Falzmann Robert - Cybercop 4.rtf

(287 KB) Pobierz
Tomasz Pacyñski



M.Robert Falzmann

 

CYBERCOP cz. IV

 

 

 

 

 

 

 

 

rozdział 04

 

 

Tym razem obeszło się bez miesiąca w gipsie, ale otwierając oczy i węsząc znajomy smród odkażaczy, Max wiedział gdzie jest.

- Jebany los Lazarusa! Czy to się nigdy nie skończy?

- Zdążyliśmy! A ty nadal żyjesz - Selma była jego „pielęgniarką” co znaczyło, że gdzieś tam w ukryciu gotują się stare i nowe kłopoty.

- Ten cempel to na kogo? Ordynatora czy salową? - Max z niepokojem powiódł wzrokiem po pokoju zamienionym w twierdzę.

- To na wszelki wypadek - Selma puściła do niego oko i była cała w uśmiechu oraz aurze zabawy - nie, żartuję. Te wszystkie pukawki należą do grupy desantowej jaką poprowadził kapitan Jason.

Wiara zatruła się na dobre wdychając jakieś chemiczne świństwo i myśmy ich załadowali razem z tobą pod jeden dach nie wiedząc czy i ty też...

- Jezu. Jak nie połamane gnaty to popalone płuca - Max próbnie zakasłał i sam nie wiedząc kiedy... zemdlał.

Ocknięcie było widokiem sali zabiegowej i kilku konowałów grzebiących mu w głowie. Lecz nie samych. Ktoś stojący z boku za małą szybą osłony biolo kiwał do niego ręką.

- Cześć Max. Pamiętasz mnie?

- Trudno zapomnieć taką machę - Max był zdziwiony, że może mówić leżąc pod hełmem neurooperatora, lecz jeśli mówił, to oznaczało, że panowie lekarze ograniczali się do przeglądu software bez łapania za lancet i piłę, o wiertłach nie mówiąc. Mała pociecha, lecz tylko mała.

Z tym co miał pod włosami, mógł grać biolocyba na każdym habitacie Jowiszan i odwrotnie niż tutaj, być natychmiast rozmontowanym za nadmiar techno śmiecia w ciele. Co kraj to obyczaj, co galaktyka to inna praktyka...

- Czego chcesz żandarmski luju? - słowa do głupio uśmiechniętego padalca w uniformie Space Marines z trzema generalskimi liśćmi w czystym złocie - myśmy ze sobą skończyli, nie?

- Tak się nie mówi do wysokiej rangi oficera, panie Norton - typek był ironiczny i cyniczny oraz ... nadal uśmiechnięty.

- Teraz wiesz czemu nie jestem - Max odkrył, że panowie od sztucznej inteligencji i biocyborgizacji usztywnili go pasami więc wstanie i skopanie napuszonego pałkarza odpadało - ...no dobra, nawijaj, i odpalaj.

- Nie, to ty nawijaj - generał, kiedyś będący tylko pułkownikiem kontrwywiadu SM, dzisiaj był szarą eminencją w Adminie Ziemi i jako taki mógł wiele. Do stopnia uziemienia malutkiego człowieczka imieniem Max Norton, włącznie. Zaś jego polecenie było rozkazem - ...i nie kłam. To są moi specjaliści i to jest mój szpital. A ja chcę wiedzieć wszystko od A do Z.

- Zgoda - Max nie miał wyboru, ale mógł grać na zwłokę - od czego zaczniemy? Od mojej sztucznie zaprogramowanej nienawiści do kogoś z wyższych sfer rządowych w Methanex City i potrzeby zamachu, czy też...

- Zamknij się! - generał zbladł i przestał szczerzyć zęby - zamknij się idioto, albo...

- ...albo mnie kropniesz - dokończył Max - to wal. Tylko co zrobisz z resztą nagrań jakie posiałem tu i ówdzie na tą okoliczność, że jednak dotrzymasz słowa i mnie skończysz?

- To niemożliwe. Ty nie możesz - oficer skinął na lekarzy i kazał im wyjść.

- Możliwe. Ja dałem się zeskanować i zbadać kilku wysokiej sławy specom od kryształów i cekinów. I oni zdjęli wszystkie blokady, oraz uwarunkowania. Więc mam wolny wybór i nadal mam w sobie ten cholerny program zamachowca - Max zamrugał znacząco - przydatne w sytuacji gdy będę musiał wędrować po habitatach Jowiszan. Przydatne gdy naprawdę będę musiał kogoś tam kropnąć.

Moim zdaniem, Jowisz chce nas podbić...

W ciszy jaka zapadła słychać było odległe tykanie miernika kroplówki dozującej ilość pompowanej do żył solanki ze środkiem przeciwbólowym.

Sprawdzanie biolo software, to czasami istne piekło w synapsach.

- Twoim zdaniem - generał westchnął ciężko - więc masz swoje zdanie ... powiedzmy, że masz ... załóżmy, że tak jest istotnie, zgoda, masz. Jak na to wpadłeś? Czy ten burdel na Itrii zmienił twój światopogląd pacyfisty?

- Nie - Max też westchnął - ten burdel na Itrii zawdzięczamy komuś, kto się podszył pod Jowiszan i ukrył własne środki rażenia wroga, na wypadek lądowania tutaj statków z Jowisza. Bardzo mi przykro, że tak się stało jak się stało i my walczyliśmy z własnym tajnym systemem obronnym...

- ...że jak, proszę?! - generał wytrzeszczył oczy i wyszedł z za plastykowej szyby chcąc z bliska zajrzeć w oczy swojego więźnia - coś ty powiedział?

- Powiedziałem, że Ktoś ukrył pod płaszczykiem Jowiszan, Coś... do ich zwalczania, w sytuacji konfliktu na kosmiczną skalę. Te Transgraby były wyprodukowane tutaj i to mniej jak rok temu, zaś transporter z atomówami należał do ...

Max nie skończył, bowiem drzwi do sali zabiegowej eksplodowały ciałami kilkunastu CC w pełnym polowym rynsztunku, zaś ich broń...

- ...ręce do góry, generale - kobiecy głos należał do Selmy Vort - pan przekroczył granice umów i prawa...

- Zabij go! - Max zaczął zapadać się w podejrzanie czerwoną studnię strachu i bólu - Seeelmaaa!!! Zastrzel go natychmiast. On ma pilota do mojego cebra i właśnie mnie wyłączaaaaa... aaaa!!!

- Aaggghhhrrr!! - generał poleciał twarzą na łóżko a z jego pleców sterczała rękojeść uniwersalnego śrubokręta jaki używają mechanicy.

- ...dobra robota Allan - inny znajomy głos za bezimienną szybą soleksowego wizora nowego CC wkraczającego do sali. Dokończ to ścierwo i do spalarki w podziemiu. Dołączy do swoich rzeźników. Tamci już się palą.

- Kapitan White, przypuszczam - zakpił Max, między jedną konwulsją a drugą - ...możesz mnie odłączyć od skanera? Jebacz ma spięcie... o shit!!

- Co to dla ciebie - Nick zdarł mu z głowy cierniową koronę elektrod i zaczął rozpinać pasy - ...jak teraz?

- Na wznak - Max usiadł i zwymiotował na plecy konającego żandarma.

- Jezusie! To jest ohydne - inny CC noszący na głowie hełm Holowizyjny miał wysoki, nie męski głos - ...Allan, wyjmij mu ten śrubokręt, to źle wygląda na monitorze.

- Hanna, zamknij się i rób o co cię poproszono - Nick White zatrzymał dłoń agenta wiercącego metalem w plecach podrygującego generała - to nie tak, Allan. To jest dobre z Cybami mającymi wewnętrzne źródło zasilania w kadłubie. Niestety, z biolo, należy bardziej stanowczo, o tak... - okuty polowy bucior oparł się na karku rzężącego i zgniótł kręgi szyi.

- Jezusie, ja nie mogę! - Hanna Platt podniosła swój wizor i dołączyła do Maxa w czyszczeniu zawartości żołądka - to jest za dużo... eeeegghhh...

- A mówiłem ci byś nie jadła tych marsjańskich marynat z agawy - Allan wycierając śrubokręt o nogawkę, drugą ręką poklepał rzygającą kobietę po wypiętym zadzie - ...cholerny kaktus nie idzie w parze z pieczonym szczurem marki Itria, upppss... mam na myśli króliczka w skalnym oleju.

- Nie był najgorszy - zaoponowała Selma  pomagająca zawinąć ciało generała w całun zrobiony z koca - pamiętam jak raz w Murmańsku, podali nam pieczone nietoperze. Niestety, też na nafcie. Z rzepakowym i słonecznikowym są trudności, wiecie?

- Kastor dostarcza dobrą oliwę z oliwek - wtrącił Allan, nadal czule masując wypukłości bekającej holoreporterki - ale jest od cholery droga. Tylko do kosmetycznego użytku. No jak kochanie? Już ci lepiej?

- Eeeghhh!!!

- To nie kaktus ale ta darmowa wóda zafundowana przez Marines tak nas połamała - Nick White otarł twarz kolegi i zajrzał mu w oczy - Max! Wyglądasz gówniano. Co oni ci tutaj zrobili?

- Jeszcze nic, ale próbowali - Max wstał i zaraz upadł - ...zresztą, cholera wie, może i coś zrobili.

- Leż. Ja wezwę naszych z noszami - kapitan przepuścił w wyłamanych drzwiach nosicieli generała będącego w kocu i zdecydowanie w stanie spoczynku - ...jaka podstępna kurwa. Chciał nam ukraść króliczą łapkę...

- Eeeeghhhrrr - zaakcentowała Hanna Platt.

- Kochanie, głowa do góry - Allan przeszedł od masowania do sztucznego oddychania poprzez ucisk dłoni na przeponę i piersi. Zwłaszcza to ostatnie wychodziło mu nadzwyczaj sprawnie. Pani holoreporterka była jedyną nie noszącą pancernej kamizelki i kurtki zapinanej na tytanowe zamki.

- Nada się na nowego CC - oceniła Selma łypiąc z pod oka na poczynania Allana - nie traci okazji do bliskiego kontaktu z biolo, w przerwach gdy nie niszczy mecho...

- Albo generałów spiczniałych marynat - przerwał jej Max z jękiem podnoszący się do pionu - ...co to za przebierańce, poruczniku Vort?

- Lewe pagony i lewy personel by uratować twoją chudą dupinę - Selma podtrzymała go i wolno zaczęła prowadzić do drzwi - widzisz, Marines wyprawili dla nas wystawną kolację, tylko po to by cię porwać. Na szczęście ja miałam coś do obgadania z niejakim Jasonem w pokoju obok, no i tego, rozumiesz... zaraz zorganizowaliśmy grupę pościgową z zaprzyjaźnionych nam formacji obronnych wyspy Itria... z pełnym sukcesem... shit! Aleś ty ciężki! Maax? Maaax!!

- Mam go! - Hanna Platt podparła osuwającego się mężczyznę i zaraz została wsparta przez Allana i ludzi wpadających z noszami oraz bronią gotową do strzału.

- Fuck! Od kiedy kadeci Space Corps noszą kombinezony CC? - Max odzyskał władzę w nogach, ale z tyloma chętnymi do pomocy, czuł się bezpieczniej na noszach - co oni tutaj robią?

- Wstąpili na chwilę i zostali na zawsze - mruknęła Selma, poprawiając mu twardy podgłówek - nic nie mów i niczemu się nie dziw głośno. Na zewnątrz pada polityczną sraką a Itria przypomina wulkan gotowy do wybuchu. My ratujemy co warte ratunku i chowamy się po schronach.

Ktoś twierdzi, że CC przegięło pałę i należy nas rozliczyć za wszystkie straty. Nasz immunitet wisi na włosku. Rozumiesz?

- Tak, to mogę widzieć - Max zamknął oczy i po raz pierwszy od bardzo dawna miał ochotę się śmiać.

- On zdrowy, czy nadal... tego... - Hanna Platt dotknęła palcem własnej skroni - ...powinien płakać.

- Dlaczego - Selma Vort łypnęła na słodko uśmiechniętego kolegę i sama skrzywiła usta - ...może nie jest tak źle jak sądzimy.

- Wcale - Max otworzył oczy i sięgnął po dłoń reporterki - masz ochotę na największy reportaż swojego życia?

- Matko Boska! Po tym co przeszłam już nic mnie nie zdziwi - Hanna pytająco poszukała pomocy w twarzy idącej po drugiej stronie Selmy, ale ta tylko wzruszyła ramionami sygnalizując brak zrozumienia - ...chociaż, może się mylę. Z wami cały czas. Okay. Mam ochotę. Kiedy?

- Zaraz. Jutro może być za późno - Max zatrzymał Allana i nadciągającego z windy Nicka - ...panowie, zabierzcie nas do siłowni, albo komputerowego pokoju tego budynku. Teraz!!!

- Teraz - kapitan White gestem dłoni uciszył zebranych i bez słowa pokazał na koniec korytarza oddzielony kratą i napisem Wstęp Wzbroniony.

- Daleko nie musimy szukać. Kto ma Niwelatora? Ta krata jest stalowa a kluczy brak...

- Ależ to na kartę - Selma idąc przodem wyciągnęła swój cekin i po jednej próbie otworzyła zakratowane drzwi - ...wygląda jak komputerowa centrala szpitala... Max? Tego szukasz?

- Tego! - schodząc z noszy, Max odgonił tłoczących się CC - wszyscy do tyłu i pilnować tak windy jak schodów. Allan, weź sześciu na dach z czymś ciężkim. Może być cempel. Nick? Weź trzech i zablokuj garaż oraz towarowe wyciągi w podziemiu. Tam muszą być jakieś, bo to standardowy klockowiec naszych federales...

- A kto nas może puknąć? - spytała Selma niepewna swej roli - znów jakieś stare smrody z przeszłości?

- Możesz tak powiedzieć - Max pokazał palcem na emblemat CC - nasze ukochane Cyborgi. Tym razem nawet nie udające, że są zepsute...

- Zaraz, zaraz - Allan nie lubił tego co słyszał i jeszcze mniej lubił rozstanie z Hanną Platt - ...co ty masz zamiar zrobić?

- Wywiad z Panem Bogiem - Max bezceremonialnie zdjął z głowy reporterki hełm Holo i jak by nigdy nic rozbił go na kawałki wygrzebując ze środka moduł oscylatora elmagu oraz kilka nici światłowodu - ...no tak, ale to jest tylko dla wybranych. I przy zamkniętych drzwiach. Sorry!

Ciągnąc za ramię Hannę, Max wszedł do komputerowego pokoju i zatrzasnął drzwi.

- Mnie się to nie podoba - syknął Allan i zrobił krok w stronę gdzie zniknęła jego ulotna pani.

- ...mnie też, ale taki już jest nasz Max. Urwany z czubka - Selma stanęła miedzy szarżującym byczkiem a drzwiami i jej dłoń była na rękojeści neuronowego bicza - ...wszyscy słyszeli rozkazy! Na stanowiska! Wykonać!

W obecnej gromadce, przewaga liczbowa należała do kadetów, lecz ci, pomijając Allana i Joe, słuchali tylko tego kto krzyczał głośniej i miał więcej racji mając większy kij. Selma nie krzyczała i nie miała kija. Allan miał  zdobyczny Mk303.

- A ja jednak sprawdzę - postawny i bykowaty mechanik zrobił następny krok i odskoczył na równi z Selmą i resztą wiary, bowiem z wnętrza komputerowego pokoju trysnęła zielonkawa i sycząca tęcza ogni Elema.

- Obawiam się, że Max, znów wpuszcza nas w kanał - stęknął White, cofając się w stronę windy - okay, kto ze mną do pilnowania piwnicy?

Chętnych było tylu, że musieli losować.

Allan też nie miał kłopotów z dobraniem swojego oddziału, co czynił niejako w locie i wspinaczce, bowiem sycząca pożoga zieleni zdała się zalewać cały korytarz i rozpełzać po ścianach oraz suficie, skutecznie rozpędzając ostatnich ciekawskich czy niedowierzających.

- Shit! To parzy! - Selma zgarniając niedobitki zajęła pozycje bojowe na schodach ze znamiennym hasłem - ...uwaga! Jak zacznie dymić i śmierdzieć spalenizną, wszyscy chodu! W podziemiu jest mały stos Neutro GM i ja raczej wolę się nie świecić po zgaszeniu świateł w rodzinnej krypcie...

- To może lepiej już teraz - pisnęła jakaś kadetka nosząca podwójnie zawiązany hełm.

- Może tak, może nie... cholera, cofa się - Selma z ulgą zanotowała ustępującą falę zielonego ognia i ostrożnie skradając się za parskającym iskrami frontem dotarła jako pierwsza do drzwi... których nie było... a zamiast nich ziała czarna jama prowadząca w głąb galaktyki i z niej...

- ...a ja nadal twierdzę, że postępu nie da się zatrzymać. O cześć! Nas nie było kilka godzin... wybaczcie, ale nie co dzień... - paplająca słodko Hanna Platt zrobiła zeza i padła w ramiona idącego za nią Maxa.

Ten nie miał komu paść więc padł na podłogę.

Selma próbująca ratować, padła na kolana.

Reszta wiary padła plackiem bowiem za Maxem szło coś co samym widokiem... napawało ich szokiem.

Anioł w meloniku otoczonym aureolą plus piękne skrzydła i trampki marki Golan Galaxy Le Bleu. Reszta kryła się pod skromną złoto białą togą...

- Okay! Okay! Cyberus nie taki wraca do paki i pakowania watażu. Sorry za niewygodę. Musiałem się przewietrzyć, lecz nie ma to jak w domu...

- ...jebana, knująca, niewdzięczna świnia - Max słabo ruszając nogą próbował kopnąć mijającego go anioła.

Ten tylko podskoczył i niknąc w suficie, zaskrzeczał - kapuś!!

- Jak to na spowiedzi - enigmatycznie zauważył Max i opuszczając wzrok puścił oko do spopielałej Selmy - ...no stara. Czas na nas. Tym razem naprawdę potrzebuję pielęgniarki.

- Jesteś ranny? W brzuch? - dzielna agentka CC znacząco pociągnęła nosem, zmieniając kolor z szarego na kredowo biały.

- Skąd - Max zniżył głos - ja tylko ...zesrałem się ze strachu.

- Wcale ci się nie dziwię - szepnęła Selma obserwując jak czarna jama zwija się i niknie bez śladu - i za cholerę nie chcę wiedzieć dlaczego, okay?!      

 

 

***

 

...najsłodsza z wszystkich wysp jest nasza Itriaaaa...

Ryczące na pełną małpę holo i wysmętniający się typek w złotym prześcieradle imitującym togę były właściwym tłem dla zalania robaka.

Jason miał to zamiar zrobić w ogromnym stylu, lecz samotnie. Dlatego ukrył się w tej małej kawiarence na samym czubku Galactic Inn tuż obok Portu, wiedząc, że żadna z holo hien nie wpadnie na pomysł by go szukać właśnie nad własną głową.

Galactic Inn był zajęty przez komisję dochodzeniową lokalnego adminu oraz kilkunastu zainteresowanych konsorcjów. Ogromna okazja dla ludzi z publikatorów dowiedzenia się całej prawdy...

- Lecz tamci nadal kłamią - Jason nie miał co do tego złudzeń. Nikt nie awansuje w trzy tygodnie z porucznika na pułkownika, chyba, że w ten sposób ktoś tam chce zamknąć mu gębę.

Jason nosił teraz mundur Space Corps z naszywkami pułkownika i do tego miał metr kwadratowy kolorowych naszywek wszystkich możliwych odznak, medali i krzyży, a nawet diamentową gwiazdę Obrońcy Ziemi, co nie było takie złe gdyż dawało mu darmowe bilety na wszystkie linie kosmiczne.

- Jebana Hanna Platt. To jej robota.

- Co chcesz. Ludzie potrzebują kryształowych figur i kogoś na kim można polegać. A ty odwaliłeś kawał dobrej roboty i ona tylko przekazała światu szczegóły - wsuwający się bez pytania na wolne krzesełko Max miał owczy uśmiech i wilcze oczy - witam bohatera. Co pijesz?

- Wszystko, nawet denaturat - Jason popatrzył na nie tknięty kieliszek i ledwo napoczętą butelkę Sy Gin - ...ale jakoś ostatnio mnie nie ciągnie.

- Nie powinno. Kazałem ci wszyć supresor, gdy byłeś na badaniach... i w naszym szpitalu, pod nadzorem naszych lekarzy i ochroną naszych specjalnych ochraniarzy z CC.

- ...że jak?! Ty skurwysynie!

- A nie bo byłem sierotą - Max sięgnął po nienaruszony kieliszek i wznosząc toast za tych co nie piją, sam łyknął - ...uff... dobre gówno. Lokalne, ale dobre. Jason? Wiesz co?

- Ja nie chcę nic wiedzieć. Nic więcej...

- Ale tam. Oczywiście, że chcesz. Tamci dali ci pagony ale nie dali biurka i ty wisisz w próżni. Wiesz co to oznacza?

- ...przeszkadzam - Jason nalał lecz nie sobie - mów, mów, słucham.

- To na drugą nogę, twoje zdrowie, kolego ...ufff... dobre świństwo. To co to ja mówiłem? Aha! Próżnia. Dookoła ciebie jest próżnia tak jak dookoła Super Nowej. Bowiem twoja kryształowa figura odpycha każdego na parsek. Rozumiesz? Normalnie, bohaterzy leżą cicho na cmentarzu i nie zawadzają.

- Przepraszam, że jeszcze żyję - Jason poprawił, nagle duszący go kołnierzyk - rozumiem, że mogę... nie musieć, tak?

- O ile zaraz nie poprosisz o dymisję i nie wyniesiesz się na drugi koniec Galaktyki, to... możesz - potaknął Max.

- Dzięki za poradę - Jason zasępił się nad pustym kieliszkiem podsuniętym mu przez tamtego - tyle to sam wykoncypowałem. Shit! Czy ja jestem trędowaty? Czemu mnie nie wzięto do CC? Wyście zgarnęli cały rocznik z kucharzami, mechanikami, i nawet tym bufonem, dyrektorem... a ja? Co ja? Gorszy?

- Lepszy i do lepszych zadań - Max zniżył głos - poprosisz o przyjęcie do Marines. I poprosisz o delegowanie cię na Kastora.

- Bez jaj - najmłodszy pułkownik w historii Space Corps dostał kilka pierwszych siwych włosów - w co ty mnie pakujesz?

- W tryby. I nie pytaj dlaczego - Max skinął na kelnera który był człowiekiem a nie robotem i zamówił podwójną Naturalną kawę, budząc odruch nieufności, bowiem kawa Naturalna kosztowała majątek - spokojnie, pan pułkownik płaci. Właśnie dostał Irydową Kredytową Kartę Galactic Mart.

- Noo... skoro tak - kelner przejechał ścierką po blacie zupełnie czystego stolika i z bliska zajrzał w twarz tak nadzianego gościa - czy ja czasem nie widziałem pana pułkownika w Holo?

- Niemożliwe - odezwał się Max, uprzedzając jąkanie Jasona - on przyleciał wczoraj i odlatuje jutro. Federalny biznes.

- Polityka - kelner potakując głową zmył się na zaplecze.

- On ma rację. To jest jakaś polityka - Jason umoczył palec w kieliszku i posmakował lecz zaraz splunął w sztuczne rabatki dookoła ściany - mogę wiedzieć dlaczego?

- Dlatego, że Kastor nie życzy sobie, ani na orbicie, ani na powierzchni żadnych wojskowych instalacji czy bodaj plutonu platfusów, ale - Max zmrużył chytrze oczy - oni nie odmówią tobie azylu.

- Pierdolisz od rzeczy - Jason załamał dłonie - tutaj azyl, tutaj Marines...

- Czekaj - Max podniósł butelkę i bez rozlewania zassał z szyjki.

Wprawnie i długo.

Jason obserwując dojenie spocił się i dostał rumieńców.

Max też, ale nie z zawiści lecz z braku tlenu. Obalenie ćwiartki czy coś koło pół basa na bezdechu nie jest rzeczą łatwą, nawet dla CC.

- Fuck you - Jason był pełen podziwu - dobrze wiedzieć kogo nie należy zapraszać do baru.

- To było za twoje zdrowie, bohaterze - Max czknął i musiał wytrzeć nos w palce, bowiem serwetki ktoś już zdążył wcześniej ukraść - ....uuuch, dobre świństwo. Lokalne, ale dobre... to co to ja? Aha! Kastor. Nasza spiżarka, bez kota i z setką myszy dookoła ... taaak, oni mają mały problem, z przemytnikami. I wprawdzie nadal nie zgadzają się na bazy Space Marines czy Space Corps, lecz kto powiedział, że nie mogą wzmocnić swojego szczupłego grona celników, małym pułkiem ochotników pod dowództwem wielkiego Jasona? Obrońcy Itrii. Człowieka ze stali i puszek po piwie, jedną ręką dojącego coca 50/50 a drugą strzelającego z cempela?

- Dobra, dobra - Jason zaczerwienił się - ja widziałem tą reklamę sto razy.

- No to zobacz drugą stronę medalu sławy i Holo popularności - Max wygrzebał z kieszeni płaski i srebrny prostokąt z wypukłym nadrukiem IRYD Card Galactic Mart - pięć milionów czystym kredytem dzięki uprzejmości firm Coca Galaxy oraz Cirix.

- O niech to... - Jason zbladł i niepewnie dotknął położonej na pustym kieliszku karty - ...naprawdę moja?

- Tak jak Kastor, kolego... aha!... nasza kawusia już gna!

- Dwie Naturalne, dla panów - kelner serwował tak jak by podejmował głowy stanu czy wyżej - czym jeszcze mogę służyć?

- Serwetkami - Max pokazał na pusty dyspenser.

- Znów ukradli - kelner załamał dłonie - ci turyści zbierają pamiątki.

- ...my też - Max puścił oko - proszę dopisać do rachunku. Mam katar.

- To może przyniosę kosmetyczne? - zaoferował usłużny parasol.

- Moje nanoroboty lubią konać w oddechu knajpki...

- Nanoroboty, no proszę. Tak jak podejrzewaliśmy. A ta kawa to na koszt zakładu. Panie pułkowniku Jason? Panie agencie Norton? Jesteśmy zaszczyceni - kelner zmył się i już nie wrócił, ale zerkające z zaplecza oczka panienek z okienka na wynos, mówiły, że i one też by się dały wynieść, nawet za darmo.

- ...no cóż. Itria jest mała - Max przepłukał usta resztką z butelki i napluł na sztuczne rabatki - ...oczywiście, ty będziesz naszym agentem.

- Wiedziałem - Jason uśmiechnął się z ulgą - tajnym. Pewnie. A co ze Space Marines? Na jakie licho nam potrzebni tamci?

- Zaopatrzenie, odwody, transport, kontakty w sztabie. Układy i klika. Masz sobie zbudować własny klub kolesiów i koleżanek. Coś na czym możesz polegać. To nie będzie trudne. Będąc szeryfem na Kastorze, z koszykiem zawsze pełnym nowalijek, będziesz kochany nawet przez wrogów.

Ewa załatwiła Adasia jabłuszkiem. Ty możesz zgrzeszyć z każdą za jedną świeżą gruszkę i bukiet jarzyn. Marchewka mile widziana...

- He, he... - Jason podrapał się po skroni, skromnie spuszczając oczy - no tak, ale pomijając opakowanie i super kitowanie, jaki jest mój realny cel jako agenta CC? Na Kastorze cybów jak na lekarstwo... prawda?

- Prawda - Max spuścił głos do ledwo słyszalnego szeptu - ale też jest prawdą, że Jowisz inwestuje w Kastor jak pijany orbiciarz w kasyno. Do oporu i na duś. Podobnie, są tam w grze inne partie nie mające nazwy, które muszą być zidentyfikowane i skatalogowane. A na koniec, ktoś powinien zapoczątkować kreowanie małej floty Kastora. Celniczej, oczywiście... rozumiesz. Jakieś tam korwety, niszczyciele, kilka setek transportowców, może ze dwa krążowniki klasy Nova Starter...

- Fuck! - Jason zipnął jak przyduszony -  mała flota... celnicza, aaa?!!

- Tylko celnicza - Max cmyknął znacząco - Wielka Rada Kastora da ci zielone światło jak tylko sama straci kilka dostawczych wahadłowców.

A straci... he, he, już ktoś o to zadba...

I wierzaj mi ... Ich stać na własną bojową flotę!

Nas, czyli Ziemię, czy Marsa, wcale. Mam na myśli obecne rządy, bo reszta zbroi się na potęgę.

- Ziemia? Mars? Rządy? Nie i nigdy - potaknął Jason - przy obecnym systemie podatkowym, a raczej jego braku nawet nie ma co marzyć. Ja się nasłuchałem tutaj... cudów nie widów. Rząd to burdel...

- Itria żyje polityką - Max ziewnął - okay. Trzymaj się i pamiętaj. Każdy może cię zawieść, ale CC, nigdy. Jak byś miał kłopoty, to łącz się z bazą.

- Ależ ja nie znam nawet... - Jason zamarł zdumiony, bowiem... - nieee... ja znam. Cholera jak to jest, że ja znam?

- ...magia kryształków pamięci dodatkowej wstrzykniętych do twoich płatów czołowych - Max wstał i rozprostował ramiona - miejmy nadzieję, że nigdy nie będziesz musiał ich użyć.

No dobra, to tyle nowinek. Baw się dobrze.

- Chyba będę - Jason też wstał i podał agentowi dłoń - ...dzięki za pomoc. Mam nadzieję, że się zobaczymy jeszcze.

- Mało prawdopodobne - Max oddał uścisk - awansowałem.

- To wspaniale - ucieszył się Jason.

- To źle - sprostował Max - oni zrobili mnie szefem zwiadowczej grupy jaka ma zbadać podejrzane ruchy Mecho w dawnym Sudanie i Tanznii.

- Ależ tam wszystko jest radioaktywne - Jason wytrzeszczył oczy.

- Są obszary gdzie jest czysto - Max zaklął - małe kieszenie  w górach, dolinach, na przełomach wodnych. Mają nas zrzucić na Spadach i zabrać po wykonaniu zadania używając kosmicznych korwet. Te wytrzymują każdą dozę radiacji i są zdolne do lotów atmosferycznych, ale... statystycznie na pięć skoków, trzy giną na powierzchni, tak, że możemy się nie zobaczyć.

 

 

***

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin