Beverley Jo - Tajemniczy Książę.pdf

(1725 KB) Pobierz
944071001.001.png
Beverley Jo
Malloren 10
Tajemniczy Książę
Bella Barstowe, uprowadzona i uwięziona w tawernie w Dover, zostaje uratowana przez
kapitana Rose, mężczyznę na pozór równie niebezpiecznego jak ci, co ją porwali. Kradnie
więc wierzchowca swego wybawcy i znika w mroku nocy. Kiedy po latach dowiaduje się, kto
stał za jej uprowadzeniem, postanawia odszukać tego, który ją uratował. Nie wie jednak,
że kapitan Rose to nikt inny, jak budzący podziw i lęk książę Ithorne. Zaintrygowany
wezwaniem od tajemniczej kobiety z przeszłości, wyrusza ochoczo na spotkanie. Razem
stawią czoło niebezpieczeństwu oraz rosnącej namiętności, która nie miała prawa się
wydarzyć.
Rozdzial 1
Dover, rok 1760
Śmiech może przybierać różne formy, odzwierciedlać różne stany emocjonalne: od czystej radości
szczęśliwego dziecka po chichot szaleńca. Śmiech, który zakłócił ciszę pogrążonego w ciemności i
mgle Dover brzmiał jak rechot okrutnego drapieżcy, który dopadł właśnie bezbronną ofiarę.
Jego dźwięk sprawił, że podążający ulicą mężczyzna się zatrzymał.
Po lewej woda uderzała o nabrzeże, a wiatr szarpał takielunkiem przycumowanych statków. Nieco
dalej pobrzękiwała metalicznie boja, podskakując na wysokiej fali. Po prawej latarnie zawieszone na
pobliskim budynku rozpraszały nieco mgłę, dostarczając jedynie tyle światła, by dało się wyminąć co
bardziej pokaźne przeszkody - zaśmiecające nabrzeże zwoje lin, fragmenty gnijących bali i
połamanych beczek, z których wyciekała cuchnąca zawartość.
Mężczyzna potrząsnął głową i ruszył dalej, lecz śmiech rozległ się znowu, tym razem przerwany
ostrym słowem. Nie był w stanie zrozumieć, co zostało powiedziane, głos brzmiał jednak, jakby
nałeżał do kobiety.
Co prawda mógł to być chłopiec okrętowy, z którego podśmiewali się marynarze, lub dziwka
doskonale wiedząca, jak przetrwać w niebezpiecznej okolicy. Nic, czym powinien lub chciałby się
interesować.
Lecz potem usłyszał kilka następnych słów. Wypowiedzianych wyższym, pełnym napięcia, lecz
władczym tonem. Nie chłopiec. I niemal na pewno nie dziwka. Ale co przyzwoita kobieta mogłaby
robić w porcie w zimny październikowy wieczór?
A niech to wszyscy diabli! Spędził na morzu dwie doby, przemarzł i nie mógł się już doczekać
smacznego posiłku oraz ciepłego łóżka czekającego nań w tawernie Busola. Rankiem zamierzał
opuścić Devon i wrócić do domu.
Nasłuchiwał przez chwilę, lecz nie usłyszał nic więcej.
Cokolwiek się tam działo, zapewne było już po wszystkim. Jednak kolejny wybuch głośnego,
wulgarnego śmiechu i towarzyszące mu pogwizdywania sprawiły, że zaklął znowu i skierował się w
stronę źródła hałasu. Jedna z rzucających przymglone światło kul wskazywała zapewne wejście do
tawerny, ale poza tym niewiele dało się dostrzec.
Gdy podszedł bliżej, zobaczył dwa niewielkie okna, umieszczone po obu stronach krzywych drzwi i
zakryte okiennicami z listewek. Przez szpary w drewnie przenikały smugi mdłego światła. A także
dym tytoniowy, woń piwa, zarówno świeżego, jak starego oraz smród potu. Miał przed sobą portową
knajpę najgorszego rodzaju, spelunkę odwiedzaną przez najtwardszych, najbardziej nieokrzesanych
ludzi morza i robotników portowych.
Chrapliwy głos wycedził coś na temat cycuszków.
Kobieta nie odpowiedziała.
Nie była w stanie odpowiedzieć?
Gdy podszedł do drzwi, zobaczył przybity powyżej, niezdarnie namalowany szyld informujący z
dumą, że lokal nazywa się Pod Czarnym Szczurem.
- A niech was zaraza - wymamrotał, napierając barkiem na spaczone drzwi.
Miał rację co do dymu i światła. Przymglony blask ło-jówek okazał się jednak wystarczający, by mógł
dostrzec, co dzieje się we wnętrzu.
Lokal był zatłoczony. Większość mężczyzn siedziała na stołkach i ławach, popijając z kufli i kubków.
Spoglądali w stronę, gdzie działo się coś, co zapewniało im rozrywkę. W kącie po prawej pięciu
mężczyzn przypierało do ściany kobietę. Prawdopodobnie zapędzili ją tam zaraz po tym, gdy okazała
się na tyle nierozsądna, by wejść.
Co też sobie, do diaska, myślała? Na pierwszy rzut oka widać było, że jest młoda i dobrze urodzona.
Suknia w kremowo-brązowe pasy musiała sporo kosztować, na głowie zaś miała wykwintny
czepeczek, obszyty koronką. I rzeczywiście, pod zakrywającą dekolt, ozdobną chusteczką skrywała z
pewnością ładne cycuszki. Jeden z mężczyzn wyciągnął rękę, jakby chciał zerwać delikatny materiał.
Bawił się z dziewczyną niczym kot z myszą, pewny ostatecznego zwycięstwa.
Trzepnęła natręta po dłoni.
Mężczyzna się roześmiał.
Rose rozejrzał się, szukając sojuszników, lecz nie zobaczył znajomej twarzy.
W tawernie znajdowała się jeszcze jedna kobieta, zaprawiona w bojach czterdziestoletnia weteranka,
strzegąca beczki z piwem. Właścicielka tawerny lub żona właściciela. Widać było, że nie zamierza
interweniować. Jak gdyby nigdy nic napełniała kufle oraz szklaneczki, inkasując monety. Był sam
przeciwko pięciu, na domiar złego pijący zauważyli już, że przyszedł ktoś nowy. Trącali się łokciami,
mamrocząc pod nosem.
Nic w tym dziwnego. Był tu tak samo obcy jak dziewczyna. Jego ciemny surdut wprawdzie dawno już
wyszedł z mody, ale uszyto go z doskonałego materiału. Puszczone luzem włosy opadały mu na
ramiona, a twarz pokrywał kilkudniowy zarost, bywalcy potrafili jednak rozpoznać człowieka z
wyższych sfer, posiadającego władzę i autorytet.
Obie te cechy mogły mu pomóc, lecz mogły też sprawić, że ktoś poderżnie mu gardło. Nietrudno
byłoby pozbyć się ciała: wystarczyło zepchnąć trupa z nabrzeża
Zgłoś jeśli naruszono regulamin