O diable dziś - ks. A. Siemieniewski.doc

(58 KB) Pobierz

O DIABLE DZIŚ

 

1. Wolny od diabłów i piekieł

"Dziecko będzie się wychowywało po laicku. Nie chcę, by mu nawkładali do głowy diabłów i piekieł", oznajmił Louis Buñuel, hiszpański reżyser, gdy w roku 1935 urodził się jego syn. Zapewne objawiła się w ten sposób troska rodzica o to, aby dziecko wzrastało w atmosferze wolności od tego, co ponure i mroczne. Można by się spodziewać po autorze takiej deklaracji właśnie spojrzenia uwolnionego od przygnębienia ciemnymi aspektami życia. W końcu skoro chrześcijaństwo utożsamione z naukami o „diabłach i piekle” poszło w kąt... Ciekawe jednak, że kiedy reżyser meksykański Arturo Ripstein podsumowywał po latach twórczość tego hiszpańskiego artysty, powiedział: „Buñuel nie krył rzeczywistości za kurtyną realizmu magicznego. Pokazał ją śmierdzącą, duszną, spotniałą i wstrętną. Taką, jaka była”. A dziennikarka amerykańska pisała: „Jego filmy kojarzą się z okrucieństwem, bluźnierstwem, niewdzięcznością". Tradycyjnie wychowany chrześcijanin, gdyby przyśnił mu się mężczyzna rozcinający kobiecie oko brzytwą, powiedziałby: „Miałem dziś w nocy okropny koszmar. Muszę się z tego otrząsnąć". Jednak taki właśnie sen Buñuela stał się podstawą pomysłu scenariusza jednego z jego filmów.

Czym jest więc chrześcijańska nauka o realności osobowego zła? Ponurym bagażem mrocznych wieków, z którego trzeba się wyzwolić, aby żyć w świecie jasnym i pogodnym, czy też wyrazem realizmu, który uświadamiając powagę sytuacji umożliwi nam dostrzeżenie piękna, dobra i światła jako najważniejszych aspektów egzystencji ludzkiej? W co właściwie wierzymy jako uczniowie Jezusa Chrystusa w sprawie złego ducha?

Kiedy uczniowie poprosili Jezusa: „Panie, naucz nas modlić się” (Łk 11, 1), On odpowiedział im słowami modlitwy nazwanej później „Pańską". Zawierała ona między innymi prośbę: „Ale nas zachowaj od złego” (Mt 6, 13). Katechizm Kościoła Katolickiego dopowie wyraźnie: „Zło, o którym mówi ta prośba, nie jest jakąś abstrakcją, ale oznacza osobę, Szatana, Złego, anioła, który sprzeciwił się Bogu” (KKK 2851). Ważne to uściślenie, gdyż wskutek mody na nowoczesność zaniedbywano niekiedy wśród katolików w głoszeniu wiary chrześcijańskiej problem szatana i demonów. A przecież zagadnienie to zajmuje bardzo dużo miejsca w Piśmie św. Walka duchowa chrześcijanina, jego zmaganie z siłami zła, także zła osobowego, stanowi już przedmiot opisów Starego Testamentu. Głębiej rozumiemy ten problem zgodnie z interpretacją daną przez Nowy Testament. Możemy nauczyć się w ten sposób, jaką bronią walczą przeciw ludziom demony i jak się przed tym obronić.

Z drugiej jednak strony stykamy się w tej kwestii z poglądami przesadnymi, a czasem nawet dziwacznymi lub graniczącymi z obsesją. O antydemonicznej obsesji możemy mówić w przypadku pewnego typu nadwrażliwych w tej materii wierzących. Świat jest w ich pojęciu terenem zdobytym w całości przez szatana i chrześcijanin powinien krok po kroku wyrywać z panowania demonów kolejne partie terytorium. Stąd bierze się nadmierna uwaga przywiązywana do scen wypędzania złych duchów i egzorcyzmowania, może nawet połączonych z krzykami, konwulsjami, drgawkami i innymi niezwykłymi manifestacjami.

 

 

2. Zbytnio w lewo, przesadnie w prawo...

Ludzie przejęci do głębi strasznymi możliwościami szatana posługują się nazwą „demonizacja". Oznacza to obejmowanie władzy nad człowiekiem przez demona. Obsesje takie częstsze są w literaturze pewnego typu wolnego protestantyzmu, choć zdarzają się również katolikom. Jeden z angielskich autorów pisze: „Używanie telewizji i demoniczny przymus stojący za sporą ilością współczesnej muzyki popularnej pozostawiły nas z pokoleniem zdemonizowanych ludzi, dla których zbawiająca, uzdrawiająca i wypędzająca demony moc Jezusa Chrystusa jest jedyną odpowiedzią"[1]. Ten sam autor zapewnia: „Chrześcijanie mogą otrzymać kolejne demony przez praktykowanie grzechu", zadając sobie pytanie: „Ilu ludzi zostało zdemonizowanych przez duchy seksu z powodu pornograficznych obrazów, które zatruły ich umysły przez ekrany kinowe i telewizyjne?"[2] Dzieło Franka Perettiego Władcy ciemności przestawiające ludzi jako bezwolne marionetki w rękach duchowych sił dobrych lub złych, choć częściej tych drugich, rozeszło się w Stanach Zjednoczonych w ciągu kilku lat od wydania w dwóch milionach egzemplarzy[3]. Jeśli zapoznać się z tekstami tego typu krążącymi w sporych kręgach pobożnych ludzi, to odniesie się nieodparte wrażenie, że demonizacja to przypadłość mająca miejsce bardzo często. Na przykład, wystarczy  według tego typu nauczań  pożądliwe spojrzenie. Duch pożądliwości, który wchodzi przez oczy, może zachęcić człowieka do grzechu seksualnego. W konsekwencji wejdzie wtedy duch rozwiązłości. A gdy otworzy się to demoniczne wejście, wtedy zacznie działać jak „demoniczna pompa", którą wróg może posyłać swoich współpracowników.

Przy takim podejściu trudno oprzeć się wnioskowi, że zdemonizowany jest praktycznie każdy, gdyż przecież „jeśli mówimy, że nie ma w nas grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1 J 1, 8). Jeśli grzeszne spojrzenia lub niewłaściwe myśli dają prawo demonom do zamieszkania we wnętrzu człowieka, to kolejnym demonizacjom i wypędzeniom demonów powinno nie być końca. Jeśli ktoś w to uwierzy, to zaczyna dostrzegać w świecie dwie tylko kategorie ludzi. Pierwsza kategoria to „zdemonizowani” (praktycznie prawie wszyscy), druga zaś to ci, których przygodni egzorcyści uwolnili od demonów w wyniku - jak się to nazywa - „konfrontacji mocy".

Najbardziej nawet pobieżna znajomość Pisma świętego uzmysłowi nam jednak od razu, że jest to nonsens. Jezus Chrystus nie traktował wszystkich jako opętanych. W realiach przedstawianych nam przez Ewangelię ludzi „zdemonizowanych", opętanych przez szatana było raczej niewielu. Mógł to być jeden człowiek w mieście lub kilku w danej okolicy. Prawdą jest, że wszyscy byli grzesznikami, wszyscy popełniali mniejsze lub większe grzechy, Dobra Nowina jeszcze do nich nie dotarła, ale czy byli oni wszyscy traktowani jako przypadki nadające się do „uwolnienia z demonicznych mocy"? Z całą pewnością nie! Czy to na terenach zamieszkałych przez wiernych Izraelitów, czy na terenach ze sporą ilością pogańskich mieszkańców, Jezus traktował ludzi jako zasadniczo wolnych i odpowiadających za samych siebie, a przypadki opętań traktował jako rzadki wyjątek. Tak samo postępowali Jego uczniowie, gdy głosili Ewangelię wśród pogan oddających cześć najróżniejszym bożkom (a więc wśród Koryntian, Rzymian, Galatów), i tak samo postępował Kościół przez dwadzieścia wieków. Tak samo  to znaczy zgodnie z Pismem.

Nowy Testament mówi (czego można się było oczywiście spodziewać) to, w co zawsze wierzył Kościół. Że mianowicie egzorcyzmy są rzadką koniecznością, a normalnym sposobem walki ze złym duchem jest „pas prawdy, pancerz sprawiedliwości, gotowość do ewangelizacji, modlitwa i czytanie Słowa Bożego” (por. Ef 6, 13-17). Jako katolicy zawsze staraliśmy się to robić, zamiast oddawać się iluzorycznym często „konfrontacjom mocy” z duchami najróżniejszych kategorii i typów, o jakich ani Apostołowie nie uczyli, ani nie wspomina o tym spisane przez nich Słowo Boże. Nie znaczy to, że mamy lekceważyć problem możliwości udręczeń lub opętań szatańskich, ale o tym nieco później.

Poza grzechem, drugą drogą, jaka podobno ma dawać szatanowi prawo do „wejścia w człowieka", są traumatyczne przeżycia, a szczególnie nieszczęśliwe wypadki. We wspomnianej książce P. Horrobin (a jego tezy nie są wcale wyjątkiem w demonologii wolnych protestantów anglosaskich) przypomniał o tragicznym wypadku, kiedy to w czasie katastrofy na stadionie sportowym zginęła znaczna liczba kibiców. Wielu członków ich rodzin było świadkami tego wypadku poprzez transmisję telewizyjną. Autor wywodzi: „Zastanawiam się, jak wielu z tych ludzi zostało wtedy zdemonizowanych wskutek szoku i potrzebuje teraz uwolnienia?"[4] Podczas jednej z „uwolnieniowych konferencji” zorganizowanych w Polsce wypędzano z pewnej dziewczyny demona, który miał wejść w nią, gdy spadła z balkonu jako dziecko. Jako dowód obecności złego ducha przytaczano fakt, że potem nękała ją seria nieszczęśliwych zdarzeń. Dołączmy do tego jeszcze rozpowszechnioną w takich kręgach wiarę w to, że demony mogą być dziedziczne: czyż Biblia nie mówi, że Jahwe zsyła kary za niegodziwość na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia (Wj 34, 7)? Z tego właśnie powodu, dla wytropienia zaczajonego demona rezydującego, jeden z podręczników walki duchowej podsuwał pytania: „Czy w twojej rodzinie miały miejsce choroby serca?", „Czy któryś z twoich rodziców lub dziadków popełnił cudzołóstwo?"[5] Nawiasem mówiąc, zastanawia ograniczenie pytania do dziadków, skoro Słowo Boże wyraźnie mówi o trzecim i czwartym pokoleniu. Ale może nawet samemu autorowi pytanie o grzechy pradziadków musiało się wydawać już zbyt groteskowe...

Jak odnieść się do takich poglądów? Pomijając oczywisty fakt, że nigdzie Pismo św. o podobnej przyczynie „demonizacji” nie mówi, to - gdyby to była prawda - ileż demonów musiałby mieć Apostoł Paweł! „Od Żydów pięciokrotnie byłem bity, trzy razy sieczony rózgami, raz kamienowany, trzykrotnie byłem rozbitkiem na morzu [...] w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach  od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu” (2 Kor 11, 26n). Gdyby traumatyczne przejścia i nieszczęśliwe wypadki były bramą do wejścia demona dla wnętrza człowieka, to Apostoł Paweł musiałby mieć cały legion demonów! Tymczasem jego wnioski, gdy zastanawiał się nad tymi przypadkami, szły w dokładnie przeciwną stronę. Apostoł mówił: wskutek tego wszystkiego jeszcze bardziej jestem sługą Chrystusa. „Bardziej przez trudy, bardziej przez więzienia, daleko bardziej przez chłosty, przez częste niebezpieczeństwa śmierci” (2 Kor 11, 23). Chrześcijanin obmyty Krwią Jezusa i uświęcony w Duchu Świętym jest wolny. Żadnych tajemniczych przekleństw ciążących na rodzinie i żadnych demonów pasożytujących z pokolenia na pokolenie nie musi się bać, podobnie jak rzuconego uroku i czarnego kota.

Z opisanymi wyżej teologicznymi obsesjami związanymi z wiarą w demonizację praktycznie wszystkiego i wszystkich wiąże się niekiedy przesada skierowana w inną stronę. Chodzi tu o nadmierną pewność siebie w stosunku do złego ducha, tak jakby silna wiara mogła zapewnić raz na zawsze całkowitą „nieprzemakalność” chrześcijanina na jego działanie w każdej postaci, czy to pokus, czy całkiem po prostu trudności życiowych. Takie mniemanie nie odpowiada jednak realiom biblijnym. Oto pomimo mocy wypędzania złych duchów, którą posiadał Paweł, on sam musiał przeżyć również chwile swojej słabości wobec działania złego ducha. Co ważne, doświadczenie przeciwnych mu zakusów szatana okazuje się okazją do Bożego zwycięstwa. „Aby nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, został mi dany oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz Pan mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali»” (2 Kor 12, 7-9). Nawet w obliczu szatana Apostoł musiał doświadczyć słabości, a nie tylko mocy. Dotyczy to także innych członków Kościoła. W Księdze Apokalipsy czytamy: „Oto diabeł ma niektórych spośród was wtrącić do więzienia, abyście próbie zostali poddani, a znosić będziecie ucisk przez dziesięć dni” (Ap 2, 10). Dlatego całkowite związanie szatana jest obiecane dopiero na czasy ostateczne (Ap 20, 2).

3. Wąska ścieżka Prawdy: „ościeniem śmierci jest grzech” (1 Kor 15, 56)

Najcięższa broń szatana w walce z chrześcijaninem to grzech. Niezdrowa fascynacja opętaniami i dręczeniami przez duchy odsunęła na plan dalszy zadanie z pewnością pierwszoplanowe: walkę z grzechem. W końcu kiedy szatan wszedł w Judasza (J 13, 27), ten nie zaczął się tarzać ani wykrzykiwać jak opętany. Całkiem po prostu „zaraz wyszedł; a była noc” (J 13, 20).

Najgorsze grzechy nazwane są „grzechami głównymi", gdyż po pierwsze, odwodzą od wiary i mogą stać się przyczyną utraty prawa do odziedziczenia Królestwa Bożego, a po drugie  stają się przyczyną mnóstwa innych grzechów. Jest razem siedem grzechów głównych wyraźnie opisanych na kartach Nowego Testamentu: pycha, zazdrość, gniew, lenistwo, chciwość, nieczystość, nieumiarkowanie Zwrócimy tu uwagę na grzechy duchowe, które są - wbrew popularnemu mniemaniu - ze swojej natury cięższe niż grzechy cielesne, a z tych duchowych z kolei największy ciężar gatunkowy ma grzech pychy. Ponieważ grzechy te są duchowe, mogą towarzyszyć nawet bardzo ascetycznej postawie ciała. Upodabniają one człowieka do istoty duchowej, do anioła; tyle tylko, że jest to anioł zbuntowany, czyli szatan. Znani są ludzie, którzy przez pychę i zazdrość wyrządzili mnóstwo zła, a nie ulegali wcale popędom ciała. Pism...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin