16999.txt

(174 KB) Pobierz
Augustyn Baran


Głowa wroga 



- 2 


2 


AUGUSTYN BARAN O SOBIE 

Augustyn Baran urodził się w setnš rocznicę urodzin Fr. Nietzschego. Stało się to w Galicji, 
w chłopskim łóżku. Był to czas skorpiona i wyzwalania wsi przez Armię Czerwonš. Armia 
bardzo się cieszyła z urodzenia A. B. w postaci chłopca, bo wtedy na stole stał bimber 
[...] 

Z chwilš, gdy przeczytał Na jagody M. Konopnickiej, A. B. zaczšł marzyć o pisaniu. 
Tematyka lat pónochłopięcych stała się jego obsesjš. Zachłynięcie się twórczociš wielkiej 
pisarki ludowej widać z każdej strony jego opowieci [...] 

Napisał kilka opowiadań, które zauważono w Zgorzelcu i na innych rubieżach. W cišgu 
dwudziestu lat nieustannej pisaniny otrzymał następujšce nagrody literackie: 3 x im. ks. J. 
Popiełuszki (Bydgoszcz), wielokrotnie I-III nagrody w konkursie im. J. I. Kraszewskiego 
(Biała Podlaska), im. S. Żeromskiego (Nałęczów), kilkakrotnie im. Grzegorza z Sanoka (Sanok), 
wielokrotnie im. E. Szymańskiego (Szczecin), im. E. Stachury (Włocławek), kilka razy 
im. S. Themersona (Płock), im. W Broniewskiego (Radom), im. H. Powiatowskiej (Częstochowa), 
im. J. piewaka (widwin), im. J. Krzewiaka (Karczew), im. M. Stryjewskiego (Lębork), 
im. T. Micińskiego (Łód), im. W. Kryckiego (Siedlce). 

Ponadto kilka razy nagradzany był w konkursie EKOART (Wrocław), Konkursie Olimpijskim 
(Wrocław), konkursie Klubu Studenckiego Limes (Siedlce), konkursie im. Z. Morawskiego 
Lamus (Gorzów Wielkopolski), konkursach Czasu Kultury i księgami Kapitałka 
(Poznań), Klubu Ster (Gdańsk), O Laur Sęka (Mielec), Klubu Literackiego ZNP 
(Rzeszów), Koła Literatów Wachta (Kołobrzeg), O Herb Grodu (Chrzanów), KAW (Rzeszów), 
Klubu Literackiego w Lublinie, O Laur Jabłoni (Grójec), Koła Gospodyń Wiejskich 
(Stary Kisielin), Szukamy talentów wsi (Wšglany), Klubu Kultury Chłopskiej i redakcji 
Wieci, Klubu Abstynent (Bartoszyce), konkursie Jesienna chryzantema (Płock) i Mikołajek 
Nadmorski" (Słupsk), konkursie Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bełchatowie, 
Miejskiej Biblioteki Publicznej w Kędzierzynie-Kolu, Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego 
(Warszawa), Miejsko-Gminnego Domu Kultury w Dšbrowie Tarnowskiej, Fundacji 
Stypendialnej im. Anny Domagały-Jakuć (Łód), O Kwiat Paproci (Siedlce), O Laur Dębu 
Wolnoci (Żabno), Klubu Młodych Exodus, konkursie Ziemia Moich Wierszy redakcji 
Nowa Wie, Konkursie Literackim Nad Kamiennš (Starachowice), konkursie literackim 
Towarzystwa Miłoników Ziemi wieckiej (wiecie), konkursie Rubinowa Hortensja 
(Piotrków Trybunalski), Konkursie Literackim Biedrusko (Biedrusko), konkursie Klubu 
Literackiego RSTK Połoniny (Sanok). 

A. B. otrzymywał także nagrody w konkursach dziennikarskich i publicystycznych Przeglšdu 
Tygodniowego, Nowej Wsi, Tygodnika Kulturalnego, Gromady Rolnik Polski, 
Wieci, Literatury, Chłopskiej Drogi i dwa razy w konkursie Moja droga do Partii 
(Gazeta Młodych i Walka Młodych). Jedyna nagroda zagraniczna: Litwa (Czerwony 
Sztandar). 
Był i pozostał doskonale samotny. Uwielbia cudze pisanie, las i katastrofy dziejowe [...] 
Pędzi życie w Galicji [...] 


- 3 


3 


Głowa wroga 

Babka jest matkš mojego Ojca, i przychodzę najczęciej nie do niej, lecz do dziadka, bogatego 
w zbójeckie historie z pierwszej wojny wiatowej, która zdarzyła się jemu i wiatu. 
Jeli przetrwam swojš pierwszš w życiu wojnę z Kogutem, co strzeże dostępu do skarbów w 
dziadku  wejdę do domu i posłucham jego opowieci. 

Dziadek włanie obciera biało-czerwone wšsy z ukraińskiego barszczu, gładzi łysš po kark 
głowę i opowiada o walkach przy boku swego cesarza Franciszka Józefa, który jego cesarzem 
nie był, tylko tak się wtedy mówiło. Cesarz wojował z Serbami, z którymi zawsze kto wojuje, 
więc dziadek był mu potrzebny już w pierwszym werbunku. Nie zabił żadnego wroga swego 
cesarza. Patrzył z tyłów, jak zabijali inni, najczęciej bez potrzeby. Ani tam, ani wszędzie, 
gdzie musiał być, nie spotkał swoich wrogów. Chłop ma ich zawsze za miedzš, a dziadek 
zawsze był chłopem. 

Na wojnie nosił amunicję, na którš mówi patrony. Zawsze go poprawiam. 

 Patrony  upiera się.  Amunicja jest teraz, wiem o tym, ale wtedy były patrony. Wiem, 
co nosiłem  nie przerywaj, bo się wyłšczę. 
Potem przeżył front alpejski, a było go ciężko przeżyć i wrócił wczeniej niż spodziewał 
się cesarz Franciszek Józef I. Słusznie dziadek zrobił  mógł się urodzić mój Ojciec, a teraz 
ma kto słuchać dziadka. 

Przychodzę najczęciej w niedzielę po południu, kiedy dziadek siwe wšsy ma jeszcze lekko 
zaczerwienione ukraińskim barszczem i nie ma nic do roboty, co byłoby ważne dla nas 
obydwu. W powszedni dzień każda niemal robota wypędza dziadka z kuchni i włóczy nim po 
zagrodzie, stajni i olbrzymiej stodole, skšd długo nie wraca. 

Dziadek wie wszystko, wszystko też pamięta: jest żywym podręcznikiem dziejów mojej 
wsi i wiata, który dla mnie dopiero się zaczyna, a dla dziadka dawno się skończył. Opowiada 
mi o tym wiecie i nurzamy się w posoce wiatowych wojen i miejscowej głupocie, wcale nie 
mniejszej od głupoty wielkiego wiata. 

Z babkš nie rozmawiam prawie wcale. Nie mam o czym. Kobiecinka bogata jest w same 
tylko zmartwienia i troski, które dręczš jš bez przerwy od poczštku życia i wyryły na jej spalonej 
słońcem twarzy bruzdy sięgajšce koci. Wyglšda więc jak wielki stary kartofel, z dwiema 
kropami czarnych oczu chytrze patrzšcymi na mnie, czy nie opycham się jej dokładnie 
policzonymi tuż po ugotowaniu pierogami. Babka wcale nie jest chytra. Czasami jest nawet 
gocinna, ale tylko wtedy, gdy uważa, że taka powinna być. 

Po wędrówkach na Bałkany albo po karkołomnych wspinaczkach wykutymi w skałach alpejskimi 
dróżkami, po których mój dziadek nosi na plecach patrony, a Italianie ostrzeliwujš 
go z bardzo ciężkich armat, czuję głód zmuszajšcy do cišgnięcia z miski pieroga, kilku kostek 
cukru albo skórki z chleba kupionego w miecie. 

Przede mnš szczyty alpejskie, pode mnš przepaci sięgajšce dna przełęczy: cały czas idę z 
dziadkiem niosšcym patrony, dwigam jego strach  więc muszę być zmęczony i głodny. Nie 
mogę już dłużej czekać na gocinnoć babki, która znów o niej zapomniała. 

Dziadek wraca  dostaję w prezencie Ojca, a Ojciec po kolejnej wiatowej wojnie dostaje 
mnie. Wojna kończy się na pewien czas, więc Ojciec ma dużo braci i sióstr, których los wykrela 
z Księgi Chrztów i spisuje na straty w wiecznej Księdze Zmarłych. Los jest bezlitosny, 
ale pracowity i zawsze godny podziwu, rzadko tylko szacunku, czy choćby zrozumienia. 

Dziadek czasem wychodzi po mnie, bo wie, że niełatwo wejć do jego zagrody. Strzeże jej 
stary pies, pamiętajšcy Hitlera, oraz swobodnie chodzšcy Kogut  bojowiec. Głuche warknięcie 
psa oznacza dla ptaka wzmożonš czujnoć. Już wie, że zbliża się natręt. Wskakuje na 
wzgórek, jakich pełno na podwórzu i przechylajšc głowę to w jednš, to w drugš stronę, wypatruje 
wroga. Jest nim każdy, kto wchodzi, ale najczęciej ja lub niedowidzšcy żebrak, na



- 4 


4 


zywany dziadem, który za kilka szczerych modlitw przed reprodukcjš malowidła Matejki Kopernik 
 dostaje od babki małe jajo. 

Kogut jest czujny i nieomylny. Dziesištki razy odpędził mnie skutecznie i daleko od stuletnich 
drzwi dziadkowej sieni. Wystarczyło zrobić jeszcze dwa, trzy kroki, żeby ich dopać, ale 
ptak znowu był przy nich pierwszy. Uciekałem, słyszšc za sobš chrapliwie odpiane zwycięstwo. 


Kogut, rosły trzylatek, cały w czerwieni piór, o szerokiej piersi i twardym, lekko zakrzywionym 
dziobie, jest najlepszym strażnikiem dziadkowej zagrody. Panuje nad sadem czereni, 
węgierek, jedynej we wsi czarnej morwy, włoskich orzechów, winogrona oraz najwczeniejszych 
jabłek, żółtych jak bułka z makiem, którš babka piecze dwa razy w roku na przyjazd 
syna z dalekiego wiata. 

Kogut jest wszędzie naraz. Nie odstępuje zwłaszcza miejsc, przez które na podwórze 
wchodzi kto obcy. Nie ma dla niego żadnych przeszkód, oprócz stodoły i domu, które musi 
obiegać, galopujšc z wrzaskiem. Potrafi wzbijać się niemal pionowo, pokonujšc dachy różnych 
szop, wozowni, chlewów, chlewików i innych zadaszonych rupieciarni, niezbędnych w 
każdym gospodarstwie kułaka. Lšduje na gociu, w pełni go zaskakujšc, nakrywajšc skrzydłami 
spod których nie widać słońca ani drogi ucieczki. 

 Spada z nieba tam, gdzie trzeba  mówi wierszem babka. I nagradza komandosa garciš 
twarogu, którego nie chciała żadna córka. 
Przy tym Kogucie  babczynym jak wszyscy mówiš, orle  pies jest zbyteczny. Żyje jednak, 
bo zasłużył się w okupacyjne noce przepędzajšc czujki narodowej partyzantki i ostrzegajšc 
przed Niemcami, którzy nadcišgali nagle. Póniej niele radził sobie z NKWD i władzš 
ludowš. Tej  wraz z dziadkiem  nie cierpieli od samego poczštku. Dzięki niemu dziadek był 
zawsze tam, gdzie trzeba. Dlatego pies żyje i będzie żył do końca swojego psiego żywota, 
choć Kogut z powodzeniem zastępuje sforę takich psów. 

Pamiętam wszystkie stoczone z Kogutem walki. Tak potyczki, jak i długotrwałe podchody 
zakończone gwałtownymi starciami. 

Atakował mnie, jak każdy, od tyłu. Z powietrza. Zdobywał przewagę z marszu, zaskakiwał 
z flanki, najczęciej z prawej. Był nieustraszony w ataku z czoła. 

Darł ze mnie kudły, leciały z niego pióra, których póniej długo żałowała babka, ale trwał 
do końca zmuszajšc mnie do odwrotu z placu boju. Jeli nawet cofał się parę swoich kroków 
 robił to z namysłem według ulubionej taktyki i z błyskawicznym rozeznaniem pola bitwy  
to zaraz uderzał prosto w twarz i rozrywał jš szponami. 

Ile to razy poszarpał na mnie koszulę, rozpruł spodnie i skrwawił ostrogami...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin