Maria Konopnicka ZA KRAT� I Kiedym przed pi�tnastu laty zwiedza�a warszawskie wi�zienia, gmach przy ulicy Z�otej nie by� jeszcze wyko�czony, a oddzia� karny dla kobiet mie�ci� si� razem z takim�e m�skim oddzia�em w tak zwanym "Pawiaku", kt�ry wszak�e aresztanci i aresztantki z nie znanego mi powodu powszechnie nazywali "Serbi�". Pawiak, vel Serbia, jest to pos�pny ��ty dom, z wieloma nale��cymi do niego budynkami, opasany murem; front jego wychodzi na ulic� Dzieln�, ty�y za� na ulic� Pawi�, od kt�rej i owa og�lniejsza nazwa jest wzi�t�. U furty tego gmachu stan�am po raz pierwszy w dzie� jesienny, d�d�ysty, w towarzystwie jednej z moich znajomych, kt�ra, uzyskawszy odpowiednie pozwolenie w�adzy, dawniej ju� zacz�a odwiedza� wi�ni�w i cieszy�a si� nieograniczonym ich zaufaniem. Trzy czy cztery schodki, do furty wiod�ce, zaledwie pomie�ci� mog�y kobiety, kt�re si� na nich cisn�y z w�ze�kami, tobo�kami, garnuszkami, czekaj�c na tak zwane "widzenie". Kumoszki z miasta, �atwiej zaznajamiaj�ce si� z sob�, prowadzi�y nader o�ywion� gaw�dk�, przerywan� g�o�nymi wyrzekaniami; baby ze wsi przyby�e, odziane w chustki lub fartuchy na g�ow�, duma�y, podpar�szy brod� na r�kach, wzdychaj�ce, zawstydzone jakby... Widzenie udziela si� urz�downie raz tylko na tydzie�, w niedziel�; wszak�e stan zdrowia uwi�zionych lub odleg�o�� zamieszkania przybywaj�cej w innym dniu rodziny wi�nia uwzgl�dnia si� do�� szeroko i dlatego te� nie ma dnia, �eby schodki owe przez baby obl�onymi nie by�y. Poza furt� niewielka sie�, tak�e najcz�ciej interesant�w czekaj�cych pe�na; tu w bocznej �cianie znajduje si� okienko komunikuj�ce z kancelari� pana inspektora i u�atwiaj�ce kontrol� przyby�ych. Z sieni tej par� stopni prowadzi na d�ugi korytarz, z kt�rego szereg drzwi wiedzie do kancelarii, do sali widze�, do niekt�rych warsztat�w, wreszcie do mieszkania inspektora. Wprost wej�cia prawie, schody na pi�tra, z kt�rych pierwsze obejmowa�o pod�wczas oddzia� kobiecy. W oddziale by�o przesz�o sto kobiet, mieszcz�cych si� w dziewi�ciu czy dziesi�ciu tak zwanych "kamerach", kt�rych ka�da ma oddzielne wej�cie z obiegaj�cego pi�tro korytarza. Klucz zgrzytn�� kilka razy, dozorca otworzy� drzwi wszystkie, a kamery ukaza�y mi jednostajne swoje wn�trza. Pierwsze wra�enie jest do�� niespodziane. Wi�zienia przywykli�my uwa�a� jako co� bardzo ponurego i ciemnego: nie zdziwi�abym si� te� wcale, gdyby �ciany by�y odrapane i brudne, okienka ma�e i nie daj�ce �wiat�a, a bar��g ze s�omy i dzban wody dope�nia� tego urz�dzenia. Jasno�� wi�c kamer, ich czysto��, ich obszar uderza czym� nieoczekiwanym. S� to w istocie do�� du�e, prostok�tne izby z czysto wybielonymi �cianami i r�wnie czysto utrzyman� pod�og�. Dwa zwyczajnej wielko�ci, do�� rzadko zakratowane okna, wychodz� na podw�rko wi�zienne i daj� �wiat�o bardzo dostateczne; w jednym k�cie piec kaflowy, w drugim posk�adane jeden na drugim i pokryte siwymi derami sienniki, doko�a �cian �awy, w po�rodku rodzaj warsztatu do wyplatania krzese� s�u��cego - oto wszystko. Pomimo wszak�e tego schludnego pozoru, a nawet otwieranego ukradkiem lufcika, powietrze jest tak tu, jak i na korytarzach specjalne, �e tak powiem, wi�zienne, ci�kie, duszne, jakby przesi�k�o zastarza�ymi miazmatami, tak �e si� trzeba uczy� nim oddycha� i dopiero z czasem nawykn�� do niego mo�na. Pod �cianami na �awach, przy warsztacie, kilkana�cie starszych i m�odszych kobiet; dwie czy trzy karmi� ��te jak wosk i obrzmia�e na twarzyczkach dzieci. Siwa, gruba sp�dnica wi�zienna i taki� kaftan - na kilku uwi�zionych tylko. Reszta odziana w suknie w�asne, kt�rych utrzymanie w ca�o�ci lub zast�pienie nowymi jest, jak si� przekona�am z czasem, przedmiotem najwi�kszych wysi�k�w aresztantek. Widzia�am takie, kt�re miesi�cami ca�ymi nie dojada�y, odk�adaj�c grosze za chleb na jak�� chustk� lub kaftan; widzia�am fartuchy wycerowane jak siatka paj�cza, widzia�am sp�dnice, kt�re uj�te ig�� w jednym miejscu, roz�azi�y si� w drugim, a przecie� milsze by�y w�a�cicielkom swoim od wi�ziennej odzie�y, w kt�rej grubym woj�oku robactwo zagnie�d�a si� z nies�ychan� �atwo�ci� i jest prawie nie do wyt�pienia. Izba, w kt�rej zatrzyma�am si� pod�wczas najd�u�ej i do kt�rej najcz�ciej zachodzi�am potem, w ci�gu cotygodniowych, przez rok blisko trwaj�cych odwiedzin, zaj�t� by�a przez bardzo interesuj�ce typy. Przede wszystkim kr�lowa�y tu dwie siostry, Helena i Waleria War., kt�re pochodzi�y z rodziny specjalnie z�odziejskiej, czyli z tak zwanej "z�odziejskiej szlachty". Waleria chorowita, blada, wysoka, z d�ugim wronim nosem i ma�ymi oczkami, z jakim� fa�szywym i brzydkim spojrzeniem, by�a przedmiotem nami�tnego przywi�zania m�odszej Heleny, kt�ra mia�a w �niadawej twarzy i niebieskich oczach wyraz odwagi, szczero�ci, determinacji i jakiej� dziwnej pogody. Obie siostry ju� nie bardzo m�ode, nie po raz te� pierwszy odsiadywa�y kar� swoj� w Serbii. Helena by�a ju� tu co� z czwartym powrotem, Waleria wpierw jeszcze zapozna�a si� z wi�zienn� izb�. Tym razem ona to dosta�a, jak tu m�wi�, wyrok; ale Helena przyzna�a si� do uczestnictwa dobrowolnie, �eby siedzie� z ni� razem. Przywi�zanie to wszak�e nie przeszkadza�o im bynajmniej l�y� si� ostatnimi wyrazami, a nawet drapa� przy ka�dej sposobno�ci i dopiero wtedy, kiedy je kto rozbroi� chcia�, obie rzuca�y si� na rozjemc�, stwierdzaj�c tym sposobem swoj� siostrzan� mi�o��. Nie wiem, co si� dzia�o z reszt� rodziny War., ale widywa�am tam ich matk�, staruszk� siedmdziesi�cioletni� mo�e, kt�ra je nawiedza�a, b�ogos�awi�a i chlubi�a si� nimi tak, jakby to by�y najszlachetniejsze istoty w najw�a�ciwszym dla siebie po�o�eniu b�d�ce i przynosz�ce jej najwi�ksz� pociech�; one te� nawzajem odp�aca�y jej nadzwyczajn� czu�o�ci� i przywi�zaniem. Obie siostry u�ywa�y pomi�dzy kole�ankami wielkiego powa�ania. O Waleni mawiano z rodzajem naiwnego podziwu, �e "na wolno�ci mia�a zawsze dobre zarobki", o Helenie wiedziano, �e jest rezolutna, �e w potrzebie za ca�y oddzia� si� zastawi i nawet samego "wielmo�nego" si� nie zl�knie. "Wielmo�nym", tak wprost, bez dodania tytu�u lub wyrazu pan, nazywa�y aresztantki inspektora swego. "Wielmo�ny idzie", "wielmo�ny kaza�", "powiem przed wielmo�nym", oto wyra�enie, kt�re mi si� z pocz�tku zdawa�o do�� dzikim, ale do kt�rego przywyk�am w ko�cu tak, �e mnie razi� przesta�o. Lecz by� jeszcze inny pow�d przewagi si�str War. Oto nale�a�y one do zastarza�ych recydywistek, a s�dy, wyroki, pobyty, dozory, wi�zienia wreszcie, by�y dla nich niemal normalnymi warunkami �ycia. Etyka za� Serbii polega�a na tym, �e o ile dostaj�ce si� tam po raz pierwszy klientki lekcewa�one by�y i pogardzane niemal, o tyle wytrawne i wielokrotnie karane u�ywa�y powagi i szacunku. "Frajerki" zamiata�y i oczyszcza�y izb�, szorowa�y pod�ogi i nierzadko ca�owa�y w r�k� "panie", kt�re traktowa�y je protekcjonalnie i z akcentem pewnej wy�szo�ci. Zdarza�o mi si� nawet nieraz s�ysze�, jak zirytowany stra�nik wo�a� na jak�� krn�brn� nowicjuszk�: "ty frajerko!", okazuj�c jawnie wzgard� swoj�, jako w�adza, dla tych upo�ledzonych istot. Dwie charakterystyczne cechy zauwa�y�am w mieszkankach Serbii: wielkie zdziczenie i wielk� naiwno��. O lada co, o s�owo, o gest, o spojrzenie - wybucha tam w�ciek�o�� zwierz�ca niemal. Z�orzeczenia, kl�twy, b�jki s� wtedy na porz�dku dziennym, tak pomi�dzy zamkni�tymi w jednej izbie, jak i pomi�dzy izbami solidaryzuj�cymi si� z sob�. Drzwi, kt�rych zamek izb� od izby dzieli z wewn�trz, wytrzyma� musz� w�wczas kopania, uderzenia pi�ci, drapanie paznokciami, kt�rym to wybuchom dopiero nadchodz�cy stra�nik tam� k�adzie. Co do naiwno�ci, t� spotka� mo�na w starych nawet i wytrawnych z�odziejkach. Pami�tam, by�a tam jedna, Jasielska, kt�ra odsiadywa�a wyrok za kradzie� rzeczy s�u��cych do kobiecego ubrania. Ot� opowiada�a mi ona, w jaki spos�b tutaj popad�a. Jakie� damy, sprowadziwszy si� do Warszawy, rozpakowa�y swoje kufry w �wie�o naj�tym mieszkaniu, a �e szaf jeszcze nie by�o, wi�c rzeczy roz�o�one zosta�y na krzes�ach, sto�ach itd. Le�a�o to tak dzie� czy dwa, to jest dosy� d�ugo, aby zwr�ci� uwag� z�odziei. Jako� znajoma Jasielskiej i znajomej tej znajomy zajechali doro�k� przed dom, w czasie kiedy damy wysz�y, i wys�ali Jasielsk� na po��w. - Wchodz� ja - prosz� pani - a tu tyle �liczno�ci, �e nie wiedzie�, na co wpierw patrze�. Bior� j a wsypk� jedwabn�, co te� tam le�a�a, i pcham w ni�, co si� mie�ci; nios� raz na d� - nic, nios� drugi raz - nic, nios� trzeci raz, a� tu mnie str� pyta: co to pani tak spaceruje po tych schodach? A ja m�wi�: To te panie, co przyjecha�y, sprzedaj� niepotrzebne rzeczy, wi�c ja kupuj�. I dobrze. A by� tam kapelusz aksamitny z pi�rem. Ledwo�my do domu wr�cili i rzeczy dobyli, a ta niegodziwa m�wi: kapelusz m�j. A ja m�wi�: nieprawda, bo m�j. Tak oni zaraz na mnie we dwoje; pobili mnie, pokaleczyli, wypchn�li i p� rubla za mn� jak za psem cisn�li. A� tu nied�ugo robi si� gwa�t na mie�cie; lokaja wzi�li, str�a wzi�li. Jak zacz�li szuka�, jak zacz�li trz���, tak znale�li rzeczy u paserki na Pradze. Od jednego do drugiego, wszystko si� wyda�o. Zabrali ich dwoje, zabrali i mnie. Tak potem, jak przysz�a ta sprawa, prowadz� mnie do s�du. Patrz� ja, a� tu rzeczy precz porozk�adane, a w s�dzie pani i panna takie �liczne, jak te anio�y z nieba, a� p�acz�, tak prosz� za mn�. Panie s�dzio, panie dobry! patrz pan, jaka ona m�oda! poprawi si� jeszcze, wypu��cie j�, mo�e g�odna by�a, mo�e z biedy... My ju� i tak mamy, co nasze, odpu��cie jej, chocia� jej tylko! Tak ju� te panie prosz�, tak si� modl�, a� mi si� serce kraje! A s�dzia nie i nie. A� tu zn�w starsza m�wi: "Panie s�dzio! Tam w biurku u mnie le�a�o trzydzie�ci tysi�cy rubli, a przecie� ich nie wzi�a". - Jak ja to us�ysz�, prosz� pani, jakby we mnie piorun trz�s�! To ty, g�upia, my�l� sob...
GAMER-X-2015