w mieszkaniach, drzwi
sklepów, wejścia do sieni były również zamurowa
ne i pełne niedostrzegalnych strzelnic.
Nigdzie
4
5
ków, musiał z kolegami chwycić za pierwszy cię
żar z brzegu i dźwigać go wśród niewysłowionej
spiekoty. Na placu rozwiązywano wory i wywa
lano piasek na kupę.
— Ciekawym, — myślał Cedro ze śmiechem,
biegając tam i z powrotem, jak koń w kieracie,
jakie też to chłopczyki będą znowu nasypywały
ten piasek w worki? Czy może my sami?
Skoro barykada z za bramy została usunię
ta, skruszono młotami jej olbrzymie wrzeciądze
i rozwarto wrotnie naścieżaj.
Wówcas cała siła francuska zebrała się w ko-
umnę, żeby wtargnąć do środka miasta i dojść
do mostu.
Wojska musiały iść wprost w ulicę Engra-
cja. Wezwano saperów odzianych w zbroje oblę-
żnicze, zaopatrzonych w oskardy i ruszono gro
madnie na mur, zagradzający wąską szczelinę.
Kiedy narzędzia z dźwiękiem uderzyły w kamien
ne barykady, istne piekło runęło na napastm^-w.
Z dachów, z facjat, z nielicznych okien i stizelnic,
z każdego piętra i z za każdego niemal kamienia
runęły głazy, bryły żelaza, chlusnęły kadzie wrzą-
drzwi! Ani jednego żywego człowieka! Nieprzy
jaciela jak gdyby nie było!
Druga straszliwa salwa strzałów.. Dym buch
nął z jednolitych murów i sączył się smugami...
Kilkadziesiąt trupów padło na bruk. Oficerowie
sformowali plutony i popod murami dążyli co
tchu nazad, ku bramie. Tu się ukryło wojsko za
zrębami poszarpanego klasztoru. Znaleźli bramę
zawaloną niezmierną masą worków ziemnych, któ
re tworzyły za wierzejami górę, równą ich wyso
kości. Kazano bataljonowi drugiego pułku odcią
gnąć owe wory z pod bramy. Rzucili się do roboty,
radzi, że nie idą choć chwilę na ślepe, dymiące
mury. ' Między nimi pracował tam i Cedro. Gdy
już z dobrą godzinę nosił ogromne wory, omdle
wał prawie z trudu. Cały był zlany potem, brud
ny i niemal ślepy od dymu i kurzu. Dysząc ciężko,
usiadł na worku i wyciągnął nogi. Ani jednej my
śli... Gdzie to on jest i co robi? Co to za wory
i do czego? Huk straszliwy armat grzmota raz
wraz w czoło i w ciemię głowy. Przeraźliwe jęki
umierania... Gdzie to on tu jest?
Niedługo pozwolono mu rozmyślać w tym
sposobie. Wezwany ponownie do noszenia wor
7
6
się na nich z za barykady tłum Hisznanów. Mu
sieli teraz walczyć na wsze strony, rażeni z góry
bez jednej chwili wytchnienia.
Krzysztof Cedro znalazł się w ulicy En
gracja. Wkrótce, jednak koleje walki rzuciły go
między inne grupy. Oszołomiony, ogłuchły od
huku, jak w twardym śnie pędził naprzód z inny
mi, przyciskając figurę swoją do murów niezmier
nych kamienic. -Przebrnął rowy i wały pierwszej '
baterji i znagła trafił w wyłamane wejście trzeciej
uliczki, skręcającej od Engracja na lewą stronę.
Woltyżerowie pierwszego pułku zmagali się tu jesz
cze z Hiszpanami. Rzucił się i on w tłum. Ktoś
ze starych wiarusów doradzał, żeby się kryć po
pod murami i posuwać niepostrzeżenie za wyłom
ku zakrętowi uliczki. Krzystof uczynił za innymi,
co kazano. Przylepiony plecami do muru, posu
wał się krok za krokiem z palcem na cynglu, ły
piąc jeno oczyma, z której też strony pocisk go
trafi. Okna w tern calem przejściu były na dole
pozamurowywane do połowy, to też tam i sam
można było przewidzieć strzał, gdy ukazywała się
czapka, koniec fuzji,
cego oleju i wody. Dym karabinowy buchał ze
wsząd, nawet z- ziemi, z okien piwnicznych.
Oszalały zastęp zdobywców v!eciał w wazką
czeluść ulicy, jak wybuch, jak pocisk ludzki, wy-
rzucony^przez siłę piekielną. Ale skoro tylko wy
chynęli z dołu na wyżynę gruzów zasłony i poka
zali się w ulicy, z głębi tego przejścia runęły w nich
strzały armatnie. Zatrzęsły się i stokroć oddały
huk olbrzymie, czarne, bezokienne gmachy; mury
klasztorów, dzwonnice i wieże kościołów. Cała
ulica jak długa była poprzegradzana przedpiersia-
mi. Wywalony bruk, płyty marmuru i porfiru,
wywalona z głębin ziemia, tworzyły jakoby scho
dy olbrzymie, wiodące w dół.
Miejsca niezajęte pod barykady podarte były
przez rowy. Za pierwszą baterją widać było niżej
drugą, dalej trzecią. Cztery bliższe bocznice z le
wej strony ulicy Engracja i trzy z prawej były za
barykadowane nagim murem powyżej pierwszego
piętra. Wszystkie drzwi i okna zabite głazami.
Pierwszy pułk piechoty i bataljon pułku sie
demdziesiątego przeszły przez pierwszy wał i rzu
ciły się na drugą baterję. Zaledwie, trupami za
walając ulicę, wyminęli jedną z przecznic, rzucił
gdy mignęły płomieniste
czarne oczy.
8
Plik z chomika:
pawelkdg
Inne pliki z tego folderu:
Żeromski Stefan - Kara.pdf
(2235 KB)
Żeromski Stefan - Echa leśne i inne opowiadania.pdf
(8613 KB)
Żeromski Stefan - Do swego Boga. Rozdzióbią nas kruki, wrony.pdf
(2024 KB)
Żeromski Stefan - Białe róże.pdf
(2088 KB)
Inne foldery tego chomika:
Anczyc Władysław Ludwik
Andersen Hans Christian
Bełza Władysław
Dostojewski Fiodor
Dumas Aleksander
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin