Świat Kłamstw Rozdział 9.pdf

(67 KB) Pobierz
Świat Kłamstw Rozdział 9
NIT`TD] 5
„UWIĘZIONA
Nie spałam całą noc przez ciągłe mdłości. Wymiotowałam co
chwila, więc praktycznie nie ruszałam się z łazienki. Czułam się
fatalnie, miałam wysoką gorączkę, z bólu mięśni ledwo co
chodziłam i wiele innych niepokojących objawów.
Po jakimś czasie ktoś wszedł do mojej tymczasowej toalety.
Była to kobieta w średnim wieku, brunetka, niezbyt wysoka. Za
dużo sie jej nie przyglądałam, bo po prostu nie miałam na to sił.
Głowę miałam spuszczoną na dół na wypadek powrotu mdłości.
Kobieta, jak mniemam była wampirem, ponieważ nie
słyszałam pulsu. Przyniosła mi butelkę z krwią, śniadanie na tacy i
litrową butelkę wody.
Ochrypłym głosem odpowiedziałam, że ma się tym wypchać,
bo to wszystko ich wina. Koniec zdania wypowiedziałam z trudem,
gdyż chwilę potem zwymiotowałam krwią. Wiedziałam, że jest ze
mną krucho, dlatego, gdy przyszedł jakiś facet, mówiąc, że jest
lekarzem, powiedziałam coś w stylu: " Nie potrzebuję waszej
zasranej pomocy, sama sobie poradzę, przecież nic mi nie jest'',
ale jak na złość w momencie kiedy kończyłam zdanie, zasłabłam i
jedyne co pamiętam, to jak ktoś mnie łapie. Potem była już tylko
ciemność.
Obudziło mnie podejrzane pikanie. Próbowałam przestać myśleć o
tym czymś, lecz owy dźwięk nie chciał ucichnąć.
Pip...pip....pip. Po jakimś czasie wkurzona otworzyłam oczy.
Okazało się, co mnie dosyć zaskoczyło, byłam podłączona do
respiratora. A to dziwne pikanie to nic innego jak mój puls.
No bez przesady, ja tylko zemdlałam. W pewnym momencie
zdałam sobie sprawę, że nie czuje się tak źle. Ogólnie ból głowy
niemal znikł i mięśnie już tak nie bolały, więc by potwierdzić moją
hipotezę podniosłam rękę do góry, następnie pomachałam nią
przed sobą. Nic, ani mięsień nie zabolał. Powoli rozejrzałam się
wokoło mnie.
Zaskoczył mnie jeden fakt, a mianowicie na drugim końcu pokoju,
niedaleko drzwi, na fotelu kimał nikt inny, tylko czarnowłosy
chłopak. Miał opuszczoną głowę i oddychał miarowo. To była moja
szansa, więc delikatnie podniosłam sie do pozycji siedzącej, po
czym odkryłam kołdrę i wyjęłam motylka z mojej ręki.
Brr...nienawidzę igieł, ale jak mus to mus. Potem, by nie obudzić
chłopaka, zamiast odłączyć palec od respiratora, wyłączyłam cały
aparat, aby czasem nie zaczął wydawać tego przeciągłego
dźwięku, oznaczającego zatrzymanie akcji serca.
Gdy już mogłam swobodnie się podnieść, wystawiłam powoli nogi i
ostrożnie postawiłam je na ziemi. Rozejrzałam się raz jeszcze w
poszukiwaniu jakiś butów i rzeczy na przebranie . Na moje
szczęście leżały na taborecie tuż przy łóżku. Były tam moje
trampki oraz ciuchy. Nałożyłam bezszelestnie obuwie i bluzę,
byłam gotowa do ucieczki.
Tak właściwie to kompletnie nie wiedziałam jak się stamtąd
wydostać, bo nawet nie wiedziałam gdzie jestem.
Stojąc przy drzwiach, zerknęłam na chłopaka. Jego rysy twarzy
złagodniały, a włosy były potargane. Wyglądał strasznie
pociągająco, ale ważniejszą sprawą było to, by go nie zbudzić.
Kiedy już dotknęłam klamki opuszkami palców, po raz ostatni
spojrzałam na jego twarz. Odetchnęłam głęboko i nacisnęłam
klamkę. Drzwi otworzyły się, a ja czym prędzej wyszłam z pokoju.
Znajdowałam się na długim korytarzu z wieloma drzwiami. Było tu
parę okien, przez które wpadało jasne światło słonecznego dnia.
Ściany były barwy piaskowej.
Nagle usłyszałam głosy na korytarzu. W pośpiechu poszukałam
jakiejkolwiek kryjówki i ku mojej uldze, znalazłam ją. Duże,
szklane drzwi prowadzące do ogrodu. Biegiem rzuciłam się na
jedne z drzwi, które na moje szczęście były otwarte.
Otworzyłam je po cichu i omiotłam spojrzeniem ogród. Nikogo nie
widziałam, więc niezauważalnie przemknęłam się do najbliższego
muru na przeciwko mnie. Gdy już znalazłam sie pod nim,
poszukałam najbliższego miejsca, gdzie mogłabym sie wspiąć.
Przy murze rosło drzewo, dlatego bez żadnego problemu
wspięłam się na niego. Byłam już tak blisko góry, lecz nagle mój
plan szlak trafił.
Coś mnie chwyciło za kostkę i mocno pociągnęło w dół. Zleciałam,
po czym z hukiem uderzyłam o ziemię.
Ładnie to tak uciekać? spytał ktoś kto stał nade mną.
Spojrzałam ku górze, by po chwili ujrzeć piękne, zielone oczy.
Odezwał się ten, który porywa bezbronne dziewczyny
odpowiedziałam z wrednym uśmieszkiem.
Podniosłam się i szybko otrzepałam.
No bez przesady. Taka bezbronna to ty nie jesteś, a tak w
ogóle, to jestem Ian. Zielonooki uśmiechnął się do mnie
promienie. Miałam wielką ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z tej
idealnej buźki.
Phi, jak dla mnie możesz się nawet nazywać Sophia. A teraz
wybacz, ale jak zauważyłam, utknęłam tu na trochę i zapewne
szybko mnie nie wypuścicie, więc w tej chwili zamierzam iść o
siebie powiedziawszy to, odwróciłam sie plecami do Ian'a i
poszłam w stronę budynku.
Szybkim krokiem ruszyłam do przodu. Słyszałam, że Ian idzie za
mną, ale nic sobie z tego nie robiłam. Kiedy dotarłam pod mój
pokój, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka, trzaskając
drzwiami.
Od razu rzuciłam sie na łóżko i zaczęłam szlochać. Przy Ianie
próbowałam być twarda i nie pokazać, że jest mi źle i najchętniej
bym sie na niego rzuciła, tylko cały czas trzymałam uczucia na
wodzy. Może oprócz krzty nienawiści.
***
Cały wczorajszy dzień przepłakałam. Gdy ktoś zapukał do mojego
pokoju, zapewne z jedzeniem, kazałam mu spadać i więcej nie
przychodzić.
Dzisiaj, zaraz po otworzeniu oczu przypomniałam sobie o
wszystkim.
Najgorsze były wspomnienia o przyjaciołach. Ciekawe co
pomyślała Ashley, kiedy znikłam bez wyjaśnienia. Jak ja za nią
tęsknię, te jej zwariowane pomysły i dziwne poczucie humoru.
Nagle wszystko wróciło.. to, jak w piątej klasie Ashley weszła na
drzewo i nie umiała z niego zejść, gdy musiałyśmy się umalować na
imprezę szkolną z okazji walentynek rok temu, więc weszłyśmy
do schowka woźnego i drzwi się zatrzasnęły. Krzyczałyśmy przez
dobrą godzinę, by ktoś nas wypuścił i jedyną osobą, która nas
usłyszała był pijany Brake Tomson.
Potem ubzdurał sobie, że to przeznaczenie i łaził za nami dobry
tydzień. Na te wspomnienia zrobiło mi się nie dobrze. Zaczęłam
szlochać jeszcze bardziej.
By zapomnieć o tym wszystkim, poszłam do łazienki wziąć długi
prysznic. Ciepła woda zawsze koiła moje nerwy, lecz nie tym
razem. Łzy mieszały się z wodą cieknącą mi po policzkach.
Ciekawa jestem co się stało z chłopakami. Przecież oni byli
nieprzytomni, na pewno mnie szukają. Mam taką nadzieję, ale
teraz muszę porozmawiać z Ianem i to w tej chwili.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin