Cykl ''Przygody Trzech Detektywów'' - tom I - ''Tajemnica jąkającej się papugi''.doc

(572 KB) Pobierz

ALFRED HITCHCOCK

 

 

 

 

 

 

 

 

TAJEMNICA JĄKAJĄCEJ SIĘ PAPUGI

Tom I

z cyklu

„Przygody Trzech Detektywów”

 

 

 

 

 

 

30


Wprowadzenie Alfreda Hitchcocka

 

Przed wami kolejna, zapierająca dech przygoda Trzech Detektywów. Jeśli znacie już tych młodych ludzi, nie traćcie czasu i przejdźcie od razu do czytania ich nowej historii.

Ale pozwólcie, że pozostałym przedstawię chłopców.

Są to: Bob Andrews, Pete Crenshaw i Jupiter Jones. Mieszkają W Kalifornii, W Rocky Beach, niewielkim mieście na wybrzeżu Pacyfiku, w odległości kilkunastu kilometrów od Hollywoodu. Bob, drobny blondyn, kocha książki i uwielbia przygody. Pete jest wysoki i muskularny. Nim się coś wydarzy, trochę marudzi, jednak dzięki swej sile i zręczności jest niezawodny w kłopotliwych sytuacjach. Jupiter, lider zespołu, jest raczej ciężkiej wagi, ale jego umysł pracuje z żelazną konsekwencją. Mimo że okrągła twarz Jupe’a często może się wydawać niezbyt mądra, w rzeczywistości jest to umysł bystry i przenikliwy.

Bob i Pete mieszkają z rodzicami, a Jupiter jest wychowywany przez wujostwo, gdyż jako małe dziecko stracił rodziców. Był rozkosznym i niezwykle rozgarniętym chłopczykiem. Przez pewien czas występował jako dziecięcy aktor, Mały Tłuścioszek. Chociaż te wczesne doświadczenia aktorskie są mu pomocne w pracy detektywa, Jupiter nie cierpi, kiedy nazywa się go Tłuścioszkiem lub przypomina owe czasy. W konkursie, ogłoszonym przez lokalną agencję wynajmu samochodów, Jupiter jako wygraną otrzymał prawo trzydziestodniowego używania staroświeckiego, zdobionego złoceniami rolls-royce’a wraz z szoferem. Dzięki temu środkowi lokomocji, tak przydatnemu przy kalifornijskich odległościach, Jupiter i jego przyjaciele mogli poszerzyć zakres działań, postępując zgodnie z własną dewizą, która brzmi: badamy wszystko.

Bazą Trzech Detektywów jest skład złomu prowadzony przez wujostwo Jupe’a, Tytusa i Matyldę Jonesów. Kwaterą Główną chłopców jest stara, duża przyczepa kempingowa, w której urządzili sobie biuro, ciemnię i malutkie laboratorium. Przyczepa jest ukryta wśród zwałów przeróżnych rupieci i złomu a wiodą do niej sekretne wejścia zbudowane przez chłopców. Na teraz wystarczy. Słuchajcie uważnie, bowiem papugi niebawem przemówią!

Alfred Hitchcock

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

Wołanie o pomoc

 

- Na pomoc! - głos był dziwnie przeraźliwy i zarazem stłumiony. - Na pomoc! Na pomoc!

Ilekroć krzyk dochodzący ze starego, rozpadającego się domu przeszywał ciszę, Pete’owi Crenshawowi przebiegał po plecach dreszcz. Potem, kiedy wołanie o pomoc zamarła z osobliwym rechotem, wrażenie było jeszcze gorsze. Wysoki chłopiec o brązowych włosach klęczał za grubym pniem palmy, rosnącej przy wysypanej żwirem ścieżce, i wpatrywał się uważnie w dom. Właśnie zbliżali się do niego wraz z Jupiterem Jonesem, kiedy po raz pierwszy dobiegł ich krzyk. Skoczyli na boki, by się ukryć.

Po drugiej stronie ścieżki Jupiter, mocna zbudowany i przysadzisty, przykucnął za krzakami i również obserwował dom. Czekali, czy wołanie się powtórzy. Ale w domu panowała cisza. Był to stary dom w hiszpańskim stylu, stojący w głębi zarośniętego niczym dżungla ogrodu.

- Jupe - szepnął Pete - czy to krzyczał mężczyzna, czy kobieta?

- Nie wiem - Jupiter potrząsnął głową. - Może ani jedno, ani drugie.

- Jak to? - Pete wzdrygnął się. Z pewnością nie był to krzyk dziecka, jeśli więc również ani mężczyzny, ani kobiety, pozostawała tylko możliwość, o której nie chciał myśleć.

Chłopcy czekali. Upał letniego dnia w Hollywood był bardzo uciążliwy. Wokół nich rosły palmy, krzewy i zdziczałe kwiaty. Lata zaniedbania zmieniły ten niegdyś piękny ogród w dżunglę. Dom w jego głębi był również skrajnie zapuszczony. Należał do Malkolma Fentrissa, emerytowanego aktora, wyspecjalizowanego niegdyś w rolach szekspirowskich, i przyjaciela Alfreda Hitchcocka, znanego reżysera, który stał się doradcą chłopców. Pan Hitchcock wynajdywał dla nich zagadki do rozwiązania, wykazywali bowiem duże zdolności detektywistyczne. Przybyli właśnie, by pomoc panu Fentrissowi w odnalezieniu zaginionej papugi.

Pan Hitchcock doniósł im o stracie pana Fentrissa i powiedział, że bardzo pragnie on odzyskać ptaka.

Zaskoczyło ich nieoczekiwane wołanie o pomoc. Ukryci w krzakach czekali na dalszy rozwój wypadków.

- Rany Boskie! - Pete mówił przyciszonym głosem. - Mieliśmy szukać papugi, a tu, nim jeszcze zdążyliśmy dojść do domu, ktoś krzyczy wzywając pomocy. Mam nadzieję, że nie będzie to taka sprawa, jak ostatnio. Zaczyna się fatalnie.

- Przeciwnie - odszepnął Jupe - zaczyna się bardzo obiecująco. Ale chyba wszystko się uciszyło. Zbliżmy się bardziej do domu i zobaczmy, co się dzieje.

- Wolałbym nie - odparł Pete. - To wygląda na dom, w którym jest pełno zamkniętych pokoi, i nie powinno się ich otwierać.

- Bardzo dobre określenie - powiedział Jupe. - Pamiętaj powtórzyć to Bobowi, jak wrócimy do Kwatery Głównej.

Bob Andrews był trzecim członkiem zespołu. Zajmował się dokumentacją i prowadził specjalne poszukiwania.

Jupiter zaczął przesuwać się w stronę domu, poruszając się między krzakami i kwiatami tak, by nie wywołać szelestu. Pete dotrzymywał mu kroku po drugiej stronie ścieżki. Byli już około trzydziestu metrów od domu, gdy coś chwyciło Pete’a za nogę w kostce i przewróciło go na ziemię. Usiłował się uwolnić, ale niewidzialna ręka zacisnęła się mocniej i szarpnęła go do tyłu. Rozpłaszczony, twarzą do ziemi, nie mógł zobaczyć, co lub kto go trzymało.

- Jupe! - krzyknął. - Coś mnie złapało!

Mimo swej zwalistej budowy Jupiter poruszał się szybko. Skoczył przez ścieżkę i był obok przyjaciela, jeszcze nim tamten skończył krzyczeć.

- Co to jest? - Pete łypał okiem na Jupe’a. - Coś mnie ciągnie do tyłu. Czy to boa dusiciel? W tym ogrodzie może kryć się wszystko.

Okrągła twarz Jupitera miała nadzwyczaj poważny wyraz.

- Przykro mi powiedzieć ci to, Pete, ale zostałeś złapany przez niezwykle złośliwy okaz Vitis vinitera.

- Zrób coś! - sapał Pete. - Nie daj mnie porwać tej yitis, czy co to tam jest.

- Mam nóż - odparł Jupe - zrobię, co będę mógł.

Wyciągnął swój cenny scyzoryk szwajcarski, z ośmioma ostrzami. Następnie chwycił nogę Pete’a. Pete poczuł, że Jupe przecina coś gwałtownie. Uchwyt na jego kostce zelżał. Pete natychmiast przetoczył się w bok i skoczył na nogi. Za nim Jupe z szerokim uśmiechem składał swój nóż. Ciężki, przecięty w połowie pęd winorośli kołysał się w gorę i w dół - tuż nad ziemią.

- Wsadziłeś nogę w splątane łodygi winorośli - powiedział Jupiter. - Im silniej starałeś się wyrwać, tym bardziej zaciskały się na twojej nodze. Bardzo wyrównana walka. Żadne z was nie użyło inteligencji. Winorośl nie posiada takowej, a tobie panika zahamowała procesy myślowe.

Jupiter zazwyczaj mówił w ten sposób. Pete zdążył się już do tego przyzwyczaić.

- Dobra, dobra - powiedział z zakłopotaniem - spanikowałem. Chyba myślałem tylko o wołaniu na pomoc.

- Panika jest bardziej niebezpieczna, niż samo niebezpieczeństwo - oświadczył Jupiter. - Lęk odbiera zdolność podejmowania właściwych decyzji. Niszczy niszczy. aaooch!

Pete odniósł wrażenie, że dostrzega w przyjacielu wszelkie objawy strachu, o którym ten właśnie mówił. Jupiter nagle pobladł, oczy mu się rozszerzyły, szczęka opadła. Zdawał się patrzeć na coś za plecami Pete’a.

- Jesteś dobrym aktorem, Jupe - powiedział Pete. - To najlepsza imitacja przerażenia, jaką kiedykolwiek widziałem. Ale powiedz lepiej teraz, co

Odwrócił się i zobaczył to, na co patrzył Jupiter. Słowa utknęły mu w gardle. Jupiter nie udawał. Naprzeciw nich stał bardzo gruby mężczyzna ze staroświeckim pistoletem w ręce. Jego wygląd przeraziłby każdego. Gruby mężczyzna nosił okulary, które powiększały jego oczy do niezwykłych rozmiarów, upodobniając je do oczu olbrzymiej ryby. Odbijające się w szkłach okularów światło słoneczne stwarzało wrażenie, że oczy wysyłają ogniste błyski.

- Dobra, chłopaki, marsz do domu! - gruby mężczyzna machnął pistoletem. Tam wyjaśnicie, jaką psotę szykowaliście tutaj. No, ruszać się!

Powłócząc nogami, z suchością w ustach, Pete i Jupiter ruszyli przodem, wysypaną żwirem ścieżką, posępnego kierunku posępnego domostwa.

- Nie próbujcie uciekać - ostrzegł gruby - bo pożałujecie.

- Nie biegnij, Pete - szepnął Jupiter - to by było najgorsze wyjście. Musimy przekonać pana Fentrissa, że nasz pobyt tutaj jest jak najbardziej uzasadniony.

- Nie mam zamiaru - odszepnął Pete. - Moje nogi są jak z waty. Czuję się, jakbym dopiero uczył się chodzić.

Żwir chrzęścił pod ich stopami. Pod ciężarem idącego za nimi mężczyzny wydawał trzaski, które napełniały Pete’a bardzo niemiłym uczuciem. Chłopiec był niemal zadowolony, gdy dotarli do wykładanego płytami ganku i stanęli przed ogromnymi drzwiami frontowymi.

- Proszę otwórzcie drzwi i wejdźcie do środka - powiedział gruby mężczyzna. - Pamiętajcie, że trzymam świerzbiący mnie palec na cynglu. Skręćcie na prawo, wejdźcie do pokoju i siadajcie pod przeciwległą ścianą.

Jupiter nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się ukazując ciemny przedpokój. Pete zebrał resztki sił i obaj przestąpili próg, skręcili w prawo i weszli do dużego pokoju zawalonego książkami, czasopismami i starymi meblami. Pod przeciwległą ścianą stało kilka dużych, krytych skorą krzeseł. Przemaszerowali przez pokój i usiedli. Mężczyzna stał i patrzył na nich z satysfakcją. Dmuchnął w lufę pistoletu, jakby usuwając kurz z drogi pocisku.

- A teraz - powiedział - wytłumaczcie, jaki figiel zamierzaliście tu spłatać, skradając się cichcem przez ogród do mojego domu.

- Właśnie szliśmy odwiedzić pana - powiedział Jupiter. - ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin