155 XIV ZWIERZENIA Juliusz nie wiedzia� nic zgo�a o zuchwa�ej wyprawie Katyliny, ale ca�� noc trapi� go jaki� sen niespokojny i burzliwy. Wnet widzia� si� w samym Zakl�tym Dworze, opadni�tym od ca�ego roju upior�w i strach�w, wnet z w�asnego domu musia� ucieka� przed po�miertnymi odwiedzinami nieboszczyka staro�cica, wnet znowu w innych dziwacznych znachodzi� si� po�o�eniach. Z brzaskiem dnia rozwar� oczy i zaraz wyskoczy� z ��ka, a dla lepszego orze�wienia si� z oci�a�o�ci, zwyk�ego nast�pstwa ka�dej �le przespanej nocy, wybra� si� na konn� przeja�d�k�. Nie wyjecha� jeszcze kilkana�cie krok�w za bram�, kiedy zaszed� mu drog� zam�wiony na dzi� do dworu by�y �o�nierz, Mykita O�a�czuk. Mia� w r�ku obrudzony sw�j kapelusz bez dna i wypatrzy� si� na m�odego dziedzica z niemym zapytaniem, jakby przypominaj�c wczorajsz� rozmow�. Juliusz zatrzyma� konia. � Idziesz do mnie? � zapyta�. � Mia�em taki befel [163] od ja�nie wielmo�nego pana � odpowiedzia� eks-�o�nierz. � Czemu� tak rano? � Bo mam jeszcze co� nowego m e l d o w a � ja�nie wielmo�nemu panu. � Co� nowego? � Tak, ja�nie panie. Dzi� spa�em zn�w pod krzy�em przy drodze do Bucza�, a jak tylko pos�ysza�em, �e we wsi kur zapia�, zakrad�em si� w pobli�e dworu, a tam tej nocy jakie� dziwne dzia�y si� rzeczy. Juliusz zmarszczy� czo�o. � Sk�d�e ci przychodzi ta ciekawo��, �otrze? � przem�wi� surowo. Oczy obdartusa �ysn�y z�owrogo. � Przysi�g�em nie darowa� swej krzywdy Kostiowi i nie daruj� � wycedzi� z wolna z naciskiem jakiej� piekielnej zawzi�to�ci. Juliusz �ci�gn�� brwi i chcia� wybuchn�� gwa�townie, ale powstrzyma� si� nagle. � C� mi masz powiedzie�? � zapyta�. Eks-�o�nierz przechyli� g�ow� na bok i przybra� min� tajemnicz� i podst�pn�. � Tej nocy znowu maziarz by� we dworze i dopiero ze �witem wyjecha� z swym w�zkiem ob�adowanym. � A ta pani czy panna, co� j� widzia� niedawno? � Tej nie widzia�em dzisiaj, ale za to spotka�em si� z samym nieboszczykiem. � Z samym nieboszczykiem?! � Z nim, z nim, jasny panie. Kiedy zakrad�em si� pod dw�r, widzia�em, jak na koniu p�dzi� przez pole na prze�aj ku dworowi, a potem zaraz zaja�nia�o �wiat�o w naro�nych oknach lewego skrzyd�a. � A gdzie� by� �w maziarz? � Przed �witem jeszcze wyjecha� z zagrody Kostia Bulija. Siedzia� przyczajony w zbo�u i widzia�em, jak skr�ca� ku go�ci�cowi. Juliusz podrzuci� g�ow� i wzruszy� ramionami jak cz�owiek, kt�ry na pr�no pr�buje si� zorientowa� w jakiej� zawi�ej sprawie. O�a�czuk prawi� z cicha dalej: � We dworze dzia�y si� tymczasem jakie� straszne rzeczy. Cho� kur ju� dawno zapia�, staro�cic nie przesta� dokazywa�. Powiedzia�em sobie, niech si� dzieje, co chce, i podsun��em si� pod sam parkan, i s�ysza�em wewn�trz jakie� stuki i krzyki, �e a� w�osy, stawa�y na g�owie. Juliusz zamy�li� si� g��boko, a potem bystro wpatrzy� si� w oczy by�ego �o�nierza. � Czy tylko nie ��esz, �otrze? � zapyta� surowo. � Ani na w�osek, jasny panie. Juliusz znowu zaduma� si� na chwil�. � Kaza�em ci dzisiaj przyj�� do siebie, bo nie mog�em zrozumie�, czego wczoraj chcia�e� ode mnie. � Prosi�em o m�j recht [164] przeciw Kostiowi Bulijowi, bo ja mu nie daruj� � mrucza� przez zaci�ni�te z�by � �e z jego r�k sto kij�w dosta�em, �e potem musia�em ucieka� i prawuj�c si� pi�� lat daremnie, straci�em ca�y maj�tek i dzi� wyrychtowa�em si� na �ebraka... Juliusz a� wzdrygn�� si� przed z�owrogim wyrazem, jaki po tych s�owach wybi� si� na szpetnej twarzy eks-�o�nierza. Malowa�a si� w niej tak dzika, nami�tna nienawi��, �e zda si�, ka�dy rys drga� ni� z osobna. � S�uchaj no � ozwa� si� Juliusz, jakby jak�� szcz�liw� uderzony my�l�. � Wynagrodz� ci wszystko. � Jak to, jasny panie? � Nie mia�e� nigdy w�asnego gruntu, siedzia�e� zawsze w komornie, ja ci� osadz� na gruncie i dam zapomog�, wyjdziesz na gospodarza. � A z Kostiem co b�dzie?... � zapyta� O�a�czuk z niezmiennym wyrazem nienawi�ci. Juliusz rzuci� si� gwa�townie. � Chodzi tu o ciebie, nie o Kostia! Mykita O�a�czuk z szczeg�lnym wyrazem uporu wstrz�s! g�ow�. � Nie daruj� mojej krzywdy Kostiowi � rzek� niezachwiany � a kiedy teraz wiem, �e on w sp�ce z maziarzem okrada dw�r, to nie spoczn�, a� oddam go do krymina�u. � Ale�, �otrze, to nieprawda, a zreszt� wiedz, �e Kostiowi wolno by nawet wszystko wywie�� z dworu, bo on jest jego w�a�cicielem. � Ha, to ju� krymina� rozs�dzi � odpowiedzia� eks-�o�nierz z tym zamkni�tym na wszelkie przedstawienia uporem, kt�ry stanowi jedn� z charakterystycznych cech naszego ruskiego ludu. � Krymina�owi nic do tego! � zawo�a� Juliusz niecierpliwi�c si� coraz wi�cej. � Je�li jasny pan si� w to nie wda, to ja sam skarg� na Kostia zanios� do krymina�u. Juliuszowi nag�a my�l niepokoj�ca przemkn�a przez g�ow�. Przypomnia� sobie niedawne doniesienie mandatariusza i pozna�, �e w takim sk�adzie rzeczy tajemnicy Zakl�tego Dworu, a tym samym i tajemnicy Eugenii, podw�jne naraz zagrozi� mog�o niebezpiecze�stwo. Poszukiwania cyrku�u mog�y z innych powod�w wesprze� �ledztwo krymina�u. Na wszelki wypadek mog�o wyp�yn�� st�d co� kompromituj�cego dla Eugenii. Juliusz jakie� pr�dkie powzi�� postanowienie. � P�jd� do dominium i z�� do protoko�u swoje zeznanie � rzek� naraz zmienionym widocznie tonem � s�dzia to ju� po�le sam do krymina�u. A je�li chcesz pracowa� i pilnie odrabia� pa�szczyzn�, to ci� osadz� na pustce w kt�rym� folwarku. Tymczasem � doda� rzucaj�c mu ma�y pieni�dz srebrny � id� i napij si� w�dki! Po tych s�owach spi�� konia i ra�nie pogna� naprz�d. � Nie pozostaje nic innego do zrobienia � my�la� p�g�o�no � musz� dzi� otwarcie przestrzec Eugeni�, a tymczasem potrzeba zapewni� si� u mandatariusza. O mil� za Oparkami wybiega� na go�ciniec publiczny wygon w�ski i nier�wny, kt�rym zbo�e zwo�ono z p�l, a kt�ry znacznie bli�ej i pr�dzej prowadzi� do Bucza�. Juliusz w swym po�piechu wybra� t� drog�, zaledwie jednak niewielk� ujecha� staj�, ujrza� z niema�ym zdziwieniem, �e szybkim p�dem jaki� w�z podro�ny zbli�a si� ku niemu. Wkr�tce tym bardziej wzmog�o si� jego zdziwienie, gdy z dala ju� pozna� wyra�nie konie i w�z Kostia Bulija. � Gdzie on jedzie tak rano t� drog�?! � mrukn�� przyspieszaj�c w biegu. Tu� zaraz zbli�y� si� ju� zupe�nie do wozu, a teraz dopiero pozna�, �e stary kozak nie jecha� sam. W tyle wozu siedzia�a jaka� posta� kobieca w wie�niaczym stroju. Juliusz uczu�, �e mu lekki rumieniec wyst�pi� na lice, a serce nieco �ywszym uderzy�o biegiem. Kost' Bulij powo��c ko�mi wygl�da� jeszcze surowszym i pos�pniejszym na twarzy ni� zazwyczaj, a niespodziewane spotkanie z dziedzicem sprawi�o mu widocznie jaki� k�opot i niepok�j. Juliusz spostrzeg�, �e kilka razy obr�ci� si� do swej towarzyszki i poszepn�� jej co� napr�dce. � To ona, niezawodnie! �mrukn�� m�odzieniec, ale w tej chwili a� zadr�a� z lekka, tak jako� gro�nie i surowo spojrza� na niego stary kozak. Nie zwa�aj�c jednak na to, podsun�� si� pod sam w�z, odpowiadaj�c skinieniem r�ki na uroczysty uk�on klucznika. Siedz�ca na wozie kobieta odchyli�a si� na przeciwn� stron�, a jakby umy�lnie pozwoli�a spa�� na twarz d�ugiej, bia�ej perkalowej chustce, jak� w kszta�cie spuszczonego od g�owy na ramiona szalu nosz� w lecie wie�niaczki tych okolic. Mimo najwi�kszego nat�enia Juliusz nie m�g� widzie� twarzy tajemniczej kobiety, wszak�e po jednej stronie wyziera�y spod p��ciennej os�ony wcale nie po wiejsku uczesane warkocze jasnych i l�ni�cych w�os�w i wygi�a si� na bok puszysta szyja alabastrowej bia�o�ci i przedziwnego kszta�tu i zaokr�glenia. � Ona! � szepn�� Juliusz � niezawodnie ona! I w pierwszej chwili chcia� bez namys�u zbli�y� si� do wozu i wprost zagadn�� hrabiank�, ale wnet przezwyci�y�a w nim delikatno�� wrodzona. � Nie chce, abym j� pozna�, wi�c dobrze, udam, �e si� nie domy�lam niczego � szepn�� i konia pop�dzi� spieszniej. Lecz nie m�g� pow�ci�gn�� zupe�nie ciekawo�ci, po kilkunastu krokach obr�ci� si� nagle, a w tej�e samej chwili obejrza�a si� na wp� i podr�na. Juliusz nie zdo�a� lekkiego przyt�umi� wykrzyku. Teraz ju� nie m�g� mie� �adnej w�tpliwo�ci. W po�piechu z odleg�o�ci nie m�g� wprawdzie rozr�ni� dok�adnie jej rys�w twarzy, ale og�lny ich zlew i wyraz, a szczeg�lniej ta cudowna barwa oczu, przedstawia�y mu si� wyra�nie. Drugiego takiego owalu i wyrazu twarzy, drugich takiego po�ysku i takiej barwy oczu obok hrabianki niepodobna by�o, zdaniem Juliusza, przydyba� na ca�ej kuli ziemskiej. Ta pewno�� niezbita odurzy�a i oszo�omi�a do reszty Juliusza. Niepodobie�stwem by�o poj��, dla jakich cel�w i powod�w m�oda, szesnastoletnia hrabianka na tak dziwne i awanturnicze nara�a�a si� przygody. Sama jedna, w wie�niaczym przebraniu, w towarzystwie prostego kozaka odbywa�a podr� prostym wozem ch�opskim, nie troszcz�c si� o �adne wzgl�dy przyzwoito�ci, niepomna na �adne wymagania swego stanu, wieku i rodzaju. Juliusz na pr�no �ama� sobie g�ow�; gubi�c si� w labiryncie najr�norodniejszych domys��w i kombinacji, nie wybrn�� z ciemnej zagadki. � To nie do poj�cia, nie do uwierzenia! � szepn��, nie przestaj�c z najdziwaczniejszymi bi� si� my�lami. Nareszcie wyjecha� z ciasnego wygonu i stan�� na rozdro�u mi�dzy �wirowem a Bucza�ami. Kilka chwil przypatrywa� si� w niemym zamy�leniu ponurym murom dworu, je��cym si� poza cienist� ulic� lipow�, a potem skr�ci� ku Bucza�om, ku znanemu nam mieszkaniu mandatariusza, czyli prze�wietnemu dominium w j�zyku urz�dowym. Pan mandatariusz mia� z natury wielki wstr�t do rannego wstawania, ale dzi� wyj�tkowo by� ju� od p� godziny na nogach, i to nawet w �cis�ym urz�dowaniu. Bo te� wa�ny wypadek wyrwa� go z ��ka. Dw�ch stra�nik�w finansowych stawi�o si� w dominium, wcale niepowszednie wnosz�c za�alenie. Zatrzymali w drodze jakiego� przeje�d�aj�cego maziarza, a podejrzewaj�c go o kontraband�, chc...
noczesc