Thompson Vicki Lewis - Tajemnice alkowy.pdf

(465 KB) Pobierz
Thompson Vicki Lewis - Walentynki 99 - Tajemnice alkowy
162795236.004.png
Thompson Vicki Lewis
Tajemnice alkowy
1
162795236.005.png 162795236.006.png 162795236.007.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
melia Townsend stała w drzwiach magazynu i spoglądała z
uśmiechem na śpiącego w najlepsze kierowcę jej dostawczej
ciężarówki. Chłopak widać wkuwał całą noc do egzaminu i
teraz uznał, że wykorzysta przerwę obiadową na krótką drzemkę.
Spryciula wyciągnął się na materacu, podłożył sobie nawet pod głowę
jasieczek.
Trudno, będzie musiała go obudzić. Dyscyplina pracy weźmie w łeb,
jeśli pozwoli swoim pracownikom wysypiać się na towarach, którymi
handluje. Zanim jednak przywoła wygodnickiego do porządku, przez
chwilę nacieszy się jego widokiem. Poruszył się właśnie; T-shirt uniósł
się lekko, błysnęła opalona skóra na brzuchu. Amelia z lubością
pomyślała o nagim ciele Willa Murdocha wystawionym na promienie
kalifornijskiego słońca
W ogóle z przyjemnością, choć starannie skrywaną, myślała o Willu.
Od chwili otwarcia sklepu, pięć lat temu, wielokrotnie zatrudniała
studentów w charakterze dostawców. Pryszczatych smarkaczy bawiło,
że mogą opowiadać znajomym, jak to „robią w „Tajemnicach Alkowy".
Tyle że akurat Will nie był pryszczatym smarkaczem. Kiedy zgłosił się do
niej ostatniej jesieni, przeczytawszy uprzednio ogłoszenie, które
wywiesiła na terenie uniwersyteckiego campusu, zgłupiała zupełnie.
Jego męska uroda zachwyciła ją i oszołomiła, toteż bez chwili namysłu
przyjęła go do pracy.
Ech, nie wiedziała wtedy, jakiej napyta sobie biedy. Męczyła się z nim
już od pół roku. Na widok Willa za każdym razem traciła głowę.
Dostawała gęsiej skórki, robiła się roztargniona, rozbierała go w myślach
- ale nie śmiała zaprosić na randkę. Była w końcu jego pracodawczynią.
A nuż oskarży ją o molestowanie seksualne? Kto go tam wie? W
dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe.
2
A
162795236.001.png
Gdyby on zaprosił ją - to co innego. Jednak przy jego chorobliwej
nieśmiałości mogła czekać w nieskończoność.
Inna sprawa, że to właśnie ta jego nieporadność chwytała ją za serce.
Sama przecież także nie należała do osób przebojowych, choć w
kontaktach zawodowych starała się to skrzętnie ukrywać. Tak, tak, kiedy
szło o promocję „Tajemnic Alkowy", działała z rozmachem godnym Billa
Gatesa.
A życie prywatne? Cóż, Amelia właściwie nie miała żadnego życia
prywatnego.
Westchnęła i zrobiła krok w stronę furgonetki. Pora obudzić Śpiącego
Królewicza. Powinien już jechać do La Jolla, gdzie państwo
Donaldsonowie czekali na Baśń Średniowiecza - pełne wyposażenie
sypialni, w skład którego wchodziły nawet obfite kotary z czerwonego
aksamitu oraz element dekoracyjny w postaci rycerskiej zbroi. To
właśnie była jej praca i Amelia uwielbiała to robić - wymyślać sce-
nariusze randek, układać menu romantycznych kolacji, projektować
niezwykłe alkowy dla swoich klientów. Czasami tylko, jak teraz, robiło
się jej tęskno, że w jej własnej alkowie nie zagościł jak dotąd ten
upragniony, wyśniony, bajkowy mężczyzna.
Gdy więc Amelia wzdychała po raz kolejny, snując marzenia, które
zapewne nigdy nie miały się spełnić, jej pracownik śnił rozciągnięty na
łożu z Tropikalnej Dżungli o jakiejś nieokreślonej kobiecie. Nigdy
wcześniej nie kochał się z żadną dziewczyną na lamparciej skórze,
chociaż więc skóra była tylko imitacją, a dziewczyna pozostawała istotą
dość mglistą, sen obiecywał prawdziwie pierwotne i dzikie doznania.
Już miał zrzucić ubranie i posiąść damę, gdy obraz zaczął się
rozpływać. Co za pech! Przynajmniej w snach mógłby mieć więcej
szczęścia! Odepchnął tarmoszącą go dłoń z nadzieją, że senne marzenie
powróci, ale była to próżna nadzieja.
- Will? - odezwał się miękki kobiecy głos, a dłoń znów potrząsnęła
jego ramieniem. - Will!
Kobiecy głos? Hm... I zapach perfum - mocny, erotyczny, jak ze snu o
pierwotnej dżungli.
3
162795236.002.png
Jeszcze na wpół przytomny otworzył powieki i przed oczami
zamajaczyły mu obciągnięte lycrą zgrabne, długie nogi. Co za widok!
Godzien wszystkich cudów świata razem wziętych! Gotów był właśnie
szybko zapomnieć o dzikich fantazjach na lamparciej skórze i zająć się
właścicielką wysmukłych kończyn, gdy usłyszał głos, który natychmiast
uświadomił mu, kim jest i gdzie się znajduje:
- Will, pora wstawać! Musisz jechać do Donaldsonów. No właśnie,
jest w pracy. Jest w pracy, a mówi do niego
Amelia, która jak nic wyrzuci go z roboty, jeśli tylko nawali. A tu
przecież zbliża się koniec semestru i trzeba mieć na nowe czesne.
Poderwał się na równe nogi i spojrzał niepewnie na chlebodawczynię.
- Przepraszam. Nie chciałem...
- Wszystko w porządku. Proszę tylko, żebyś nie sypiał więcej na
naszych materacach.
- Jasne. - Spuścił głowę, usiłując zapomnieć o tym, że przed chwilą
podziwiał zachwycające nogi szefowej. - To się już nie powtórzy.
Chciałem tylko przymknąć na chwilę powieki, no i padłem jak ścięty
- Kułeś do egzaminu?
Już wiedział, że go nie wywali. Co za ulga. Ponownie odważył się
spojrzeć na Amelię. Kolor jej kostiumu uwypuklał turkusową barwę
oczu. Po raz kolejny zauważył, jakie są piękne, szczególnie teraz, gdy
spoglądały na niego tak serdecznie. Pławił się w ich spojrzeniu, nie
zdając sobie nawet sprawy, jak bardzo jest spragniony kobiecej czułości.
- Tak, z anatomii - odpowiedział. - Siedziałem całą noc.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Rozgrzeszam cię. Zdecydowałeś się już na specjalizację?
Pomyślał, że to miłe z jej strony, że wdaje się z nim w przyjacielską
pogawędkę, choć przed chwilą przyłapała go na spaniu w pracy. Ale
Amelia była w ogóle w porządku jako szefowa.
- Tak. Myślę o pediatrii.
- Naprawdę chcesz leczyć maluchy?
- Aha - uśmiechnął się. - Kocham dzieciaki. Dotąd pamiętam
swojego lekarza. Był fantastyczny. W ogóle nie bałem się wizyt w jego
4
162795236.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin