15346.txt

(954 KB) Pobierz
 
Uuk Quality Books
Robin Hobb
Czarodziejski Statek
Jesień, zima

Przekład: Ewa Wojtczak
Pierwsza częœć serii „Kupcy i ich Żywostatki”
Tom 2

Tytuł oryginału: Ship of Magic
Rok wydania polskiego: 1999
Rok wydania oryginalnego: 1998



Spis treœci
Jesień
Rozdział pierwszy W nowej roli
Rozdział drugi Przyjemnoœci Kennita
Rozdział trzeci Malta
Rozdział czwarty Dowody
Rozdział pišty Werbownicy
Rozdział szósty Goœcie
Rozdział siódmy Spiski i niebezpieczeństwa
Rozdział ósmy Niewolnicy z Jamaillii
Rozdział dziewišty Kupcy z Deszczowych Ostępów
Rozdział dziesišty Œwiecogród
Rozdział jedenasty Dary
Rozdział dwunasty WięŸniowie
Rozdział trzynasty Zmienne koleje losu
Rozdział czternasty Marzenia i rzeczywistoœć
Rozdział piętnasty Bunt i przymierze
Rozdział szesnasty Statki i węże
Rozdział siedemnasty Sztorm
Rozdział osiemnasty Czas porachunków
Rozdział dziewiętnasty Znowu we własnej skórze
Rozdział dwudziesty Piraci i jeńcy
Rozdział dwudziesty pierwszy Ta, Która Pamięta


Jesień

Rozdział pierwszy
W nowej roli  <l >
Statek wspišł się na falę. Jego dziób podniósł się, jak gdyby żaglowiec zamierzał się wznieœć aż do udręczonego nieba. Sa jeden wie, że wystarczy taki deszcz, by zatopić statek. Przez długš chwilę Althea nie widziała niczego poza niebem, a w kolejnej sekundzie pędzili już na oœlep w dół wysokiej, stromej fali aż do głębokiego rowu. Dziewczynie wydawało się, że wpadnš w następnš wznoszšcš się falę, zanurkujš i zielona woda zaleje pokład. Uderzenie szarpnęło masztem i rejš, do której przylgnęła Althea. Zdrętwiałe palce dziewczyny przesunęły się po mokrym, zimnym materiale żagla. Owinęła wokół stóp linkę brzeżnš, napięła mięœnie nóg i chwyciła się mocniej. W tym momencie statek wspišł się na kolejnš œcianę wody.
- Ath! Ruszaj się! - Głos dochodził spod nóg Althei. Spojrzała w dół i dostrzegła Rellera. Stary marynarz stał na szczeblach drabinki wantowej i wytrzeszczał na niš oczy, przysłaniajšc twarz przed wiatrem i deszczem. - Masz kłopoty, chłopcze?
- Nie. Idę - odkrzyknęła. Była zziębnięta, przemoczona i niewiarygodnie zmęczona.
Marynarze, którzy wykonali swoje zadania, zsuwali się po takielunku na pokład. Althea na chwilę przywarła do masztu, a gdy poczuła się wystarczajšco silna, również ruszyła w dół. Sztorm nadcišgnšł na poczštku jej wachty. Kapitan rozkazał œcišgnšć i zwinšć żagle. Najpierw uderzył deszcz, potem zerwał się tak potężny wiatr, że prawie pozrywał liny. Gdy marynarze dotarli na pokład, czekało ich kolejne zadanie - musieli zrefować żagle gniezdne. Sztorm wzmagał się, jak gdyby w odpowiedzi na ich wysiłki. Althea oraz inni marynarze wspinali się po całym takielunku niczym mrówki po pływajšcych gruzach. Wypełniali jeden rozkaz po drugim, zwijajšc, refujšc i składajšc kolejne pasy płótna. Dziewczyna przestała w pewnej chwili myœleć i tylko wypełniała docierajšce do jej uszu wywrzaskiwane rozkazy. Skupiła się na swoim zadaniu, a jej ręce niemal same pakowały mokre żagle i zabezpieczały je. Zadziwiajšce, co potrafi robić ciało, mimo iż umysł człowieka drętwieje ze znużenia i strachu. Ręce i stopy Althei funkcjonowały bez zarzutu, niczym œwietnie wytresowane zwierzęta, które na przekór żywiołowi postanowiły utrzymać swš bezwolnš paniš przy życiu.
Powoli dotarła na dół. Większoœć marynarzy zdšżyła się już ukryć pod pokładem. Pytanie Rellera było bardzo uprzejme. Dziewczyna nie wiedziała, dlaczego stary ma na niš oko. Była mu wdzięczna, choć równoczeœnie czuła się poniżona.
W pierwszych dniach po zaokrętowaniu się na ten statek Althea bardzo się starała wyróżnić. Usiłowała pracować więcej, szybciej i lepiej. Cudownie się czuła, będšc znowu na pokładzie. Nie przeszkadzało jej ani cišgle to samo kiepskie jedzenie, ani przepełnione i cuchnšce kajuty, nawet prymitywni towarzysze rejsu. Liczyło się tylko to, iż wróciła na morze, pracowała, i że na końcu podróży dostanie kartę pokładowš, którš będzie mogła rzucić Kyle’owi w twarz. Pokaże mu! Tak! A póŸniej odzyska statek i jak najszybciej wypłynie nim w rejs.
Miała najlepsze chęci, ponieważ jednak jej nowy „dom” okazał się statkiem rzeŸniczo-przetwórczym, prędko uœwiadomiła sobie własny brak doœwiadczenia; w dodatku była mała i znacznie słabsza od mężczyzn. Kapitan „Żniwiarza” nie zamierzał szybko przemieszczać się z portu do portu, by dostarczyć towary (tak działo się w przypadku statków handlowych), lecz jego celem było kršżenie po wodach w poszukiwaniu łupów. Statek miał o wiele większš załogę niż handlówce tej samej wielkoœci, gdyż poza marynarzami płynęli nim myœliwi, rzeŸnicy, specjaliœci od oporzšdzania skór i pakowania mięsa oraz oleju. Z tego też względu takie statki były bardziej zatłoczone i brudne. Althea starała się pracować prędko i dobrze, lecz sama determinacja nie wystarczała, być zostać najlepszym marynarzem w tym œmierdzšcym padlinš miejscu. Dziewczyna wiedziała, że od zaokrętowania się na tym statku ogromnie usprawniła swe umiejętnoœci i wytrzymałoœć, ale zdawała sobie również sprawę z faktu, że nadal nie można by jej nazwać (jak mawiał jej ojciec) „rasowym chłopcem pokładowym”. Szczerze mówišc, powoli popadała w rozpacz. Po jakimœ czasie zapomniała nawet o smutku i niezadowoleniu, a teraz żyła po prostu z dnia na dzień i myœlała jedynie o codziennej pracy.
Althea była jednym z trzech „chłopców” na pokładzie statku rzeŸniczego. Pozostałym dwóm - młodym krewnym kapitana - wyznaczano łatwiejsze zadania. Obaj usługiwali przy stole kapitańskim i oficerskim i nie raz, nie dwa trafiały im się całkiem przyzwoite resztki ze stołu. Często również pomagali kucharzowi przygotowywać posiłki dla reszty załogi. Najbardziej zazdroœciła im okresów, które spędzali pod pokładem, nie doœć że poza zasięgiem burz, lecz także blisko ciepłego pieca. Na Altheę, szczuplutkiego „młodzieńca”, spadały wszystkie pozostałe prace chłopca pokładowego. Sprzštała, przynosiła kubły z rozmokłym œniegiem i smołš, a także biegła wszędzie tam, gdzie potrzebowano pomocnika. Musiała przyznać, że nigdy w życiu nie pracowała tak ciężko.
Teraz jeszcze przez moment mocno przytrzymała się masztu, czekajšc aż przetoczy się kolejna fala. Stšd do kajuty w skrajniku dziobowym poruszała się skokami. Co jakiœ czas zatrzymywała się, łapała powietrze i chwytała się lin lub relingu, by woda nie zmyła jej z pokładu. Od kilku dni panowała zła pogoda. Zanim rozpoczšł się ten ostatni sztorm, Althea naiwnie wierzyła, że nie może już być gorzej. Doœwiadczeni marynarze twierdzili, że jesień na Zewnętrznym zawsze się tak objawia. Przeklinali Kanał i krzyczeli do Sa, by zakończył burzę, a równoczeœnie stale sobie opowiadali o gorszych sztormach, które przetrwali na znacznie podlejszych i słabszych statkach.
- Ath, chłopcze! Ruszaj się szybciej, jeœli chcesz dostać dziœ wieczorem jakiœ posiłek z kuchni! O ciepłym jedzeniu oczywiœcie możesz już zapomnieć.
Słowa Rellera miały stanowić pogróżkę, jednak mimo ostrego tonu, stary marynarz stał na pokładzie i bacznie obserwował każdy krok Althei. PóŸniej zeszli razem pod pokład, szczelnie zatrzaskujšc za sobš właz. Dziewczyna zatrzymała się na chwilę, by otrzeć wodę z twarzy i wyżšć gruby warkocz. Potem poszła za mężczyznš w stronę częœci jadalnej statku.
Jeszcze kilka miesięcy temu nazwałaby to miejsce zimnym, wilgotnym i cuchnšcym. Teraz wszakże stanowiło jej przystań, jeœli nie dom. Nie wiał tu wiatr, a żółte œwiatło latarni wyglšdało niemal goœcinnie i serdecznie. Althea usłyszała odgłosy wydawanego jedzenia - klekot drewnianej chochli w kociołku - i pospieszyła po swojš porcję.
Na pokładzie „Żniwiarza” nie było kwater dla załogi. Każdy mężczyzna znajdował sobie po prostu miejsce do spania i tam się rozkładał. Najatrakcyjniejszych miejsc trzeba było bronić pięœciami. Jedno z nich, które najbardziej interesowało marynarzy, znajdowało się w œrodku ładowni. Tu jeden z chłopców pokładowych przynosił kocioł z jedzeniem i racjonował posiłki pomiędzy schodzšcych z wachty marynarzy. Stołów nie było, a miejsce do siedzenia stanowiły kufry. Tym, którzy ich nie mieli, pozostawało oprzeć się o wielkš beczkę z olejem, jedyny sprzęt w pomieszczeniu. Za talerze marynarzom służyły drewniane deseczki, oczyszczane po posiłku palcami albo chlebem, jeœli go mieli (zwykle jadali suchary). Zwłaszcza podczas sztormu istniała niewielka szansa, że kucharz spróbuje upiec kilka bochnów.
Althea przedarła się przez dżunglę suszšcych się ubrań. Mokre stroje zwisały ze wszystkich kołków i haków, choć w wilgotnym pomieszczeniu i tak nie schły. Dziewczyna zrzuciła nieprzemakalny, wygrany w zeszłym tygodniu od Oya płaszcz i zawiesiła go na kołku, który nazywała własnym.
Pogróżka Rellera nie była czcza. Zanim Althea podeszła do kotła, stary marynarz już się obsługiwał i jak każdy członek załogi nakładał sobie pełny talerz, nie myœlšc o tych, którzy przyjdš po nim. Dziewczyna złapała pustš deseczkę i czekała spokojnie, aż Reller się usunie. Wydawało jej się, że mężczyzna specjalnie się ocišga, starajšc się skłonić jš do głoœnych narzekań, Althea jednak nauczyła się już cierpliwoœci i nie dawała się sprowokować. Każdy marynarz mógł do woli poszturchiwać chłopca pokładowego. Nie musieli się z tego tłumaczyć i nikt nie zwracał uwagi na jęki poszkodowanego. W obecnej sytuacji lepiej więc było zacisnšć zęby i przyjšć połowę chochli zupy niż protestować, ryzykujšc zamiast kolacji wytarmoszenie uszu. Reller nadal pochylał się nad kociołkiem i stale dokładał na deseczkę, grzebišc w resztkach jedzenia. Althea przełknęła œlinę i czekała na swojš kolej.
Kiedy marynarz zobaczył, że dziewczyna zachowuje spokój, lekko się uœmiechnšł, po czym powiedział:
- No dalej, chłopcze. Zostawiłem ci kilka większych kawałków na dnie. Wyczyœć kocioł, potem odnieœ kucharzowi.
Althea wiedziała, że stary wyœwiadcza jej swego rodzaju przysługę. Mógł wzišć wszystko, poza najgorszymi odpadkami i nikt n...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin