Rzeczpospolita Obojga Narodow. Calamitat - Pawel Jasienica.rtf

(2008 KB) Pobierz
Paweł

Paweł

Jasienica

Rzeczpospolita

Obojga Narodów

Część druga

Calamitatis regnum

Państwowy Instytut Wydawniczy 1985

 

          Esej końcowy

Rzeczpospolita na równi pochyłej

JANUSZ TAZBIR

      Indeksy opracował

TADEUSZ NOWAKOWSKI

Okładkę i strony tytułowe projektowała

TERESA KAWIŃSK.A

© Copyright by Zofia Beynar, Ewa Beynar-Czeczott,

Warszawa 1982

ISBN 83-06-01093-0

 

           „ Wilcy wyli na zgliszczach dawnych miast

i kwitnące niegdyś kraje byly jakby wielki grobowiec."

Henryk Sienkiewicz, Ogniem i mieczem

 

SPRAWA CZTERECH MIESIĘCY

„Śmiele rzek?, że skrzydła rozpięte

Orła polskiego jednym nieszczęściem obcięte."

Łukasz Opaliński, Coi nowego, 1652 r.

  Los jakby się zasadził na dzieje Rzeczypospolitej. Z nagła wymierzył cios

główny i jednocześnie rozdał kilka szturchnięć, z pozoru - to znaczy w teorii -

mało ważnych, bo dotyczących osób.

  Zabrakło króla, obydwaj wodzowie wojsk koronnych znaleźli się w niewoli.

Ich kolega z Wilna, hetman wielki litewski Janusz Kiszka -ostatni z potężnego

rodu - nie mó już nowymi dokonaniami potwierdzić swej dawnej opinii

wybitnego oficera. Schorowany, do działania niezdolny, dożywał swoich

lat.

  Nad samym niemal grobem stał wsławiony pod Chocimiem Stanisław Lubo-

mirski, możny pan, równie znaczny autorytet moralny i umysł nietuzinko-

wy.

  Na czas bezkrólewia władza przeszła w ręce prymasa. Arcybiskup, Maciej

Łubieński, był człowiekiem rozumnym i dobrej woli. Kiedy zebrał się sejm

konwokacyjny, mowy interrexa odczytywać musiał lektor. Głos zgnębionego

wiekiem i cierpieniami starca nie dolatywał bowiem do tonących w żobnej

czerni ław poselskich. W chwili najgorszego kryzysu, zaraz po klęsce korsuri-

skiej, Maciej Łubieński zaniemó tak ciężko, że nie mó się ruszyć ze swego

Łowicza. Kanclerz musiał opuścić ogarnię przerażeniem stolicę, aby się z

nim naradzić.

  Wieść o zgonie Władysława IV na czas pewien odjęła Jerzemu Ossoliń-

skiemu władzę w obu rękach, sprowokowała ataki nieznośnych bów wątro-

by. Nazajutrz - dosłownie nazajutrz! - po nadejściu do Warszawy wiadomości

o zagładzie wojsk koronnych, skonał jedyny syn kanclerza, starosta bydgoski,

Franciszek.

  Sparaliżowane dłonie zdoły jednak utrzymać polityczne cugle. Jerzy Osso-

liński nie załamał się ani na jedną chwilę, nie przestał być trzeźwym, usiłu-

 

cym przewidywać mężem stanu. Nie odstąpił swych wielkich zamierzeń.

Nadal całą siłą umysłu i woli zmierzał do przetworzenia Rzeczypospolitej w

monarchię absolutną.

  Zaczął od opanowania paniki w samej Warszawie. Zagroził konfiskatą mie-

nia każdemu, kto by się poważ uciekać ze stolicy do Prus, na zachód kraju

czy gdziekolwiek indziej. Nie mó zapobiec temu, że Wołoszczyzna zaludniła

się nagle polskimi zbiegami. Łacińska oraz z Lachami trzymająca szlachta

porzucała majętności i ufortyfikowane dworzyszcza na Rusi, szukała schro-

nienia w znaczniejszych miastach, za Bugiem lub za Dniestrem. Wraz z nią

uchodzili spod noża członkowie innej jeszcze nacji. ,,A Żydów aż do Wisły racz

Wasza Książęca Mość zawrócić, bo ta wina zaczęła się od Żydów. Bo oni i was z

rozumu wywiedli" - napisałwczas do Dominika Zasławskiego Maksym

Krzywonos, przywódca najbardziej radykalnego odłamu powstańw, wy-

znawca - jakeśmy sięnie przekonali - niezbyt precyzyjnych pogląw

politycznych. Obok podpisu skreślil Krzywonos swój tytuł: „pułkownik woj-

ska Jego Królewskiej Mości Zaporoskiego".

  Przekonanie kanclerskie, że wcale nie wszystko zostało stracone u Żółtych

d i pod Korsuniem, było jak najbardziej słuszne. Rzeczpospolita jeszcze się

nie wyzbyła swych atutów. Dobiegła tylko kresu praktyka samowoli w sto-

sunku do Ukrainy, traktowania tego kraju jako pola do rozrostu fortun...

  W tym samym mniej więcej czasie, w którym Krzywonos pisał do Zasła-

wskiego, senat otrzymał orędzie bęce poniekąd wyrazem pogląw nieprze-

jednanego odłamu szlachty, czyli zwolenników utrzymania dotychczasowego

stanu rzeczy. U spodu dokumentu widniało pięć podpisów: wojewody kijo-

wskiego Janusza Tyszkiewicza, wojewody ruskiego Jeremiego Wiśniowie-

ckiego, strażnika koronnego Samuela Łaszczą, oboźnego litewskiego Samuela

Osiriskiego oraz podsędka bracławskiego Krzysztofa Tyszkiewicza.

  Obraz nie pozostawiający chyba miejsca na wątpliwość. Ukraina była

dotychczas traktowana jako pole do rozrostu fortun szlachty wywodzącej się ze

wszystkich trzech narodów Rzeczypospolitej, a wiarą i kulturą już jednakowo

obcej ludowi ruskiemu. Bohdan Chmielnicki ani w ogóle myślał o znoszeniu

pańszczyzny. Pragnął wypędzić znad Dniepru jezuitów, lecz surowo nakazy-

wał chłopom odrabiać powinności należne klasztorom prawosławnym. Sam

wraz ze swym kozackim otoczeniem rad był się zrównać przywilejem i zna-

czeniem ze szlachtą polską i litewską. Kształtująca się dopiero, lecz już

fizycznie potężna narodowość ukraińska nie znajdowała dla siebie wygodnego

miejsca w państwie dwojga narodów. Mogła dochować wierności królowi,

lecz tylko pod warunkiem awansu na równouprawniony trzeci człon Rzeczy-

 

pospolitej. Równouprawniony - to w danym wypadku znaczy także: na swój

asny rachunek wyposażony we wszystkie nędze ówczesnego ustroju spo-

łecznego. Pańszczyzna miała być nadal odrabiana, lecz na rzecz szlachetnie

urodzonych własnego chowu, a nie dla Lachów, Litwinów, Żydów oraz

wyzuwitów". Jeśli występowało wtedy zjawisko zbliżone do dzisiejszego

nacjonalizmu, to przede wszystkim po stronie Ukraińskiej. Był to objaw zro-

zumiały, usprawiedliwiony i pożyteczny, bo zdolny do wczesnego wzbogace-

nia Europy o jeden więcej samodzielny kulturalnie czynnik. Mowa naturalnie

o samym dążeniu, nie zaś' o niektórych metodach walki... równie zresztą

okrutnej, jak i sposoby przeciwdziałania ze strony dotychczas uprzywilejowa-

nej.

  4 czerwca 1648 roku, czyli w dwa tygodnie niespełna po kiesce korsuńskiej,

pisano ze Lwowa do Warszawy: „To pewna, że ludzie religiej greckiej z

ochotą nieprzyjaciela wygdają." Z biegiem czasu wieści stawały się coraz

gorsze, lecz nie zmieniał się ich zasadniczy, historyczny - rzec by można - ton:

Już rebelia ruska i sprzysięa z pogany colluvies chłopstwa" - opanowała

ogromne obszary, a to

więcej przez zdradę chłopską niżeli przez miecz [...] Co dzień, co godzina, ta perfidia bezecna

nienasycona krwie naszej serpit i pożarem tu idzie pod same już lwowskie mury [...] Już i w samym

mieście odkrywają się jawnie zdrady, konspiracje nocne codzienne...

  Takie oto głosy i opinie dolatywały ze Lwowa. A Bohdan Chmielnicki

myślał na razie o wyzwoleniu „z niewoli łąckiej" Ukrainy... po Białą Cerkiew.

I ten obraz wydaje się zatem jasny i pozbawiony luk. Skromny chwilowo

program hetmana uznać trzeba za akt wstępny dopiero. Na porządku dzien-

nym stanęła kwestia wskrzeszenia pod berłem króla Księstwa Ruskiego w jego

historycznych, to znaczy kijowskich granicach. Gdyby Rzeczpospolita spro-

stała temu zadaniu, zostałaby wielkim mocarstwem związkowym.

  W niczym nie ubliżając Talentom Chmielnickiego przyznać trzeba, że osza-

łamiające sukcesy w znacznej mierze zawdzięczał hetman działaniu tak zwanej

teraz piątej kolumny. Kozacy rejestrowi i dragoni przechodzili z obozu wojsk

koronnych wprost pod jego sztandary. Tak się stało na Dnieprze, u Żółtych

d i pod Korsuniem również, gdzie w początkowej fazie bitwy - zanim

jeszcze kolumna doszła do Krutej Bałki - tysiąc kilkuset żnierzy nagle

zmieniło front. Współcześni zupełnie dobrze zdawali sobie sprawę z przyczyn

takiego stanu rzeczy. Nasz dragon - pisywali - to strojem Niemiec, wiarą

Grek, a z rodu Rusin.

Tortury wymuszały zeznania z pochwytanych wysłanników kozackich.

 

Okazywało się, że powstanie wszędzie - aż po Łuck i Halicz - może liczyć na

poparcie ze strony kleru prawosławnego. Wkrótce sam Chmielnicki upomnieć

się miał o zwrot cerkwi odebranej poprzednio błahoczestju... w Lublinie.

Terminy „Grek" i „Rusin" znaczyły wtedy u nas jedno i to samo.

  Nie grzeszyło przesadą twierdzenie, że prawosławie było dla Rzeczypos-

politej sprawą życia lub śmierci, problemem ważniejszym od wszystkich

wyznań reformowanych razem wziętych. Kalwinista Mikołaj Rej Polakiem

być nie przestał. Prawosławie występowało w praktyce życia jako ideowa

reprezentacja narodowości, z której się wywodziła lub do której się poczuwała

połowa chyba obywateli państwa.

  Socjalne poruszenie chłopskie ogromnie wzmogło siły Chmielnickiego i -

jak się wkró...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin