Anonim_-_Ksiega_bez_tytulu_-_GTW.doc

(1710 KB) Pobierz

Księga

bez

tytułu

Anonim

Z angielskiego przełożył

Nemo

Świat Książki


Tytuł oryginału

THE BOOK WITH NO NAME

Projekt okładki

www.blacksheep.uk.com

Redaktor prowadzący

Ewa Niepokólczycka

Redakcja

Hanna Smolińska

Redakcja techniczna

Julita Czachorowska

Korekta

Elżbieta Jaroszuk

Jadwiga Piller

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych

czy zmarłych - jest całkowicie przypadkowe.

Copyright © The Bourbon Kid 2006, 2007

All rights reserved.

Copyright © for the Polish translation by Bertelsmann Media sp. z o.o., 2009

Świat Książki

Warszawa 2009

Bertelsmann Media sp. z o.o.

ul. Rosoła 10, 02-786 Warszawa

Skład i łamanie

Akces, Warszawa

Druk i oprawa

GGP Media GmbH, Pössneck

Oprawa twarda                                                         Oprawa broszurowa

ISBN 978-83-247-0912-0                                           ISBN 978-83-247-1450-6

Nr 6203                                                                       Nr 6730


Szanowny Czytelniku,

Tylko ludzie o czystym sercu mogą zajrzeć na karty tej księgi.

Każda przeczytana strona, każdy kolejny rozdział przybliży Cię do końca.

Nie wszystkim uda się przebrnąć przez całość. Zawiłości akcji oraz bogactwo stylów mogą oszołomić i zamącić w głowie.

Próbując dociec prawdy, będziesz ją miał pod samym nosem.

Zapadnie ciemność, a z nią nadejdzie wielkie zło.

Ci zaś, którzy doczytają tę księgę do końca, być może nigdy już nie ujrzą światła.

Anonim

Tego samego autora

Pod pseudonimem Anonim wydano przez stulecia niezliczone książki. Wymienianie ich tutaj byłoby i niemożliwe, i bezcelowe.


Spis treści

Spis treści              4

Rozdział pierwszy              7

Rozdział drugi              14

Rozdział trzeci              19

Rozdział czwarty              29

Rozdział piąty              35

Rozdział szósty              37

Rozdział siódmy              42

Rozdział ósmy              46

Rozdział dziewiąty              50

Rozdział dziesiąty              53

Rozdział jedenasty              57

Rozdział dwunasty              61

Rozdział trzynasty              65

Rozdział czternasty              68

Rozdział piętnasty              73

Rozdział szesnasty              77

Rozdział siedemnasty              85

Rozdział osiemnasty              90

Rozdział dziewiętnasty              94

Rozdział dwudziesty              97

Rozdział dwudziesty pierwszy              100

Rozdział dwudziesty drugi              105

Rozdział dwudziesty trzeci              108

Rozdział dwudziesty czwarty              112

Rozdział dwudziesty piąty              118

Rozdział dwudziesty szósty              122

Rozdział dwudziesty siódmy              127

Rozdział dwudziesty ósmy              130

Rozdział dwudziesty dziewiąty              138

Rozdział trzydziesty              142

Rozdział trzydziesty pierwszy              146

Rozdział trzydziesty drugi              151

Rozdział trzydziesty trzeci              153

Rozdział trzydziesty czwarty              160

Rozdział trzydziesty piąty              162

Rozdział trzydziesty szósty              168

Rozdział trzydziesty siódmy              171

Rozdział trzydziesty ósmy              177

Rozdział trzydziesty dziewiąty              183

Rozdział czterdziesty              185

Rozdział czterdziesty pierwszy              187

Rozdział czterdziesty drugi              191

Rozdział czterdziesty trzeci              196

Rozdział czterdziesty czwarty              203

Rozdział czterdziesty piąty              205

Rozdział czterdziesty szósty              215

Rozdział czterdziesty siódmy              220

Rozdział czterdziesty ósmy              227

Rozdział czterdziesty dziewiąty              231

Rozdział pięćdziesiąty              235

Rozdział pięćdziesiąty pierwszy              238

Rozdział pięćdziesiąty drugi              241

Rozdział pięćdziesiąty trzeci              244

Rozdział pięćdziesiąty czwarty              247

Rozdział pięćdziesiąty piąty              250

Rozdział pięćdziesiąty szósty              253

Rozdział pięćdziesiąty siódmy              259

Rozdział pięćdziesiąty ósmy              265

Rozdział pięćdziesiąty dziewiąty              273

Rozdział sześćdziesiąty              278

Rozdział sześćdziesiąty pierwszy              282

Rozdział sześćdziesiąty drugi              284

Rozdział sześćdziesiąty trzeci              293

Rozdział sześćdziesiąty czwarty              296

Rozdział sześćdziesiąty piąty              300


Rozdział pierwszy

Sanchez nie znosił w swoim barze obcych. Podobnie zresztą jak stałych klientów, tych jednak obsługiwał chętnie, a to z tego prostego powodu, że ich się bał. Wyproszenie bywalca byłoby równoznaczne z podpisaniem na siebie wyroku śmierci. Opryszkowie odwiedzający Tapiocę stale szukali okazji, żeby się sprawdzić; właśnie tutaj, w tym barze, bo dzięki temu cały światek przestępczy by się o tym dowiedział.

Tapioca bezsprzecznie miała styl. Ściany były żółte, ale nie w miłym dla oka odcieniu, raczej w kolorze plam z nikotyny. Nic w tym dziwnego, bo jedna z wielu niepisanych zasad baru głosiła, że jeśli już ktoś tu przychodził, to musiał palić. Cygara, fajki, papierosy, skręty, nargile, cygaretki, fajeczki z trawką... dozwolone było wszystko z wyjątkiem niepalenia; to akurat nie wchodziło w rachubę. Nieużywanie alkoholu także uchodziło za grzech, ale największym grzechem było pojawienie się obcego. Tutaj nikt nie lubił obcych. Obcy zapowiadali kłopoty. Nie wolno było im ufać.

Dlatego kiedy wszedł mężczyzna w długim czarnym płaszczu, z kapturem nasuniętym nisko na głowę, i usiadł na drewnianym stołku przy ladzie w kącie baru, Sanchez nie przypuszczał, żeby gościowi udało się opuścić lokal w jednym kawałku.

Ze dwudziestu bywalców siedzących przy stołach przerwało rozmowy i poświęciło chwilę na ocenę mężczyzny w kapturze. Sanchez zwrócił uwagę, że pić też przestali. Niedobrze. Gdyby akurat grała muzyka, po wejściu obcego z pewnością także by umilkła. Teraz słychać było jedynie uporczywy furkot wielkiego wentylatora na suficie.

Sanchez demonstracyjnie zignorował nowego klienta, udając, że go nie zauważył. Ale gdy tamten się odezwał, nie mógł już dłużej nie zwracać na niego uwagi.

- Barman! Daj pan bourbona.

Facet nawet na niego nie spojrzał. Zamówił kielicha tak, jakby Sanchez w ogóle nie istniał, a że nie opuścił kaptura skrywającego twarz, trudno było powiedzieć, czy wygląda równie wrednie, jak wrednie brzmi jego głos, tak chropowaty, że można by nim heblować deski. (W tych stronach wredność człowieka oceniano po tym, jak bardzo chrapliwy był jego głos). Mając to na uwadze, Sanchez wziął względnie czystą szklankę do whisky i podszedł do klienta. Postawił szklankę na lepkim drewnianym kontuarze przed nosem obcego i zaryzykował przelotny rzut oka na ukrytą pod czarnym kapturem twarz. Jednak głęboki cień nie pozwalał dostrzec rysów nieznajomego, a barman roztropnie wolał się nie gapić.

- Z lodem - mruknął mężczyzna, ledwie dosłyszalnie. Właściwie był to ochrypły szept.

Sanchez jedną ręką sięgnął pod ladę i wyciągnął na wpół pełną brązową butelkę z napisem Bourbon na nalepce, a drugą wziął dwie kostki lodu. Wrzucił je do naczynia i zaczął nalewać trunek. Napełnił szklankę do połowy, po czym schował butelkę pod bar.

- Trzy dolary - powiedział.

- Trzy dolary?

- No.

- To lej pan do pełna.

Po wejściu obcego rozmowy ucichły, ale teraz panowała wręcz grobowa cisza. Oczywiście pomijając wentylator na suficie, który jakby furkotał coraz głośniej. Sanchez, który unikał już kontaktu wzrokowego ze wszystkimi, znów wziął butelkę i napełnił szklankę po brzegi. Obcy rzucił mu banknot pięciodolarowy.

- Reszty nie trzeba.

Barman odwrócił się i włożył pieniądze do kasy. Nagle ponad te ciche dźwięki wybił się czyjś głos, również tak chrapliwy, jak to tyl...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin