Jerzy Kosi�ski Malowany ptak Sp�dzielnia Wydawnicza "Czytelnik" Warszawa 1989 Producent wersji brajlowskiej: Altix Sp. z o.o. ul. W. Surowieckiego 12a 02-785 Warszawa tel. 644-94-78 "Pami�ci mojej �ony, Mary Hayward Weir, bez kt�rej nawet przesz�o�� straci�aby sens i tylko B�g jeden, w Swoim pomy�lunku, wiedzia�, �e to istoty innego gatunku". Majakowski 1. Jesieni� 1939 roku, w pierwszych tygodniach drugiej wojny �wiatowej, rodzice sze�cioletniego ch�opca z du�ego wschodnioeuropejskiego miasta wys�ali go do odleg�ej wioski, aby tam - podobnie jak tysi�ce innych dzieci - znalaz� bezpieczne schronienie. Pewien cz�owiek, kt�ry udawa� si� na wsch�d, zgodzi� si�, za sowitym wynagrodzeniem, umie�- ci� dziecko u ch�opskiej rodziny. Nie maj�c innego wyj�cia, rodzice powierzyli mu syna. Wysy�aj�c syna na wie�, byli przekonani, �e w�a�nie w ten spos�b mog� mu najlepiej zapewni� przetrwanie. Ze wzgl�du na antyhitlerowsk� dzia�alno�� ojca ch�opca w okresie mi�dzywojennym sami r�wnie� musieli si� ukrywa�, aby unikn�� zes�ania na roboty do Niemiec lub uwi�zienia w obozie kon- centracyjnym. Chcieli uchroni� syna od tych niebezpiecze�stw i mieli nadziej�, �e z czasem zn�w si� po��cz�. Jednak�e bieg wypadk�w udaremni� ich plany. W zamieszaniu spowodowanym wojn� i okupacj� oraz ci�g�ymi przesiedleniami ludno�ci stracili kontakt z cz�owiekiem, kt�ry ulokowa� dziecko na wsi. Musieli liczy� si� z tym, �e nigdy nie odnajd� syna. Kobieta, kt�ra wzi�a do siebie ch�opca, umar�a dwa miesi�ce p�niej. Od tej chwili w�drowa� samotnie od wioski do wioski; czasem udzielano mu schronienia, czasem go odp�dzano. Wsie, w kt�rych przysz�o mu sp�dzi� nast�pne cztery lata, r�ni�y si� pod wzgl�dem etnicznym od jego miejsca urodzenia. Tubylcza ludno��, odizolowana od �wiata, pozbawiona dop�ywu �wie�ej krwi, mia�a jasn� cer�, jasne w�osy i niebieskie albo szare oczy. Ch�opiec by� ciemnow�osy, czarnooki i �niady. Pos�ugiwa� si� j�zykiem warstwy wykszta�conej, prawie niezrozumia�ym dla wie�niak�w ze wschodu. Uwa�ano go za przyb��d�, Cygana lub �yda, a udzielanie schronienia Cyganom i �ydom, zamy- kanym w gettach i obozach zag�ady, nara�a�o jednostki i spo�eczno�ci na najsro�sze kary ze strony Niemc�w. Wioski w tej okolicy by�y zapomniane przez wieki. Niedost�pne, po�o�one daleko od o�rodk�w miejskich, znajdowa�y si� w jednym z najbardziej zacofanych obszar�w Europy Wschodniej. Nie istnia- �y tam szko�y i szpitale, nie znano elektryczno�ci, a mosty i brukowane drogi stanowi�y rzadko��. Mieszka�cy niewielkich osad �yli tak samo jak ich przodkowie. Wioski toczy�y wa�nie o dost�p do rzek, las�w i jezior. Jedynym prawem by�o prastare prawo silnych i bogatych do narzucania swojej wo- li s�abym i ubogim. Ludno��, podzielon� na katolick� i prawos�awn�, ��czy�a tylko wyj�tkowa zabo- bonno�� oraz niezliczone choroby, n�kaj�ce zar�wno wie�niak�w jak i zwierz�ta. Tutejsi ch�opi byli ciemni i okrutni, cho� nie z w�asnej winy. Ziemia by�a marna, klimat surowy. Rzeki, z kt�rych ryby wybrano niemal doszcz�tnie, cz�sto wylewa�y na pastwiska i pola, przemieniaj�c je w bagna. Znaczn� powierzchni� zajmowa�y rozlegle moczary i trz�sawiska, a g�ste lasy od niepa- mi�tnych czas�w zapewnia�y schronienie bandom buntownik�w i przest�pc�w. Niemiecka okupacja tylko pog��bi�a n�dz� i zacofanie tego regionu. Wie�niacy musieli oddawa� poka�n� cz�� swoich mizernych plon�w to wojskom okupanta, to partyzantom. Odmowa mog�a spowodowa� karny najazd na wiosk�, po kt�rym z domostw pozostawa�y jedynie dymi�ce zgliszcza. Mieszka�em w chacie Marty, oczekuj�c, �e lada dzie�, lada chwila, zjawi� si� po mnie rodzice. P�acz nie przynosi� ukojenia, a Marta nie zwraca�a uwagi na moje pochlipywanie. By�a stara i tak zgarbiona, jakby usi�owa�a prze�ama� si� wp�, lecz nie dawa�a rady. Jej d�ugie w�osy, nie znaj�ce grzebienia, splata�y si� w niezliczone ko�tuny, kt�rych nie spos�b by�o rozczesa�. Nazywa�a je czarcimi warkoczami. Gnie�dzi�y si� w nich z�e moce, kt�re - skr�caj�c je ciasno - przy- prawia�y j� o zanik pami�ci. Ku�tyka�a, wsparta na s�katym kiju, mamrocz�c do siebie w mowie, kt�rej prawie nie rozumia- �em. Twarz mia�a drobn�, zwi�d��, pokryt� siatk� zmarszczek, sk�r� za� czerwonobr�zow�, niczym jab�ko zbyt d�ugo trzymane w piecu. Zgrzybia�e cia�o trz�s�o si�, jakby targa�y nim wewn�trzne wich- ry; palce ko�cistych r�k, o stawach wykr�conych reumatyzmem, ani na chwil� nie przestawa�y dygo- ta�, a g�owa na d�ugiej, chudej szyi, kiwa�a si� na wszystkie strony. Staruszka wzrok mia�a s�aby. Spoziera�a na �wiat�o przez osadzone pod krzaczastymi brwiami w�skie szparki, podobne do bruzd w zaoranej ziemi. Z k�cik�w oczu wiecznie s�czy�y si� �zy, kt�re - sp�ywaj�c po policzkach g��bokimi wy��obieniami - ��czy�y si� z nitkami �luzu zwisaj�cymi u nosa oraz p�cherzykami �liny ciekn�cej z ust. Chwilami Marta przypomina�a mi star�, ca�kowicie przegni�� zielo- noszar� purchawk�, czekaj�c�, a� ostatni powiew wiatru wydmucha z niej czarny, suchy py�. Pocz�tkowo l�ka�em si� jej i zamyka�em oczy, kiedy si� do mnie zbli�a�a. Czu�em wtedy bij�cy od niej przera�liwy smr�d. Zawsze spa�a w ubraniu. Twierdzi�a, �e stanowi ono najlepsz� ochron� przed setkami chor�b, jakie podmuch �wie�ego powietrza mo�e wwia� do chaty. A�eby zachowa� zdrowie, m�wi�a, cz�owiek powinien si� my� nie cz�ciej ni� dwa razy do roku, na Bo�e Narodzenie i na Wielkanoc, lecz nawet w�wczas tylko pobie�nie, bez zdejmowania odzie�y. Ciep�ej wody u�ywa�a jedynie po to, �eby ul�y� swoim obola�ym nogom - stopy jej pokrywa�y bowiem niezliczone guzy i odciski, a paznokcie mia�a powrastane. Moczy�a nogi zwykle raz lub dwa razy na tydzie�. Cz�sto g�aska�a mnie po g�owie dr��cymi, starczymi r�kami podobnymi do grabi. Zach�ca�a mnie, �ebym bawi� si� na podw�rzu i zaprzyja�nia� ze zwierz�tami domowymi. Z czasem poj��em, �e zwierz�ta te wcale nie s� tak gro�ne, jak mi si� wydaje. Przypomnia�em sobie bajki, jakie czyta�a mi o nich niania. Mia�y w�asne �ycie, kocha�y si� i sprzecza�y, wiod�y dyskusje w swoim niezrozumia�ym dla ludzi j�zyku. Kury t�oczy�y si� w kurniku, rozpychaj�c si�, aby dosta� do ziarna, kt�re im sypa�em. Jedne przechadza�y si� parami, inne dzioba�y s�absze towarzyszki albo k�pa�y si� samotnie w ka�u�ach, po- zosta�ych po deszczu, lub te�, strosz�c pi�ra niczym elegantki, zasiada�y na jajkach i szybko zasypia�y. Niezwyk�e rzeczy dzia�y si� w zagrodzie. Z jajek wykluwa�y si� ��te i czarne piskl�ta, wygl�da- j�ce jak ma�e �ywe jajeczka na cienkich n�kach. Pewnego razu samotny go��b przy��czy� si� do stada. Przyj�to go z wyra�n� wrogo�ci�. Kiedy wyl�dowa� na podw�rzu, trzepocz�c skrzyd�ami i wzbijaj�c tumany py�u, kury rozpierzch�y si� w pop�ochu. A gdy zacz�� si� do nich zaleca�, gruchaj�c gard�owo i zbli�aj�c si� drobnymi kroczkami, patrzy�y na niego z g�ry i z pogard�. Ilekro� si� przysuwa�, umyka- �y gdacz�c przera�liwie. Kt�rego� dnia, kiedy go��b jak zwykle usi�owa� si� zaprzyja�ni� z kurami i kurcz�tami, z chmur oderwa� si� niewielki, czarny kszta�t. Kury czmychn�y z wrzaskiem do obory i kurnika. Czarna kula spada�a na stado jak kamie�. Tylko go��b nie mia� gdzie si� skry�. Zanim zd��y� rozpostrze� skrzyd�a, silny ptak z ostrym, zakrzywionym dziobem przydusi� go do ziemi i zada� pierwszy cios. Pi�ra go��bia pokry�y si� c�tkami krwi. Marta wybieg�a z chaty wymachuj�c kijem, ale jastrz�b odfrun�� bez prze- szk�d, unosz�c w dziobie zwiotcza�e cia�o ofiary. W niewielkim, szczelnie ogrodzonym kamieniami ogr�dku, Marta trzyma�a w�a. �lizga� si� po- �r�d li�ci, wywijaj�c rozwidlonym j�zykiem niby sztandarem na defiladzie wojskowej. �wiat by� mu ca�kiem oboj�tny; nie wiedzia�em, czy mnie w og�le dostrzega. Pewnego razu w�� ukry� si� w norze g��boko pod mchem i tkwi� w niej bardzo d�ugo bez jedze- nia i picia, uczestnicz�c w tajemniczych misteriach, o kt�rych nawet Marta nie chcia�a nic m�wi�. Kie- dy si� wy�oni�, g�owa b�yszcza�a mu jak naoliwiona �liwka. Nast�pi�o niezwyk�e widowisko. Najpierw w�� popad� w bezruch; jedynie powolne dreszcze przebiega�y po jego zwini�tym ciele. Potem wysun�� si� niespiesznie ze starej sk�ry, staj�c si� jakby szczuplejszy i m�odszy. Nie wymachiwa� j�zykiem; mia- �em wra�enie, �e czeka, a� nowa sk�ra mu stwardnieje. Stara, na wp� przezroczysta, le�a�a porzuco- na; spacerowa�y po niej z lekcewa�eniem muchy. Marta podnios�a j� z czci� i ukry�a g��boko. Taka sk�ra posiada�a wa�ne w�a�ciwo�ci lecznicze, ale staruszka o�wiadczy�a, �e jestem za m�ody, aby zro- zumie� ich charakter. W zdumieniu obserwowali�my przedziwn� transformacj�. Marta wyja�ni�a mi, �e dusza ludzka w podobny spos�b porzuca cia�o i wzlatuje do st�p Pana Boga. Kiedy znu�ona d�ug� podr� dociera do celu, Pan B�g ujmuje j� w Swoje ciep�e d�onie, o�ywia Swym oddechem, po czym albo przemienia w rajskiego anio�a, albo str�ca do piekie�, skazuj�c na wieczne m�ki w ogniu. Cz�sto odwiedza�a chat� ma�a ruda wiewi�rka. Najad�szy si� do syta, wykonywa�a na podw�rzu osobliwy taniec: bi�a ogonem ziemi�, tarza�a si� i skaka�a, popiskuj�c cichutko i siej�c pop�och w�r�d kur i go��bi. Przychodzi�a do mnie codziennie, siada�a mi na ramieniu, �askota�a mnie pyszczkiem w ucho, szyj�, policzki, targa�a mi �apkami w�osy. Po zabawie znika�a, wracaj�c do lasu oddzielonego od chaty polem. Pewnego dnia, s�ysz�c jakie� g�osy, pobieg�em na pobliskie wzniesienie. Ukryty w krzakach z przera�eniem ujrza�em, �e gromada wyrostk�w goni wiewi�rk� przez pole. P�dz�c jak oszala�a, usi- �owa�a dotrze� bezpiecznie do lasu. Wyrostki rzuca�y przed ni� kamienie, �eby odci�� jej drog�. Stwo- rzonko s�ab�o; jego skoki stawa�y si� coraz kr�tsze i wolniejsze. W ko�cu �obuzom uda�o si� osaczy� wiewi�rk�, ale nadal broni�a si� dzielnie, k�saj�c i...
GAMER-X-2015