Daleka tęcza.txt

(439 KB) Pobierz
Arkadij i Borys Strugaccy

�Daleka T�cza�

�Pr�ba ucieczki�
Dalekaja Raduga
Popytka k begstvu
Ros � 1963
Pol - 1988
Daleka T�cza
Rozdzia� l
D�o� Tani, ciep�a i nieco szorstka, le�a�a mu na oczach i nic poza tym go nie 
obchodzi�o. Czu� gorzko-s�ony zapach kurzu, kwili�y na wp� obudzone stepowe 
ptaki, a sucha trawa k�u�a i �askota�a go w kark. Le�e� by�o twardo i 
niewygodnie, szyja okropnie sw�dzia�a, ale nie rusza� si�, s�uchaj�c cichego, 
miarowego oddechu dziewczyny. U�miecha� si� i cieszy�a go ciemno��, bo ten 
u�miech musia� by� chyba nieprzyzwoicie g�upi i zadufany.
Potem, ca�kiem nie na miejscu i nie na czasie, w laboratorium na wie�y 
zajazgota� sygna� wywo�awczy. A niech tam! Nie po raz pierwszy. Tego wieczora 
wszelkie wezwania s� nie na miejscu i nie na czasie.
- Robiku - szepn�a Tania. - S�yszysz?
- Nie s�ysz� absolutnie niczego - wymrucza� Robert.
Zamruga�, �eby powiekami po�askota� d�o� Tani. Wszystko by�o odleg�e i ca�kiem 
niepotrzebne. Patryk, wiecznie ot�pia�y z niewyspania, by� daleko. Malajew ze 
swoimi manierami Sfinksa Lodowego by� jeszcze dalej. Ca�y ich �wiat bezustannego 
po�piechu, ustawicznych przeintelektualizowanych rozm�w, wiecznego 
niezadowolenia i zatroskania, ca�y ten wyzuty z wszelkich uczu� �wiat, gdzie 
gardzi si� przejrzysto�ci�, gdzie cieszy tylko niezrozumia�o��, gdzie ludzie 
zapomnieli, �e s� m�czyznami i kobietami - wszystko to znajdowa�o si� daleko, 
bardzo daleko... Tutaj by� tylko nocny step, pusty, rozci�gaj�cy si� na setki 
kilometr�w, kt�ry wch�on�� upalny dzie�, ciep�y step pe�en ciemnych, 
podniecaj�cych zapach�w.
Ponownie zajazgota� sygna�.
- Znowu - powiedzia�a Tania.
- Nie szkodzi. Mnie nie ma. Umar�em. Zjad�y mnie ryj�wki. Mnie i tak dobrze. 
Kocham ci�. Nigdzie nie chc� i��. Z jakiej racji? Ty by� posz�a?
- Nie wiem.
- To dlatego, �e niedostatecznie kochasz. Cz�owiek, kt�ry kocha dostatecznie 
mocno, nigdy i nigdzie si� nie szwenda.
- Teoretyk - stwierdzi�a Tania.
- Nie jestem teoretykiem. Jestem praktykiem. I jako praktyk pytam ci�: z jakiej 
racji nagle mia�bym gdzie� i��? Kocha� trzeba umie�. A wy nie potraficie. 
Jeste�cie tylko zdolne do rozprawiania o mi�o�ci. Nie pragniecie kocha�. 
Uwielbiacie tylko rozprawia� o kochaniu. Czy du�o paplam?
- Tak. Okropnie!
Zdj�� r�k� z jej oczu i po�o�y� sobie na ustach. Teraz widzia� niebo zasnute 
ob�okami i czerwone �wiate�ka rozpoznawcze na kratownicach wie�y, na wysoko�ci 
dwudziestu metr�w. Sygna� jazgota� bez przerwy i Robert wyobrazi� sobie 
zagniewanego Patryka naciskaj�cego klawisz wezwania i wydymaj�cego z uraz� swe 
dobre, pulchne wargi.
- Zaraz ci� wy��cz� - mrukn�� Robert niewyra�nie. - Taniku, je�li zechcesz, 
ucisz� go na zawsze. Niech ju� wszystko b�dzie na zawsze. Nasza mi�o�� b�dzie na 
zawsze i on te� zamilknie na zawsze.
W ciemno�ciach widzia� jej twarz - jasn�, z ogromnymi, b�yszcz�cymi oczami. 
Cofn�a r�k� i powiedzia�a:
- Lepiej ja z nim porozmawiam. Powiem, �e jestem halucynacj�. Noc� miewa si� 
halucynacje.
- On nigdy nie miewa halucynacji. Taki ju� z niego cz�owiek, Tanieczko. Nigdy 
nie ulega z�udzeniom.
- Chcesz, powiem ci, jaki on jest. Bardzo lubi� odgadywa� charaktery po 
dzwonkach wideofonicznych. To cz�owiek uparty, z�o�liwy i nietaktowny. I gdyby 
mu nawet obieca� gwiazdk� z nieba, nie siedzia�by tak z kobiet� po nocy w 
stepie. Oto jaki jest - widz� go jak na d�oni. A o nocy wie zaledwie tyle, �e w 
nocy jest ciemno.
- Nie - odpar� sprawiedliwy Robert. - Co prawda, to prawda: za gwiazdami 
rzeczywi�cie nie przepada. Ale za to jest poczciwy, �agodny i �lamazarny.
- Nie wierz� - obstawa�a przy swoim Tania. - Pos�uchaj go tylko. - Przez chwil� 
ws�uchiwali si� w jazgot sygna�u. - Czy� tak post�puje niedojda? To jest 
oczywisty tenacem propositi virum.* [*M�� uporczywy w swoich zamiarach 
(Horacy).]
- Czy�by? Powiem mu.
- Powiedz. Id� i powiedz.
- Zaraz?
- Natychmiast.
Robert wsta�, a ona dalej siedzia�a, oplataj�c r�koma kolana.
- Tylko poca�uj mnie najpierw - poprosi�a.
W kabinie windy przywar� czo�em do zimnej �ciany i przez pewien czas tak sta�, z 
zamkni�tymi oczami, �miej�c si� i oblizuj�c wargi. W g�owie nie pozosta�a ani 
jedna my�l, tylko jaki� triumfuj�cy g�os bez �adu i sk�adu wrzeszcza� jak 
op�tany: �Kocha!... Mnie!... Mnie kocha!... Ludzie, m�wi� wam!... Mnie!.. Potem 
zauwa�y�, �e kabina dawno si� zatrzyma�a i spr�bowa� otworzy� drzwi. Nie od razu 
je znalaz�, a w laboratorium znajdowa�o si� mn�stwo zbytecznych mebli: wywraca� 
krzes�a, wpada� na sto�y i zderza� si� z szafami, dop�ki nie u�wiadomi� sobie, 
�e zapomnia� zapali� �wiat�o. Zanosz�c si� �miechem namaca� kontakt, podni�s� 
przewr�cony fotel i usiad� przy wideofonie.
Kiedy na ekranie pojawi� si� zaspany Patryk, Robert przywita� go po 
przyjacielsku:
- Dobry wiecz�r, prosiaczku! I czemu ci� tak m�czy bezsenno��, sikoreczko ty 
moja, pliszeczko droga?
Patryk patrzy� na� ze zdumieniem, mrugaj�c bez ustanku zaczerwienionymi 
powiekami.
- Co tak patrzysz, piesku? Jazgota�e�, jazgota�e�, oderwa�e� mnie od wa�nych 
zaj��, a teraz milczysz?!
Patryk wreszcie otworzy� usta.
- Tobie... Ty... chyba masz... - Stukn�� si� palcem w czo�o, a jego twarz 
przybra�a pytaj�cy wyraz. - H�?...
- Jeszcze jak! - wrzasn�� Robert. - Samotno��! T�sknota! Przeczucia! I w dodatku 
halucynacje! O ma�o co o nich nie zapomnia�em!
- Nie �artujesz? - spyta� serio Patryk.
- Sk�d�e znowu! Na posterunku si� nie �artuje. Ale nie zwracaj na to uwagi i 
przyst�puj do rzeczy.
Patryk wci�� mruga� powiekami, ca�kiem zbity z tropu.
- Nie rozumiem - przyzna� si�.
- Nic dziwnego - rzuci� z�o�liwie Robert. - To emocje, Patryku! Jak by ci tu 
najpro�ciej, najprzyst�pniej... Powiedzmy, nie daj�ce si� ca�kowicie 
zalgorytmizowa� pobudzenia w uk�adach logicznych o wysokim stopniu z�o�ono�ci. 
Dotar�o?
- Aha! - powiedzia� Patryk. Potar� palcami podbr�dek, koncentruj�c si�. - 
Dlaczego do ciebie zadzwoni�em, Robiku? Ot� chodzi o to, �e znowu mamy gdzie� 
przebicie. Mo�e to nie jest przebicie, a mo�e i jest. Na wszelki wypadek sprawd� 
ulmotrony. Jaka� dziwna ta Fala dzisiaj...
Robert z zak�opotaniem popatrzy� przez otwarte na o�cie� okno. Ca�kiem zapomnia� 
o wybuchu. Okazuje si�, �e tkwi� tu ze wzgl�du na wybuchy. Nie dlatego, �e tutaj 
jest Tania, lecz z tego powodu, �e gdzie� tam pojawi�a si� Fala.
- Czemu milczysz? - cierpliwie spyta� Patryk.
- Patrz�, co z Fal� - odburkn�� gniewnie Robert. 
Patryk wytrzeszczy� oczy.
- Widzisz Fal�?
- Ja? Co ci strzeli�o do g�owy?
- Przecie� sam powiedzia�e� przed chwil�, �e na ni� patrzysz?
- Owszem, patrz�!
- No i co?
- I tyle. Czego ty ode mnie chcesz?
Oczy Patryka zn�w zm�tnia�y.
- Nie zrozumia�em ci� - wyja�ni�. - O czym to w�a�nie m�wili�my? Aha! Ju� wiem. 
Koniecznie sprawd� ulmotrony.
- Rozumiesz, co m�wisz? Jak mog� sprawdzi� ulmotrony?
- No, jako� tam - odpowiedzia� Patryk. - Chocia� same pod��czenia... Co� tu nam 
si� zupe�nie popl�ta�o. Zaraz ci wyt�umacz�. Dzisiaj w instytucie wys�ali na 
Ziemi� mas�... Zreszt� to wszystko wiesz. - Patryk pomacha� przed swoj� twarz� 
rozczapierzonymi palcami. - Oczekiwali�my Fali o wielkiej mocy, a tymczasem 
rejestruje si� jak�� mizerniutk� fontann�. Rozumiesz, o co chodzi? Taka 
mizerniutka fontanna... Malusie�ka... - Przywar� do swego wideofonu tak, �e na 
ekranie pozosta�o tylko ogromne, zm�tnia�e od bezsenno�ci oko. Oko cz�sto 
mruga�o. - Zrozumia�e�? - og�uszaj�co zagrzmia�o w g�o�niku. - Nasza aparatura 
rejestruje quasi-zerowe pole. Licznik Younga daje minimum... Mo�na to 
zignorowa�. Pola ulmotron�w wyr�wnuj� si� w taki spos�b, �e rezonuj�ca 
powierzchnia le�y w ogniskowej hiperp�aszczyznie, wyobra�asz sobie? Quasi-zerowe 
pole jest dwunastowymiarowe, odbiornik sk�ada je wed�ug sze�ciu parzystych 
sk�adowych. Ognisko jest wi�c sze�ciowymiarowe.
Robert pomy�la� o Tani, jak cierpliwie siedzi na dole i czeka. Patryk bez 
przerwy brz�cza� nad uchem, przysuwaj�c si� i odsuwaj�c, jego g�os to dudni�, to 
stawa� si� ledwie s�yszalny i Robert, jak zawsze, bardzo szybko straci� w�tek 
rozwa�a�. Kiwa� g�ow�, malowniczo marszczy� czo�o, unosi� i opuszcza� brwi, ale 
absolutnie niczego nie rozumia� i z uczuciem niezno�nego wstydu my�la�, �e Tania 
siedzi tam, na dole, z podbr�dkiem przyci�ni�tym do kolan, i czeka, a� on 
zako�czy swoj� wa�n� i niedocieczon� dla niewtajemniczonych rozmow� z czo�owymi 
fizykami-zerowcami planety, a� wyja�ni czo�owym fizykom-zerowcom sw�j zupe�nie 
oryginalny punkt widzenia w sprawie, z powodu kt�rej niepokoj� go tak p�n� 
noc�, i a� czo�owi fizycy-zerowcy, dziwi�c si� i kr�c�c z niedowierzaniem 
g�owami, zapisz� ten punkt widzenia w swoich notesach.
Wtem Patryk zamilk� i popatrzy� na� z dziwnym wyrazem twarzy. Robert �wietnie 
zna� taki grymas, prze�ladowa� go bowiem przez ca�e �ycie. R�ni ludzie - i 
m�czy�ni, i kobiety - patrzyli na niego w ten spos�b. Z pocz�tku spogl�dali na� 
oboj�tnie lub �yczliwie, nast�pnie wyczekuj�co, potem z ciekawo�ci�, ale 
wcze�niej czy p�niej nadchodzi� moment, kiedy zaczynali patrzy� na niego 
w�a�nie tak. I za ka�dym razem nie mia� poj�cia co robi�, co m�wi� i jak si� 
zachowywa�. I jak dalej �y�.
Zaryzykowa�.
- Chyba masz racj� - o�wiadczy� zafrasowany. - Ale to trzeba dok�adnie 
przemy�le�.
Patryk spu�ci� oczy.
- Wi�c przemy�l - powiedzia� u�miechaj�c si� niezr�cznie. - I prosz�, nie 
zapomnij sprawdzi� ulmotron�w.
Ekran zgas� i zaleg�a cisza. Robert siedzia� zgarbiony, wczepiwszy si� obur�cz w 
zimne, chropowate por�cze. Kto� kiedy� powiedzia�, �e je�li dure� rozumie, �e 
jest durniem, tym samym przestaje nim by�. Mo�e kiedy� tak w�a�nie by�o. Ale 
wypowiedziana bzdura zawsze jest bzdur�, a ja w �aden spos�b nie potrafi� 
inaczej. Jestem bardzo ciekawym cz�owiekiem: wszystko, co m�wi�, okazuje si� 
truizmem, wszystko, o czym my�l� - bana�em, wszystko, co uda�o mi si� zrobi�, 
zosta�o zrobione przed wiekami. Jestem nie tylko zakut...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin