04 Godzina czarownic t.4.pdf

(1223 KB) Pobierz
ANNA RICE
ANNA RICE
GODZINA CZAROWNIC
The witching hour
Tom 4
Przełożyła: Agnieszka Izdebska
Wydanie polskie: 1995
131711901.001.png
CZĘŚĆ PIERWSZA
1
W czasie kolacji w „Dębowym Ustroniu” z Aaronem i Rowan Michael z grubsza
przemyślał, co powinno się kolejno zrobić przy remoncie domu. Mimo to w czwartkowy
ranek wszystkich ogarnęło istne szaleństwo.
Michael nie miał najmniejszej ochoty dłużej zaprzątać sobie głowy myślami i
skojarzeniami dotyczącymi grobowca i wszystkim, co kiedyś w związku z kryptą zapisał w
notesie - drzwi, numer trzynasty.
Cała wyprawa na cmentarz okazała się ponurym wydarzeniem. Ranek był piękny,
choć pochmurny, a Michaelowi sprawiało przyjemność spacerowanie z Aaronem, tym
bardziej że Anglik pokazał mu, jak blokować natłok wizji rodzących się na skutek dotykania
przedmiotów dłońmi. Próbował chodzić bez rękawiczek. Kładąc palce to tu, to tam, na
ułamanych gałązkach dzikiej lantany, słupkach bramy, starał się odpychać natrętne obrazy.
Ku jego zdumieniu prawie udawało mu się powstrzymać napływ przerażających, obsesyjnych
wizji.
Ale ten cmentarz! Nienawidził go, nienawidził jego romantycznego uroku, piękna
rozkładu, nienawidził stosu więdnących kwiatów, który wciąż jeszcze, od pogrzebu Deirdre,
otaczał grobowiec. I na dodatek ten ziejący pustką otwór, gdzie niebawem miała spocząć na
wieczność Carlotta Mayfair.
Potem, akurat gdy uświadomił sobie nagle z oszałamiającym i przykrym uczuciem, że
w grobowcu było dwanaście krypt, zaś portali nad nimi trzynaście, nadszedł z grupką
pobladłych Mayfairów jego stary przyjaciel, Jerry Lonigan. Za niewielkim konduktem
wieziono na wózku cmentarnym trumnę, w której mogło spoczywać tylko ciało Carlotty, i
która po bardzo krótkiej modlitwie odmówionej przez księdza została wsunięta do wolnej
niszy.
Dwanaście krypt, dziurka od klucza, a później ta trumna, wślizgująca się z głuchym
dźwiękiem! Oczy Michaela ponownie spoczęły na wrotach grobowca wyglądających zupełnie
tak, jak drzwi domu. Co to mogło oznaczać? Od rozmyślań oderwały go podziękowania
krewnych Carlotty, którzy myśleli, że zjawił się tu z Aaronem specjalnie, by uczestniczyć w
ceremonii. Potem wszyscy zaczęli się rozchodzić.
- Wpadnij do mnie kiedyś na piwo - zapraszał Jerry.
- Pozdrowienia dla Rity - odpowiedział Michael.
Kiedy uczestnicy pogrzebu odeszli, cmentarz spowiła oszałamiająca, wibrująca cisza.
Nic, co przydarzyło mu się od początku tej wyprawy, nawet wizje wynurzające się z chaosu
nie wzbudziły w nim takiego uczucia przerażenia jak widok grobowca.
- Portali jest trzynaście - powiedział do Aarona.
- Ale ciał pochowano tu więcej - wyjaśnił Anglik. - Przecież wiesz, że tak się zawsze
robi.
- To znak - wymamrotał Michael na wpół świadomie, czując jak krew odpływa mu z
twarzy. - Spójrz, dwanaście krypt i wrota. To znak, mówię ci. Widziałem już tę liczbę i drzwi
z nią związane. Nie wiem tylko, co to znaczy.
Później po południu, czekając na Rowan, gdy w pokoju obok Aaron na komputerze
wystukiwał prawdopodobnie kolejny fragment dziejów Mayfairów, Michael naszkicował w
notatniku te wrota. Na samo wspomnienie o nich poczuł odrazę. Nienawidził tej pustej
przestrzeni, otwierającej się w płaskorzeźbach obramowań, czyniącej z nich nie drzwi, ale
właśnie wrota do jakiejś czeluści.
Przypominam sobie skądś tę bramę - napisał w notatniku. - Widziałem ją gdzieś w
jakiejś innej postaci, ale ciągle nie wiem gdzie.
Myśli o niej przerażały Michaela. Nawet zjawa tajemniczego mężczyzny nie napawała
go takim lękiem.
Ale potem, siedząc z Rowan przy kolacji, kiedy patio „Dębowego Ustronia” tonęło w
popielatym zmroku, a płomyki świec odbijały się migotliwie w szkle kieliszków, doszli do
wniosku, że szkoda czasu na łamanie sobie głowy rozwiązywaniem zagadek. Tyle przecież
było do zrobienia. Noc spędzili we frontowej części domu, w sypialni mile różniącej się od
hotelowych pokoi, w których spali ostatnio.
Następnego dnia, kiedy Michael, obudzony świecącym mu prosto w twarz słońcem,
wstał o szóstej rano, Rowan siedziała na balkonie nad drugim już kubkiem kawy i czekała na
niego ze śniadaniem.
Zaraz po przyjeździe do Nowego Orleanu, około dziewiątej, Michael zabrał się do
pracy.
Od dawna nie czuł większej radości.
Wynajętym samochodem jeździł po mieście, zbierając adresy i nazwy firm
budowlanych, zatrudnianych przy odnawianiu najbardziej stylowych i eleganckich domów
Dzielnicy Francuskiej. Kolejno odwiedzał szefów przedsiębiorstw, rozmawiał z
pracownikami. Czasem, gdy trafiał na bardziej gadatliwych rozmówców, wchodził z nimi do
remontowanych budynków, przyglądał się prowadzonym pracom, dyskutował o szczegółach
robót, wypytywał o nazwiska stolarzy i malarzy, którzy poszukiwali zajęcia.
Wydzwaniał też do miejscowych biur architektonicznych, znanych z projektowania
dużych rezydencji, prosząc o polecenie mu dobrych fachowców. Zdziwiła go szczera
serdeczność ludzi, z którymi rozmawiał. Sama wzmianka o domu Mayfairów wzbudzała ich
zainteresowanie, a jedyną uciążliwość stanowiła nadmierna skłonność do udzielania dobrych
rad.
W mieście było bardzo dużo bezrobotnych rzemieślników. Rozkwit przemysłu
naftowego, przypadający na lata siedemdziesiąte i częściowo osiemdziesiąte, spowodował, iż
stało się modne restaurowanie starych, zabytkowych budowli. Ale teraz, wobec kryzysu
naftowego, interesy w tej branży szły kiepsko. Sporo domów zajęto za długi, trudno było o
kredyty. Nieruchomości odsprzedawano za połowę ich rzeczywistej wartości.
Nie minęła jeszcze pierwsza, a Michael miał wynajęte trzy ekipy znakomitych
malarzy i grupę najlepszych tynkarzy w mieście, Murzynów, których przodkowie zostali
uwolnieni na długo przed wojną secesyjną. Od siedmiu czy ośmiu pokoleń uprawiali ten sam
fach, pokrywając tynkiem ściany i sufity domów w Nowym Orleanie.
Michael umówił się też z dwiema brygadami hydraulików, załatwił także świetnych
dekarzy. Wreszcie koło drugiej z najlepszym w mieście projektantem ogrodów obszedł w pół
godziny posiadłość, wskazując zaniedbane otoczenie domu, rosnące wokół gigantyczne
kamelie, azalie, wybujałe krzewy róż.
W tym czasie dwie sprzątaczki, wynajęte z rekomendacji Beatrice Mayfair, rozpoczęły
generalne porządki. Odkurzały meble, czyściły srebra, myły porcelanę, usuwając z niej
wieloletnią warstwę kurzu.
Na piątek rano zamówiona została specjalna ekipa, która miała osuszyć basen i
zobaczyć, co trzeba zrobić, by ponownie uruchomić stare urządzenia do jego napełniania. Na
ten sam dzień Michael wezwał również fachowca od urządzeń kuchennych i grupę
inżynierów mających obejrzeć szczegółowo fundamenty i werandę. Zatrudniono też Darta
Henleya, znakomitego miejscowego cieślę, cieszącego się sławą człowieka, który zna się na
wszystkim. Pragnął on najwyraźniej zostać prawą ręką Michaela w tym gigantycznym
przedsięwzięciu remontowym.
O piątej, kiedy było jeszcze wystarczająco jasno, Michael wszedł pod ganek w masce
przeciwpyłowej i przez czterdzieści pięć minut czołgając się oglądał dokładnie wewnętrzną
stronę ścian domu. Stwierdził, że są suche i czyste, i że jest tam dostatecznie dużo miejsca, by
umieścić urządzenia, które zasilą system klimatyzacji i centralnego ogrzewania.
W tym samym czasie Ryan Mayfair krążył po domu, dokonując koniecznej przed
formalnym przejęciem spadku, dokładnej inwentaryzacji całego majątku Deirdre i Carlotty
Zgłoś jeśli naruszono regulamin