5276.txt

(38 KB) Pobierz
WALTER MOSLEY

Ma�y Brat

1. Frendon Blythe zosta� doprowadzony do sali S�du Pierwszego Numer
Dziewi�� przez dw�ch stra�nik�w, jednego z krwi i ko�ci, drugiego z
metalu, plastyku, czterech sk�rzanych pask�w i oko�o grama szarych
kom�rek. Stra�nik-cz�owiek mia� jakie� metr sze��dziesi�t wzrostu. Ubrany
by� w jasnoniebieskie spodnie z granatowymi lampasami wzd�u� nogawek,
kurtk� w tym kolorze i czarn� czapk� ze z�otym dyskiem nad obrze�em.
Wy�azi�y spod niej g�ste, k�dzierzawe w�osy, a ciemny cie� zarostu zalega�
na brodzie i g�rnej wardze. Nie licz�c tej gro�by dla golarki, Otis Brill
(tak g�osi�a plakietka z nazwiskiem) mia� twarz blad� jak oko �lepej
kijanki.
Otis by� jedynym cz�owiekiem, kt�rego Frendon widzia� przez sze�� dni,
jakie sp�dzi� b�d�c wi�niem nowo wprowadzonego w Sacramento i niemal
ca�kowicie zautomatyzowanego Systemu Sprawiedliwo�ci Sac'm. Brilla,
jedynego pe�noetatowego pracownika Systemu, zatrudniono tylko jako par�
oczu, kt�re mia�y bezpo�rednio dopilnowa� prawid�owego dzia�ania systemu.
Drugi stra�nik, zautomatyzowane neurokrzes�o o nazwie Ruchomy Aparat
Unieruchamiaj�cy 27, za pomoc� pask�w umocowa� przeguby i kostki Frendona
do swoich por�czy i n�g. W szerokim korytarzu S�du RAU 27 unosi� si� cicho
na tysi�cu malutkich strumieni odrzutu. Jedynym d�wi�kiem by�o
popiskiwanie gumowych zel�wek but�w Otisa o l�ni�c�, szklist� posadzk�.
Szare metalowe drzwi do sali S�du Pierwszego Numer Dziewi�� rozwar�y si�
przed nimi. Wysoko pod sufitem rozb�ys�y �wiat�a. Frendon rozejrza� si�
szybko, ale w pomieszczeniu wielkim jak sala teatralna znajdowa� si� tylko
jeden obiekt - ciemnoszara konsoleta, niemal pi�� metr�w wysoko�ci na dwa
metry szeroko�ci. Po�rodku niej mie�ci� si� jasnoszary ekran, metr na
metr.
RAU 27 ustawi� si� na wprost urz�dzenia i przekaza� jaki� komunikat o
wysokiej cz�stotliwo�ci w j�zyku, kt�rym pos�ugiwa�y si� maszyny. Ekran
zaja�nia� i pojawi�a si� na nim zakapturzona posta�. Obraz by�
fotoanimacj�, wi�c wydawa� si� prawdziwy. Frendon nie dostrzega� jednak
ukrytej pod ciemnym kapturem twarzy. Wiedzia�, �e nie ma tam �adnego
oblicza, �e to tylko symulacja, ale i tak wykr�ca� szyj�, pr�buj�c
dostrzec cho�by nos lub oko swojego s�dziego, �awy przysi�g�ych i kata.
- Frendonie Blythe? - zapyta� melodyjny tenor.
Wysoko w naro�niku pod sufitem rozleg� si� trzepot. Frendon uni�s� wzrok i
dostrzeg� go��bia nurkuj�cego z kt�rego� z okienek, kt�rych rz�d
umieszczono dziewi�� metr�w nad pod�og�.
- Cholerne ptaki - zakl�� Otis. - Jak tu wlec�, od razu lec� do okien i
siedz� tam, a� si� przekr�c�. G�upie, nie wiedz�, �e te durne okna si� nie
otwieraj�.
- Frendonie Blythe? - powt�rzy� g�os. Tym razem w jego tonie kry� si� cie�
nacisku.
- Czego? - warkn�� Frendon.
- Czy to ty jeste� Frendon Ibrahim Blythe, U-CA-M-329-776-ab-4422?
Frendon potar� por�cz krzes�a palcami swoich skr�powanych d�oni.
- Odpowiadaj - poradzi� Otis.
- Wymagane jest osobiste potwierdzenie to�samo�ci - oznajmi�a zakapturzona
posta�.
- A gdybym sk�ama�? - zapyta� Frendon.
- B�dziemy wiedzie�.
- A gdybym by� pewien, �e jestem kim� innym ni� naprawd�?
- RAU 27 przeprowadzi� badania fizjologiczne. Nie wykry� oznak obra�e�
m�zgu ani anormalnych po��cze� nerwowych, mog�cych skutkowa� amnezj�,
uwi�dem starczym lub wstrz�sem.
- Czemu jestem uwi�zany do tego krzes�a?
- Czy to ty jeste� Frendon Blythe? - ponownie zapyta�a posta� w kapturze.
- Odpowiesz na moje pytania, je�li ja odpowiem na twoje?
Po p�torasekundowej przerwie maszyna odpar�a:
- W rozs�dnych granicach.
- No to dobra, okay, jestem Frendon Blythe.
- Wiesz, czemu tutaj si� znalaz�e�?
- Czemu jestem uwi�zany do tego krzes�a?
- Jeste� uwa�any za niebezpiecznego. Wi�zy maj� chroni� w�asno�� pa�stwow�
oraz zdrowie i �ycie Stra�nika Brilla.
- Przecie� macie neuroz��cze podpi�te do mojego m�zgu, nie?
- To prawda.
- Zatem krzes�o zdo�a mnie powstrzyma�, nim uczyni� cokolwiek gro�nego lub
nielegalnego.
Po trzech sekundach rozleg� si� kolejny piskliwy sygna�. Sk�rzane paski
zwolni�y uchwyt, chowaj�c si� w plastykowych por�czach i nogach
neurokrzes�a.
Frendon wsta�, pierwszy raz od wielu godzin. Przez ostatnie sze�� dni
zwalniano go z wi�z�w tylko do kibla. Wci�� jeszcze ��czy�a go z krzes�em
d�uga plastykowa rurka, nikn�ca w potylicy.
By� wysoki i szczup�y, o sk�rze w czerwonobrunatnym kolorze nadpsutej
truskawki. Oczy mia� b�otniste raczej ni� piwne, a jego spr�yste w�osy
obejmowa�y ka�dy odcie� od czerni do oran�u.
- Tak lepiej - westchn�� z zadowoleniem.
- Wiesz, czemu tu jeste�?
- Bo wygrali�cie, a ja przegra�em - zacytowa� co�, co pozosta�o mu ze
starej lekcji historii, kt�r� przyswoi� sobie, kryj�c si� przed glinami
w�r�d �awek Infoko�cio�a.
- Oskar�ono ci� o morderstwo policjanta Terrance'a Bernarda i napa��
pierwszego stopnia na jego partnera Omara LaTey.
- Aha.
- Czy masz obro�c�?
- Jak mam si� do ciebie zwraca�? - zapyta� Frendon, nie przerywaj�c
robienia przysiad�w.
- "Wysoki S�dzie" to odpowiednia forma.
- Nie, Wysoki S�dzie, nie mam ani grosza.
- Czy masz obro�c�?
- Nie mam ani grosza.
- Zatem nie sta� ci� na adwokata? W takiej sytuacji zostanie ci
przydzielony obro�ca z urz�du.
Po lewej stronie S�du odsun�a si� p�yta w pod�odze i spod szklistej
posadzki powoli wy�oni�a si� druga, mniejsza konsola, tym razem
jasnoczerwona, z ma�ym b��kitnym ekranem. Ekran zaja�nia� i pojawi�a si�
na nim wygl�daj�ca bardzo realnie fotoanimacja twarzy atrakcyjnej
czarnosk�rej kobiety.
- W imieniu obrony wyst�puje PierwAdwokat Pi��, logowanie do akt numer
452-908-2044-VCF - powiedzia�a kobieta bardzo ponuro. Po
dziesi�ciosekundowej przerwie oznajmi�a: - Mo�emy kontynuowa�.
- Panie Blythe, czy przyznaje si� pan do winy? - spyta� S�d.
- Nie - podsun�a Obrona.
- Czy s� �wiadkowie? - zwr�ci� si� do niej S�d.
Frendon wiedzia�, co teraz nast�pi. Odb�dzie si� ze trzydzie�ci -
czterdzie�ci rozm�w przeprowadzonych przez terenowych sprawozdawc�w s�du,
o po�ow� mniejszych od Obrony (jej konsola nie mia�a chyba nawet p�tora
metra wysoko�ci). Naoczni �wiadkowie, osoby mog�ce zeznawa� na temat
charakteru pods�dnego, urz�dnicy rozpatruj�cy jego spraw�, policjanci,
kt�rzy dokonali aresztu - wszyscy zostali przes�uchani w ci�gu o�miu
godzin od strzelaniny. Ka�dy z nich musia� wyrazi� zgod� na nieinwazyjne
neuroz��cze zak�adane na czas przes�uchania, maj�ce na celu ustalenie
fakt�w. Przygotowywano psychologiczny profil ka�dego ze �wiadk�w, tak by
obrona i oskar�enie mog�y dokona� przes�uchania krzy�owego. Ka�dy
sprawozdawca mia� zainstalowany wykrywacz k�amstw, by w s�dzie
przedstawiano wy��cznie prawd�. Taka procedura obowi�zywa�a w Sacramento
ju� od o�miu lat. Jedyn� r�nic� w sprawie Frendona stanowi� fakt, �e
przed wprowadzeniem Sac'm s�dziami, �awnikami i adwokatami byli �ywi
ludzie i to im podawano te dane.
- Chcia�bym pomin�� ten aspekt procesu - o�wiadczy�.
Zar�wno zakapturzony, jak i kobieta przyjrzeli mu si� uwa�nie.
- Chcesz si� przyzna� do winy? - zapytali jednym g�osem.
- Uznaj�, �e fakt u�ycia przeze mnie broni spowodowa� �mier� jednego
policjanta i ranienie drugiego - odpar� spokojnie. - Chcia�bym jednak
powo�a� si� na okoliczno�ci, kt�re wyka��, �e nie by�o moim zamiarem
pope�nienie zbrodni.
Gdy S�d naradza� si� z Obron� w piskliwych seriach kodu dw�jkowego, Otis
Brill tr�ci� nadgarstek Frendona i zapyta�:
- Co ty tam knujesz?
- Ja tylko przedstawiam spraw�, Stra�niku Brill.
- Tych maszyn nie zmylisz, synu. One wiedz� o tobie wszystko, od ko�yski
a� po gr�b.
- Powa�nie?
- Zrobili map� twoich gen�w, zanim min�a godzina, jak tu przyby�e�.
Jakby� tam mia� wariata, to nawet by� nie zobaczy� S�du.
Gdy up�yn�o sze�� minut, S�d zapyta�:
- Jakie dowody chce pan przedstawi�?
- Najpierw chc� zwolni� mojego Obro�c�.
- Nie mo�e pan.
- Mog�, je�li brak jej kwalifikacji.
- PierwAdwokat Pi�� ma takie same kwalifikacje co S�d, by rozpatrzy� twoj�
spraw�.
- Niby jak? - zapyta� Frendon.
- Ma tak� sam� matryc� logiczn� jak jednostka S�du. Ma dost�p do tych
samych danych co S�d.
- Ale Wysoki S�d jest od niej trzy razy wi�kszy - zauwa�y� przytomnie
Frendon. - Musi mie� S�d jak�� przewag�.
- Ta jednostka zawiera biologiczne neurokomponenty dziesi�ciu tysi�cy
potencjalnych �awnik�w. Tylko to i nic innego ma wp�yw na ow� r�nic�
rozmiar�w.
- Znaczy, tam siedzi dziesi�� tysi�cy m�zg�w?
- W�a�ciwe okre�lenie to: "biologicznie po��czone skompresowane
osobowo�ci".
- A Wysoki S�d te� jest skompresowan� osobowo�ci�? - indagowa� Frendon.
- Stanowimy amalgamat wielu r�nych s�dzi�w, adwokat�w i prawodawc�w,
stworzony przez biologiczne po��czenia i system kompresji, tak by powsta�
najzdolniejszy w�r�d s�dzi�w.
- I prokurator�w - dorzuci� Frendon.
- Prawo stanu Kalifornia stanowi, �e s�dzia ma najlepsze kwalifikacje do
przedstawienia zarzut�w oskar�yciela.
- A to nie jest tak, �e s�dzia powinien by� przedstawicielem �lepej
sprawiedliwo�ci? Je�li Wysoki S�d jest oskar�ycielem, czy nie oznacza to,
�e Wysoki S�d zak�ada, �e jestem winny?
- Ma pan wykszta�cenie prawnicze, panie Blythe? - zapyta� S�d.
- Ponad jedena�cie z dwudziestu siedmiu lat mojego �ycia sp�dzi�em na
pa�stwowym wikcie.
- Czy ma pan wykszta�cenie prawnicze? W pa�skich aktach nie odnale�li�my
materia��w, kt�re by to potwierdza�y.
- Niewolnik studiuje swoich w�adc�w.
- Wed�ug przepis�w nie mo�e pan by� w�asnym obro�c�, je�li nie studiowa�
pan prawa.
- Bez uczciwego i bezstronnego prawnika w og�le nie powinienem by�
s�dzony.
- Pa�ska Obrona ma wszelkie kwalifikacje.
- Czy przeprowadzi�a niezale�ne �ledztwo w mojej sprawie? Czy zaplanowa�a
odr�bne strategie obrony? Czy znalaz�a informacje przeciwstawiaj�ce si�
materia�om zgromadzonym przez oskar�enie? - Frendon przybra� tak
dramatyczn� poz�, �e Otis ze zdumienia a� rozdziawi� usta.
- W nowoczesnym S�dzie dowody s� bezstronne - retorycznie odpowiedzia�
S�d.
- A okoliczno�ci �agodz�ce, o kt�rych wspomnia�em?
Nast�pi�o ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin