19 Sir Dinadan �artowni� Mnie osobi�cie ogromnie si� spodoba�a ta oryginalna i �adnie opowiedziana bajka, lecz s�ysza�em j� przecie� po raz pierwszy; zapewne r�wnie dobre wra�enie czyni�a na innych, dop�ki si� nie znudzi�a. Tymczasem sir Dinadan, zwany �artownisiem, obudzi� si� pierwszy i obudzi� innych �artem mo�e niezbyt skomplikowanym, ale kt�ry tutaj, jak si� okaza�o, zdoby� sobie powszechne uznanie. Przywi�zawszy do ogona jednego z ps�w metalowy kocio�, wypu�ci� go z r�k. Pies w �miertelnym przestrachu pop�dzi� przed siebie nie mog�c znale�� sobie miejsca, przera�ony lata� z k�ta do k�ta maj�c za sob� ca�� psiarni� i wywo�uj�c nieopisany ha�as uderzeniami kot�a o pod�og�, przy czym przewraca� wszystko, co napotka� po drodze. Powsta� prawdziwy chaos. Ten harmider, ha�as i bieganina obudzi�y wszystkich i wszyscy dooko�a, damy i rycerze, pok�adali si� ze �miechu, �mieli si� do �ez w paroksyzmie �miechu spadaj�c z krzese� i tarzaj�c si� po pod�odze. W owych chwilach w zupe�no�ci przypominali dzieci. Co do sir Dinadana, to �w zachwycony swym pomys�em a� do zupe�nego ochrypni�cia i z coraz nowymi szczeg�ami opowiada� o tym, jak ten nie�miertelny pomys� przyszed� mu do g�owy. Jak wszyscy �artownisie tego rodzaju, sir Dinadan �mia� si� sam ze swego, kawa�u najwi�cej i najd�u�ej ze wszystkich. Powodzenie tak go wbi�o w dum�, �e zdecydowa� si� wyg�osi� mow�. Wydaje mi si�, �e przez ca�e �ycie nie s�ysza�em tylu starych, oklepanych dowcip�w, co w tej mowie. To by�o co� gorszego od zawodzenia w�drownego �ebraka i od kawa��w klowna w prowincjonalnym cyrku. By�o jako� niewymownie smutno siedzie� tysi�c trzysta lat przed w�asnym narodzeniem i s�ucha� n�dznych, p�askich, politowania godnych dowcip�w, kt�re nie wydawa�y mi si� �mieszne ju� za czas�w mego dzieci�stwa. Ale tu widocznie by�y one ostatnim s�owem humoru, wszyscy s�uchaj�c tych staro�ytno�ci zrywali sobie boki ze �miechu, z czym zreszt� zdarza�o mi si� nieraz spotyka� i w p�niejszych, wsp�czesnych mi czasach. Nie �mieszy�y one tylko mego s�siada pazia, a raczej �mieszy�y w tym sensie, �e nie by�o tu s�owa, kt�rego by nie wy�mia�, i cz�owieka, z kt�rego by nie kpi�. Twierdzi� on, �e przewa�na cz�� �art�w sir Dinadana zbutwia�a od staro�ci, pozosta�a za� skamienia�a. Okre�lenie �skamienia�a� bardzo mi si� spodoba�o � zauwa�y�em nawet, �e tego rodzaju dowcipy nale�a�oby odnie�� do jednego z geologicznych okres�w. Lecz zdaje si�, �e ten m�j dowcip nie znalaz� najmniejszego odd�wi�ku, gdy� geologia w owych czasach nie zosta�a jeszcze stworzona. Bior�c to wszystko pod uwag� postanowi�em ucywilizowa� ten kraj i zmieni� wszystko do gruntu, rozumie si�, je�li mi si� uda szcz�liwie wydosta� z tej opresji. Teraz wsta� sir Key: tym razem ja zosta�em wzi�ty w obroty. Opowiedzia�, jak mnie spotka� w dalekim kraju barbarzy�c�w, gdzie wszyscy moi ziomkowie byli ubrani w taki sam �mieszny ubi�r. Ubi�r ten jest zaczarowany i chroni tych, kt�rzy go nosz�, od wrogiei broni. Jednakowo� przy pomocy Boskiej uda�o mu si� zniweczy� czary i zabi� w trzygodzinnej walce trzynastu rycerzy, towarzysz�cych mi, a mnie wzi�� do niewoli, przy czym darowa� mi �ycie, by mie� mo�no�� pokazania mnie kr�lowi i rycerzom Okr�g�ego Sto�u, jako niespotykany dziw. M�wi�c o mnie sir Key u�ywa� przez ca�y czas mn�stwa pochlebnych dla mnie okre�le� w rodzaju: �ten potworny olbrzym�, �to okropne straszyd�o wielko�ci baszty�, �ten ludo�erca o olbrzymich k�ach� itp. Wszystkie te epitety wymawia� z niezwykle naiwn� wiar�, bez najl�ejszego u�miechu i zdawa�o si�, �e rycerze istotnie nie spostrzegaj� jawnej dysproporcji pomi�dzy tymi okre�leniami a mn�. Dalej opowiada�, �e ratuj�c si� od niego, jednym susem wskoczy�em na drzewo wysoko�ci dwustu �okci, lecz str�ci� mnie stamt�d kamieniem wielko�ci krowy, kt�ry pogruchota� mi wszystkie ko�ci, wreszcie sprowadzi� mnie tutaj, aby zaprezentowa� na dworze kr�la Artura. Sko�czy� na tym, i� wyda� na mnie wyrok �mierci, kt�ry mia� by� wykonany dwudziestego pierwszego czerwca w po�udnie. Powiedzia� to przy tym tak oboj�tnie, �e nawet zatrzyma� si�, by ziewn��, zanim wymieni� dat�. Czu�em si� przez ca�y czas bardzo nieszczeg�lnie, nie bardzo nawet by�em w stanie przys�uchiwa� si� sporom co do tego, jakiego rodzaju �mier� ma mi przypa�� w udziale. Sp�r wynik� z powodu czar�w, zawartych w mym ubraniu. Ubranie moje by�o najzwyklejsze w �wiecie, kupione w konfekcyjnym magazynie za pi�tna�cie dolar�w. Jednakowo� mia�em na tyle przytomno�ci, by zwr�ci� uwag� na jeden niezmiernie ciekawy szczeg�; oto znaczna cz�� s��wek i wyra�e�, u�ywanych mi�dzy innymi przez to szlachetne zebranie najlepiej urodzonych dam i gentleman�w kraju, by�a tego rodzaju, �e s�uchaj�c ich sp�on��by rumie�cem najgorszy w��cz�ga. Wyraz: nieprzyzwoito�� by�by o wiele za s�aby dla okre�lenia tonu tej rozmowy. Tymczasem wszyscy byli tak zafrasowani czarodziejskimi w�a�ciwo�ciami mojego ubrania, �e nie mogli si� po prostu uspokoi�, dop�ki Merlin nie wpad� na istotnie prosty i naturalny pomys� i nie poradzi� po prostu �ci�gn�� ze mnie ubrania. W mgnieniu oka by�em nagi jak j�zyk! Rozpatrywano mnie i debatowano na temat mojej osoby tak oboj�tnie, jak gdybym by� nie cz�owiekiem, lecz g�ow� kapusty. Kr�lowa Ginewra nawet z naiwnym zaciekawieniem studiowa�a moj� figur� i wreszcie o�wiadczy�a, �e u nikogo jeszcze nie widzia�a tak �adnych n�g jak moje. Koniec ko�c�w zosta�em odes�any do jednego pomieszczenia, a moje nieszcz�sne ubranie do drugiego. Wrzucono mnie do podziemia, dano n�dzne resztki obiadu, zgni�� wilgotn� s�om� zamiast po�cieli i wreszcie mn�stwo szczur�w jako towarzystwo. KONIEC ROZDZIA�U
noczesc