Chłopiec_z_baśniowej_komnaty.doc

(360 KB) Pobierz
ęNotki Autora:

Chłopiec z baśniowej komnaty

By SoDoNe

 

Notki Autora:

Nie którym może się zdawać, że akcja się bardzo szybko rozwija, nawet zbyt szybko i... mają rację ;)

 

 

Rozdział I W baśniowej komnacie.

 

Harry szedł w kierunku Zakazanego Lasu. Był środek zimy, śnieg prószył gęsto dokoła, i zimny wiatr wył w każdej szczelinie między drzewami, a ciemnowłosy chłopak ledwie przywdział szal i skórzane buty.

Miał już dość, nic się dla niego nie liczyło, bo czemu mogłoby pozostać jeszcze jakieś znaczenie. On - wybraniec - przestał być już człowiekiem, dla ludzi stał się ich ratunkiem. Każdy uważał go za kogoś niepokonanego, za kogoś kto nie potrzebuje pomocy, i tak też był traktowany. Wiele osób przychodziło do niego o pomoc, lecz jemu nikt jej nie zaoferował, bo nikt nie potrafił albo nie chciał zauważyć, że Harry nie jest żadnym wszechmocnym, potężnym i samodzielnym czarodziejem. Nawet jego starzy przyjaciele mieli o nim takie zdanie.

Teraz po tym jak ukończył szkołę i wstąpił do Zakonu Feniksa wiele się zmieniło. Obecnie osiemnastoletni brunet, który kiedyś marzył o byciu aurorem (nie mógł nim zostać, gdyż większość studiów i miejsc pracy zostało zamknięte z uwagi na coraz częstsze ataki śmierciożerców, którzy stali się coraz odważniejsi i pewni siebie po tym jak zginął Dumbledore) teraz marzy o spokoju i byciu samotnym.

Zatrzymał się pod jednym z drzew, głowę miał spuszczoną, jego oczy spoglądały na zaśnieżone podłoże lasu. To, w tym miejscu, było piękne. Ten śnieg, ten spokój, ta czystość i samotność. Wiatr gwizdnął koło niego, Harry zadrżał z zimna jakie towarzyszyło na dworze. Skulił się, podwijając kolana pod brodę. Jego powieki opadły zakrywając zielony kolor oczu chłopaka. Zimno, które go otaczało zaczęło powoli od niego odchodzić, a na jego miejsce wchodziła cisza. Ciemnowłosy wiedział, co za chwilę nastąpi, oparł się o pień pobliskiego drzewa i zasnął w ciszy i spokoju, i także z uczuciem wolności, której tak pragnął.

Było mu ciepło, bardzo ciepło. Czuł, że leży w łóżku na miękkiej pościeli, przykryty puszystą kołdrą. Słyszał odgłos ognia w kominku. Umarł? Nie! Może śni? Uchylił powieki. Leżał w wielkim łóżku z baldachimem, pięknie zdobionym i bardzo kosztownym. W miłych i ciepłych kolorach, takich jak żółć, pomarańcz, róż albo mocna czerwień (kolor czereśni).

Usiadł na łóżku, po czym zaczął się rozglądać po pokoju, w którym się znajdował. Pokój ten powinno się raczej nazwać komnatą, gdyż był ogromny i tak samo jak łóżko bardzo kosztowny i niezwykle wprawnie ozdobiony. Wyglądał jak "Baśniowa Komnata". Tak! To było dobre określenie, pasowało w sam raz. Harry wstał z łóżka i podszedł do jednego z okien umieszczonych po lewej stronie (naprzeciw łóżka były wielkie, barwnie zdobione drzwi, a po prawej stronie były wielkie szafy, pozostałe - mniejsze szafki były poustawiane między oknami). Brunet odsunął dłonią delikatną firankę i wyjrzał na zewnątrz. Małe, kruche płatki śniegu spadały z nieba wykonując po drodze swój taniec, przy którym pomagał im wiatr.

Harry uśmiechnął się, pierwszy raz odkąd wstąpił do Zakonu Feniksa, zielonooki tak prawdziwie pokazał uśmiech. Jeśliby tylko wiedział, że to go spotka po śmierci, dawno zrobiłby to. Nie myśląc nic więcej chłopak podszedł do drzwi balkonowych umieszczonych pomiędzy dwoma oknami. Złapał za obydwie klamki od razu i otworzył je na pełną szerokość. Zimne powietrze natychmiast przewiało cały pokój, wrzucając do środka płatki śniegu, które natychmiast traciły swój urok zamieniając się w wodę. Ogień w kominku zakołysał się, po czym za swymi plecami Harry usłyszał:

- Ty naprawdę chcesz popełnić samobójstwo, czy jesteś aż tak głupi, żeby w koszuli nocnej wychodzić na mróz?

Brunet odwrócił się do osoby, która to powiedziała. Tymczasem ona wyjęła różdżkę i jednym machnięciem zamknęła drzwi balkonowe uniemożliwiając, tym samym, ponowny napływ mokrego śniegu do komnaty.

Zielone oczy Harry'ego przyglądały się mężczyźnie, który przed chwilą wszedł do komnaty. Był to człowiek dobrze zbudowany o kruczoczarnych, lśniących włosach opadających na ramiona. Jego oczy były koloru krwi, a jego nos różnił się od przeciętnych ostrością kształtów i bardzo małymi otworami, jak u węży. Lecz choć wyglądał tak strasznie, to młodszy chłopak nie bał się jego, jak było na poprzednich spotkaniach. Teraz było mu już wszystko obojętne, łącznie z tą osobą - Lordem Voldemortem. Jednak znalazł się mały drobiazg, który zwrócił uwagę zielonookiego.

- Ja nadal żyję? - spytał niepewnie i niedowierzająco.

Krwiste oczy zwęziły się, po czym na twarzy Czarnego Pana pojawił się przewrotny uśmiech.

- A chciałeś umrzeć? - odpowiedział pytaniem.

Harry nic nie odparł, odwrócił głowę i jego wzrok padł na lustro, lecz wiadomość, że to co widzi jest odbiciem jego osoby dotarło do niego dopiero po dłuższej chwili.

- Co to jest?! - spytał zaskoczony brunet.

W lustrze jego odbicie było ubrane w falbankową, przezroczystą koszulę nocną. Dodatkowo przybraną złotem, srebrem i wycieńciami w najmniej odpowiednich miejscach.

- Co to ma znaczyć?! - spytał wściekły.

Jakkolwiek nic go przed chwilą nie interesowało. Teraz postanowił pomścić taką obrazę swej osoby.

- Coś ci przeszkadza? - zapytał kruczowłosy.

- Wszystko! - krzyknął Harry.

- Łącznie z tobą samym?

Brunet zdenerwował się naprawdę. Niedość, że morderca jego rodziców ubrał jego w tak dziwaczny sposób, to jeszcze drwi sobie z niego.

- Nie podoba mi się to jak mnie ubrałeś. - powiedział starając się zachować spokój - To jest nienormalne.- dodał.

- A co w tym jest nienormalnego? - spytał rozbawiony głos Voldemorta.

- To--jest--żeński--ubiór. - powiedział Harry zaznaczając wyraźnie każde słowo.

- Nie. - odparł krótko kruczowłosy, zmieniając ton swego głosu na bardziej poważny.

- Co? - zapytał głucho chłopak.

- To NIE jest żeński ubiór. Nie ma miejsca na biust. - Harry spojrzał uważnie i okazało się rzeczywiście, że ta koszula nocna nie może być dla kobiety. Dokładnie, to miał wrażenie, że ten ciuch został zrobiony... "Dla ciebie. - usłyszał głos Voldemorta - Ta koszula jest dla ciebie. - powtórzył Czarny Pan. - Tak jak i reszta ubrań w tamtej szafie, - krwistooki wskazał na jeden z mebli - a dokładniej wszystko w tej komnacie jest twoje łącznie z komnatą.

Harry spojrzał totalnie zaskoczony na starszego mężczyznę. Czy on sobie robił z niego żarty?

- Co mam rozumieć przez twoje ostatnie zdanie? - zapytał podejrzliwie.

- To, że teraz tu mieszkasz. - odpowiedział mu kruczowłosy. - Jeśli byś czegoś chciał, wezwij skrzata. Nazywa się Truflek.

Ale dlaczego?! - krzyknął zielonooki. - Co to ma znaczyć?! Po co to robisz? O co ci chodzi?

Brunet chciał jak najszybciej dowiedzieć się co za pomysły chodzą Lordowi Voldemortowi po głowie i jaki one mają związek z nim. Lecz na te pytanie nie dostał odpowiedzi. Czerwonooki nacisnął klamkę u drzwi i wyszedł zamykając je za sobą cicho. Harry rzucił się do nich, lecz po próbie otworzenia ich zdał sobie sprawę, że są zamknięte. Różdżka. Zielonooki rozejrzał się po swym więzieniu w poszukiwaniu jej, ale nigdzie nie było po niej śladu.

- Co za głupota. - powiedział sam do siebie. - Przecież, jeśli chce mnie tutaj więzić, to na pewno nie zostawił mi niczego pomocnego w ucieczce.

Harry podszedł do drzwi balkonowych, nacisnął klamkę i uchylił je. Lecz nie minęła sekunda, gdy te same drzwi zamknęły się z trzaskiem, a przed chłopakiem ukazał się napis z krwi "Gdzie się wybierasz N.A.G.O.?!", który po chwili wsiąkł w powietrze. Brunet westchnął.

- Wszystko w tej komnacie jest moje. - znowu zaczął rozmawiać sam z sobą. - Więc czemu, by nie zobaczyć, co tu mamy.

Podszedł do szafy w poszukiwaniu lepszego stroju niż obecny. Po otwarciu jej przeżył jeszcze większy szok niż te poprzednie razem wzięte. Całą jego garderoba składała się z ekskluzywnych, falbankowych sukien, pozłacanych rajstop, przezroczystych halek, koronkowych majteczek i najróżniej zdobionych pantofelków (nie zawsze z obcasem). Harry na widok tego rodzaju odzienia uznał, że nie ma potrzeby się przebierać (do koszuli się już przyzwyczaił, a inne stroje obecne w tym pokoju, jego męska strona - albo dokładnie cały on - odmawiały założenia).

Zielonooki postanowił posprawdzać, co się znajduje w szafkach. Pierwsza - naszyjniki, druga - pierścionki, trzecia - kolczyki (Harry sprawdził czy aby nie pojawiły mu się dziurki w uszach - na jego szczęście nie było), czwarta - broszki, piąta - bransolety, szósta i każda następna były zapełnione rzeczami do komnaty - jak ozdoby na lampy, świeczniki, a także zapasowa pościel, czy firanki. Wszystko ekskluzywne i kosztowne.

Brunet uznając, że nic przydatnego nie znajdzie (ledwie spojrzał na regał z książkami, po zobaczeniu kilku znanych romansideł, a także tytułów, typu "Pierwszy raz", "Wymarzona noc" czy "Miłość, a Nienawiść" uznał, że najlepiej będzie trzymać się od tego z daleka) postanowił położyć się na łóżku i "liczyć barany". Jedyny plus, jaki znalazł z zapoznania się ze swym więzieniem było to, że miał mniej więcej pojęcie, co Lord Voldemort chce zrobić; GWAŁT, ale to już nie był plus.

 

 

Rozdział II Zaręczyny

 

Na następny dzień Harry obudził się jeszcze przed świtem. W przeciwieństwie do wczoraj, gdy śnieg prószył tak gęsto, że nic nie można było zobaczyć, dziś nie padał w ogóle. Brunet wstał z łóżka i wyjrzał za okno. Jego oczy ujrzały ogromny ogród przykryty grubymi warstwami śniegu. Dokoła niego był mur, a za nim rozpościerał się las, który o tej porze roku był cały w bieli, tylko od czasu do czasu jakieś iglaste drzewo wyłaniało się ze swą ciemną zielenią.

Chłopak miał wielką ochotę wyjść na dwór, ale wiedział, że przy obecnym stanie rzeczy nie miał na to szans. Położył się z powrotem na łóżko i poczuł, że jest głodny, czemu nie można było się dziwić, bo nie jadł już nie wiadomo ile czasu.

- Truflek! - wezwał skrzata, który zaraz się przed nim pojawił.

- Czego sobie Pani życzysz? - spytał

"Pani?! Mogę się założyć, że ten zbok Voldemort kazał mu tak się do mnie zwracać." - pomyślał Harry, po czym na głos powiedział - Śniadania.

Skrzat odszedł, a po chwili wrócił niosąc tacę z jedzeniem, którą postawił na łóżku przed zielonookim, po czym zniknął.

Brunet zaczął jeść, albo raczej pożerać, to co miał przed sobą. Gdy skończył położył głowę na poduszkę i przekręcił ją na lewą stronę, tak by móc obserwować, co się dzieje na dworze. Po paru minutach usłyszał pukanie do drzwi, które następnie zostały delikatnie uchylone, a do komnaty wszedł najmniej proszony gość.

- Truflek oznajmił mi, że już wstałeś. - wytłumaczył Czarny Pan.

- Taa - odparł Harry wciąż patrząc za okno.

Voldemort spojrzał na niego, potem na pogodę i zwrócił się do chłopaka:

- Chcesz wyjść na dwór?

Brunet zerwał się z łóżka i spojrzał na mężczyznę oszołomiony.

- Mogę?! - spytał

- Oczywiście. - zezwolił kruczowłosy.

Zielonooki podbiegł do drzwi, a potem odwrócił się do krwistookiego.

- Mogę? - spytał jeszcze raz.

- Oczywiście, że możesz, ale najpierw musisz się ubrać - wytłumaczył Voldemort.

Harry pobladł na myśl o włożeniu tych dziwacznych ubrań, które ma w szafie.

- To ja zostaję. - rozmyślił się.

- Niestety, Harry. - zaczął kruczowłosy - Przebywanie przez cały czas w zamkniętym pomieszczeniu szkodzi twemu zdrowiu, więc ubierzesz się i wyjdziesz zarzyć trochę świeżego powietrza.

Nim ciemnowłosy się spostrzegł Czarny Pan wyjął różdżkę i zdjął z niego koszulę nocną, a po chwili z szafy wyleciała halka, która sam włożyła się na Harrego, potem rajstopy, następnie wzorzyste kozaki i na końcu wyleciała błękitna suknia przybrana gdzieniegdzie bielą. Choć brunet krzyczał i wyrywał się jak mógł, to i tak wszystkie ubrania założyły się na niego. Wtedy znikąd przyleciał kożuch i nałożył się na pozostałe ciuchy jako przykrycie.

- Możemy iść. - powiedział czerwonooki, po czym złapał chłopaka za ramię i wyszli z komnaty.

Harry był zbyt skołowany, tym co się działo dokoła niego, by opierać się. Voldemort szedł szybko, dużymi krokami, a Harry próbując nadążyć trzy razy potknął się (winą tego był rodzaj sukni i butów, do którego nie był przyzwyczajony) za każdym razem wpadając na starszego mężczyznę. Po czwartym upadku kruczowłosy wziął go na ręce i wyniósł jak pannę młodą. W momencie gdy znaleźli się na dworze Czarny Pan postawił go na ziemi.

- Jesteśmy na miejscu - oznajmił, po czym wziął go pod rękę i obaj ruszyli scieżką przez zaśnieżony ogród.

- Powiedz mi - odezwał się ciemnowłosy. - Czego ty tak naprawdę ode mnie chcesz?

- A nie potrafisz się domyślić?

- Nie!!! To znaczy... eee... myślałem o gwałcie, ale... - Voldemort zachichotał się - Co?! - zdenerwowało to bruneta. - Po tym jak mnie ubierasz, co można pomyśleć?!

Krwistooki spojrzał na chłopaka:

- Więc uważasz, że chcę cię zgwałcić.

- Uważałem. - poprawił Harry - Ale twoje zachowanie nie pasuje do gwałciciela. - odczekał chwilę, po czym powtórzył pytanie - O co ci właściwie chodzi?

Czarny Pan odwrócił od niego wzrok.

- Hej! - zielonooki zagrodził mu drogę. - Odpowiedz! - rozkazał.

Kruczowłosy pogrzebał w swojej szacie przez moment, następnie wyjął złoty pierścionek ze szmaragdowym oczkiem i powiedział:

- Odpowiem, gdy zgodzisz się na ten pierścionek.

Harry skrzywił się na myśl o jeszcze jednej ozdobie.

- Jeszcze trochę i zacznę wyglądać jak choinka - wymamrotał, natomiast głośno odparł - Zgoda.

Lord Voldemort wsunął mu pierścionek na palec serdeczny u prawej ręki, po czym odszedł parę kroków i zwrócił się do bruneta:

- Tak się składa Harry, że planuję ślub.

- Ze MNĄ ?!?!

- Dokładnie.

- Ja... Nie... Nigdy... Nie z tobą... - próbował coś wydukać ciemnowłosy.

- Sądzę, że jednak ślub się odbędzie i jak na razie nie widzę kłopotów; przy pierścionku zaręczynowym nie było rzadnych.

- Jakim pierścionku zaręczynowym?! - wyrwało się nagle zielonookiemu.

- Tym, który masz na prawej ręce. - padła odpowiedź Voldemorta.

Harry był na siebie wściekły. Na jego prawej ręce znajdowało się coś, co powiniem jak najszybciej się pozbyć. Łatwo mówić. Voldemort mu grzecznie wytłumaczył, że bez magii i odpowiedniego zaklęcia nie da rady ściągnąć tego. Po kilku bardzo bolesnych próbach dał sobie spokój i obeciał sobie, że na ślub tak łatwo nie pozwoli się nabrać.


 

Rozdział III Draco Malfoy

 

Następne kilka dni nie były niczym nadzwyczajnym. Pobudka w tej samej komnacie, śniadanie, odwiedziny Volda (Harry uznał, że jego imię jest za długie, a po drugie gdy był wściekły mógł zmienić z Vold na Voldrań), następnie spacer po dworze, obiad w ogrodzie, na wieczór powrót do komnaty, kolacja i spanie. Do codzienności można też dołożyć obrzydliwe (według zielonookiego) stroje zmieniane każdego nowego ranka, głupie (według ciemnowłosego) zachowanie Volda i sprytne (według Harrego) czyhanie na pułapki ślubne.

Tego dnia brunet siedział na swoim łóżku czytając jedną z tych idiotycznych książek o tytule "Romantyczne przygody w świetle księżyca". Dzisiejszego dnia Vold nie przyszedł do niego, tylko przekazał przez Truflka wiadomość, że nie będzie go dziś cały dzień.

"...bardzo romantycznym sposobem na spędzenie nocy poślubnej jest też wyjazd nad rzekę ukrytą w lesie. Można wtedy wędrować wzdłuż rzeki pod koronami drzew przykrywających niebo. Wbrew wszystkim przesądom to jest równie wspaniałe jak wędrówka pod gołym niebem..."

Harry zakmnął książkę uznając, że jeszcze trochę i zacznie chcieć ślubu z Voldem. Leżał na łóżku. Spojrzał na baldachim i w tym samym momencie usłyszał pukanie do drzwi. "Vold - pomyślał - Przecież powiedział, że nie będzie go dziś cały dzień". Usiadł na łóżku i przyjrzał się drzwią. "Przesłyszało mi się" uznał i położył się na łóżku. Pukanie się powtórzyło. Harry spojrzał na drzwi i poczekał. Po kilku minutach pukanie znowu się powtórzyło.

To już było dziwne.

- Proszę. - powiedział.

Osoba z drugiej strony nacisnęła klamkę, ale jakoś wachała się z wejściem.

- Możesz wejść. - powtórzył.

Drzwi się otworzyły i do komnaty wszedł młody blondyn, który nie spoglądając nawet na bruneta, natychmiast się skłonił i powiedział uniżenie.

- Pani! Czarny Pan kazał mi być Twym towarzyszem, Pani. Mam Cię słuchać i wykonywać wszystko co mi rozkażesz, Pani. A także uczyć Cię manier i zachowania znacznie wyżej postawionych czarodziei czystej krwi, Pani. Jako że masz wkrótce zostać żoną Czarnego Pana, chciał też żebyś przyzwyczaiła się do nazywania Cię Czarną Panią, Pani. - Draco Malfoy skończył mówić i najwyraźniej czekał teraz na rozkaz, który Harry z chęcią mu dał:

- Przynieś jakieś gry; np: szachy lub karty.

- Tak jest, Pani! - wykrzyknął niebieskooki i wybiegł wykonać rozkaz.

Wrócił po pięciu minutach trzymając w rękach nie tylko szachy i karty, ale też pełno innych gier. Wysunął je przed siebie, a głowę wsadził między ramionami i przyglądał się pięknie zdobionemu dywanowi o wiele mniej ciekawemu niż chłopak w sukience, który siedział na łóżku.

Gdyby to były szkolne czasy. Harry z pewnością by poniżył Malfoya, ale w obecnej sytuacji, miał o wiele większą ochotę zagrać z nim w szachy, niż czytać te badziewne książki. Lecz żeby móc z nim zagrać tak by patrzył oczami na szachownicę a nie gapił się na swoje kolana trzeba było najpierw go ocucić z usłużnej pozy do jakiej najprawdopodobnie ("na pewno" pomyślał Harry) przyuczył go krwistooki.

- Nie rób z siebie idioty, Malfoy, i przynieś tu te gry! - powiedział ostro, a w myślach dodał: "zareaguj tak jak zwykle!"

Malfoy nie podnosząc głowy przyniósł, to o co go proszono.

- Połóż je na łóżku! "spójrz na mnie ty cymbale!"

Blondyn nadal z głową patrzącą na dół położył gry na łóżku

- Rozpakuj szachy i przygotuj je do gry! "podnieść tą pustą łepetynę!"

Niebieskooki ciągle trzymając pochyloną głowę rozpakował i przygotował jedną z gier. "Zaraz go kopnę" pomyślał zielonooki, lecz na głos powiedział:

- Draconie Malfoyu, czy zechciałbyś zobaczyć komu służysz?

- Nie ośmieliłbym się Pani.

- W takim razie rozkazuję ci, żebyś na mnie spojrzał.

Blondyn powoli niepewnie zaczął unosić głowę do góry. Najpierw jego wzrok padł na nogi, potem na tułów i ręce. Czym wyżej chłopak podnosił głowę, tym większe stawały się jego oczy, czemu nie można się było dziwić, gdyż Czarna Pani okazała się rodzaju męskiego. W momencie gdy wzrok stanął twarzy bruneta, jego oczy były jak dwie dynie, by po chwili z jego gardła wydarło się:

- Potter! Jak śmiesz?! Gdzie jest Czarna Pani?!

- Nie wiem o kim mówisz, ale jak chodzi ci o osobę, którą Vold ma zamiar zmusić do ślubu -- to JA.

- Co? - spytał niedowierzający, ledwo trzymający się na nogach blondyn.

- Draco - zaczął spokojnie brunet - Vold na pewno przysłał cię tu byś mi usługiwał, ale ja sług nie potrzebuję, jedynie kogoś do rozrywki (dop. autora: nie takiej rozrywki, nie takiej). Po czym położył rękę na szachownicy - Chcesz grać w szachy?
Blondyn kompletnie osłupiał. Harry nie odzywał sie dając mu czas na poukładanie nowych nietypowych wiadomości w swoim umyśle. Po kilku minutach młodzieniec zamrugał oczami i będąc nadal w szoku wymruczał:

- Czarny Pan chce cię poślubić?

- Dokładnie. Nawet noszę pierścionek zaręczynowy. - wysunął prawą rękę naprzeciwko twarzy Malfoy'a, który zrobił niedowierzające oczy. - Oczywiście nie noszę go z własnej woli, po prostu nie mogę go ściągnąć. - dodał Harry dowcipnym tonem.

Blondyn kiwnął głową na znak zrozumienia, ale było wyraźnie widać, że nie czuje się najlepiej w tej sytuacji.

- To chcesz grać w szachy? - powtórzył pytanie zielonooki.

Drugi chłopak po usłyszeniu Harrego ocknął się i przytaknął z niemym "tak". Brunet odsunął się na łóżku robiąc miejsce dla Dracona, który przyjął zaproszenie. Po pół godzinie blondyn przyzwyczaił się do "Czarnej Pani", a "ją" tak "wciągnęły" wytęsknione szachy, że na koniec dnia "oboje" byli zadowoleni i blisko siebie jak najlepsie przyjaciele.


 

Rozdział IV Ślub

 

Nazajutrz rano Harry smacznie spał w łóżku, gdy poczuł, że ktoś go podnosi, a następnie wynosi na rękach z pokoju, żeby po jakimś czasie położyć go na kanapie. Owa osoba przeszła palcem po jego nosku, po czym spoczęła na lekko rozchylonych wargach.

- Apetyczne. - wyszeptał mu znajomy głos do ucha przygryzając je lekko.

- Mmmm... - wymruczał sennie brunet i uchylił powieki.

Jego wzrok padł na bladą twarz z czerwonymi oczami. Patrzył nieprzytomnie na krwistookiego, gdy po chwili poczuł zimne palce gładzące jego policzek.

Oderwał się jak oparzony. Vold uśmiechnął się do niego:

- Dzień dobry, Panno Młoda.

- Jaka Panna Młoda?! - wrzasnął zielonooki.

- Mam zaszczyt Ci ogłosić, O Pani Mego Serca, że dziś nadszedł dzień naszego ślubu. - powiedział delikatnie, wykonując przy tym romantyczne sceny, gdzie na koniec pocałował chłopaka w dłoń - Z uwagi, że Pan Młody nie powinien widzieć Panny Młodej przed ślubem, JA już wychodzę i przygotowanie Ciebie, MÓJ I TYLKO MÓJ kwiatuszku, pozostawiam Draconowi - po czym wyraz jego twarzy z romantycznej stał się zimny i pusty. - Draco! - krzyknął. Blondyn pochylony wszedł do pokoju. - Wiesz co masz robić?

- Tak, Panie. - odparł pokornie niebieskooki.

Vold podszedł do drzwi, uchylił je, po czym odwrócił się i rzucił oczko do Harrego - Oczko, za które brunet miał ochotę go zabić.

Po wyjściu Czarnego Pana, blondyn podniósł pytająco oczy na zielonookiego. Ten natomiast rzucił jakby od niechcenia:

- Oczywiście, że wolę gdy nie robisz z siebie głupka.

Na tę odpowiedź Draco wyprostował się i rzekł:

- Harry, będzie lepiej dla ciebie jeśli przygotujesz się do ślubu z własnej woli.

- Za nic! - było jedyną odpowiedzią chłopaka.

- Rozumiem - odparł blondyn wyjmując różdżkę. Harry na widok owej rzeczy przypomniał sobie o swojej, a także że jej nie posiada obecnie przy sobie i zrozumiał w jak trudnej sytuacji się znalazł.

Niebieskooki machnął różdżką, a Harry krzyknął, protestując i próbując przeciwstawić się nieuniknionemu.

***

Vold przyjrzał się uważnie miejscu, gdzie miał odbyć się ślub. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Mrocznie, ponuro ale również nastrojowo.

- Lumos. - cała gwardia świec dała blask i trochę ciepła do owego ciemnego miejsca.

- Panie.

Krwistooki odwrócił się twarzą do Lucjusza i Narcyzy, którzy mieli być świadkami ślubu.

- Dobrze. Teraz brakuje tylko Panny Mlodej. - powiedział cicho, po czym uderzył ręką w Ołtarz, spod którego dochodziły szepty układające się w jakąć modlitwę. - Drogi Ojcze Święty - zaczął szeptem tak, żeby tylko ksiądz mu go słyszeć - nie przyprowadziłem Cię tutaj abyś siedział w ukryciu pod ołtarzem. Tylko chciałbym byś zechciał dać ślub dwóm ćwierkającym wróbelką, które chcą być już na zawsze razem. Wyjdź, gdyż zaraz zjawi się tu me Serduszko. - Ojciec Święty wychylił się powoli. - Po ślubie będziesz mógł sobie pójść.

Drzwi otworzyły się powoli, do sali wkroczyła delikatnym krokiem Panna Młoda w mlecznoróżowej sukni. Włosy owej osoby były długie, lśniące koloru głębokiej czerni, rozpuszczone lecz pięknie ułożone przez wiatr. Twarz miała zakrytą, w rękach trzymała bukiet z dzikich róż i innych polnych kwiatów o barwie różu i bieli. Szła swobodnie choć miała długą suknię i pantofelki na obcasie, wyglądała raczej jakby płynęła ponad zimną, kamienną posadzką.

Na twarzy Czarnego Pana wykwitł uśmiech triumfu, gdy owa osoba podeszła do swego przyszłego męża i przytuliła głowę do jego ramienia. Ksiądz rozpoczął ślub, starał się zachować spokój, lecz jego nogi trzęsły się na przekór jego próbom ukojenia nerwów.

- Szybciej. - syknęła postać Lorda Voldemorta.

- Czy ty chcesz go poślubić? - zapytał ksiądz bruneta.

- Tak. - odpowiedział delikatnie i namiętnie.

- A ty?

- Oczywiście. - odparł krwistooki.

- Więc jesteście małżeństwem. - dokończył ksiądz. - Możecie się pocałować. - dodał robiąc znak krzyża i wybiegając szybko przez tylne drzwi.

Czarny pan pocałował namiętnie obecnie już swoją żonę.



 

Rozdział V Noc poślubna

 

Po całym ślubie, a następnie weselu, gdzie wszyscy śmierciożercy dowiedzieli się o tożsamości małżonki swego Pana, oboje udali się do dużej komnaty z ogromnym łożem.

Wtedy to kruczowłosy wskazał różdżką na Harrego i cicho powiedział - Finite Incantatem.

Cisza. Blask. A po chwili...

- Jak mogłeś - odezwał się wściekły i jednocześnie pełen bólu głos bruneta. - Jak mogłeś mi to zrobić?!

Vold nic nie odpowiedział, jedynie wziął w swe ręce twarz młodzieńca, po której teraz płynęły łzy upokorzenia i pocałował go delikatnie. Chłopak zamknął oczy. Może jego mąż był sadystą i wariatem, ale trzeba było przyznać, że całować umiał. Rozchylił szerzej swoje wargi. Wiedział, że przegrał. Nie było powodu, by dłużej walczył. Obecnie był w zamku Czarnego Pana, ubrany w jakąś suknię i po ślubie.
Właśnie! Jest po ślubie! Po ślubie z Lordem Voldemortem, więc co mu jeszcze zostało?!

- Dziewiczość. - powiedział jakiś cichy głosić z tyłu jego głowy.

- Zgadza się. - przyznał mu rację Harry.

Została mu jeszcze dziewiczość - tak ważna rzecz. Tej rzeczy na pewno nie odda tak łatwo. Z całej siły odepchnął od siebie drugą osobę, która skrytykowała to kąśliwie z nutą rozbawienia w głosie:

- Już po rozpaczy?

- Nie byłem w żadnej rozpaczy? - odpowiedział hardo chłopak.

- Doprawdy? A te łezki? - przejechał palcem po jeszcze mokrym policzku zielonookiego.

- To przez ciebie! - odparł - Przez to jak mnie upokorzyłeś, draniu! - nie mógł się powstrzymać, by nie dodać ostatniego słowa.

- Przed czym tak się bronisz?

Harry przełknął ślinę, krwistooki trafił w czuły punkt.

- Boisz się nocy poślubnej? - dalej pytał przyglądając się mu.

- Nie miałem pierwszego razu. - wyrwało się młodzieńcowi.

- Oh, miałeś. - powiedział ponętnie mężczyzna, a na twarzy zielonookiego pojawił się wyraz przerażenia.

- Co?! - wyksztusił chłopak.

- Miałeś, mój króliczku. Ze mną.

Harry usiadł na łóżku, z trudem mógł złapać powietrze. A więc nic mu nie zostało. Nic.

Vold podszedł do niego. Popchnął go lekko na łóżko. Po czym zaczął go rozbierać. Powoli. Namiętnie. W końcu zielonooki się nie opierał.

Znikąd nacisnął palcem jego sutka. Chłopak nabrał gwałtownie powietrza.

Czerwonooki zaczął bawić się przy wcześniej wspomnianym miejscu, ku jego radości młody brunet wzdychał i wydawał odgłosy wyraźnie zapraszające starszego mężczyznę do kontynuowania, który z wielką przyjemnością wykonywał to dobierając się do coraz bardziej ciekawych miejsc.

Harry nie mógł uwierzyć, że mu tak dobrze. Dobrze? Dobrze - to mało powiedziane, on czuł się wspaniale! Vold pieścił ustami i jedną ręką jego sutki, szyję, ręce (zwłaszcza zgjęcia i dłonie), brzuch, a nawet pod pachami, gdy w tym czasie drugą ręką rozpinał mu spodnie.

Nie minęło dużo czasu, a cały ubiór Harrego łącznie z bielizną leżał na ziemi, gdy on sam był poddawany najróżniejszym pieszczotą. Kruczowłosy na chwilę przestał i przyjrzał się twarzy chłopaka. Była taka słodko-zdziwiona z powodu przerwania wcześniejszych przyjemności.

- Podoba ci się? - spytał go krwistooki.

Brunet nie odpowiedział, tylko odwrócił wzrok rumienąc się jak dojrzała wisienka.

- Zdaje mi się, że bardzo ci się podobało.

- Wcale nie. - zaprzeczył zielonooki wciąż rumieniąc się.

- Wiesz, w takim przypadku nawet nie muszę używać legilimencji, gdyż twoje ciało mówi za ciebie. - przejechał palcem po stwardniałej męskości młodego chłopaka, który pisnął, po czym zatkał sobie usta ręką.

Voldemort spojrzał na niego z zainteresowaniem.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin