Heyer Georgette - Hazardzistka.pdf

(885 KB) Pobierz
GEORGETTE HEYER
Przełożyła
Danuta Dowjat
k.
953469830.001.png
Tytuł oryginału
FARO'S DAUGTHER
1969 by Georgette Heyer
1
Gdy majordomus zaanonsował przybycie pana Ravenscara,
lady Mablethorpe, drzemiąca nad powieścią wypożyczoną
z biblioteki, ocknęła się raptownie i poprawiła przekrzywiony
czepek.
- Co takiego powiedziałeś? Pan Ravenscar? Natychmiast proś
na górę.
Kiedy majordomus poszedł przekazać wiadomość porannemu
gościowi, szacowna dama poprawiła nieco zmiętą suknię, wzmoc­
niła się solami trzeźwiącymi i ułożyła na sofie, oczekując wizyty.
Dżentelmen, który po chwili wszedł do pokoju, był od niej
o dobre dwadzieścia lat młodszy. Jego kształtne nogi opinały
pantalony i wysokie skórzane buty, szerokie ramiona przykrywał
płaszcz z doskonałej materii, rysy miał ostre, surowo zarysowane
usta i niezwykle twarde spojrzenie szarych oczu. Był bardzo
wysoki. Czarne, kręcone włosy były obcięte w coś na kształt
ścierniska w Bedford. Lady Mablethorpe należała do starszego
pokolenia, więc choć premier, okropny pan Pirt, nałożył podatki
na puder do włosów, nie zrezygnowała z tego kosmetyku i nie
potrafiła bez odrazy patrzeć na nowomodne fryzury. Teraz też się
wzdrygnęła, widząc nie tylko uczesanie bratanka, ale także
swobodnie narzucony płaszcz, wysokie buty z przypiętą jedną
ostrogą i niewymyślnie zawiązany halsztuk, którego końce
przeciągnięte były przez obramowaną złotem dziurkę od guzika
5
li
tfWr -fmf "*"*i- '—^"T^T*™ i*****'-**'
HAZARDZISTKA
GEORGETTE HEYER
- Wcale jej nie zastałem. Wyjechała z Arabellą do Tunbridge
Wells. '
Oczy lady Mablethorpe zalśniły na wspomnienie bratanicy,
- Ach, kochane dziecko! I co ona robi, Maks?
Ravenscar nie podzielał entuzjazmu ciotki.
- Zadręcza mnie - odparł.
Lady Mablethorpe zaniepokoiła się.
- Och, doprawdy? No, tak, jest jeszcze bardzo młoda i ośmielę
się twierdzić, że pani Ravenscar dogadza jej ponad miarę, ale...
- 01ivia głupotą dorównuje Arabelli - uciął Ravenscar. - Obie
przyjeżdżają do miasta w przyszłym tygodniu. Czternasty regiment
piechoty stacjonuje w pobliżu Wells.
W tym ponurym oświadczeniu kryła się ważna informacja. Po
chwili pełnego namysłu milczenia lady Mablethorpe powiedziała:
- Nadszedł czas, by Arabellą pomyślała o małżeństwie.
Przecież ja sama wyszłam za mąż, gdy miałam zaledwie...
- Ona nie myśli o niczym innym. Ostatnio to jakiś bezimienny
wielbiciel w czerwonym mundurze.
- Powinieneś bardziej jej pilnować - stwierdziła ciotka.
- Przecież jesteś jej opiekunem tak samo jak pani Ravenscar.
- Właśnie to robię.
- Może, gdybyśmy ją odpowiednio wydali...
- Droga ciotko - przerwał niecierpliwie. - Arabellą jest
jeszcze za młoda, przecież dopiero niedawno wyszła z dziecięcego
pokoju. 01ivia mi wyznała, że w ciągu pięciu miesięcy straciła
głowę dla ni mniej, ni więcej tylko pięciu młodzieńców.
- Maks, na Boga! Jeżeli nie będziesz uważał, ani się obejrzymy,
a ucieknie z jakimś okropnym łowcą posagów!
- Wcale bym się nie zdziwił.
Lady Mablethorpe westchnęła z przejęciem.
- Jesteś niepoprawny! Jak możesz tak obojętnie o tym mówić?
- Hmm, przynajmniej bym się jej pozbył. Jeżeli ciocia myśli
o wydaniu jej za Adriana, to ostrzegam z góry, że...
- Och, Maks, właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać!
przy płaszczu. Jeszcze raz uniosła sole trzeźwiące do nosa
i odezwała się łamiącym głosem:
- Na Boga, Maks! Ile razy patrzę na ciebie, mam wrażenie, że
czuję zapach stajni!
Pan Ravenscar wolno przemierzył pokój i stanął plecami do
kominka.
- Teraz też? - zapytał spokojnie.
Lady Mablethorpe zignorowała pytanie.
- Wielkie nieba, dlaczegóż tylko jedna ostroga? - indagowała.
- To ostatni krzyk mody - wyjaśnił Maks.
- Wyglądasz zupełnie jak pocztylion.
- Tak właśnie ma być.
- Ale ty przecież nie przejmujesz się modą! Błagam, tylko nie
ucz Adriana, jak robić z siebie tak wulgarne widowisko!
- Raczej unikam aż tak wielkiego wysiłku - odparł Ravenscar,
unosząc brwi.
To zapewnienie w najmniejszym stopniu nie uspokoiło jego
ciotki. Ostro stwierdziła, że po raz pierwszy się spotyka z oby­
czajem składania wizyt damom w stroju odpowiednim jedynie na
wyścigi w Newmarket.
- Przyjechałem do miasta konno - wyjaśnił Ravenscar tonem
obojętnym, nie próbując usprawiedliwić się. - Sądziłem, że
ciocia chce mnie widzieć.
- Od ponad pięciu dni na ciebie czekam. Gdzieś ty się
podziewał, nieznośny chłopcze? Pojechałam aż na Grosvenor
Sąuare, ale dom był zamknięty, a kołatka zdjęta z drzwi.
- Byłem w Chamfreys.
- Och, doprawdy? Mam więc nadzieję, że zastałeś mateczkę
w dobrym zdrowiu, choć oczywiście to szczyt absurdu tak
nazywać panią Ravenscar, skoro nie jest twoją matką i jeśli
chodzi o głupstwa...
- Nie - rzucił krótko.
- Hmm, mam więc nadzieję, że zastałeś ją w dobrym zdrowiu
- powtórzyła lady Mablethorpe zbita z pantałyku.
7
6
GEORGETTE HEYER
HAZARDZISTKA
- Słysząc imię syna, lady Mablethorpe przypomniała sobie
o własnych kłopotach. - Tracę zmysły ze zmartwienia!
- Tak? - zdziwił się uprzejmie Ravenscar. - I cóż ten młody
głupiec zrobił?
Lady Mablethorpe skrzywiła się, słysząc taki epitet, ale po
chwili ze smutkiem uznała, że jest on uzasadniony.
- Twierdzi, że się zakochał - oświadczyła tragicznym tonem.
- Jeszcze nieraz dojdzie do takiego wniosku - stwierdził Maks
spokojnie. - Ile właściwie lat ma ten szczeniak?
- Jesteś jednym z jego opiekunów, powinieneś więc wiedzieć,
że jeszcze nie skończył dwudziestu jeden!
- W takim razie mu zabroń - poradził beztrosko.
- Daj spokój niewczesnym żartom! Za parę miesięcy będzie
pełnoletni! I nim się obejrzymy, ożeni się z jakąś przebiegłą
damulką!
- Moim zdaniem to wysoce nieprawdopodobne. Radziłbym
zostawić go w spokoju. Przecież musi się wyszumieć.
- Mówisz okropieństwa, jakbyś się zupełnie nie przejmował...
- aż się zarumieniła ze złości.
- Odpowiadam wyłącznie za jego majątek.
- Powinnam była wiedzieć, że to zbagatelizujesz! Nie krępuj
się, zrzuć z siebie odpowiedzialność za moje biedactwo. Tylko
tyle się mogę po tobie spodziewać. Ale nie miej do mnie
pretensji, jeżeli zawrze przerażający mezalians!
- Kim jest ta dziewczyna? - zapytał pan Ravenscar.
- To osoba, och, prosto z szulerni.
- Co takiego? - zdumiał się Maks.
- Wiedziałam, że nie będziesz mógł spokojnie o tym słuchać
- oświadczyła ze złośliwą satysfakcją. - Wyobraź sobie, jak ja
się przejęłam. Natychmiast pojechałam do ciebie. Coś z tym
trzeba zrobić!
- Och, pozwól mu się zabawić. - Wzruszył ramionami. - To
romans bez znaczenia. Może nawet będzie go mniej kosztowała
niż tancerka z opery.
- Ona będzie kosztowała go znacznie więcej! - zaprzeczyła
gwałtownie. - Adrian chce się żenić z tym stworzeniem.
- Nonsens! Nie jest aż takim głupcem. Nikt nie żeni się
z kobietami z szulerni.
- Chciałabym, żebyś mu to powiedział, bo mnie zupełnie nie
słucha. Wyobraź sobie, twierdzi, że ta dziewczyna jest niezwykła.
Oczywiście, wszystko jasne jak słońce. Moje biedactwo jest
niewinne jak nowo narodzone jagnię, a do tego pełne romantycz­
nych pomysłów. Ta okropna, wulgarna kobieta podstępem zwabiła
go do swego domu. Bez wątpienia od początku zagięła na niego
parol. Sally Repton mówiła mi, że to zupełnie niewiarygodne, jak
Adrian uwielbia tę kokotę. Jest głuchy na wszystkie argumenty.
Trzeba ją przekupić. Dlatego po ciebie posłałam. - Zauważyła
chłodne spojrzenie oczu pana Ravenscara i dodała ostrzejszym
tonem: - Nie musisz się martwić o pieniądze, Maks! Nie
spodziewam się, byś na ten cel uszczuplił swój obrzydliwie
wielki majątek.
- I bardzo dobrze, że ciocia tak myśli, bo z całą pewnością
czegoś takiego bym nie zrobił.
- Nikt cię nie będzie o to prosił - rzuciła ostro. - Choć
oczywiście przy twoim bogactwie nawet byś nie zauważył
wydatku. I muszę dodać, Maks, że sądząc po twoim wyglądzie,
nikt by nie powiedział, że jesteś najbogatszym człowiekiem
w mieście.
- Czy to komplement na cześć mej skromności?
- Nie, bynajmniej - odparła lodowato. ~ Moim zdaniem nic
w tobie nie zasługuje na pochwałę. Że też nie mam nikogo, do -
kogo mogłabym się zwrócić w kłopotach. Jesteś twardy, Maks,
pozbawiony uczuć i wyjątkowo samolubny.
Sięgnął do kieszeni, wyciągnął z niej tabakierkę i otworzył.
- A może wuj Juliusz? - poradził.
- Ta stara baba! - wykrzyknęła lady Mablethorpe, deprec­
jonując szwagra tym pogardliwym wyrażeniem. - I cóż on
takiego mógłby zrobić?
8
9
GEORGETTE HEYER
HAZARDZISTKA
- Współczuć ciężkiej doli - odparł, wąchając tabakę. Widząc,
że ciotka sięga po sole trzeźwiące, z trzaskiem zamknął tabakierkę.
- Kim jest ta bogini Adriana?
- To bratanica lady Bellingham, przynajmniej tak twierdzą
- opowiedziała, odkładając sole. - Znasz przecież Elizę Bellin­
gham! Prowadzi dom gry przy St James's Sąuare.
- W rodzaju przybytku Archer-Buckingham?
- Tak, właśnie. Oczywiście, nie twierdzę, że jest tam tak
samo, bo któż by im dorównał?, ale to wszystko jedno. Była żoną
Neda BelHnghama, a wszyscy wiemy, jakie było z niego ziółko!
- Obawiam się, że jako jedyny tkwię w nieświadomości.
- Och, byłeś wtedy jeszcze dzieckiem. Można o tym mówić,
bo on nie żyje już od piętnastu lat; zapił się na śmierć, choć
oficjalnie nazwano to zapaleniem płuc. Też coś! Oczywiście, jak
się tego należało spodziewać, zostawił jej długi. Nie wiem,
z czego się utrzymywała, zanim otworzyła ten okropny dom gry;
podejrzewam, że z łaski bogatych krewnych. Teraz wszędzie się
pokazuje, wynajęła nawet łożę w operze, ale nie jest przyjmowana
w towarzystwie.
- To jak znajduje klientów? Pewnie w zwykły sposób?
Dyskretnie rozsyłane zaproszenia, wykwintne kolacje, morze
tanich win, E.O. i stoły do faro na piętrze?
- Mówiąc o towarzystwie, miałam na myśli dobrze urodzone
damy - chłodno wyjaśniła ciotka. - Niestety, powszechnie to
znany fakt, że dla hazardu panowie pójdą wszędzie!
Złożył jej nieznaczny, ironiczny ukłon.
- I, o ile pamięć mi dopisuje, także lady Sarah Repton.
- Nie usprawiedliwiam Sally. Ale choć jest córką księcia, nie
określiłabym jej jako damy z towarzystwa.
- Błagam o objaśnienie. - Popatrzył na nią z lekkim roz­
bawieniem. - Czy ciotka ją przyjmuje?
- Daruj sobie tak okropne żarty! Oczywiście, że Sally bywa
w najlepszych kręgach. Eliza Bellingham to zupełnie inna historia
i możesz mi wierzyć, że choć Sally chodzi do jej domu, to ona
nie postawiła nogi u Sally! To właśnie Sally mnie ostrzegła przed
tym, co się szykuje. I jak się domyślasz, natychmiast przepytałam
o to Adriana.
- Tego się właśnie obawiałem - przyznał Ravenscar ironicz­
nym tonem.
Lady Mablethorpe zmierzyła go wzrokiem pełnym przygany.
- Maks, nie obawiaj się, jeszcze nie zwariowałam. Wspo­
mniałam o tym bardzo taktownie i ani przez chwilę nie dałam mu
do zrozumienia, że się domyślam, iż ten związek może być
czymś więcej niż tylko... Hmm, wiesz, co każdy pomyśli słysząc,
że młodzieniec zapałał uczuciem do kokoty z kasyna! Możesz
sobie wyobrazić moje przerażenie, gdy Adrian natychmiast i bez
wahania poinformował mnie, że rzeczywiście szaleńczo się w niej
zakochał i zamierza ją poślubić! Maks, tak mnie zaskoczył, że nie
zdołałam wykrztusić słowa!
- Czy on postradał zmysły? - zapytał z naciskiem Ravenscar.
- Wykapany ojciec - z rozpaczą przyznała lady Mablethorpe.
- Nabił sobie głowę jakimiś romantycznymi niedorzecznościami!
Wiesz, że w dzieciństwie bez końca czytał romanse rycerskie
i podobne bzdury. I takie są tego skutki! Żałuję, że go nie
posłałam do Eton!
Pan Ravenscar uniósł wzrok i z namysłem przyglądał się
portretowi znajdującemu się na przeciwległej ścianie. Przedstawiał
przystojnego młodzieńca w błękitnym fraku, dziecko jeszcze,
które patrzyło na świat z nikłym uśmiechem w błękitnych
oczach. Jasne włosy miał związane z tyłu, brodę oparł na
wysmukłej, pięknej dłoni. Na twarzy malował się słodki wyraz,
ale w kształcie ust krył się upór, a w rozmarzonej miękkości
spojrzenia czaiła się stanowczość.
Lady Mablethorpe spojrzała w tym samym kierunku i przez
chwilę przypatrywała się portretowi czwartego wicehrabiego.
Z jej ust wyrwało się smutne westchnienie; zwróciła się do
Ravenscara.
- Co robić, Maks? - zapytała.
10
11
Zgłoś jeśli naruszono regulamin