Robert Silverberg - Pożeglować do Bizancjum.rtf

(1315 KB) Pobierz
Trident eBooks

Robert Silverberg

 

Pożeglować
do
Bizancjum

 



2003


Wydanie oryginalne

Tytuły oryginalne i daty pierwszych wydań opowiadań:

Gilgamesh in the Outback 1986

Passengers 1968

Nightwings 1968

Enter a Soldier. Later: Enter Another 1989

Born with the Dead 1974

Good News from the Vatican” 1971

Sailing To Byzantium 1985

 

Wydanie polskie

Data wydania:

2003

 

Projekt i opracowanie graficzne okładki

Tomasz tirex Rybak

 

Przełożyli:

Krzysztof Sokołowski, Piotr Gąsiewski,

Robert Szmidt, Andrzej Ziembicki

 

Wydawca:

Agencja „Solaris”

Małgorzata Piasecka

ul. Generała Okulickiego 9/1, 10-693 Olsztyn

tel/fax. (0-89)541-31-17

e-mail: agencja@solaris.net.pl

www.solaris.net.pl

 

ISBN 83-88431-86-2

 

Wydanie elektroniczne

Trident eBooks


Gilgamesz na Pustkowiu

 

Faust:

Najpierw o piekło chciałbym cię wypytać

Gdzież jest to miejsce zwane tak przez ludzi?

Meph.:

Pod niebiosami.

Faust:

Tak, lecz gdzie, dokładnie?

Meph.:

We wnętrzu tych żywiołów, gdzie musimy

Męczyć się i pozostać już na zawsze;

Bo piekło nie ma granic, nie jest także

Ograniczone do jednego miejsca;

Bo tam, gdzie my jesteśmy, tam jest piekło,

A gdzie jest piekło, tam my być musimy.

I by z tym skończyć, gdy świat się rozpadnie,

A wszystko już zostanie oczyszczone

Wszędzie tam będzie piekło, gdzie nie będzie niebiosów.

Faust:

Myślę, że piekło to bajka.

Meph.:

Więc dobrze, myśl tak, póki doświadczenie

Nie sprawi, że odmienisz swoje zdanie

 

Christopher Marlowe, Tragiczna Historia Doktora Fausta.

Przełożył Juliusz Kydryński

 

Wielka, rozgałęziona błyskawica zatańczyła na horyzoncie, a ze wschodu nadleciał wiatr, tnący jak brzytwa, odzierający z życia powierzchnię równiny i wzbijający w górę chmury szarobrązowego kurzu. Gilgamesz uśmiechnął się szeroko. Na Enlila, to dopiero wiatr! Wiatr zdolny zabić lwa, wiatr wysuszający powietrze, aż trzeszczało elektrycznością. Zwierzęta z równiny sprawiają największą radość, kiedy zabijasz je przy takim wietrze; mocnym, ostrym, okrutnym.

Zmrużył oczy i wpatrzył się w horyzont, szukając ofiary dzisiejszego polowania. W ręku trzymał łuk, wykonany z kilku gatunków najlepszego drewna; łuk, którego nie mógł naciągnąć nikt oprócz niego... i oprócz Enkidu, ukochanego, trzykrotnie traconego przyjaciela. Mięśnie miał napięte, był gotów do akcji. Przybywajcie bestie! Przybywajcie i gińcie! Bowiem dziś zabawi się z wami Gilgamesz, król Uruk!

Inni ludzie żyjący w tej krainie, jeśli w ogóle polowali, używali strzelb, tych obrzydliwych maszyn, które przynieśli ze sobą Nowi Zmarli. Maszyny zabijały z wielkiej odległości, hałasowały, pluły ogniem i dymem. Jeszcze bardziej śmiercionośne były lasery, wyrzucające z obrzydliwych pysków niebieskobiały płomień. Wszystkie te maszyny do zabijania to broń tchórzy. Gilgamesz nienawidził ich tak, jak nienawidził większości narzędzi, które przynosili ze sobą Nowi Zmarliśliscy, obrzydliwi nuworysze Piekła. Jeśli nie będzie musiał, nigdy tej broni nie użyje. Przez tysiąclecia spędzone w tym nieświecie stosował zawsze środki znane z poprzedniego życia: włócznie, oszczepy, podwójne topory, łuki myśliwskie, dobre miecze z brązu. Polowanie wymaga zręczności, gdy używa się tego rodzaju broni. Wymaga wysiłku i niesie w sobie sporo ryzyka. Bo polowanie to przecież ryzyko! Trzeba więc sprostać wymaganiom, które stawia. Cóż, jeśli chodziłoby tylko o zabicie zwierzyny w najszybszy, najłatwiejszy i najbezpieczniejszy sposób, to należałoby po prostu wzbić się nad ziemię na wojskowej platformie i spuścić niewielką bombę atomowąi jednym ciosem zabić zwierzęta warte pięciu królestw!

Wiedział, że z powodu tych poglądów niektórzy mają go za durnia. Na przykład Cezar. Obdarzony zimną krwią i cholernie pewny siebie Juliusz z dwoma błyszczącymi rewolwerami za pasem i przewieszonym przez ramię pistoletem maszynowym.

Gilgameszu, dlaczego nie przyznaszzapytał go kiedyś Cezar, który nadjechał jeepem akurat w chwili, gdy Gilgamesz przygotowywał się do wyprawy na bezdroża Piekłaiż upieranie się przy strzałach, oszczepach i dzidach to czysta poza? Wszak nie żyjesz już w starym dobrym Sumerze.

Gilgamesz splunął.

Polować z pistoletem samopowtarzalnym kaliber 9 mm? Polować z granatami, bombami odłamkowymi i laserami? Nazywasz to zabawą, Cezarze?

Nazywam to akceptacją rzeczywistości. Czemu tak nienawidzisz techniki? Strzelba niczym się nie różni od łuku. I jedno, i drugie to wytwory techniki, Gilgameszu. Co innego, gdybyś zabijał zwierzęta gołymi rękami.

Robiłem i tak.

Rany! Przecież wiem, co tu jest grane. Wielki osiłek Gilgamesz... prosty, naiwny, przerośnięty bohater z epoki brązu. To też poza, przyjacielu. Udajesz głupiego, upartego, tępogłowego barbarzyńcę, bo chcesz, żeby cię zostawiono w spokoju... ty przecież tylko polujesz i włóczysz się, twierdząc, że nic innego cię nie interesuje. Lecz w skrytości ducha uważasz się za lepszego od tych, którzy żyli w bardziej komfortowych epokach. Masz zamiar odtworzyć tu dawne, kiepskie czasy pradawnych starożytnych, nieprawdaż? Jeśli dobrze odczytuję twoje intencje, to tylko czekasz właściwej chwili, kryjesz się z łukiem i strzałami na tym posępnym Pustkowiu, aż nadejdzie, według ciebie, właściwy czas... a wtedy wzniecisz putsch, który wyniesie cię do władzy. Czy nie tak, Gilgameszu? Snujesz jakieś szatańskie plany obalenia samego Szatana i władania nami wszystkimi. A kiedy to się już stanie, wszyscy będziemy żyć w miastach z gliny i skrobać po glinianych tabliczkach; tak jak to sobie wymarzyłeś. I co ty na to?

Mówisz bzdury, Cezarze.

Doprawdy? Mnóstwo tu królów i cesarzy; imperatorów, faraonów, szachów, prezydentów, dyktatorów a każdy, ale to każdy z nich, pragnie znów zostać Numerem Pierwszym. Zgaduję, że nie stanowisz wyjątku.

I tu się mylisz.

Bardzo wątpię. Podejrzewam, iż sądzisz, że jesteś z nas najlepszy; ty, twardy wojownik i wielki myśliwy, wylepiający cegły, budujący wielkie świątynie i wysokie mury, prawdziwy wzór starożytnego bohatera. Myślisz, że wszyscy jesteśmy łotrami, dekadentami i degeneratami, a tylko ty jeden pozostałeś człowiekiem cnotliwym. Lecz, jak każdy z nas, również posiadasz dumę i ambicje. Jesteś oszustem, Gilgameszu; wielkim, atletycznie zbudowanym oszustem.

Ale przynajmniej nie jestem oślizłym, zdradzieckim wężem jak ty, Cezarze. Nie noszę peruki i dla czystej przyjemności nie podglądam kobiet podczas ich misteriów.

Cezar nie zareagował na przytyk. Powiedział tylko:

Tak zatem spędzasz większość czasu, zabijając durne potwory z Pustkowia i upewniasz się, że wszyscy wiedzą, jaki to jesteś skromny, jak to na polowaniu nie chcesz mieć nic wspólnego z nowoczesną bronią. Nie zrobisz ze mnie durnia! To nie cnota powstrzymuje cię od użycia przyzwoitego dwulufowego sztucera Rigby 470. To wyłącznie intelektualna duma, a być może i zwykłe lenistwo. Tak się akurat złożyło, że przez te wszystkie tysiąclecia dorastałeś z łukiem w ręku. Lubisz go, bo go znasz. Ale... jakim teraz mówisz narzeczem? Czy tym grożącym połamaniem języka bełkotem znad Eufratu? Nie! To chyba angielski, prawda? Czy dorastałeś, mówiąc po angielsku, Gilgameszu? Czy dorastałeś za kierownicą jeepa lub za sterami helikoptera? Najwyraźniej niektóre nowinki akceptujesz. Gilgamesz wzruszył ramionami.

Rozmawiam z tobą po angielsku, ponieważ teraz mówi się tu po angielsku. W sercu słyszę starą mowę, Cezarze, w sercu jestem ciągle Gilgameszem z Uruk i będę polował, jak polowałem.

Uruk dawno rozsypało się w proch. To życie po życiu, przyjacielu. Spędziliśmy tu już mnóstwo czasu, a spędzimy, jeśli się nie mylę, całą resztę. Nowi ludzie bezustannie przynoszą nowe idee i nie sposób ich ignorować. Nawet ty nie możesz tego robić. Czy to, co widzę na twym ręku, to zegarek, Gilgameszu? Kwarcowy zegarek?

Będę polował, jak polowałempowtórzył Gilgamesz.Jeśli używasz strzelby, przestaje to być sportem. Nie ma w tym żadnego wdzięku.

Cezar potrząsnął głową.

I tak nigdy nie rozumiałem polowania dla rozrywki. Owszem, zabić parę jeleni, jednego czy dwa niedźwiedzie, kiedy stoi się obozem w jakimś okropnym galijskim lesie, a twoi ludzie potrzebują mięsa... tak, to rozumiem. Ale polowanie dla samego polowania? Zabijać dla przyjemności wstrętne bestie, których nie da się nawet zjeść? Na Apolla, to nonsens.

A mnie chodzi dokładnie o to!

Skoro więc musisz polować, skoro pragniesz odrzucić przyzwoity sztucer...!

Nigdy mnie nie przekonasz.

Wiemwestchnął Cezar.I nie będę się spierał. Powinienem mieć wystarczająco dużo rozsądku, żeby nie dyskutować z reakcjonistą.

Reakcjonistą! W swoim czasie uważano mnie za radykała! Kiedy byłem królem Uruk...

No właśnie!roześmiał się Cezar.Królem Uruk! Czy istniał kiedyś król, który by nie był reakcjonistą? Wkładasz na głowę koronę, a ona natychmiast rzuca ci się na mózg. Antoniusz trzykrotnie obiecywał mi koronę, Gilgameszu. Trzykrotnie...

... i trzykrotnie ją odrzuciłeś. Znam to. Przemawiała przez ciebie ambicja? Sądziłeś, że i bez symbolu będziesz miał władzę? Kogo próbowałeś oszukać, Cezarze? Chyba nie Brutusa? Tak przynajmniej słyszałem. Brutus twierdzi, że jesteś ambitny. A był on...

Ten cios trafił celnie.

Zamknij się, do cholery!

... człowiekiem honoruskończył Gilgamesz, ciesząc się z gniewu Cezara.

Jeśli jeszcze raz to usłyszę...jęknął Cezar.

Niektórzy mówią, że mamy tu cierpiećstwierdził pogodnie Gilgamesz.Jeśli tak jest rzeczywiście, cierpisz od tego, co o tobie napisano. Zostaw mnie z tym łukiem i strzałami, Cezarze, wracaj do jeepa i swoich tanich intryg. Oczywiście, jestem głupcem i reakcjonistą, ale ty kompletnie nie znasz się na polowaniu. I zupełnie mnie nie rozumiesz.

Ta rozmowa miała miejsce rok wcześniej, może dwa, a może pięćz zegarkiem czy bez zegarka nie sposób kontrolować przemijania czasu w Piekle, nad którym nieustannie czuwa nieruchome oko Rajui teraz Gilgamesz był już daleko od Juliusza i jego marionetek, daleko od niespokojnego centrum Piekła i nużących przepychanek Cezarów, Aleksandrów, Napoleonów i innych drobnych krętaczy pokroju Guevary, którzy nieustannie ubiegali się tam o władzę.

Niech się ubiegają, jeśli chcą, ci głupawi nowi ludzie z nowych czasów. Może kiedyś zmądrzejączyż nie taki był cel, dla którego ich tu umieszczono; jeśli w ogóle umieszczono ich tu w jakimś celu?

Gilgamesz wolał się wycofać. W przeciwieństwie do tych wszystkich upadłych imperatorów, królów, faraonów i szachów nie odczuwał pragnienia, by przekształcać Piekło według swego widzimisię. Cezar mylił się głęboko w ocenie jego ambicjitak głęboko, jak w ocenie jego myśliwskiej broni. Tam, na Pustkowiu w szarym suchym, chłodnym sercu Piekła, Gilgamesz pragnął znaleźć spokój. Za tym też tylko tęskniłza spokojem. Kiedyś chciał mieć więcejale to było dawno temu.

Cierniste krzaki poruszyły się.

Może to lew?

Nie, pomyślał Gilgamesz. W Piekle nie ma lwów. Są tylko niezwykłe bestie z nieświata. Wstrętne, włochate stwory o płaskich pyskach, wielu kończynach i głupich złowrogich ślepiach, gładkie lśniące stwory o twarzach kobiet i zdeformowanych ciałach psów oraz inne znacznie, znacznie gorsze. Jedne miały obwisłe skórzaste skrzydła, inne uzbrojone były w ogony z żądłem, które podnosiły jak skorpiony. Wiele z nich posiadało pyski tak wielkie, że mogłyby połknąć słonia. Gilgamesz zdawał sobie sprawę z tego, iż są to demony ale nie robiło mu to różnicy. Polowanie jest polowaniem, zdobycz jest zdobyczą; tu bestia jest równa bestii. Ten dureń, Cezar, nie miał nawet zielonego pojęcia, że nie o zwierzynę tu chodzi.

Gilgamesz wyjął strzałę z kołczanu, nałożył ją na cięciwę i czekał.

 

* * *

 

Gdybyś kiedykolwiek odwiedził Teksas, H.P., to wiedziałbyś, że Piekło jest całkiem podobnepowiedział mocno opalony, wysoki mężczyzna o szerokiej klatce piersiowej i potężnych ramionach. Człowiek ów gestykulował zamaszyście jedną ręką, a trzema palcami drugiej trzymał kierownicę land-rovera, prowadząc go niedbale, zygzakami, po równinie, na której nie było śladu drogi. Kamienistą ziemię porastały brudnozielone krzaki. Niebo przysłaniały kłęby czarnego kurzu. Daleko, na horyzoncie majaczyły nagie wzgórza, niczym czarne, popsute zęby.Pięknie, pięknie. Wszystko tu tak przypomina Teksas, że praktycznie nie ma różnicy.

Pięknie?powtórzył niepewnie jego towarzysz.Pięknie? W Piekle?

Na tej równinie z pewnością. Ale jeśli sądzisz, że Piekło jest piękne, to powinieneś zobaczyć Teksas!

Kierowca roześmiał się, nacisnął pedał gazu i landrover ruszył szaleńczym slalomem z oszałamiającą prędkością.

Drugi mężczyzna, chorobliwie chudy, o wydatnej szczęce i trupiobladej twarzy, siedział nieruchomo, trzymając kolana razem i przyciskając ręce do boków, jakby lada chwila spodziewał się groźnej kraksy. Obaj od wielu dni podróżowali przez nie kończącą się, wyschłą równinę Pustkowiaod jak wielu, nie potrafiliby tego stwierdzić nawet Starsi Bogowie. Wędrowcy pełnili funkcję ambasadorów: Jego Ekscelencja Robert E. Howard i Jego Ekscelencja H.P. Lovecraft z królestwa Nowej Świętej Diabolicznej Anglii; posłowie Jego Brytyjskiej Mości Henryka VIII na dwór Prestera Johna.

W poprzednim życiu obaj parali się pisarstwem, tworzyli fantastykę, baśnie. Obecnie tkwili w czymś znacznie bardziej fantastycznym niż wszystko, co znaleźć można w ich dziełach, bowiem nie była to baśń, nie była to fantazja, lecz rzeczywistość Piekła.

Robercie...powiedział nerwowo blady mężczyzna.

Tak, do złudzenia przypomina Teksasciągnął Howard.Z tym tylko, iż Piekło to wyłącznie nędzna imitacja oryginału. Zaledwie pierwszy szkic. Popatrz, tam rodzi się burza piaskowa? Nasze burze piaskowe pokrywały terytorium kilku okręgów! Widzisz tę błyskawicę? W Teksasie nie zasługiwałaby nawet na miano błyskawicy!

Gdybyś tylko odrobinę zwolnił, Bob...

Zwolnił? Na brodę Cthulhu, człowieku, przecież prowadzę wolno!

Oczywiście, tak ci się z pewnością wydaje.

A ja słyszałem, H.P., że strasznie lubiłeś, kiedy ludzie wozili cię szybkimi autami. Sto, sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę; była to twoja ulubiona rozrywka, przynajmniej tak mi mówiono.

W tamtym życiu człowiek umierał tylko raz i przestawał cierpiećodpowiedział Lovecraft.A tu, kiedy za każdym razem trafia się do Stróża, po powrocie pamięta się cierpienie w jego najjaskrawszych barwach... Właśnie tu, mój drogi przyjacielu, właśnie tu należy bać się śmierci. Towarzyszący jej ból pozostaje z tobą na zawsze, a umierać możesz tysiące razy.Lovecraft z wysiłkiem uśmiechnął się bladym, żałosnym uśmiechem.Porozmawiaj sobie o tym z jakimś zawodowym żołnierzem, Bob. Z Trojańczykiem, Hunem, Asyryjczykiem, może z gladiatorem; z kimś, kto umarł i umarł, i umarł jeszcze raz. Zapytaj go o to: o śmierć, o odrodzenie, o ból; o tę straszną torturę, jaką jest ciągłe przeżywanie śmierci. To straszna rzecz, umrzeć w Piekle. Tu boję się śmierci znacznie bardziej, niż kiedykolwiek bałem się jej za życia. Nie chcę niepotrzebnie ryzykować.

Ranyparsknął Howard.Trudn...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin