Raimundo.doc

(265 KB) Pobierz
Raimundo

Raimundo

 

Ta opowieść jest trudna do opowiedzenia. Opowiada mniej więcej o tym jak powoli ewoluowała namiętność między dwoma postaciami. Jak od ich pierwszego spotkania do pierwszego pocałunku wydarzyło się wiele nieprawdopodobnych rzeczy, które wznosiły bohaterów ale także sprawiały ból.
Nazywam się Pierre i jestem dość nietypowym chłopakiem. Nie okazuje uczuć. Nie przepadam za ludźmi. Jestem wyniosły i egoistyczny, ale przede wszystkim jestem indywidualistą. Mam 18 lat, właśnie zaczyna się mój ostatni rok w szkole, który zadecyduje o mojej przyszłości. Matura, studia... Wszystko sprowadza się do nauki, do ostatniego roku okropnej harówki.

25 sierpnia
Dzień jak co dzień. Koniec wakacji. Wszystkie książki zakupione, a ja sam znudzony przeskakuje po wszystkich kanałach telewizyjnych szukając czegoś co mogłoby mnie zainteresować. Zatrzymałem się na jakimś kanale muzycznym i próbowałem zrozumieć czemu w nim tak wiele gołych babek podczas gdy tekst właściwie opierał się na jednym zdaniu- ,,Hey babe, let’s boogie tonight” tylko że piosenkarz modulował swoim głosem. Przepraszam... ,,Piosenkarz”.
Mieszkałem w domku jednorodzinnym na obrzeżach miasta X. Wyprowadziłem się z miasta wraz z rodzicami i młodszą o trzy lata siostrą. Nie podobała mi się wizja opuszczania miasta. Nie z powodu znajomych, czy też z powodu przyjaciół, bo ich nie miałem, ale w mieście wszystko było pod ręką. Sklepy, centra handlowe, nawet głupi kiosk... Na tym odludzi jednym z ciekawszych zajęć było oglądanie jak sąsiad podlewał trawnik.
Całkowicie znudzony telewizją udałem się do łazienki aby się odlać. Po zakończeniu czynności spojrzałem w lustro podczas mycia rąk. Tak jest, to byłem ja. Blondyn o krótkich włosach, lekko zapuszczony, a konkretnie włosy w nieładzie. Zielone oczy, ponure spojrzenie. To cały ja, cały ja.
-Pierre! -dobiegł mnie głos zza drzwi.
-Co jest?
-Chodź przywitać nowych sąsiadów.
Teatralnie opały mi ramiona. Nowi sąsiedzi no tak. Niesamowita rozrywka, można oglądać kolejnego fanatyka-podlewacza ogrodów. Przez całe wakacje trwały prace budowlane, które były na tyle głośne, że często spędzałem czas u mojej koleżanki w mieście. Również przez całe wakacje przeklinałem tych którzy się wprowadzali obok, a dziś ich poznam. Znając mnie od razu wywnioskują, że nie specjalnie podoba mi się że mam nowych sąsiadów. Pewnie z jakimś płaczącymi bachorami jeszcze.
Wyszedłem z toalety i udałem się w kierunku drzwi. Czekał już na mnie ojciec nerwowo stukając nogą i cmokając.
-Wolniej nie mogłeś?
-Przecież to tylko sąsiedzi, nie uciekną nam. -odparłem wzruszając ramionami. Matka była w pracy, a siostra na mieście ze swoimi ,,psiapsiółami” więc udałem się tam tylko z ojcem. Od razu uderzyło mnie jaskrawe słońce, co bardzo mi się nie spodobało. Było za jasno i za ciepło. Ruszyłem z ojcem w kierunku ogrodzenia.
-Witam sąsiada! -krzyknął mój ojciec do jakiegoś jegomościa i pomachał dłonią. Sąsiad -najwidoczniej spędził właśnie urlop nad morzem, sądząc po opaleniźnie, z uśmiechem na ustach podszedł do ojca.
-Witam cię Arturze. -rzekł mój ojciec.
-Witaj znów Patryku. -odpowiedział tamten i podali sobie ręce przez ogrodzenie.
-Dzień dobry. -burknąłem dość niegrzecznie, ale pan Artur tego chyba nie wyłapał.
-To mój syn- Pierre. Żony nie ma, ale z pewnością się pojawi wieczorem. I jest jeszcze Alice, ale wybyła...
-Nie szkodzi, nie szkodzi. Proponuje się spotkać dziś wieczorem u mnie na grillu, co ty na to? -pan Artur wydawał się być dumny ze swojego pomysłu.
-Rewelacyjny pomysł. -mój ojciec podzielał to zdanie, a ja skrzywiłem się. To znaczy wieczorne posiedzenie u sąsiadów. Suuuuper.
-Rai! Przywitaj się! -zawołał nagle pan Artur, aż drgnąłem.
Zza rogu domu wyszedł jakiś chłopak. Miał brązową skórę, czarne włosy, brązowe oczy, ale przede wszystkim jego uśmiech mógłby być przykładem poprawnego stosowania pasty do zębów. Był w bezrękawniku i krótkich spodenkach i właśnie pchał przed sobą taczki pełne piasku. Co musiałem przyznać, chłopak miał niezłe mięśnie. Zadowolony podszedł do ogrodzenia i zdjął rękawice.
-To jest Raimundo. -przedstawił go pan Artur.
-Dzień dobry. -uścisnął dłoń moim ojcem jakby był jego kumplem po czym zwrócił się do mnie. -Siemka, jestem Raimundo, dla rodziny i przyjaciół Rai.
-Witaj, Raimundo. Jestem Pierre. -odpowiedziałem chłodno. Specjalnie powiedziałem jego pełne imię, aby sobie nie pomyślał, że jesteśmy przyjaciółmi. Raimundo zdziwił się moim zachowaniem, ale i tak uścisnęliśmy sobie dłonie. Był skubaniec silny...
-Dobrze, poznacie się lepiej wieczorem. -poganiał mój ojciec, jakbyśmy nagle z Raimundem stali się najlepszymi przyjaciółmi na zawsze i nie mieliśmy się zamiaru od siebie oderwać. -Musimy odkurzyć dom, pamiętasz?
-Ty musisz odkurzyć dom. -przypomniałem.
Mój ojciec zaśmiał się i pożegnał się z panem Arturem. To samo zrobiłem ja i Raimundo, który wyszczerzył przy tym swoje olśniewająco białe zęby. Najwidoczniej zależało mu na jakiejś znajomości w nowej okolicy.
Znudzony wróciłem do domu.
Wieczór nadszedł nieznośnie szybko. Razem z ojcem, matką i upierdliwą siostrą udaliśmy się do sąsiadów. Naturalnie na podwórku czekał już grill, a pani domu odpicowana w jakąś suknię przywitała wszystkich serdecznie. Na wejściu czekał także Raimundo, ubrany w niebieską koszulę i czarne spodnie jakby właśnie witał ważnych gości. Chyba sąsiedzi chcieli zrobić dobre wrażenie. Najpierw odbyliśmy długą podróż po domku i okazało się, że Raimundo (18 lat) ma dwie starsze siostry (21 lat i 24lata), które obecnie były na studiach oraz młodsze piętnastoletnie bliźniaki- dziewczynkę i chłopca.
Po oględzinach udaliśmy się do ogrodu gdzie zaserwowano nam właściwie ucztę! Sałatki, mięsko, dodatki, napoje... Pani domu chyba się w domu nudzi.
Usiadłem koło Raimunda jak nakazywał obowiązek. Alice usiadła z Ashley i Adamem (bliźniakami), a rodzice usiedli ze sobą i zaczęli konwersacje na wszystkie możliwe tematy.
-To... Jak ci się tu mieszka? -zapytał Raimundo grzebiąc widelcem w swojej karkówce.
-Nie lubię tego miejsca. -odparłem szczerze. -Nudno tu i nie ma nic do roboty.
Raimundo pokiwał głową.
-Właśnie zmieniłem szkołę. -poinformował mnie.
-To dość nierozsądne w roku matury.
Machnął ręką i się uśmiechnął.
-I tak głąb ze mnie.
-Ze zwykłej uprzejmości zaprzeczę. -odparłem. Chyba uznał to za żart bo uśmiechnął się szerzej. Boże, jego zęby mogłyby służyć jako latarka!
-Liceum Ogólnokształcące numer 7. Wiesz gdzie to jest?
Jęknąłem w duchu.
-Tak, chodzę tam do szkoły.
Raimundo ożywił się jeszcze bardziej i spojrzał na mnie uradowany tą informacją. Aby nie zepsuć mu humoru postarałem się być trochę miły i uśmiechnąłem się... A raczej odprawiłem wysiłek uśmiechając się. Chyba był głupszy niż but bo i to mu nie przeszkadzało.
-Super! Dobrze znać kogokolwiek w nowej budzie. Jaka klasa?
Ojć...
-Trzecia B.
Zmarkotniał, a ja odprawiłem taniec zwycięstwa w mych myślach. Kolejny frajer w mojej klasie to by było za dużo.
-Ja do trzeciej E. -odparł. -No ale ważne, że kogoś będę znał. -uśmiechnął się.
Nic nie odpowiedziałem.
-Hej Pierre. -zaczął znów. -Co robisz jutro?
-Nie wiem, Raimundo. -odparłem zaskoczony pytaniem.
-Nie mów do mnie Raimundo. -jęknął. -Wystarczy ,,Rai”.
-Podobno tak się mają do ciebie zwracać tylko przyjaciele i rodzina. -zauważyłem.
Raimundo przygasł.
-No... Myślałem, że się skumplujemy czy coś.
Jupi! Kolejny frajer! Chociaż na jego szczere wyznanie nie wiedziałem za specjalnie co odpowiedzieć. Normalnie śmiałem się ludziom w twarz kiedy coś takiego proponowali, ale... Chyba dlatego że obok byli rodzice nie potrafiłem zaserwować nowemu sąsiadowi kubła zimnej wody.
-Więc jak będzie?
-Hm? -ocknąłem się z zamyśleń.
-Hej, Pierre. -zaśmiał się. -Ledwo dziewiąta a ty już odlatujesz?
-Zamyśliłem się.
-To jak będzie? Kumplujemy się?
Uniosłem brwi.
-Nawet się nie znamy.
-To się poznamy. -wyszczerzył zęby. -To jutro idziemy na rower. Oprowadzisz mnie po okolicy.
-Ale ja...
-Żadnych ,,ale“. -przerwał mi. -Zobaczysz, będzie super.
-Jesteś upierdliwy.
-Wiem to. -uśmiechnął się.
Westchnąłem ciężko. Nie potrafiłem się z nim kłócić. Niech zna moją łaskę, jutro pójdę z nim na ten rower, ale więcej pewnie się nie spotkamy. Przez resztę czasu rozmawiałem z Rajmundem i dołączyli do nas Adam, Ashley i Alice, która śliniła się na widok Raimunda. Głupia kretynka...
Koło północy moi rodzice zaczęli się wycofywać z podwórka i zgarnęli nas. Adam i Ashley zdążyli już wymienić się numerami komórkowymi i gadu-gadu z Alice, ale ja nie chciałem utrzymywać większych kontaktów. Pożegnałem się ze wszystkimi, Raimundo zaszczycił mnie swoim uśmiechem który mógłby być akumulatorem do jakiejś seks-maszyny i udałem się z rodzinką do domu. Wszedłem na piętro i zamknąłem się w pokoju. Odpaliłem komputer, wszedłem na gadu i zszedłem na dół do kuchni po coś do picia. Wracając usłyszałem jak moja siostra jak wariatka piszę na klawiaturze. Westchnąłem i wróciłem do pokoju zamykając drzwi. Ledwo podszedłem do komputera zauważyłem ,,nieznajomy przesyła wiadomość”. O tej godzinie? Pewnie kolejna wróżka Elwira chce mnie uratować od klątwy...
Odpaliłem okienko z zamiarem zablokowania użytkownika, ale moją uwagę przykuła treść.
Cześć Pierre! Tu Rai
Na litość boską... Odpisałem mu szybko.
Skąd masz mój numer?
Czekałem chwile na odpowiedź.
Od twojej siostry Smile
Spojrzałem na listę moich znajomych. Alice była na gadu i miała opis ,,Poznawanie nowych ludzi jest w pytkę! Tongue up (1):*”
W sumie mogłem się domyśleć... odpisałem.
Pamiętaj, że dziś śmigamy na rowery!
Pamiętam, Raimundo
Nie mów do mnie Raimundo! Jestem Rai!!!!
Dla zwykłej złośliwości dodam cię do listy kontaktów jako ,,Upierdliwy Raimundo”
Ooo... Kreatywna odpowiedź. Chwilę później znów napisał.
Hej! Wiesz, że mamy naprzeciwko siebie okna?
Że co?!
Spojrzałem w lewo. Faktycznie widziałem okno sąsiadów, a w tamtym pokoju światło rzucane było tylko przez światło monitora. Ooooch! Świetnie, super!
Cóż za szczęście. odpisałem.
Ja to się kładę spać, Pierre Do dzisiaj do później
Na razie
Raimundo zniknął z gadu-gadu nie pozostawiając żadnego opisu. I ja czym prędzej tak zrobiłem, zasłaniając przy okazji okna. Położyłem się na łóżku przebrany w piżamę i zacząłem wpatrywać się w sufit. Już nie lubię tego Raia! Jest upierdliwy i irytujący...
Właśnie nazwałeś go “Raiem” rzekł irytujący głosik w głowie.
...
Brawo, Pierre.

Co przyniesie jutro?

 

26 SIERPNIA
Mimo mych nadziei powitał mnie piękny i słoneczny poranek. Liczyłem na deszcz, najlepiej burzę aby jakoś wymigać się od spotkania z Raiem... Raimundem! Jak na złość niebo było obrzydliwie błękitne, a jasna tarcza, dar Boga etc. dawało światło i ciepło.
Po odprawieniu tradycyjnych czynności jakimi było kolejno załatwienie potrzeb fizjologicznych, umycie się, ubranie i zejście na dół do kuchni aby zgarnąć śniadanie (dzisiaj tosty! Alice się postarała) i wrócić na górę do pokoju. Zasiadłem do komputera i włączyłem go. Odruchowo wszedłem na gadu, włączyłem muzykę i wszedłem na stronę z informacjami ze świata. Ktoś kogoś zgwałcił, tu korupcja a tam spłonął dom. Wzruszyłem ramionami. Hej! To dopiero znieczulica społeczna, nie?
Spojrzałem na gadu, ale Raimunda dalej nie było więc uznałem, że póki co nasza wyprawa rowerowa nie dojdzie do skutku. Rozwaliłem się na łóżku i włączyłem telewizor. Leciał właśnie jakiś program o zjawiskach paranormalnych więc spróbowałem się na nim skupić. Minęła godzina i dwie... Nie było żadnego odzewu od strony Raimunda. Może na szczęście zrezygnował z wyprawy?
...
...
...
Coś tu było nie tak i to coś było irytujące!
Najpierw się umówił a teraz nic? Nie żeby mnie to zirytowało, ale... Zacząłem palcami wystukiwać nerwowy rytm. No nie, chyba mnie nie wystawił? Z resztą wcale mnie to nie interesuje...
...
...
...
Podszedłem do komputera i zobaczyłem, że dalej go nie ma na gadu. Podszedłem dyskretnie do okna i jeszcze bardziej dyskretnie przez nie wyjrzałem wystawiając jedynie czubek głowy i trochę, ciut ciut oka. Rolety w jego pokoju były zasłonięte. A to ciekawe... Nie, stop! Wcale nieciekawe. Co mnie to obchodzi?
...
...
...
No olał mnie? To aż niewiarygodne. Z resztą co mnie to obchodzi. Wcale nie wychodzę właśnie w tym momencie z domu i idę do niego. Nic z tego. Co za nonsens.
...
Ech... Brawo, Pierre. Właśnie zadzwoniłeś w domofon. Swoją drogą, szybko go zmontowali...
-Tak? -odezwał się głos w słuchawce.
-Cześć, Ashley. Tu Pierre. -powiedziałem na prędce. -Jest Rai...mundo?
-RAI?! -krzyknęła głośno aż odskoczyłem. -RAI?!... Czekaj chwilkę. -Odeszła na chwilę do domofonu, ale i tak usłyszałem. -Adam! Gdzie Rai?! -Chwila ciszy. -To idź po niego!
-Ashley, nie trzeba. -odezwałem się. -Ja...
-JAK TO ŚPI?!
Śpi...?!
-Sorka, Pierre, ale mój głupi starszy brat chyba jest niedysponowany. Czekaj... -ktoś coś mówił do Ashley. -PIERRE JEST TU PO CIEBIE, KRETYNIE! -znów cisza. -Rai mówi abyś dał mu z 20 minut...
-Przekaż, żeby tym razem sam się po mnie pofatygował.
-Słusznie. -odparła. -Do zobaczenia, Pierre.
-Na razie.
Rozłączyła się a ja wróciłem do domu. To ja tu się zastanawiam, a on po prostu sobie spał? Wróciłem do domu, wlazłem do garażu i przygotowałem rower. Po dłuższym zastanowieniu przebrałem się w coś lżejszego i wziąłem coś do picia. Miejmy to za sobą, ledwo to pomyślałem i zadzwonił domofon.
-Tak? -odebrałem.
-Yo! Tu Rai. Gotowy?
Westchnąłem ciężko.
-Miejmy to za sobą.
-Cóż za optymizm.
Odłożyłem słuchawkę i otworzyłem garaż. Wyciągnąłem rower i podjechałem do Raia, który już się szczerzył i pokazywał olśniewające białe zęby.
-Nie uśmiechaj się, bo oślepnę. -rzuciłem z ironią.
-Na to liczyłem. -odparł niewzruszony. -To gdzie jedziemy?
-Wybrałem taką jedną trasę, którą dość często jeżdżę. Głównie prowadzi ona przez las, ale przy okazji zahaczymy o kilka ciekawych punktów.
-Widzę, że wszystko dokładnie zaplanowane. -rzekł z uznaniem.
Wzruszyłem ramionami.
-Zawsze tak robię.
Ruszyliśmy rowerami i pognaliśmy w stronę lasu. Wybrałem wyjątkowo wyczerpującą drogę złożoną z pagórków, korzeni i wszystkiego co można spotkać w lesie, ale Raimundo zdawał się mieć więcej radości i przyjemności niż zaplanowanego przeze mnie zmęczenia.
W końcu zatrzymaliśmy się nad mały jeziorkiem. Nie było ono duże. Służyło właściwie tylko do tego, aby od czasu do czasu się w nim popluskać. Na przeciwległym brzegu znajdowały się jakieś dziewczyny. Ponieważ słońce prażyło wraz z Raimundem usiedliśmy w cieniu i wypiliśmy napoje z bidonów.
-Jak ci minęły wakacje? -zapytał przyglądając się dziewczyną.
-Całkiem miło. -odpowiedziałem. -Zanudziłem się za wszystkie czasy. A tobie? -dodałem po chwili.
-Jakoś. Ogólnie to musiałem pracować bo chciałem wyjechać na wakacje do Hiszpanii... Ale się nie udało. -westchnął. -Spróbuje za rok.
-Co ci przeszkodziło?
-Problemy rodzinne. -odparł. -Jedziemy dalej?
Kiwnąłem głową. Jeździliśmy na rowerach jeszcze parę godzin, aż zmęczenie wróciliśmy do domów. Chłopak miał w sobie nie lada krzepę, nie ma co! Chyba nawet zbytnio się nie zmęczył po tym całym wysiłku. Uścisnęliśmy sobie dłonie na pożegnanie i udaliśmy się do swoich domów. Powoli zaczęło zmierzchać i tym samym mój żołądek dał znać, że nie jadł dziś obiadu. Wziąłem szybki prysznic, a następnie odprawiłem sobie nieziemską ucztę biorąc większość rzeczy z lodówki. Naturalnym zwyczajem zamknąłem się w pokoju, odpaliłem komputer i wlazłem na gadu.
Od razu ktoś do mnie napisał, ale ja chciałem zjeść, więc usiadłem na łóżku, włączyłem telewizor i obejrzałem jakiś film. Ogólnie opowiadał o kolesiu który został niesłusznie oskarżony o morderstwo. Po obejrzeniu połowy znudzony podszedłem do komputera. Naturalnie pisał do mnie Raimundo, ale jak otworzyłem wiadomość już go nie było. Napisał do mnie:
Jutro też mały wypadzik?
I masz tu mój numer koma. 501 *** ***.
Puść sygnał jak zapiszesz
Lece.
Wziąłem swoją komórkę i zapisałem numer. Byłem ciekaw czy odbierze dlatego podszedłem do okna wywalając się prawie o rzucone spodnie, bo nie zapaliłem jeszcze światła, a było już dość ciemno.
Widok który ujrzałem wręcz mnie sparaliżował. Moje okno było naprzeciw okna Raimunda, a ten zapomniał zasłonić rolet. Teraz wiedziałem dlaczego ,,leciał” z gadu. Schyliłem się tak, aby mnie nie zauważył.
Mój wysportowany sąsiad właśnie siedział na krześle przed komputerem i jawnie sobie walił konia! Znaczy... Nie widziałem jego wacka, ale ruch ręki w jego okolicach nie przedstawiał żadnych złudzeń. Miał on słuchawki na uszach, a drugą ręką masował swoją klate. Nie wiedzieć czemu, żałowałem, że nie zdjął koszulki. Zapatrzony i zahipnotyzowany wpatrywałem się w niego. Nie widziałem co miał na komputerze, ale musiało to być coś niesamowicie fajnego. Moja ręka, sam nie wiedziałem czemu, powędrowała do moich spodenek. Przygryzłem wargi, ale dalej wpatrywałem się jak oczarowany w Raimunda. Widać było że zaraz miał dojść bo lekko się wygiął i odrzucił głowę do tyłu. Chyba jęknął, bo otworzył usta. Nagle zerwał się, aż podskoczyłem bo wydawało mi się, że mnie zauważył ale on kliknął coś na komputerze i poszedł otworzyć drzwi, wpierw poprawiając spodnie. W drzwiach była Ashley i coś mu podała. Zamknął drzwi i usiadł na krześle i złapał się za czoło. Odszedłem od okna i sam usiadłem na krześle... Co się ze mną dzieję? Czemu tak podniecił mnie ten widok? W moich gaciach zaczęło brakować miejsca, to pewne. Pokręciłem głową i puściłem umówionego szczura do Raimunda. Po chwili dostałem odpowiedź zwrotną o treści ,,Domyślam się, że Pierre? Tongue out (1)Fajny masz numer, zwłaszcza końcówka -69.”
Wyłączyłem komputer i z cichą nadzieją podszedłem do okna, ale rolety w pokoju Raimunda były opuszczone. Zawiedzony położyłem się na łóżku. Panowała cisza, a ja leżałem... A moja ręka podejrzanie pojechała w dół... A w myślach był tylko Rai...mundo...

 

30 SIERPNIA
Powoli zaczynał się rok szkolny. Przez ostatnie pięć dni unikałem jak tylko mogłem Raimunda, co wcale nie było łatwe, zważywszy na manię naszych rodziców aby ich pociechy się poznały i stały się najlepszymi kumplami pod słońcem. Tak więc czy tego chciałem czy nie, robiąc zgrabne uniki przed spotkaniami z Raimundem już po paru dniach musiałem się z nim spotkać... I to przypadkiem w sklepie. Mojej mamie przypomniało się, że brakuje jajek a ja nieszczęsny musiałem po nie iść bo Ashley, Adam i Alice odprawili sobie wypad nad jezioro, które już z Raimundem objechaliśmy.
Kiedy go zauważyłem schowałem się za półką. Czekałem tak pięć minut, aż w końcu się wychyliłem. Wpadłem wtedy prosto na niego i uderzyłem nosem w jego brzuch.
-Pierre? -zapytał zdziwiony po czym obdarzył mnie hollywoodzkim uśmiechem. -Co ty tutaj robisz?
-Ja... -erm. -zakasłałem i wyprostowałem się. -Tego szukałem. -powiedziałem i sięgnąłem po rzecz która leżała na półce.
Raimundo uśmiechnął się szerzej.
-Rajstopy, Pierre? -zaśmiał się.
Zerknąłem na to co miałem w dłoni. Pięknie! Faktycznie rajstopy.
-To dla... Alice. -wydukałem. -Nie śmiej się.
-Nie zamierzam. -odparł poważnie Raimundo i wskazał na koszyk. W środku między innymi znajdowały się podpaski. -W moim domu jest niesamowicie dużo kobiet, ale to faceci muszą chodzić po takie pierdoły.
Kiwnąłem głową i go szybko wyminąłem zamierzając jak najszybciej opuścić sklep, po drodze zgarniając paczkę jajek. Raimundo szedł za mną wrzucając do koszyka jeszcze chipsy. Zapłaciłem nie patrząc kasjerce w oczy i ruszyłem do drzwi.
-Poczekaj chwilę. -zaśmiał się Raimundo i obdarzył młodą kasjerkę swoim uśmiechem. Ta na chwilę przestała rzuć gumę, zarumieniła się i tym razem ona próbowała nie patrzeć na Raimunda. Po wydaniu reszty chłopak ruszył w moją stronę i ruszyliśmy razem do domów. Pod jego furtką zatrzymaliśmy się na trzy minuty i pogadaliśmy o zbliżającym się roku szkolnym. Wymigałem się od reszty konwersacji tym, że mama musi zrobić obiad a bez jajek nie da rady. Raimundo kiwnął głową ze zrozumieniem i podał mi dłoń. Prawą dłoń... Dłoń którą parę dni wcześniej pieścił swojego wacka... Czy powtórzył tą czynność przez tę parę dni? Zakręciło mi się w głowie i troszkę zrobiło mi się za gorąco. Podałem szybko rękę i ze sztucznym uśmiechem wróciłem do domu. Wrzuciłem jajka do lodówki, rajstopy wrzuciłem do kosza i misternie je przysypałem innymi odpadkami. Umyłem ręce, wróciłem na górę i położyłem się na łóżku. Moja wyobraźnia niebezpiecznie zaczęła iść w kierunku zawartości spodenek Raimunda....

1 WRZEŚNIA
Co się ze mną działo do cholery?! Przecież wcale a wcale Raimundo mi się nie podobał. Zawsze wolałem dziewczyny, nawet raz jedną miałem. Więc czemu do cholery tak długo o nim rozmyślam? To nie jest normalne, definitywnie nie jest normalne!
Ubrany w garnitur wyszedłem z samochodu. Zostałem tu podrzucony przez mamę, która i tak jechała w kierunku swojej pracy. Zaletą jazdy z mamą było to, że nigdy się z nią na nic nie spóźniłeś. Co prawda prowadziła jak szalona, ale... Spojrzałem na moją szkołę. Nic się nie zmieniła przez te dwa miesiące, a teraz kolejne osiem muszę tutaj chodzić. Westchnąłem i ruszyłem po schodach na górę. Dobrze chociaż, że ja i Raimundo będziemy w innych klasach, przynajmniej nie będę musiał patrzeć na niego i jego super ciało... Stop! Na jego głupią twarz! To chciałem powiedzieć! Jego głupią twarz!
-Witaj, Pierre!
Aż podskoczyłem gdy usłyszałem, że ktoś mnie wołał. Odwróciłem się na pięcie i stanąłem oko w oko z Mileną. Milena była dziewczyną o jasnych rudych, kręconych włosach i zielonych oczach. Właściwie była moją dobrą znajomą z klasy, a przynajmniej na większości lekcji to właśnie z nią siedziałem. Ubrana była w krótką spódniczkę i żakiecik, świadczący o tym, że przyszła właśnie na rozpoczęcie roku. Uśmiechnęła się, przytuliła i pocałowała w policzek.
-Dawno cię nie widziałam. -zaśmiała się.
-Ja ciebie także. Chyba będzie z tydzień?
Prychnęła i ruszyliśmy razem do auli, aby rozpocząć rok szkolny. Ledwo przekroczyłem próg ktoś znów wykrzyknął moje imię. Tym razem, aż za dobrze mi znany głos. Odwróciłem się i jęknąłem. W moją stronę szedł Raimundo, ubrany w czarny garnitur z luźno zapiętą koszulą, bez krawatu z nonszalanckim uśmiechem na twarzy. Jego czarne włosy jak zwykle były misternie ustawione za pomocą żelu na jeża. Większość dziewczyn właśnie odprowadzała go wzrokiem w tym także Milena, która lekko rozdziawiła usta. Oj tak, mój sąsiad ma niezłe wejście.
-Kto to? -zapytała mnie.
-To Raimundo. Mój nowy sąsiad. -odparłem niechętnie. Raimundo zbliżył się i podał mi dłoń.
-Siemanko. -rzekł wesoło i spojrzał na dziewczynę. -Twoja dziewczyna?
-Przyjaciółka. -poprawiła go z uśmiechem. -Jestem Milena.
-Raimundo. -uścisnął jej dłoń. -Czyli też jesteś moją przyjaciółką.
-Miło mi to słyszeć. -odparła urzeczona.
Ooo bracie...
-Musimy iść, Em. -zauważyłem i pociągnąłem jej rękaw.
-A Raimundo?
-Mów mi Rai.
-A Rai?
Westchnąłem.
-Rai...mundo chodzi do 3E. Chodź bo zajmą nam miejsca. -pociągnąłem raz jeszcze Milenę, której usta przybrały kształt zwróconej w dół podkówki i pomachała do Raia. Ten jej odmachał szczęśliwy i zaczął poszukiwania swojej klasy.
-Słodki jest. -mruknęła Milena. -Ma kogoś?
-Żeby mnie to jeszcze obchodziło. -prychnąłem.
Milena przyjrzała mi się, ale nic nie odpowiedziała. Usiedliśmy razem z nasza klasą. Przywitałem się z każdym, wymieniłem krótką uwagą na temat długości wakacji... Zwykłe pierdoły. Po zakończonym przemówieniu dyrektorki, aula utonęła w oklaskach po czym wszyscy ruszyli na spotkanie z wychowawcą, aby otrzymać plan lekcji. Moja klasa była z nachyleniem humanistycznym, a naszym wychowawcą była pani Selena, która była młodą nauczycielką i nauczała wiedzy o społeczeństwie. Nasza klasa znajdowała się na pierwszym piętrze. Po paru ogłoszeniach i otrzymaniu planów lekcji zaczęliśmy się wycofywać ze szkoły. Razem z Mileną ruszyłem do wyjścia aby udać się na autobus. Przed szkołą znajdowała się już grupka uczniów, która namiętnie słuchała jakiegoś osobnika... Którym z bliska okazał się być Raimundo.
-To 3E. -zauważyła Milena.
-W takim razie Raimundo już się tam odnalazł. -stwierdziłem ignorując grupkę, która właśnie wyła ze śmiechu, kiedy Raimundo skończył im coś opowiadać.
-Hej Pierre! -zawołał za mną. Szlag! -Poczekaj. Na razie- rzucił jeszcze nowym znajomym. -Do zobaczenia jutro. Nie zapomnijcie o ściągach! -znów wszyscy ryknęli śmiechem.
-Czego chcesz? -zapytałem dość chłodno. Raimundo wydał się być na chwile zbity z tropu.
-Mam samochód. -odpowiedział. -Mogę cię podrzucić do domu.
-Masz prawko? -zapytała Milena.
-Od początku lipca. -odparł dumnie. -Zdałem za drugim razem, ale i tak się cieszę. W sumie liczy się efekt. To jak? Podrzucić was?
-Ja... -zaczęła Milena ale jej przerwałem.
-Nie, dzięki. Muszę jeszcze coś załatwić. -odpowiedziałem.
Raimundo posmutniał.
-Co ty gadasz, Pierre? -zapytała. -Mieliśmy iść na autobus.
Raimundo wzruszył ramionami. Pożegnał się i ruszył w stronę czarnego Golfa.
-Jesteś super nie miły wobec niego. -warknęła Milena. -Co on ci takiego zrobił? Nie widzisz, że stara się zakumplować?
Wzruszyłem ramionami.
-A co mnie on obchodzi? Nawet go nie znam.
-Właśnie ku temu służy POZNAWANIE ludzi, kretynie. -prychnęła. -Jedź sam autobusem, pojadę później.
-Co? Mieliśmy jechać razem.
-Rozmyśliłam się. -warknęła. -I zastanów się chwilkę nad sobą. -Zamyśliła się chwilę i szybko ruszyła w stronę ulicy, gdzie właśnie jechał czarny volkswagen Golf. Pomachała ręką a auto zatrzymało się. Raimundo uchylił okno.
-W czym mogę pomóc? -zapytał uśmiechając się.
-Podwieziesz mnie? -zapytała Milena.
-Jasna sprawa. Wsiadaj. -zamilkł na chwilę. -A Pierre...?
-Niech sobie radzi sam. -prychnęła i wlazła na miejsce pasażera. Raimundo jeszcze raz spojrzał na mnie smutno. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem na autobus. Chwilę później minął mnie czarny samochód.

Dwie godziny później byłem już w domu. Ubrany w jakieś łachmany w których chodziłem zwykle po domu siedziałem przy komputerze z herbatą w ręku. Na gadu już był Raimundo, była także Milena, ale żadne z nich się nie odezwało. Próbowałem sobie wmówić, że robię wszystko dobrze, ale jakaś upierdliwa gula siedziała w mojej krtani, ból zamieszkał w okolicach mostka a i żołądek coś szwankował. Aby się odstresować włączyłem telewizor i obejrzałem sobie dwie części piratów z Karaibów. Kiedy się ogarnąłem było już dobrze po dwudziestej pierwszej i podszedłem do komputera. Raimundo miał opis ,,Na spacerze”. Wyjrzałem dyskretnie za okno. Rolety były zasłonięte. Niewzruszony usiadłem na łóżku. Spędziłem w tej pozycji pół godziny. Wróciłem na komputer i spojrzałem na Raimunda. Miał już nowy opis ,,Jutro pierwszy dzień w nowej szkole . Trzeba szukać nowych znajomych”.
Aluzja? Nie... Za dużo myślisz. Z resztą czy nie o to mi chodziło, aby go spławić? Więc skoro się udało, czemu nie jestem szczęśliwy...?
Położyłem się do łóżka i prawie natychmiast zasnąłem.

-Cześć. -powiedział do mnie Raimundo.
-Cześć. Co ty tu robisz? -zapytałem zaskoczony. Właśnie siedziałem sobie na jednym z moich ulubionych wzgórz w parku. Raimundo podszedł do mnie i uśmiechnął się. Zrobiło mi się gorąco. Dlaczego on nie założył jakiejś koszulki? Widziałem teraz jego mięśnie... I wyglądało na to, że nie był opalony tylko z natury miał ciemną karnację. Usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem.
-Co robisz? -zapytałem. Nie usłyszałem odpowiedzi, ale ją poczułem. Raimundo przycisnął swoje wargi do moich. Robił to tak czule i delikatnie, że wywoływał tym samym dodatkowy dreszcz i budził rządzę. Jego ręką zjechała delikatnie do moich spodenek i masowała to miejsce. Jęknąłem, a jemu się to spodobało więc próbował znów sprawić abym jęknął. Nic z tego... Nie dam się tak łatwo. Polizał moją szyję i w tym samym momencie jego dłoń... Prawa dłoń złapała mnie za moją męskość. Mimowolnie jęknąłem, a on uśmiechnął się pod nosem. Zaczął delikatnie poruszać ręką, co wprawiło mnie w kolejny stan ekstazy. Jęknąłem znowu, a on wziął moją dłoń i położył ją na swoich spodenkach. Czułem już jego nabrzmiałego chuja przez materiał. Już stał i był gotowy na wszelkiego rodzaju pieszczoty z mojej strony. Delikatnie zacisnąłem dłoń i zacząłem masować własność Raimunda, a on zaczął jęczeć i szepnął mi do ucha ,,Cały twój, Pierre...”, a szepnął to z taką pasją, że zadrżałem. Czułem że byłem cały czerwony, a jego dłoń przyśpieszyła i bardziej ścisnął. Jęknąłem głośno. Zadowolony pompował dalej i patrzył na moją reakcję. Takiej przyjemności jeszcze nigdy nie odczuwałem...
-Powiedz to. -zamruczał.
-Ach... Nie...
-Pooowiedz. -poprosił i polizał moje ucho.
Znów jęknąłem i pokręciłem głową.
-Proszę. -przyśpieszył pracę ręką. -Nie pożałujesz..
-Ach, ach, ach... R...
-No... Dalej. -przyśpieszył. Poczułem że zaraz dojdę. -Jedno słówko... -pocałował mnie i potem zjechał ustami na szyję.
-Ra...
Przyśpieszył...
-RAAAI! -krzyknąłem głośno.

Obudziłem się cały zlany potem. Oddychałem głośno i z niedowierzaniem przyglądałem się sobie. A konkretnie moim bokserką, które teraz były całe mokre i lepkie. Nie, nie, nie... Właśnie miałem sen erotyczny... Sen z Raimundem! Nie, nie nie... Załkałem. To nie może być tak... Opadłem na poduszkę i spojrzałem na zegarek. Wybiła pierwsza w nocy.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin