Andrzej Drzewi�ski Czarodziej z Manhattanu Wszystko zacz�o si� w maju. Wiadomo, dziwny miesi�c... Kwiaty kwitn�, dziewczyny ubieraj� kr�tsze sukienki, a gruczo�y pracuj� coraz intensywniej. W�a�nie ko�czy� mi si� anga� w ��wiecie fantastyki�, gdzie od roku walczy�em bohatersko z materia�em na trzeciej stronie od ko�ca. Wiecie, jak jest w tym dziale z pogranicza: kolejne UFO nad Bronxem i staruszka, kt�rej po raz trzeci wyros�y z�by, zbiorowe dziewor�dztwo w klasie maturalnej i odnalezione przepowiednie Sybilli. Ohyda... Najbardziej jednak irytowali mnie domoro�li popularyzatorzy, kt�rym nie wystarcza� bierny odbi�r tych bzdet�w � koniecznie musieli si� z kim� podzieli� p�odami swojej spaczonej i zazwyczaj ubogiej wyobra�ni. Ten list przyszed� w zwyk�ej, bia�ej kopercie. Jedynie moje nazwisko kto� dwukrotnie podkre�li� r�owym flamastrem. � Kate wspomnia�a, �e ko�czy si� twoja umowa � Levi rzuci� przesy�k� na biurko. � Chyba jest w tobie zakochana. Coleman, stary niechluj uwielbiaj�cy siorba� kaw� z nogami na blacie, zarechota� i si�gn�� do szuflady. Opieka nad dzia�em debiut�w stanowi�a dla� nieustaj�ce �r�d�o rado�ci. � Jaki� tytan pi�ra sp�odzi� kolejny odcinek przyg�d ulubie�ca naszej starej � potrz�sn�� papierami. � Oto arcydzie�o pt. �Conan deflorator�. Wszyscy odruchowo zerkn�li na przeszklone drzwi z napisem �redaktor naczelny�. Pozostawa�y zamkni�te ju� dobry kwadrans. Dok�adnie od chwili, kiedy szefowa zamkn�a si� z plastykiem, aby om�wi� makiet� nowego numeru. � Podobne lianom z d�ungli Zamorry, w�laste sploty mi�ni zadrga�y na ramionach Cymmeryjczyka. Jeszcze moment i zamkn�� jasnow�os� Izabel w swoich obj�ciach. Westchn�a a potem gibkim ruchem przesun�a omdla�� d�o� w d� jego p�askiego brzucha, a�... Nie s�ucha�em dalej, maj�c niezbit� pewno��, co mog�a tam znale��. Znacznie ciekawiej przedstawia�a si� zawarto�� koperty. Kilkana�cie kartek, pisanych drobnym, odr�cznym pismem. W dobie edytor�w komputerowych stanowi�o to pewn� niespodziank�, cho� tr�c�c� myszk�. Z przodu, pod du�ym spinaczem, do��czono kr�tki li�cik. �Magia stanowi furtk� do innego, ukrytego przed nami �wiata. �wiata, kt�ry rz�dzi si� w�asnymi prawami, opartego na zwartej logice, st�d poznanie go, cho� alternatywne poznaniu naukowemu, jest tak samo mo�liwe i realne...� Dzisiaj wiem, �e ca�y ten tekst nale�a�o podrze�, spali�, resztki spu�ci� z wod� w miejscu ustronnym a potem do niczego si� nie przyznawa�. Niestety, tamtego dnia przejrza�em na swoje nieszcz�cie kilka kartek i jedyne, co z tego dobrego wynik�o, to pewno��, �e pseudonaukowego �argonu pana Miltona nikt nie zechce czyta�. Ci�ko podpar�em g�ow�. � I rozwar� uda alabastrowe po��daniem tchn�ce, przyzywaj�ce niczym mroczne oczy stygijskich w�y � Coleman nie zamierza� przesta�. Poszuka�em wzrokiem Matea, cierpieli�my obydwaj. Odsun��em papiery w k�t biurka, wsta�em i wtedy, jak na zam�wienie, zadzwoni� telefon. Brodski zamrucza� co� do s�uchawki i wycelowa� we mnie palec. Niech�tnie da�em mu znak, �e przejd� do pustego teraz sekretariatu. � Redaktor Gades? Dosta� pan m�j artyku�? � Artyku�? Kto m�wi? � pomacha�em do Matea, �e ju� schodz� do baru. � Alec Milton. Pisa�em o magii. � A... magii � mina wyd�u�y�a mi si�. Zawsze, skurczybyki, dzwoni�. � Rozumiem. Z tym, �e my si� tym nie zajmujemy. � Nie...? A tekst z ostatniego numeru, zatytu�owany �Czarne zmory� � s�ysza�em jak co� zawzi�cie kartkuje. � A �Laleczki doktora Mobiusa� z listopadowego? � Ale� to by�y opowiadania. � W�a�nie. Tym cenniejszy jest rzetelny wyk�ad. Ju� dawno zauwa�y�em indolencj� waszych autor�w, nie maj� poj�cia, o czym pisz�. W moim artykule znajd� sporo wskaz�wek, na przyk�ad kwestia technik zamawiania... � Ale nas artyku�y o tej tematyce nie interesuj� � zniecierpliwi�em si�, gdy� m�j �o��dek wyra�nie zapragn�� strawy, bynajmniej nie intelektualnej. � R�wnie dobrze mogliby�my prowadzi� kurs pilota�u UFO. � Pan nie wierzy w magi�? � domy�li� si� wreszcie. W jego g�osie brzmia�a nutka zawodu. � Oczywi�cie � jak ka�dy mitoman zaczyna� mnie irytowa�. � A pan? Nie odpowiada�, tylko sapa� w s�uchawk�, jakby co� sobie kombinowa�. � S�ysza� pan? Spiesz� si� na lunch. � Przez takich maniak�w grozi�a mi nadkwasota. � Lunch... Dobrze, porozmawiamy p�niej. Smacznego. � Dzi�kuj� � powiedzia�em odruchowo i od�o�y�em s�uchawk�. Gdybym wtedy wiedzia�... � Nie mia� wyboru. Konar jego mocarnego cz�onka, schwytany w nied�wiedzi� pa��, wi�zi� pewniej ni� zakl�cie, a czas mija� nieub�aganie. W ko�cu, uj�wszy stylisko topora, pewn� r�k� uni�s� go w g�r�. Trudno, szepn��, p� �okcia b�dzie musia�o wystarczy�... Z ulg� zamkn��em drzwi za sob�. * Piwko... Wraz ze strug� z�ocistego napoju spok�j pocz�� op�ywa� nasze dusze. Mateo z wyra�n� lubo�ci� przy�o�y� do czo�a puszk� dobrze sch�odzonego heinekena. � Wygl�da, �e szefowej osta�y si� jedynie dwie dziewice, ty i ja � stwierdzi�. Zacz��em przelewa� do szklanki zawarto�� kolejnej puszki. Moja ulubiona obj�to�� to dwie trzecie litra; jedna p�litrowa nie wystarcza�a, aby wytworzy� w m�zgu ten luby szmerek. � Czego w�a�ciwie si� boisz? � mrukn��em, zaj�ty tak odpowiedzialn� czynno�ci�. � AIDS? � Co ty...? � wzruszy� ramionami. � Julia dba o swoje zdrowie. Na moment umilk�, gdy� kelnerka zabra�a puste opakowania, da�a podstawki i na dok�adk� tack� s�onych krakers�w. � Podczas polowania z nagonk� nie lubi� by� zwierzyn� � uni�s� piwo. � Scool. � Scool. Upi�em spory �yk i o ma�o go nie wyplu�em, bowiem stan�� mi w gardle. Piwo smakowa�o jak stuprocentowa nalewka z pio�unu. � Jezu � wycharcza�em. � To trucizna. � Czemu? � Mateo obliza� wargi. � Dobrze sch�odzone. � Ale gorzkie... � wymaca�em jeden z krakers�w. � Musia�o by� przeterminowane. O! Chocia� te ciastka s� niez�e � wymrucza�em i spostrzeg�em w oczach kumpla os�upienie. � Poczu�e�, nie..? Pokr�ci� g�ow�. � Co ty jesz? � Krakersa... � umilk�em, gdy� w d�oni dziarsko trzyma�em na wp� obgryzion� tekturow� podstawk� pod piwo. Wyplu�em wszystko do popielniczki. � Co� mi si� sta�o ze smakiem � wymamrota�em. Stojaczek z przyprawami okaza� si� tym razem niezwykle przydatny. Mateo z wyra�nym zaciekawieniem obserwowa�, jak po kolei pr�buj� zawarto�ci torebek. S�l by�a s�odko-mdl�ca, cukier s�ono-kwa�ny, a wanilia zaje�d�a�a smalcem. Widz�c wzrok jegomo�cia spod okna, zrezygnowa�em z degustacji chili; z pewno�ci� przypomina�a sezamki. � Czy ty przypadkiem nie udajesz wariata? � Mateo nachyli� si� nad stolikiem i badawczo spojrza� mi w oczy. Trzymaj�c si� z bole�ci� za twarz, pokr�ci�em przecz�co g�ow�. � Ale� tak � za�mia� si�, zadowolony z w�asnego odkrycia. � My�lisz, �e niewy�yta Julia zostawi ci� w spokoju? Ch�opie, wariaci podniecaj� j� jeszcze bardziej! Nawet nie usi�owa�em odpowiedzie�. Gwa�townie wsta�em i, potykaj�c si� o krzes�a, wpad�em do toalety. �omot otwieranych drzwi poderwa� stoj�cego przy umywalce redakcyjnego plastyka. Nie mia�em czasu mu cokolwiek t�umaczy�, tylko zatrzasn��em za sob� drzwi kabiny i z du�� przyjemno�ci� rozsta�em si� z lunchem. Dopiero po d�u�szej chwili, gdy wyciera�em twarz papierowym r�cznikiem, zrozumia�em, co kolega-plastyk wyczynia� nad umywalk�. To, co tak pracowicie usi�owa� zmy� z koszuli, by�o karmazynowymi �ladami po szmince. Co za wampir, pomy�la�em, aby uciec z jej �ap, warto nawet udawa� wariata. Ba, ale je�li Mateo ma racj�? Schyli�em si� i zaryzykowa�em �yk wody z kranu. Wszystko by�o w porz�dku, nie poczu�em na j�zyku octu czy p�ynu po og�rkach. Troch� uspokojony uzna�em, �e kojarzenie smakowych fenomen�w z telefonem Miltona by�oby przesad�. Przypuszczalnie jakie� �wi�stwo dosta�o si� w browarze do mojego piwa, np. zdech�y szczur. Czary... Popuka�em si� w czo�o i wyszed�em na sal�. Nasz stolik zasta�em pusty. Wida� Mateo polecia� ju� do redakcji, podzieli� si� nowinami na temat mojego naiwnego planu. Nie pozosta�o mi nic innego, jak pojecha� do domu od�wie�y� si� przed wieczornym spotkaniem ze sta�ymi prenumeratorami naszego pisma. Pytania, odczyty, podpisywanie ksi��ek, s�odkie bla-bla... nie musz� m�wi�, kto wpad� na pomys� takiej imprezy. Wiem nawet czym si� kierowa�. Ju� kilku osobnik�w zawdzi�cza�o debiut osobistemu zapoznaniu naczelnej. Jak to zwyk� mawia� Coleman: grunt to dobrze ulokowa� interes. Zimny prysznic, lampka koniaku i godzinna drzemka w ca�kowitej ciszy sprawi�y, �e odpocz��em jak nigdy. Ca�y dom by� pusty. �ona z dzieckiem i te�ciowie trzy dni wcze�niej odlecieli do Europy na promocyjn� wycieczk� wygran� przeze mnie w redakcyjnej loterii. O ile dobrze zrozumia�em z nocnego telefonu, wyl�dowali we Wiedniu i zwiedzali Prater; taki tamtejszy Disneyland. Cholerny �wiat, a liczy�em na par� dni �wi�tego spokoju. W�a�nie mia�em wychodzi�, kiedy zadzwoni� telefon. � Redaktor Gades? Od razu pozna�em skurczybyka po g�osie. � Sk�d ma pan m�j telefon?! � Z ksi��ki telefonicznej, panie redaktorze. Jak uda� si� lunch? � Wy�mienicie � wysycza�em. � Pan mnie chyba nie zrozumia�. Ten artyku� si� nie nadaje. Przeczyta�em go i odrzuci�em. � Szkoda. Mia�em nadziej�, �e problemy ze smakiem przekonaj� pana do paru moich tez. Zrobi�o mi si� gor�co. Jednak to ten dra� wrzuci� do piwa jakie� �wi�stwo... albo przekupi� kelnerk�. � O czym pan m�wi? � Prosz� nie udawa�. By� mo�e m�j urok by� prosty, ale jak�e skuteczny. Przekona� si� pan o pot�dze smaku? Jego protekcjonalny ton doprowadza� mnie do pasji. � Bydlaku! � nie wytrzyma�em. � Ten tw�j urok to zwyk�y chuliga�ski wybryk. � Jest pan zatwardzia�ym niedowiarkiem, zadzwoni� jutro � nie wydawa� si� przej�ty mymi obelgami. � Niech si� pan nie wa�y! � rykn��em w s�uchawk�, lecz zd��y� si� roz��czy�. W�ciek�o�� parowa�a ze mnie przez ca�� drog�. Co za natr�tny gnojek, z takim jeszcze si� nie spotka�em. Ten maniak by� gorszy od typa, kt�ry od p� roku przysy�a mi absolutnie pewn� informacj� o sprzeda�y Golden Gate ...
GAMER-X-2015