Wyzwolenie t II - Straceńcza misja.txt

(592 KB) Pobierz
tytu�: "Strace�cza misja - Wyzwolenie" (cz�� II)
autor: Timothy Zahn
prze�o�y�: Marek Rudnik
tytu� orygina�u: "THE BLACKLASH MISSION"

ANBER
Ilustracja na ok�adce: CHRIS FOSS
Redakcja merytoryczna: DOROTA KIELCZYK
Redakcja techniczna: LIWIA DRUBKOWSKA
Korekta: DOBIES�AW KUBACKI
Copyryght 1986 by Timothy Zahn
For the Polish edition Copyright 1996 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7169-017-7
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1996. Wydanie I
Druk: Elsnerdruck Berlin

* * *

Prolog

Wiatr wiej�cy z p�nocy przez ca�� noc przybiera� na sile, a nad ranem zmieni� kierunek na zachodni, co pozwala�o przypuszcza�, i� sprowadzi pogorszenie pogody. Le��c na brzuchu pod jedn� z sosen, Lonato Kanai przygl�da� si� ledwie widocznemu w ciemno�ciach budynkowi. Za godzin�, mo�e wcze�niej, nadci�gnie burza. Deszcz zmoczy ca�y p�askowy� Denver i stok, na kt�rym si� znajdowa�, zmieni w b�otnist� �lizgawk�. Jednak zanim to nast�pi, Kanai i jego towarzysze, blackcollarowie, b�d� ju� wracali do domu. Pokonanie ostatnich kilkuset metr�w lasu zaj�o im sze�� godzin, lecz pozwoli�o omin�� wszystkie czujniki ruchu wczesnego ostrzegania. Cel le�a� ju� przed nimi jak na d�oni. Wci�� bowiem pozostawa�a do pokonania zapora minowa oraz system laserowy na dachu z samonaprowadzaniem sterowanym ultrad�wi�kami i podczerwieni�. Przeszkody te momentalnie mia�y zlikwidowa� intruz�w, kt�rzy wy�oni� si� spo�r�d drzew na idealnie przystrzy�ony trawnik. Wewn�trz budynku za� mo�na si� by�o oczywi�cie spodziewa� co najmniej dziesi�ciu doskonale uzbrojonych ludzi. Kanai si�gn�� do uchwytu na przedramieniu po zamocowan� tam proc�. Roz�o�y� j�, po czym na wyrzutni po�o�y� niewielk� o�owian� kulk�. Podczas wojny nie mia� okazji cz�sto pos�ugiwa� si� t� broni�, lecz zdoby� wpraw�, �wicz�c przez nast�pnych trzydzie�ci lat. Najbli�szy emiter ultrad�wi�kowy - niewielkie urz�dzenie z soczewkowatymi wyst�pami z trzech stron - znajdowa� si� pod okapem. By� ledwie wido-czny na tle chmur odbijaj�cych �wiat�a Denver. Kanai w skupieniu obserwowa� cel, analizuj�c przewidywany tor lotu pocisku. Przesun�� nieco �okie�, zmieniaj�c pozycj� na dogodniejsz�, i czeka� na sygna�. Nie trwa�o to d�ugo. Nagle zadzia�a� nadajnik na prawym nadgarstku, wystukuj�c kropki i kreski uk�adaj�ce si� w bojowy kod blackcollar�w: �Atak". Mimo gwi�d��cego wiatru komandos us�ysza� suchy trzask, gdy o�owiany pocisk wbi� si� g��boko w emiter. Kiedy wojownik pospiesznie przygotowywa� si� do drugiego strza�u, dotar� do niego odg�os �wiadcz�cy o zniszczeniu innego czujnika. Boczne drzwi, stanowi�ce jego cel, rozja�ni�o czerwone, ostrzegawcze �wiat�o. Szef nocnej stra�y czuwa�... cho� i tak niewiele mu to mog�o pom�c. Drugi pocisk Kanai a polecia� �ukiem w kierunku wej�cia na tyle wolno, by jego ruch wychwyci�y odpowiednie czujniki... Ponad drzwiami eksplodowa�a �miertelna wi�zka strza�ek. Niewielkie metalowe pociski jeszcze odbija�y si� od kamiennych p�yt patio, gdy dwie ubrane na czarno postacie, le��ce dotychczas po obu stronach Kanaia, poderwa�y si� z ukrycia i zygzakiem ruszy�y ku budynkowi. Na dachu laser zacz�� naprowadza� si� na cel i po chwili pad�a pierwsza salwa, niecelna, poniewa� pocisk komandosa odchyli� luf� o kilka stopni. Obok drzwi otworzy�a si� strzelnica, a w kierunku biegn�cych pomkn�a chmura strza�ek. Kontratak okaza� si� jednak daremny, poniewa� kilka z tych, kt�re w og�le osi�gn�y cel, zatrzyma�o si� na dermopancerzach. Jeden z napastnik�w machn�� ramieniem i czarna gwiazdka wpad�a do wn�trza strzelnicy. Wystaj�ca stamt�d lufa znik-n�a, co stanowi�o niezaprzeczalny dow�d, �e shuriken nie chybi�. Blackcollarowie byli ju� przy drzwiach. Jeden z nich przykucn��, a drugi przyklei� do okna niewielki przedmiot w kszta�cie litery X. Przy odrobinie szcz�cia wysi�ki skierowane na eliminowanie system�w zabezpieczaj�cych wej�cie spowoduj�, �e obro�cy b�d� spodziewali si� ataku w�a�nie przez drzwi. Atakuj�cy padli na posadzk�, zanim okno rozjarzy�o si� o�lepiaj�cym b�yskiem. Szyba si� nie rozprys�a - szklastyk by� zbyt wytrzyma�y -lecz Kanai dostrzeg� na niej g�st� paj�czyn� p�kni��. Kilka mocnych uderze� nunczaku otworzy drog�... a wtedy pozostan� ju� tylko broni�cy si� w �rodku. Obaj blackcollarowie poderwali si� i zaj�wszy pozycje z obu stron okna, zacz�li rozbija� je nunczaku, Kanai za� przygotowa� kolejny pocisk, ubezpieczaj�c koleg�w przed niespodziewanym kontrnatarciem. Nadajnik przekaza� pierwsze ostrze�enie: �Bandyci od p�nocy". Sekund� p�niej pojawi�o si� trzech �o�nierzy, w ci�kich pancerzach, z gotowymi do strza�u pistoletami strza�kowymi. Dw�ch wy�oni�o si� zza rogu i natychmiast przykl�kn�o, rozpoczynaj�c niecelny, cho� utrudniaj�cy zadanie o-strza�, a trzeci ustawi� si� mi�dzy nimi z granatem rozprys-kowym w d�oni. Amatorzy, orzek� w duchu komandos. Pod mask� gazow� jego usta wykrzywi� grymas pe�en pogardy. Od�amki granatu stanowi�y powa�ne zagro�enie nawet dla dennopancerza, a opancerzeni obro�cy byli praktycznie zabezpieczeni przed atakiem gwiazdkami lub nunczaku... lecz w�a�nie nadmierna pewno�� siebie stanie si� przyczyn� ich �mierci. M�czyzna z granatem wyci�gn�� zawleczk� i zamachn�� si�, by wykona� rzut... W tym momencie o�owiana kulka wystrzelona z procy trafi�a go w nadgarstek. Nie mog�a wyrz�dzi� mu wi�kszej krzywdy, lecz si�a uderzenia w zupe�no�ci wystarczy�a, by wytr�ci� granat z r�ki. Kanai nie widzia� eksplozji. Nawet z takiej odleg�o�ci nie chcia� ryzykowa� trafienia w gogle, wiec wcisn�� twarz w traw� i tylko s�ucha� �wistu od�amk�w, z kt�rych kilka wbi�o si� w pie� pobliskiego drzewa. Kiedy uni�s� g�ow�, zobaczy�, �e wszyscy trzej przeciwnicy le�� bez ruchu na ziemi. Spojrza� na rozbite ju� okno akurat w chwili, gdy znika� w nim drugi z blackcollar�w. �Kanai: wsparcie wewn�trz", przekaza� jego nadajnik. Wojownik poderwa� si� pospiesznie i ruszy� sprintem przez trawnik. Laser na dachu nawet nie drgn�� - widocznie nadzoruj�cy jego dzia�anie mieli na g�owie inne zmartwienia. Biegn�c schowa� proc�, a wyj�� nunczaku, przygotowuj�c si� do walki wr�cz. Jednak przynajmniej na razie jego pomoc nie by�a konieczna. Przy oknie, na pod�odze le�a�y zw�oki czterech m�czyzn. Zna� twarze ich wszystkich: uliczni opryszkowie - najta�si i najbardziej widoczni cz�onkowie organizacji Regera. Postawiono ich na drodze atakuj�cych tylko po to, by spowolni� natarcie... a to oznacza�o, �e prawdziwi �o�nierze znajduj� si� dalej, czekaj�c na intruz�w. Kanai, maj�c oczy i uszy szeroko otwarte, ruszy� w g��b budynku. Napotykani po drodze �prawdziwi �o�nierze" najwyra�niej nie r�nili si� niczym od swych mniej do�wiadczonych koleg�w. Komandos min�� kolejne trzy cia�a. Palce dw�ch z nich wci�� zaciska�y si� kurczowo na kolbach broni. Zapewne wszyscy oni prowadzili ogie� zza os�ony. Kanai dostrzeg�, �e mieli shurikeny wbite w najbardziej podatne na trafienia cz�ci cia�a. Przerzuciwszy nunczaku do drugiej r�ki, na wszelki wypadek si�gn�� po gwiazdki i szed� dalej. W po�owie korytarza dotar�y do niego odg�osy rozmowy -spokojnej, cichej, zupe�nie nie na miejscu po�r�d tej jatki. Blackcollar podszed� do drzwi pomieszczenia, z kt�rego dochodzi�y, i zajrza� do �rodka. Schemat nie uleg� zmianie przez ostatnich par� lat. Dwaj odziani na czarno m�czy�ni stali obok ofiary, a kilka cia� za�ciela�o dywan, jakby po�o�y�y si� tam, �eby odpocz��. To on wraz z towarzyszami zawsze by� napastnikiem. Zmienia� si� tylko cel ataku. Ten przynajmniej nie skoml� jak pies, pomy�la� Kanai. Manx Reger rzeczywi�cie nie wydawa� �a�osnych d�wi�k�w. Sta� przy ��ku w niedbale narzuconym szlafroku i m�wi� ze spokojem, jak kto� ju� przygotowany na �mier�. - A wi�c si�gam zbyt daleko? - powiedzia� do m�czyzny z lewej. - A nie przysz�o panu do g�owy, Bernhard, �e w�a�nie pan to robi? - Robi� wy��cznie to, do czego zobowi�za�em si� w kontrakcie, Reger - odpar� ch�odno zapytany. - Ani wi�cej, ani mniej. A obecnym moim zadaniem jest poinformowanie pana, i� m�j klient uwa�a, �e za bardzo anga�uje si� pan w interesy na jego terytorium. - Pa�ski �klient", tak? Zapewne Sartan. Znowu? Bernhard zignorowa� pytanie. - Zakomunikowa�em, co trzeba. Proponuj�, �eby pan przemy�la� moje s�owa i odpowiednio zareagowa�. R�k� da� sygna� i towarzysz�cy mu komandosi zacz�li si� wycofywa�. 8 Na czole Regera pojawi�y si� zmarszczki.
- To znaczy... Tylko tyle?
- Kazano mi ostudzi� pa�skie zapa�y. Sam mog�em zadecydowa� o formie realizacji zadania. Chocia� je�li to ostrze�enie nie poskutkuje, b�d� zmuszony wr�ci� i wtedy z pewno�ci� uspokoj� pana ju� definitywnie. - Aha. A wi�c, innymi s�owy, Sartan nie chce jeszcze na dobre rozp�ta� wojny, prawda? - zauwa�y� z pogard� w g�osie Reger. - No c�, prosz� mu przy okazji przekaza� pewn� rad�. Nikomu przez ponad dwie�cie lat nie uda�o si� podporz�dkowa� sobie Denver. Nie dosz�o do tego podczas pokoju, wojny ani okresu okupacji Ry�ril�w. Je�li Sartan s�dzi, �e zdo�a narzuci� swoje zwierzchnictwo, to jakby pogrzeba� si� �ywcem, a je�li uwierzycie mu, spotka was ten sam los. Patrzy� spokojnie na Kanaia i ten mimo znacznej odleg�o�ci dostrzeg� w jego oczach zm�czenie charakterystyczne dla starszych ludzi. Przy regularnym stosowaniu iduniny wygl�d m�czyzny w �rednim wieku o niczym oczywi�cie nie �wiadczy�. Sam blackcollar, cho� sprawny niczym m�odzieniec, liczy� ju� sobie ponad sze��dziesi�t lat. W takim razie ile m�g� mie� Reger? Czy na tyle du�o, �eby stara� si� przej�� kontrol� nad Denver jeszcze w czasach pokoju? Niewykluczone. Chyba nawet ca�kiem prawdopodobne. P�ki co kwestia ta nie mia�a znaczenia. W tym �wiecie trzydzie�ci lat temu nast�pi�y radykalne zmiany i to w�a�nie Bernhard oraz Kanai najlepiej potrafili dostosowa� si� do nowej sytuacji. Reger i jemu podobni byli dinozaurami, skazanymi na wymarcie. - Przeka�� Sartanowi pa�skie m�dro�ci - o�wiadczy� Bernhard nieco ironicznym tonem. - Lepiej, �eby�my nie musieli ju� tu wraca�. Na kolejny sygna� d�oni�, Kanai ruszy�, tras�, kt�r� tu przyby�, got�w usun�� wszelkie zagro�enia, jakie do tej pory mogli przygotowa� ludzie Regera. Ale j...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin