Williams Walter Jon - Drake Maijstral 01 - Klejnoty koronne.pdf

(770 KB) Pobierz
...
WALTER JON WILLIAMS
KLEJNOTY KORONNE
Tytuł oryginału:
The Crown Jewels
PRZEŁOŻYŁA: GRAŻYNA GRYGIEL
Wydawnictwo MAG 2000
4997283.001.png
DLA JOHNA I BETH
Był już najwyższy czas!
Żadna zbrodnia nie jest wulgarna,
ale wszelka wulgarność jest zbrodnią.
Oscar Wilde
ROZDZIAŁ 1
Drake Maijstral, w miękkich skórzanych butach na koturnach, szedł bezszelestnie przez salę
balową Peleng City.
Chód miał lekki - atrybut zawodu.
Wysoko pod sufitem unosiły się ideogramy „Długiego życia" i „Witajcie, podróżni".
Barwne hologramy oświetlały pokój jaśniej niż zwykle, by zapewnić dobry widok licznym kulom
medialnym, dryfującym nad zgromadzeniem. Poszczególne osoby - ludzie i nie-ludzie -
indywidualnie reagowali na tę nieoczekiwaną jasność. Niektórzy woleli, by ich interesy pozostały
nieznane - ci kulili się w cieniu i cicho coś mówili, z twarzami zwróconymi ku ścianie. Inni,
przeciwnie, chcieli się pokazać - przechadzali się pod kulami lub unosili w polu antygrawitacyjnym
w nadziei, że jakaś kula raczy przeprowadzić z nimi wywiad.
Niektórzy paradowali w pełnym blasku, ale peszyli się, widząc, że są obserwowani. Inni
usiłowali zachowywać się normalnie i w końcu zadawali sobie pytanie: „Co w istocie jest
normalne, zwłaszcza w tych warunkach?".
Maijstral nie należał do żadnej z tych grup. Wytrenowano go, jak zachować tupet w
nietypowych okolicznościach, był przyzwyczajony do zainteresowania mediów i choć prowadził
biznes nie całkiem legalny, nie miał ochoty chować się po kątach i mamrotać.
Większość gości przyjęła postawę formalną: barki ściągnięte, biodra zwarte, kręgosłup
lekko wygięty, lecz sztywny. Ta postawa, naturalna u Khosalikhów, od ludzi wymagała treningu.
Maijstral potrafił przydać jej sprężystego wdzięku. Był niecałe dziesięć centymetrów
wyższy od przeciętnego człowieka, ale wydawał się znacznie roślejszy. Jego dziełem było również
ubranie, które bardzo umiejętnie wykorzystywało wymaganą przez Wysoki Obyczaj dwubarwność:
czerń - kolor żałoby ludzi - i biel - kolor żałoby Khosali. Niewiele nosił biżuterii - jedynie srebrne
spinki, podtrzymujące z tyłu długie brązowe włosy, i wielki diament na palcu. Jego oczy miały
barwę przyjemnej, łagodnej zieleni, a wpółprzymknięte powieki nadawały twarzy wyraz
rozleniwienia. Wyglądał na dwadzieścia parę lat.
Maijstral podszedł do wysokiego, eleganckiego, starszego mężczyzny, który samotnie
przechadzał się po sali. W jednym jego oku tkwiło szkło. Mężczyzna skórę miał czarną, mankiety i
buty czerwone.
- Etienne.
Człowiek ten należał do trzystu ludzi noszących jedynie imię.
- Maijstral, jak miło.
W formalnym powitaniu wzajemnie powąchali sobie uszy. Woskowane wąsy ukłuły
Maijstrala w policzek.
- Widzę, że nadal jesteś w żałobie - stwierdził Etienne.
- Mój ojciec nadal nie żyje - odparł Maijstral.
Mówił w wysoko-khosalijskim. Większość ludzi dość łatwo potrafiła opanować dziwną
intonację i samogłoski nosowe, ale treningu wymagało właściwe stosowanie zmiennej składni, w
której struktura każdego zdania stanowiła komentarz do poprzedniej wypowiedzi, akapitu czy myśli
i nawet jedna skomplikowana fraza ustanawiała związek tematu rozmowy ze stanem wszechświata
jako całości.
- Pamiętam, że przed rokiem słyszałem wiadomość o śmierci twego ojca. Jak rozumiem, nie
ma nadziei na poprawę?
- Nie. Ciągle posyła mi listy, narzekając na swój stan.
- Zmarli potrafią być prawdziwym ciężarem. Ale do twarzy ci w żałobie, Maijstral.
- Dziękuję. A ty wyglądasz jak zwykle elegancko. Mam jednak wątpliwości, czy pasuje ci to
szklane oko. Nie jesteś dość leciwy na podobną afektację.
Etienne zniżył głos.
- To tylko kosmetyka. Na Heath Minor Pearl Woman wyzwała mnie na pojedynek i trafiła
mnie w oko. Niech to, poślizgnąłem się. Nadal mam siniaki wokół implantu. - Przerwał na chwilę,
jakby zmieszany. — Nie słyszałeś o tym?
- Chyba nie. Właśnie skończyłem długą podróż i nie jestem na bieżąco.
- Aha. - Etienne uspokoił się. - Oto moje ramię. Proszę ze mną. Obywatele są tu nieco
płochliwi.
Maijstral zrównał krok z Etiennem. Miejscowi rozstępowali się przed nimi z niejaką
rewerencją.
- Nie dziwi mnie to - powiedział Maijstral. - Kiedy ostatnio byli tu członkowie Diademu?
- Czterdzieści standardowych. Patrząc na to miasto, wiem, dlaczego.
Maijstral dyplomatycznie milczał. Powinien podziękować swym nauczycielom, że nawet
nie musiał spojrzeć w górę, by się przekonać, czy któraś z kul medialnych podsłuchała jego uwagę.
Etienne szedł dalej; wypowiedziane zdanie świadczyło o irytacji.
- Nie chodzi o samo przyjęcie, ale o tę gorliwość, o ile wiesz, co mam na myśli. Za wiele
hołdów.
- Wkrótce poczują się swobodniej w twoim towarzystwie. Jestem tego pewien.
- Drogi Maijstralu, nie chcę, by czuli się swobodnie. Nie chodzi o to, bym był ich sąsiadem -
mam być bogiem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin