00:02:16:SILVERADO 00:06:21:Miło cię poznać. 00:06:30:Dwa konie uciekły,|ale srokacz został. 00:06:35:- Czego chcieli?|- Nie mam pojęcia. 00:06:40:- Obraziłe kogo ostatnio?|- Nie przez ostatnie pięć lat. 00:06:46:- Jefferson City?|- Nie, Leavenworth. 00:06:49:Nigdy tam nie byłem. 00:06:54:- Tak ni stšd, ni zowšd wyskoczyli?|- I tak musiałem wstać. 00:07:04:Nie wtršcam się w cudze sprawy ... 00:07:07:Napatoczyło się czterech kowboi|i zdecydowalimy się połšczyć. 00:07:12:Uważam, że lepiej traktować życie,|jakby każdy był przyjacielem. 00:07:18:Nagle, na tej patelni, wszyscy|wycišgajš pistolety oprócz mnie. 00:07:23:- Chyba spodobał im się mój koń.|- Nie tylko koń. 00:07:30:Tak. Cały rynsztunek.. 00:07:33:Reszta mnie nie obchodzi,|ale będę tęsknić za gniadoszem. 00:07:41:Przynajmniej mnie nie zabili. 00:07:45:Ładnie z ich strony. 00:07:51:miali się,|kiedy mnie zostawiali. 00:07:55:Wydawało im się to|bardzo zabawne. 00:07:59:Przez chwilę szedłem pieszo,|ale nie było mowy. 00:08:03:Stwierdziłem, że to po prostu pech. 00:08:06:Tamci chłopcy zmierzali na południe.|To nie ci, co wyskoczyli na mnie. 00:08:14:- Gdzie się wybierasz?|- Gdzie się srokacz wybiera? 00:08:32:Zajmę się końmi. 00:08:44:Jestem w tym dobry. 00:09:19:- Obsługuję tę paniš.|- Wezmę ten. 00:09:26:Ten kosztuje $20. 00:09:36:- Ile za pożyczenie?|- Pistolety sš na sprzedaż. 00:09:44:Co mogę za to dostać? 00:10:02:Patrz, mamo! 00:10:29:To on, sierżancie. Twierdzi,|że zwierzę zostało skradzione. 00:10:38:- Skšd mam wiedzieć, że to twój koń?|- Nie widzisz, że mnie kocha? 00:10:43:Miałem pannę, co mi tak robiła,|nie została przez to mojš żonš. 00:10:48:Na spodzie siodła|jest wydrapane moje imię. 00:10:54:- I jakie to niby imię?|- Paden. 00:11:01:P-A-D-E-N. 00:11:07:- Witaj, Cobb.|- Witaj, Paden. Jak się masz? 00:11:15:- Znasz go, Cobb?|- Pewnie, że znam. 00:11:21:Sprawdmy to siodło. 00:11:31:Dobra. Rozejć się.|Zabierzcie stšd dzieci. 00:11:38:Ty ... włóż co na siebie. 00:11:43:- Niele ci się beze mnie powodzi.|- Minęło trochę czasu. 00:11:49:Gdzie pies? 00:12:00:Jestem wdzięczny za pożyczkę. 00:12:04:- Jestem w stanie jš spłacić.|- Porozmawiajmy o tym. 00:12:09:Potrzeba mi kilku ludzi. 00:12:16:- Rzuciłem to.|- Ja też. 00:12:20:Mam teraz legalne zajęcie.|Przydałby mi się kto taki jak ty. 00:12:27:- Masz legalne zajęcie?|- Tak. Nie uwierzyłby. 00:12:32:Masz rację. 00:12:35:Jest po prostu wspaniale. 00:12:38:Mylę, że w końcu znalazłem|swoje miejsce na wiecie. 00:12:43:Cieszy mnie to, Cobb ... 00:12:48:... ale mylę, że ja dalej|będę szukał swojego. 00:12:57:Wychodzi. 00:13:04:Chod. Powinno cię to zainteresować. 00:13:17:Spójrz, kogo tu mam, Tyree. 00:13:25:Nasz stary kumpel z siodła. 00:13:35:Zaprosiłem Padena, żeby się do nas|przyłšczył, ale nic z tego. 00:13:51:Gdzie pies? 00:13:57:Jeste mi winien $1 3. 00:14:04:1 3. To pech. 00:14:17:Widzę, co ci się podoba.|Jest pioruńsko ładna. 00:14:22:I rozumna. Jedyne, co straciłem|i na czym mi naprawdę zależało. 00:14:28:No, może oprócz mojego kapelusza.|Taki czarny, ze srebrnš obręczš. 00:14:35:Przez trzy lata przyswajał się|do mojej głowy. 00:14:39:- Bardzo za nim tęsknię.|- Muszę już ruszać. 00:14:45:- Jedziesz do Turley, prawda?|- Tak, muszę się tam zatrzymać. 00:14:51:Mam się spotkać z jednym facetem|i razem jedziemy do Silverado. 00:14:56:- Jak jest w Turley?|- Jak to w miecie. 00:15:04:- Majš bar?|- Tak przypuszczam. 00:15:09:- Kobiety?|- Tak przypuszczam. 00:16:43:Baxter, Hawley, spónilicie się,|a to zły poczštek. 00:16:49:Moi ludzie palš się,|żeby wyruszyć. 00:16:53:Rzeczywicie to zły poczštek, bo ja|to nie Baxter, a to żaden Hawley. 00:16:57:- Nie nazywasz się Baxter?|- Mam na imię Emmett. 00:17:01:- Ja nie jestem Hawley.|- To nie Baxter i Hawley. 00:17:06:- Gdzież oni sš, do diabła?|- Tutaj, ty stary dudku. 00:17:11:- Kogo nazywasz dudkiem?|- Spokojnie, panie Hobart. 00:17:16:- Norm Baxter, to jest Tom Hawley.|- Spónilicie się, chłopcy. 00:17:21:Znaczy, że szybciej musimy was|dostarczyć do Silverado. 00:17:26:Pamiętasz mój list. Połowa teraz|i połowa, jak dojedziemy na miejsce. 00:17:31:Otwórz skrzynkę, Eb. 00:17:42:- Dziękujemy.|- Nie chcecie przeliczyć? 00:17:46:Ufamy wam. 00:17:49:Ustawmy ten wóz|na drogę do Silverado. 00:18:30:Czego chcesz? 00:18:33:Nie piłem whisky ani nie spałem|w łóżku przez ostatnie dziesięć dni. 00:18:56:Co robisz, koleżko? 00:19:01:Mam zamiar się czego napić. 00:19:08:Nie sšdzę. Wyno się stšd. 00:19:14:Nie piłem whisky ani nie spałem|w łóżku przez ostatnie dziesięć dni. 00:19:19:- I tu też tego nie zrobisz.|- Przykro mi to słyszeć. 00:19:26:- To nie fair.|- Z której strony? 00:19:56:Co to ma znaczyć? 00:20:02:Ten czarnuch demoluje mi bar,|Szeryfie Langston. 00:20:05:- Nie lubię tego słowa, Carter.|- Wie pan, że ich nie obsługujemy. 00:20:11:Poprosiłem go, żeby wyszedł,|i się na nas rzucił. 00:20:16:- Czy to prawda?|- Obawiam się, że nie. 00:20:20:- To tamci gocie zaczęli.|- To twoi znajomi? 00:20:25:Chciałem się napić i wyspać.|Trafiłem do niewłaciwego miejsca. 00:20:29:Trafiłe do niewłaciwego miasta.|Nie toleruję tu takich rzeczy. 00:20:36:Znajšc trochę Cartera - 00:20:40:- puszczę cię bez płacenia za|szkody, ale masz się wynieć. Już. 00:20:46:- Macie inny bar w miecie?|- Chcę, żeby się wyniósł z miasta. 00:20:52:Z całej mojej jurysdykcji. 00:20:57:- To nie w porzšdku.|- Ja decyduję, co w porzšdku. Dalej. 00:21:58:Kto za to zapłaci? 00:22:02:Nie nadużywaj szczęcia, Carter. 00:22:14:- Porozmawiajmy o was, koledzy.|- My raczej bymy zostali. 00:22:20:Zobaczymy.|Szeryf John Langston. 00:22:24:- Nie pochodzę z tych stron.|- Żartuje pan. 00:22:30:Dobrzy mieszkańcy Turley polegajš|na mnie, żeby zachować spokój. 00:22:37:Dlatego zawsze pytam obcych,|jaki tu majš interes. 00:22:42:Przyjechalicie na powieszenie? 00:22:45:Mam się tu z kim spotkać, ale|nie udało mi się go jeszcze znaleć. 00:22:50:Jeli kogo szukasz,|spytaj mnie. 00:22:55:Młody goć, gdzie mojego wzrostu.|Nosi wymylny pas na dwa pistolety. 00:23:05:Wiem, gdzie jest ten dżentelmen. 00:23:11:Niech się wszyscy zachowajš,|jak należy. 00:23:17:Emmett? 00:23:20:- Siemasz, Jake.|- Cieszę się, że cię widzę. 00:23:25:Wzajemnie. Dzięki. 00:23:28:- O co tu chodzi?|- Ty mi powiedz. To szalone miasto. 00:23:34:Najlepiej byłoby się stšd wynieć. 00:23:38:- Pocałowałem tylko dziewczynę.|- Dlatego jeste w więzieniu? 00:23:43:Pocałowałem dziewczynę|i to nie spodobało się temu facetowi. 00:23:47:Wymienilimy kilka zdań,|więc postanowiłem stamtšd wyjć. 00:23:52:Więc wyszedłem. Znasz mnie.|Nie mieszam się w kłopoty. 00:23:57:Wyszedłem na drogę, a kole|próbował mi strzelić w plecy. 00:24:03:- Musiałe go zabić?|- Nie, postrzeliłem go. 00:24:07:Siedzisz tu za postrzelenie|jakiego faceta? 00:24:11:Nie, niezupełnie. Jego znajomy|otworzył na mnie ogień. 00:24:16:- Jaki znajomy?|- Ten, który nie żyje. 00:24:25:Jake ... 00:24:28:Czy to była samoobrona? 00:24:35:Jak Boga kocham,|by mnie zabił. 00:24:40:Sšd był innego zdania. 00:24:44:- To jego macie wieszać?|- Jutro o 1 0 rano. 00:24:51:- Emmett, możesz mi jako pomóc?|- Znasz prawo, Jake. 00:25:02:lepy Pete zawsze mawiał,|że cię powieszš. 00:25:08:- O wicie sprawdzš się jego słowa.|- O dziesištej. 00:25:14:No tak. Zawsze mylałem,|że to się robi o wicie. 00:25:19:Na razie, chłopcze. Przykro mi. 00:25:32:Nienawidzę widoku człowieka|na pętli. To przynosi pecha. 00:25:36:Mój pech.|Muszę go stamtšd wyrwać. 00:25:45:Ja w to nie się nie mieszam. 00:25:49:Miałem trochę dowiadczenia|w tego typu sprawach. 00:25:54:- I nie chcę więcej.|- Rozumiem. 00:26:00:- To nie będzie łatwe.|- Nigdy nie jest, ale ... 00:26:08:To mój brat.|Jedziemy razem do Kaliforni. 00:26:12:Mamy się zatrzymać w Silverado,|i zobaczyć z naszš siostrš. 00:26:18:- Nie mogę się bez niego pokazać.|- Więc tu się rozstajemy. 00:26:26:- Przykro mi.|- Bez urazy. 00:26:33:Postawię ci drinka. 00:26:36:- Nie masz pieniędzy.|- Więc ty mi postawisz drinka. 00:26:43:Nie ma na wiecie nic lepszego,|niż porzšdny, cuchnšcy bar. 00:27:38:Masz na sobie mój kapelusz. 00:27:42:Co jeszcze masz, co należy do mnie? 00:27:45:Nie wiem,|o czym ty mówisz. 00:27:55:Mam nadzieję, że nie dotykasz mojego|Colta z koci słoniowej. 00:28:07:Jeli wstaniesz bardzo wolno, może|uda ci się przeżyć dzisiejszš noc. 00:28:20:Jasne. 00:28:37:Robisz dużš pomyłkę. 00:28:40:To samo mu powiedziałem. 00:29:01:To znaczy, że nie jedziesz|z Emmettem i ze mnš? 00:29:05:- Możliwe, że wcale nie pojedziesz.|- Wyjeżdżamy o wicie. 00:29:16:Nie mam powodu, żeby uciekać.|To była uczciwa walka. 00:29:22:- Ze mnš było tak samo.|- Tamten facet wycišgnšł pierwszy. 00:29:27:Jasne. 00:29:49:Szeryfie! Niech pan otworzy! 00:29:54:- Szeryfie, szybko!|- Zasuń drzwi, nikogo nie wpuszczaj. 00:30:12:lepy Pete robił to na dotyk. 00:30:37:- Dobra, gdzie on jest?|- Wyszedł. 00:30:42:Akurat! To jedyna droga na zewnštrz. 00:30:47:Obudziłem się i już go nie było. 00:30:54:Dobra mały, wychod.|Wiem, że tam jeste. 00:31:00:Ty, chod tutaj. 00:31:07:Daj ręce. 00:31:28:Dołożyłe mu? 00:31:34:Dzięki za użyczenie ręki. 00:32:07:- Co teraz?|- Czekamy, chod. 00:33:18:Chod, Jake, jedziemy. 00:35:09:To dla ciebie, mały. 00:35:20:- To oni strzelajš?|- Nie, to od strony skał. 00:35:24:- Chodmy, w nic nie trafia.|- Trafia, we wszystko, w co celuje. 00:35:29:Sš w naszej jurysdykcji, dopóki|nie przekroczš Płaskiego Szczytu. 00:35:36:Dzi moja jurysdykcja kończy się|tutaj. Podnie mój kapelusz. 00:35:44:Ej, Langston! Dziesišta rano. 00:35:59:- To wasz znajomy?|- Teraz tak. 00:36:04:- Kto to?|- Facet, którego wykurzyli z miasta. 00:37:30:Co wy tu robicie? 00:37:33:Baxter i Hawley zabili Eba|i ukradli skrzynkę z pieniędzmi. 00:37:45:- cigamy ...
log_has