Amulet szalonego boga.txt

(290 KB) Pobierz
Tytu�: "Amulet szalonego boga"
autor: Michael Moorcock

ROZDZIA� I
SORYANDUM

Miasto by�o stare, mocno nadgryzione z�bem czasu - kamienie �cian wypolerowane przez
wiatry, sypi�ce si� sztukaterie, chyl�ce wie�e i krusz�ce �ciany. Dzikie owce skuba�y traw�
 wyrastaj�c� pomi�dzy szczelinami potrzaskanych kamieni bruk�w, a jaskrawo upierzone
 ptaki gniazdowa�y mi�dzy kolumnami o ledwie widocznych ju� mozaikach. To miasto
 niegdy� ol�niewa�o i szokowa�o; teraz by�o tylko pi�kne i spokojne. Dwaj podr�nicy
 wjechali mi�dzy mury w �agodnym �wietle poranka, owiewani �agodnym wiatrem w ciszy
 staro�ytnych ulic. Odg�os kopyt ko�skich zanik�, kiedy zag��bili si� mi�dzy pozielenia�e ze
 staro�ci wie�e i pogr��yli w labiryncie ruin, po�yskuj�cych od pomara�czowego, 
ochrowego i purpurowego kwiecia. Oto byli w Soryandum - mie�cie opuszczonym przez
mieszka�c�w.
Zar�wno oni obaj, jak i konie byli tak samo szarzy od pokrywaj�cego ich grub� warstw� py�u, upodabnia�o ich to do o�ywionych pos�g�w. Jechali powoli, rozgl�daj�c si� z zaciekawieniem i podziwiaj�c pi�kno martwego miasta.
Jeden z nich by� wysokim i szczup�ym m�czyzn�; mia� ruchy pe�ne gracji pomimo zm�czenia, co pozwala�o domy�la� si� znamienitego szermierza. Jego pi�kne, d�ugie loki

s�o�ce rozja�ni�o niemal do bia�o�ci, a w jasnob��kitnych oczach tli� si� ogie� szale�stwa. Jednak najbardziej niezwyk�� rzecz� w jego wygl�dzie by� matowy czarny klejnot wro�ni�ty po�rodku czo�a - stygmat, kt�ry zawdzi�cza� perwersyjnym dzia�aniom naukowc�w-magik�w z Granbretanu. By� to Dorian Hawkmoon, ksi��� K�ln, wygnany ze swych prawowitych w�o�ci przez naje�d�c�w z Mrocznego Imperium, kt�re planowa�o zaw�adn�� ca�ym �wiatem. Dorian Hawkmoon, kt�ry poprzysi�g� zemst� najpot�niejszej ze wszystkich nacji na tej um�czonej wojnami planecie.
Stworzenie jad�ce za Hawkmoonem d�wiga�o na plecach wielki ko�ciany �uk i ko�czan wype�niony strza�ami. Odziane by�o jedynie w par� kr�tkich spodni i buty z mi�kkiej zamszowej sk�ry, a ca�e jego cia�o, ��cznie z twarz�, pokrywa�a ruda, skr�cona sier��. Wzrostem stw�r ten nie si�ga� nawet ramienia Hawkmoona. By� to Oladahn, potomek czarownika i Gigancicy z G�r Bulgarskich.
Oladahn rozgl�da� si� doko�a zmieszany, otrzepuj�c kurz ze swego futra.
- Nigdy nie widzia�em r�wnie wspania�ego miasta. Dlaczego dosta�o porzucone? Dlaczego ludzie opu�cili takie miejsce?
Hawkmoon, jak czyni� to zwykle, gdy by� zak�opotany, potar� klejnot na czole.
- Mo�e epidemia? Kt� to wie? Miejmy nadziej�, �e je�li panowa�a tu zaraza nie ma ju� po niej �ladu. Zreszt� p�niej b�dziemy si� zastanawia�. Jestem pewien, �e s�ysz� sk�d� szum wody, a jest to moje najgor�tsze marzenie. Jedzenie to drugie, sen trzecie, a pomy�l, drogi Oladahnie, o tym odleg�ym czwartym...
Na jednym z placyk�w, miasta natkn�li si� na �cian� z szarob��kitnego kamienia, pokryt� p�askorze�b� przedstawiaj�c� p�ywaj�ce postacie. Z oczu jednej z kamiennych
panien wytryskiwa�a krystalicznie czysta woda i spada�a do znajduj�cego si� poni�ej zag��bienia. Hawkmoon pochyli� si� i napi�, po czym przeci�gn�� mokrymi d�o�mi po pokrytej kurzem twarzy. Odsun�� si� do ty�u, ust�puj�c miejsca Oladahnowi, a nast�pnie podprowadzi� konie, by tak�e ugasi�y pragnienie.
Potem si�gn�� do torby przy siodle i wydoby� pogniecion� i postrz�pion� map�, kt�r� otrzymali w Hamadanie. Zacz�� przesuwa� po niej palcem, a� wreszcie znalaz� nazw� "Soryandum". U�miechn�� si� z ulg�.
- Nie zboczyli�my zbyt daleko od zamierzonej przez nas trasy - powiedzia�. - Za tymi wzg�rzami p�ynie Eufrat, a jaki� tydzie� drogi od niego znajduje si� Tarabulus. Odpoczniemy tutaj dzie� i noc, po czym ruszymy w dalsz� drog�. Od�wie�eni b�dziemy posuwali si� szybciej. Oladahn u�miechn�� si�.
- Owszem. Domy�lam si� te�, �e przed wyjazdem przeszukasz ca�e miasto. - Ochlapa� wod� swoje futro, po czym schyli� si� po �uk i strza�y. - A co si� tyczy twojego drugiego marzenia, jedzenia, to nied�ugo wr�c�. Widzia�em dzikie barany pas�ce si� na wzg�rzach. Dzisiaj !na obiad b�dziemy mieli pieczon� baranin�. 
Dosiad� konia i zawr�ci� w kierunku rozwalonych bram miasta, podczas gdy Hawkmoon, zrzuciwszy z siebie ubranie, pocz�� nabiera� pe�ne gar�cie zimnej �r�dlanej wody i ochlapywa� g�ow� i ca�e cia�o, posapuj�c i rozkoszuj�c si� poczuciem ca�kowitego luksusu. Po jakim� czasie si�gn�� do torby przy siodle, wyci�gn�� �wie�e ubranie i na�o�y� na siebie jedwabn� koszul�, kt�r� dosta� od kr�lowej Frawbry z Hamadanu, oraz par� niebieskich bawe�nianych spodni z rozszerzaj�cymi si� ku do�owi nogawkami. Raduj�c si� z mo�liwo�ci zrzucenia z siebie ci�kich sk�r i �elaznego pancerza, w jakich przemierza� pustyni� w obawie przed napotkaniem pod��aj�cych jego �ladem ludzi Mrocznego
Imperium, Hawkmoon uzupe�ni� garderob� par� lekkich sanda��w, a o uprzednich obawach �wiadczy� tylko przytroczony nadal do pasa miecz.
By�o raczej ma�o prawdopodobne, by kto� dotar� ich tropem a� tutaj. Ponadto miasto wydawa�o mu si� tak bardzo spokojne, �e nie wierzy�, by czai�o si� tu jakiekolwiek niebezpiecze�stwo.
Podszed� do konia, rozsiod�a� go, po czym schroni� si� w cieniu zrujnowanej wie�y, gdzie usiad� oparty o kamienn� �cian� w oczekiwaniu na Oladahna i obiecan� baranin�.
Wkr�tce min�o po�udnie i Hawkmoon zacz�� si� martwi� o przyjaciela. Gdy up�yn�a kolejna godzina, niepok�j ogarn�� go na dobre, zacz�� wi�c ponownie siod�a� swego konia.
Hawkmoon doskonale wiedzia�, �e by�o wr�cz niemo�liwe, by tak do�wiadczony �ucznik jak Oladahn po�wi�ci� tyle czasu na po�cig za jedn� dzik� owc�. Z drugiej strony nie dostrzega� jednak jakiegokolwiek zagro�enia. Mo�liwe, �e Oladahn tak bardzo si� utrudzi�, �e postanowi� pospa� godzink� czy dwie przed powrotem z upolowan� zwierzyn� do miasta. Nawet je�li taki by� istotnie pow�d jego sp�nienia, Hawkmoon zdecydowa� si� mu pom�c.
Dosiad� konia i pojecha� w kierunku rozsypuj�cego si� muru obronnego miasta oraz rozci�gaj�cych si� za nim wzg�rz. Wydawa�o mu si�, �e ko� odzyska� wiele ze swej pierwotnej energii, kiedy tylko jego kopyta dotkn�y trawy. Musia� a� �ci�gn�� nieco wodze, zag��biaj�c si� mi�dzy wzg�rza kr�tkim galopem.
Dostrzeg� przed sob� stado dzikich owiec, prowadzone przez wielkiego, wygl�daj�cego gro�nie barana, mo�liwe nawet, �e tego samego, o kt�rym wspomina� Oladahn. Nigdzie jednak nie by�o wida� �lad�w ma�ego zwierzocz�eka.
- Oladahn! - zawo�a�, wypatruj�c go na zboczach. Oladahn!
Ale odpowiada�o mu jedynie st�umione echo. Hawkmoon zmarszczy� brwi, po czym pop�dzi� konia
galopem w stron� szczytu najwy�szego w okolicy wzg�rza, maj�c nadziej�, �e z takiego posterunku obserwacyjnego dostrze�e kamrata. Dzikie owce rozbiega�y si� na boki przed koniem p�dz�cym po spr�ystej trawie. Dotar� wreszcie na szczyt wzg�rza i os�oni� d�oni� oczy od blasku s�o�ca. Rozgl�da� si� na wszystkie strony, ale nigdzie nie by�o �ladu Oladahna.
Przez kilka chwil penetrowa� okolic� w nadziei, �e zauwa�y przynajmniej jakie� �lady przyjaciela. Kiedy znowu zwr�ci� wzrok w stron� miasta, dostrzeg� jaki� ruch w pobli�u placyku, gdzie tryska�o �r�d�o. Czy�by zawodzi�y go oczy, czy te� naprawd� widzia� sylwetk� cz�owieka poruszaj�cego si� w cieniu ulicy, kt�ra odchodzi�a od placu w kierunku wschodnim? Czy�by Oladahn wr�ci� do miasta inn� drog�? Je�li tak, to dlaczego nie odpowiada� na jego wo�anie?
Gdzie� w zakamarkach pod�wiadomo�ci zrodzi�o si� nag�e przera�enie, mimo to Hawkmoon nadal nie dopuszcza� my�li, �e miasto mog�oby kry� w sobie jakiekolwiek niebezpiecze�stwo.
Skierowa� konia z powrotem w d� zbocza i wkr�tce przeskoczy� przez wy�om w murach obronnych.
Odg�os kopyt ko�skich, t�umiony przez zalegaj�cy kurz, rozleg� si� g�uchym echem wzd�u� ulicy. Hawkmoon pop�dzi� w stron� placyku, wykrzykuj�c wci�� imi� Oladahna. Lecz znowu odpowiada�o mu tylko echo. Na placyku nie by�o nawet �ladu ma�ego cz�owieczka z g�r.
Hawkmoon zmarszczy� brwi; upewniony wreszcie, �e on i Oladahn nie s� jedynymi lud�mi w mie�cie, chocia� wci�� nie m�g� nigdzie dostrzec �adnych �lad�w mieszka�c�w.
Ruszy� w stron� jednej z ulic, lecz w tym samym momencie do jego uszu dotar� dobiegaj�cy z g�ry przyt�umiony
odg�os. Zadar� g�ow�, pewien, �e zna ten d�wi�k, i zacz�� obserwowa� niebo. W ko�cu dostrzeg� go - odleg�y czarny kszta�t zawieszony w powietrzu. Nagle promienie s�oneczne odbi�y si� od metalowej powierzchni. D�wi�k stawa� si� coraz wyra�niejszy - furkot i chrz�st gigantycznych skrzyde� z br�zu. Hawkmoonowi serce podesz�o do gard�a.
Bez w�tpienia by� to ozdobny skrzyd�olot, wykuty w kszta�ty gigantycznego kondora i pomalowany na niebiesko, szkar�atno i zielono. �adna inna nacja na Ziemi nie dysponowa�a podobnymi statkami. By�a to lataj�ca maszyna Mrocznego Imperium Granbretanu.
Teraz znikni�cie Oladahna dawa�o si� prosto wyt�umaczy�. W Soryandum obecni byli �o�nierze Mrocznego Imperium. Nale�a�o przypuszcza�, �e rozpoznali Oladahna, wiedzieli zatem, �e Hawkmoon znajduje si� gdzie� w pobli�u. A by� przecie� najbardziej znienawidzonym przeciwnikiem Mrocznego Imperium.

ROZDZIA� II
HUILLAM d'AVERC

Hawkmoon skry� si� w cieniu ulicy, �ywi�c nadziej�, �e nie zosta� zauwa�ony ze
skrzyd�olotu. Czy�by Granbreta�czycy pod��ali jego �ladem przez pustyni�? By�o to ma�o prawdopodobne. C� wi�c mog�o stanowi� przyczyn� ich obecno�ci na tym odludziu?
Hawkmoon wydoby� wielki bitewny miecz z pochwy i zsiad� z konia. Pobieg� wzd�u� ulicy szukaj�c nale�ytego schronienia, czuj�c si� w mi�kkim stroju z jedwabiu i bawe�ny wystawiony na ataki o wiele bardziej ni� poprzednio.
Skrzyd�olot lecia� ju� zaledwie kilka metr�w ponad najwy�szymi wie�ami Soryandum, pewnie szuka� w�a�nie jego - cz�owieka, kt�remu Kr�l-Imperator Huon poprzysi�g� zemst� za "zdrad�" Mrocznego Imperium. Prawdopodobnie zabi� barona Meliadusa w bitwie o Hamadan ale te� Kr�l-Imperator bez w�tpienia wyznaczy� ju� nowego emisariusza, polecaj�c mu �ciga� znienawidzonego Hawkmoona.
M�ody ksi��� K�ln nie spodziewa� si�, �e jego podr� b�dzie bezpieczna, nie przypuszcza� jednak, �e zostanie wytropiony tak szybko.
Znalaz� si� w pobli�u ciemnej budowli, na po...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin