Banitka.docx

(206 KB) Pobierz
Jadwiga Coulcmahler

Banitka


Dziękuję, Danielo, proszę już więcej nie czytać.
Daniela Falkner wstała.

— Czy życzy sobie pani jeszcze czegoś, pani baronowo? — zapytała.
Baronowa Berken, postawna dama w wieku pięćdziesięciu lat, o przy-
jemnej, sympatycznej twarzy, potrząsnęła głową.

— Nie, ale chciałabym z panią o czymś porozmawiać.
Daniela spojrzała pytająco na starszą panią.

— Drogie dziecko — zaczęła baronowa — wie pani, jak bardzo panią
lubię i cenię, i jak bardzo przyzwyczaiłam się do pani towarzystwa.

— Pani baronowa okazała mi tyle dobroci — odparła Daniela. — Bar-
dzo się bałam, kiedy po śmierci matki musiałam zacząć sama zarabiać na
chleb i przyjęłam miejsce u pani. Ale dzięki pani szybko pozbyłam się
wszelkiego strachu.

— No cóż, chyba nie zawsze było pani ze mną lekko, samotne stare
kobiety miewają swoje humory. Lecz pani potrafi być cierpliwa i zachować
godny podziwu spokój, co — jak wiem — nie zawsze przychodzi pani
•atwo. l dlatego jest mi tak trudno powiedzieć, że musimy się rozstać.

— Pani baronowa chce mnie zwolnić?

— Nie chcę. Zmuszają mnie do tego okoliczności. Kiedy panią anga-
żowałam, nie powodziło mi się wprawdzie najlepiej, lecz moje dochody
umożliwiały jeszcze zachowanie dotychczasowego poziomu życia. Samo-
tność stała się dla mnie nie do zniesienia, ale mogłam sobie pozwolić na
zatrudnienie damy do towarzystwa. Niestety, wzrastająca drożyzna znacznie
zredukowała moje dochody i muszę ograniczyć swoje potrzeby. Z personelu


mogę zatrzymać jedynie starą Christinę; gotuje mi od lat. Umowa, którą
zawarłam z nowym właścicielem willi, pozwala mi dożywotnio zajmować
drugie piętro, cztery małe pokoje i kuchnię. Wie pani, że jest tutaj osobne
wejście. A więc przeprowadzam się na górę. Ach, i jestem szczęśliwa, że
przynajmniej mogę pozostać w miejscu, do którego się przyzwyczaiłam.
Właściciel willi jest zadowolony, że nadal będę tu mieszkać. Razem z do-
mem sprzedałam wszystkie meble, zachowałam tylko to, co potrzebne do
tych czterech pokojów. Ostatnio musiałam nawet naruszyć kapitał. Panno
Danielo, tak bardzo mi przykro się z panią rozstawać, ale naprawdę jestem
zmuszona przestawić się na maksymalnie oszczędne prowadzenie domu.
Zdaje się, że na razie nie ma co liczyć na powrót pani brata do Niemiec?

— Niestety, pani baronowo, zupełnie nie. Mój brat jest szczęśliwy, że
znalazł w Sztokholmie pracę jako inżynier.

— Tak... pani brat to dzielny człowiek. Po powrocie z rosyjskiej nie-
woli nie wahał się wyjechać za granicę i szukać pracy. Słusznie zrobił. Ach,
wiedziałam, że na razie nie będzie mógł pani pomóc i że to wymówienie
będzie dla pani ciężkim ciosem. Kto dzisiaj może sobie pozwolić na damę
do towarzystwa? Ja wiem, że pani nie boi się żadnej pracy, Christina nie
może się nachwalić pani pracowitości. Ale mimo to muszę się zdecydować:
zwolnić Christinę albo panią, a...

— Proszę zwolnić mnie, pani baronowo! — zawołała Daniela. —
Christina nie może stracić pracy. Ona jest stara, ja — młoda, jakoś sobie
poradzę.

— Dzielna z pani dziewczyna, wiedziałam, że tak pani powie. Ale nie
chciałabym, żeby się pani martwiła, jak zapewnić sobie byt.

— Pani jest bardzo łaskawa, ale proszę mnie nie zawstydzać. Skoro
pani godzi się na wyrzeczenia, to i ja muszę się podporządkować losowi.

— Drogie dziecko... ileż to nocy nie przespałam, ile przepłakałam,
zanim zdecydowałam się sprzedać ten dom, z którym wiąże się tyle drogich
mi wspomnień. Ale nie chcę znowu odchodzić od tematu. Jak już powie-
działam, zwlekałam z tym wypowiedzeniem, gdyż starałam się załatwić
pani inne miejsce. Długo szukałam bezskutecznie, ale dzisiaj rano wraz
z pocztą nadeszło coś i dla pani, dosłownie spadło z nieba: dostałam list od
mojej przyjaciółki, madame Lentikow. Chyba ją sobie pani przypomina?

— Oczywiście, pani baronowo, i muszę powiedzieć, że jest to najbar-
dziej interesująca kobieta, jaką kiedykolwiek spotkałam.


2 pewnością, to bardzo interesująai kobieta. Jej losy mogłyby
nosłużyć za temat do książki. Potem nieco cniiiej opowiem. Ale teraz niech
się oani dowie, że madame Lentikow zawiadomiła mnie dzisiaj, iż zamierza
zaangażować panią jako towarzyszkę podijżży. Naturalnie, jeśli pani się

zgodzi.

Delikatna twarz Danieli zaczerwieniła sifggwałtownie.

_ Pani Lentikow chce mnie zaangażo\taoić?... — wyjąkała dziewczyna

zdumiona.

— Napisałam jej, że jestem zmuszona paanią zwolnić i że bardzo mnie
boli, iż skazuję panią na niepewny los. Piosszę przeczytać, co mi na to
odpisała, o tutaj...

Wskazała odpowiedni fragment i Daniel zzaczęła czytać:

Moja droga Magdo, wiesz, jak chtfnnie bym Ci pomogła, ale zdaję
sobie sprawę, że jesteś zbyt dumna, śyy się na to zgodzić. W takim
razie chcę Cię przynajmniej uwolnit > od troski o pannę Daniele.
Miałam okazję przekonać się, jak miłai i taktowna jest ta młoda dama,
jak potrafi w lot wypełniać, ba, uprzelzzać wszystkie Twoje tyczenia.
Szczerze mówiąc, pozazdrościłam Cititakiej towarzyszki. Wiesz, że
jestem samotną, rozgoryczoną kobietą,. której trudno się do kogo-
kolwiek przyzwyczaić. Dlatego podróyiłję zwykle tylko z moją starą
Nataszą, chociaż czasem i ja tęsknię :a: towarzystwem wykształconej
osoby. Nataszą poszłaby za mną w ogitńa, ale jej możliwości są bardzo
ograniczone, toteż muszę przy moim miespokojnym, koczowniczym
życiu osobiście pertraktować z mnóstyerm ludzi, gdyż ona zna jedynie
rosyjski i odrobinę niemieckiego. Pamca Falkner, która włada kilko-
ma językami i którą darzę sympatią, tyvłaby dla mnie znakomitą wy-
ręką i pomocą. Dlatego proszę, zapylał] ją, czy zechciałaby przyjąć
posadę u mnie.

Za mniej więcej czternaście dniporzyjadę do Berlina, żeby się
znowu z Tobą zobaczyć, ale zamieszkani w hotelu, gdyż wiem, że teraz
stoisz przed koniecznością gwałtownymi zmian w Twoim życiu. Mam
nadzieję zastać Cię w dobrym zdrcwriu. Jeśli jeszcze potrafię się
z czegoś cieszyć, to ze spotkania z TorĄ.

Gdyby panna Falkner zechciała frzzyjąć posadę u mnie, może mi
towarzyszyć, kiedy będę wyjeżdżać z Etrrlina.


Jeśliby się zgodziła, upoważniam Cię, abyś opowiedziała jej tyle
o moich losach, ile musi wiedzieć, by mogła zrozumieć, skąd we mnie
tyle goryczy. Lepiej, żeby się tego dowiedziała od Ciebie. Dla mnie
świadomość, że mój syn nie żyje, jest ciągle jeszcze zbyt bolesna,
jeszcze nie potrafię mówić o tym spokojnie. Ciągle mam uczucie,
że powinnam go szukać. Może on żyje?... Moje myśli rozpaczliwie
krążą wokół tego jednego pytania... ale lepiej nie myśleć, inaczej
zwariuję.

Daniela opuściła list na kolana.

— Ten fragment nie jest chyba przeznaczony dla mnie, pani baronowo
— odezwała się.

— Ależ nie, nie zaszkodzi, jeśli pani to przeczyta, przecież i tak mam
opowiedzieć pani o losach Kathariny Lentikow, pozna pani także jej
prawdziwe nazwisko. Ale zanim opowiem więcej, proszę mi powiedzieć,
Danielo, czy zechce pani przyjąć tę posadę?

Młoda dziewczyna odgarnęła z czoła złotoblond włosy.

— Czy zechcę? Ależ to byłoby wielkie szczęście, gdybym od razu
dostała nową posadę.

— Jednak najpierw powinna się pani zastanowić, czy taki rodzaj pracy
pani odpowiada. Madame Lentikow to dobry człowiek, jednak ciężkie prze-
życia i nieszczęścia załamały ją, napełniły jej serce goryczą i przygnębie-
niem. Niekiedy błaha przyczyna powoduje u niej wielkie rozdrażnienie. Ale
pani Lentikow zawsze stara się naprawić przykrość, którą mogła sprawić
komuś po wpływem złego nastroju.

— Jakoś to zniosę, skoro wiem, że to nieszczęście i cierpienie czynią
ją tak drażliwą.

— Jednak proszę zważyć, że nie będzie pani wieść u jej boku
spokojnego życia. Niepokój gna ją dziś do Paryża, jutro do Rzymu
czy Madrytu. To prawdziwie koczowniczy tryb życia, ale w luksu-
sowych warunkach. Pani jest młoda i zdrowa, zobaczy pani kawałek
świata, podróżując wygodnie i o nic się nie troszcząc. Madame Lenti-
kow jest bardzo, naprawdę bardzo bogata. Proszę to wszystko dobrze
rozważyć.

— Nie muszę się chyba zastanawiać. Skoro nie mogę pozostać u pani,
chętnie przyjmę tę posadę.


— Nie będzie pani żałować. Ponadto pani Lentikow, mimo ciągłych
droży i kontaktów z wielkim światem, raczej trzyma się z daleka od
próżnych rozrywek.

_ Doskonale to rozumiem, skoro jest nieszczęśliwa. Spojrzenie jej
smutnych oczu od razu wzbudziło moje współczucie, mimo że nic o niej nie

wiem.

_ Ach, i te oczy nie znajdują ukojenia nawet we łzach. Ale skoro

podjęła pani decyzję, opowiem pani nieco o losach mojej przyjaciółki.

Daniela napełniła filiżanki, podsunęła baronowej poduszkę pod plecy.
Potem sama usiadła i przysunęła sobie filiżankę.

_ A więc, drogie dziecko — zaczęła baronowa — po pierwsze musi
pani wiedzieć, że madame Lentikow naprawdę nazywa się hrabina Smoleń-
ska. Jej małżonek był Rosjaninem, posiadaczem iście książęcej fortuny oraz
wielkich majątków w Kurlandii. Ona sama jest z pochodzenia Niemką,
byłyśmy razem na pensji. Tam właśnie zaczęła się nasza przyjaźń, która
trwa do dziś.

Hrabia Smoleński przebywał w owym czasie na niemieckim dworze
cesarskim jako towarzysz pewnego rosyjskiego księcia. Zapałał gorącą
miłością do pięknej baronówny Kathariny, wówczas niespełna osiemnasto-
letniej, która właśnie po raz pierwszy zaczęła się pojawiać na dworskich
uroczystościach, wzbudzając prawdziwą sensację swoją zachwycającą
urodą. Po roku odbył się ślub młodej pary.

Hrabia ubóstwiał Katharinę, ich małżeństwo było niezmiernie szczęśli-
we. Odwiedziłam ich później dwa razy w ich dobrach w Rosji i miałam
okazję sama się o tym przekonać.

W rok po ślubie hrabina obdarzyła małżonka synem. Było to ich jedyne
dziecko. Chłopiec rósł zdrowo, stając się coraz bardziej podobnym do ojca.
Po raz ostatni widziałam go na krótko przed tragedią, która zrujnowała to
promienne szczęście. Dymitr miał wówczas dwadzieścia dwa lata. Zachwy-
cił mnie jego charakter, jego ujmujący sposób bycia, widziałam, z jaką
łagodnością odnosi się do poddanych, zupełnie tak, jak ojciec, który w swo-
ich dobrach z prawdziwą wielkodusznością troszczył się o swoich ludzi, co
wszakże bardzo nieprzychylnie komentowano w towarzystwie. Młody
Dymitr, obdarzony przez naturę inteligencją i zdolnościami, pilnie studiował
nauki inżynierskie. Kiedy jednak widziałam go po raz ostatni, był w armii,
chciał przez kilka lat służyć jako oficer, a potem dokończyć studia.


Jego ojciec nie zgadzał się z polityką rządu. Patrzono na to złym okiem,
wkrótce stał się osobą podejrzaną, zaczęto przeciwko niemu spiskować.
Wiedział o tym i będąc człowiekiem mądrym i przewidującym, wyciągnął
odpowiednie wnioski. Stopniowo zdeponował cały majątek w bankach
amerykańskich i angielskich, a kiedy otrzymał ostrzeżenie od jednego
z przyjaciół, po cichu sprzedał swoje dobra. Hrabina powiedziała mi wtedy,
że mąż chce zaczekać do końca roku, by potem razem z rodziną na zawsze
opuścić Rosję.

Hrabia nie był zachwycony tym, że syn studiuje w Petersburgu. Znając
dobrze jego impulsywny charakter, obawiał się, iż Dymitr swoją wolnomyśl-
nością narobi sobie wrogów, podobnie jak on sam. Po owym ostrzeżeniu na-
legał na syna, aby wrócił do domu i był w każdej chwili gotów do ucieczki.

Wprawdzie hrabiemu udało się wywieźć za granicę majątek, lecz nie
zdołał uratować syna. Młody hrabia nie zdążył zwolnić się ze służby, został
aresztowany. Oskarżono go o spiskowanie i zdradę. Na nic się nie zdała
obrona i przysięgi, że jest niewinny. Dymitr został zesłany na roboty do
syberyjskich kopalń, ojcu nakazano wyjazd z kraju z zastrzeżeniem, że on
i małżonka mogą zabrać ze sobą tylko tyle, ile zdołają sami unieść. Cały
majątek i dobra ziemskie miały przypaść państwu.

Rodzice młodego hrabiego udali się na wygnanie, mając za towarzyszy
jedynie starą pokojówkę hrabiny i dwie służące, Niemkę oraz wierną
Rosjankę, Nataszę, które nie chciały się z nimi rozstać.

Pokojówka, trawiona chorobą, zmarła podczas podróży, na pewnej
małej stacyjce. Wkrótce rozeszła się wiadomość, że to pochowano hrabinę.
Moja przyjaciółka nie zaprzeczała tym pogłoskom. Niech w Rosji wierzą,
że zmarła w drodze na wygnanie.

Razem z mężem udali się najpierw do pewnego krewnego w Nie-
mczech, wuja hrabiny, który jakoś utrzymywał się z renty.

Ledwie do niego przybyli, a już dosięgła ich wiadomość, że Dymitr
próbował uciec z transportu na Syberię i że podczas ucieczki został zastrze-
lony przez strażnika.

Na nieszczęsnych rodziców, którzy ciągle jeszcze mieli nadzieję, iż
pewnego dnia uda im się dowieść niewinności syna, ta wiadomość spadła
jak grom z jasnego nieba. Dla hrabiego był to śmiertelny cios, zmarł na atak
serca. Hrabina omal nie postradała zmysłów. Osiwiała z dnia na dzień,
długo chorowała, bliska śmierci.


Stary wuj nie wiedział, co począć, także wierna Natasza nie umiała
obie poradzić. Sprowadzono mnie do łoża nieszczęsnej, pielęgnowałam ją,
aż na tyle powróciła do sił, by się podnieść. I zaraz pierwszego dnia, kiedy
wstała z łóżka, wzięła browning męża i usiłowała się zastrzelić. Zjawiłam
się w ostatniej chwili i zdołałam wytrącić jej broń z ręki. Spojrzała na mnie
i zapytała: Dlaczego zmuszasz umarłą do życia?

Użyłam całej mojej siły perswazji, by odwieść ją od samobójczych
zamiarów. W końcu udało mi się wymóc na niej przyrzeczenie, że więcej
nie targnie się na swoje życie. Ale wszystko w niej jakby skamieniało.
Często z przejmującą rozpaczą szeptała imię syna. Czasem przyzywała
głośno męża, jakby on mógł jej pomóc.

Nie chciałam, nie mogłam zostawić jej w takim stanie; ze wszystkich
sił starałam się zwrócić jej myśli ku innym sprawom. Po krótkim namyśle
zabrałam ją do siebie. W kilka dni później nadeszła wiadomość o śmierci
wuja. Nie wywarło to na niej prawie żadnego wrażenia.

Wprawdzie hrabina fizycznie powróciła do sił, ale ta siwowłosa kobieta
o nieobecnym, martwym i posępnym spojrzeniu była zaledwie cieniem
mojej dawnej Kathariny.

Opanowała ją maniakalna myśl, że musi odszukać syna. Nie wiedziała,
gdzie zginął. Jedyne, czego udało jej się dowiedzieć, to tylko to, że został
zastrzelony podczas ucieczki.

Do Rosji nie wolno jej było wrócić, tak więc rozpoczęła swój niespo-
kojny, koczowniczy żywot. Kiedyś przyśniło jej się, że syn żyje i wołają,
innym znów razem spotkała go we śnie, w jakimś obcym kraju, zdrowego
i wesołego. A potem znowu widziała go leżącego w kałuży krwi. Kilka lat
później ów przyjaciel, który wówczas ostrzegł hrabiego Smoleńskiego,
przysłał do niej pewnego człowieka. Był to Austriak, były zesłaniec powra-
cający właśnie z Syberii. Udało mu się dowieść swojej niewinności i został
zwolniony. Człowiek ten był deportowany razem z synem hrabiny. Moja
przyjaciółka zatrzymała się wtedy akurat u mnie. I ów mężczyzna opisał
nieszczęsnej matce, jak umarł jej syn. Nie mogąc dłużej znieść poniżają-
cego traktowania, młody człowiek uwolnił się pewnej nocy z więzów
i uciekł z nędznej szopy, gdzie nocowali więźniowie. Odkryto jego ucie-
czkę, wysłano pościg. Zastrzelili go na wielkim, białym polu i zostawili
leżącego we krwi. Potem przeprowadzono innych więźniów obok jego
ciała, dla odstraszenia i przykładu.


8


Może sobie pani wyobrazić, drogie dziecko, jak to opowiadanie podzia-
łało na hrabinę. Jeszcze raz wpadła w otchłań zwątpienia i rozpaczy. Usiło-
wała pocieszać się myślą o tym, że miliony matek straciły swoich synów, że
i one często nie znają ostatniego miejsca ich spoczynku.

Podczas wojny straciłam ją z oczu. Ten czas spędziła po części we
Francji, po części w Anglii i we Włoszech. Ale nigdzie nie mogła odnaleźć
ukojenia i spokoju.

Wielki majątek pozwalał jej na długie i komfortowe podróże, toteż
ponownie spotkałyśmy się dopiero w wiele lat po zakończeniu wojny. A w
zeszłym roku, jak pani wie, kilka tygodni spędziła u mnie... aż znowu
dawny niepokój pognał ją w świat.

Katharina posiada tylko jedną podobiznę syna, prześlicznie wykonaną
miniaturę, która wiernie oddaje rysy najdroższego dziecka. Mąż podarował
jej kosztowną oprawę do tego portretu, rodzaj relikwiarza, wspaniały przy-
kład rosyjskiej sztuki złotniczej. Pewnie widziała go pani u hrabiny, nigdy
się z nim nie rozstaje, nocą relikwiarz stoi przy jej łóżku.

Daniela spojrzała na baronową.

— Ależ tak! — potwierdziła. — Znam owo kunsztowne cacko ze
ota, przypominające maleńki ołtarzyk. Widziałam je na nocnym stoliku
hrabiny, kiedy pewnego razu weszłam rankiem do jej sypialni.

Po chwili pani Berken podjęła swoje opowiadanie:

— Proszę uważać, Danielo, aby nie zwracała się pani do hrabiny
inaczej niż “pani Lentikow. Moja przyjaciółka używa tego nazwiska naj-
zupełniej legalnie, gdyż rodzina od swoich dóbr nosi w istocie nazwisko
hrabiów Smoleński-Ripnik-Saratow-Lentikow. Dawniej używano tego
nazwiska podczas podróży. Hrabina zaczęła się nim posługiwać, odkąd
znalazła się na wygnaniu: obecnie jest po prostu panią Lentikow... Cóż,
droga Danielo, teraz już pani wie, co uczyniło z mojej biednej przyjaciółki
samotną, pełną goryczy kobietę. Mam nadzieję, że będzie pani miała zrozu-
mienie dla jej drobnych dziwactw, kiedy obejmie pani u niej posadę.

— Pani opowieść głęboko mnie poruszyła — odparła Daniela. —
Jakże ona musiała cierpieć, biedaczka!

— Tak, wycierpiała wiele. Proszę, niech pani będzie dla niej serdeczna
i dobra, nawet jeśli wyda się pani nieprzystępna i chłodna. Proszę w miarę
swoich możliwości umilać jej smutne, pozbawione radości życie. Katharina
nieraz wyrzucała mi, że nie pozwoliłam jej umrzeć wtedy, kiedy chciała się

10


strzelić. Nieraz powtarzała, że wcale nie jest mi wdzięczna za to, iż wzię-
łam od niej słowo, że nigdy więcej nie targnie się na swoje życie. Jednak
dotrzymała danej mi obietnicy, na jej słowie można polegać. Jeśli się pani
uda drogie dziecko, chociaż odrobinę rozjaśnić jej posępne myśli, wlać
nieco radości w jej serce, uczyni pani coś bardzo dobrego.

_ Będę o to jak najusilniej zabiegać, pani baronowo.

_ A więc mogę uznać rzecz całą za załatwioną. Jest pani oficjalnie
zaangażowana u pani Lentikow, gdyż mam jej pełnomocnictwo.

_ Poza panią dla nikogo nie pracowałabym tak chętnie, jak dla
hrabiny Smoleńskiej.

— Mówmy raczej: dla pani Lentikow. Proszę pamiętać, że ona nie
chce, by się do niej inaczej zwracano. Powiedziała mi, że hrabina Smoleń-
ska nie żyje, umarła, kiedy straciła syna i męża. Proszę nie budzić w niej
wspomnień szczęśliwych czasów. Co do szczegółów, to omówi je pani
z panią Lentikow, kiedy tutaj przybędzie. Tak czy owak robi pani dobrą
zamianę, dzięki zapobiegliwości męża moja przyjaciółka jest bardzo bogatą
kobietą. Ale myślę, że chętnie oddałaby cały swój majątek, byle tylko
przywrócić do życia ukochanego syna.

Starsza pani westchnęła.

— Ale teraz koniec, już dość tych smutnych spraw. Chodźmy na małą
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin