15237.txt

(18 KB) Pobierz
  Antoni Lange
WŁADCA CZASU
  
  We czwartek, z powodu rekreacji popołudniowej, profesor Jan Kanty Szelest wrócił już koło 
godziny pierwszej do domu, gdzie mu stróż wręczył list oraz mały pakiecik przyniesiony przez 
pocztyliona. Zarówno list jak i pakiet datowany był z Indii i pochodził od Symforiona Larysza.
  Larysz był to znany uczony, który z górš rok temu udał się do Indii dla badań nad psychofizykš 
braminów oraz innymi sprawami zwišzanymi z tym przedmiotem.
  Larysz znany był głównie w wiecie naukowym jako wynalazca nowego mikroskopu zwanego 
metamikroskopem. Najdoskonalszy mikroskop nie powiększa przedmiotów więcej nad 1500 do 
2000 razy. Ciałko rozmiarów 0,0001 milimetra przybiera w nim wielkoć 0,15 do 0,2 milimetra.
  Metamikroskop Larysza zbudowany był w ten sposób, że za pomocš całego szeregu 
zwierciadełek wklęsłych i wypukłych, połšczonych z mikroskopem ulepszonym, badane ciałko 
odbijało się na ekranie w powiększeniu milionowym, czyli sięgało rozmiarów jednego metra.
  Profesor Szelest studiował botanikę i badał tajemnicę budowy rolin; interesowało go 
zwłaszcza kršżenie soków, rozwijanie się komórek i zjawisko wzrastania. Uchwycić wzrastanie na 
goršcym uczynku, ujrzeć istotę wewnętrznš tego fenomenu, przeniknšć objawy, które z tym 
faktem się łšczš  oto było marzenie Szelesta. Profesor Szelest z niezmiernym entuzjazmem 
powitał metamikroskop Larysza, ale ta konstrukcja nie rozwišzywała jeszcze trudnoci; dla celów, 
jakie sobie założył był Szelest, konieczne było opanowanie czasu: jak opanować czas? Jak 
rozcišgnšć moment w bezmiary? Słowem, jak uczynić dla kategorii czasu to, co dla kategorii 
przestrzeni robi mikroskop? Nad tymi zagadnieniami nieraz długie rozprawy toczył Szelest z 
Laryszem.
  Larysz w sprawie istoty czasu miał swoje własne, choć niezupełnie rozjanione poglšdy i liczył, 
że mu psychofizyka indyjska niektóre braki jego myli uzupełni. Od dawna wybierał się do Indii 
 i gdy wreszcie plan swój urzeczywistnił, zapowiedział, że w danym razie natychmiast go 
zawiadomi o wyniku swych poszukiwań. Toteż profesor Szelest żarliwie list pochwycił do ršk i 
otworzył pakiecik. W przesyłce była niewielka flaszeczka, zawierajšca sto gramów czerwonego 
płynu barwy soku winiowego. Na wierzchu miała białš kartkę w literach indyjskich, których 
Szelest nie umiał odczytać, oraz niżej w literach łacińskich: anehaspali.
  Oto sš słowa listu:
  
  Kochany Janie Kanty! Mogę ci nareszcie przesłać szczęliwš wiadomoć o naszej sprawie. 
Przypadek usłużył mi doskonale.
  Czy pamiętasz naszego kolegę z Paryża, Indyjczyka RadżendraLalamitrę? Był to człowiek 
zarówno głęboko wtajemniczony we wszystkie dziedziny wiedzy europejskie] jako leż i w prastarš 
mšdroć braminów. Nie da się zaprzeczyć, że o ile Europa w technice doszła do wysoki 
doskonałoci, o tyle zaniedbała ledzenie tajemnic duży ludzkiej. Nie dziw też, że co do znajomoci 
zjawisk psychicznych jestemy po prostu dziećmi wobec nieograniczonej, bezdennej wiedzy 
braminów w tym przedmiocie. Przybywszy do miasta Hastinapury, szczęliwie spotkałem się z 
Lalamitrš, który zresztš przeważnie oddał się sprawom politycznym. Dzięki niemu jednakże 
poznałem się z kilku braminami, jak Nisikanta, Czandraloka, Ramasita i innymi, ludmi ze wszech 
miar godnymi najwyższego szacunku, zarówno dla swej cnoty jako też mšdroci. Ludzie ci 
zastanawiali się niemało nad istotš czasu. Jest to kategoria wcale odmienna od przestrzeni, 
jakkolwiek cile z niš skoordynowana. Czas ma wartoć nie tylko zewnętrznš, ale leż i 
wewnętrznš. Jeżeli czytamy w księgach indyjskich, że ten a len więty żył dziesięć tysięcy lat  w 
znaczy tylko, że umiał on godzinę rozcišgnšć na setki lat; dzięki potędze swego ducha pomnażał 
czas wedle woli i zwiększał po stokroć swoje życie, nadajšc mu niesłychanš intensywnoć. Podług 
mšdroci indyjskiej dzi i wczoraj i jutro  jest to zawsze to samo. Minuta jedna, strawiona w 
najwyższej potędze ducha, znaczy tyle co sto lal; na odwrót sto lal, przeżytych rolinnie albo 
mineralnie, znaczy tyleż co jedna minuta. Rozcišgliwoć czasu zatem leży w naszej mocy, o czym 
wiedzš Hindowie i, o ile sobie przypominam, mówił nam Lalamitra, że nawet majš oni pewnš 
tajemniczš rolinkę, która się zowie panem czasu, a która mechanicznie to czyni, do czego inni 
dochodzš wewnętrznš doskonałociš. Bramini mianowicie majš dwie metody utrwalenia, 
przewyższenia potęgi czasu, panowania nad nim, wreszcie wprost wychodzenia poza więzy czasu.
  Metoda pierwsza, wyższa  dostępna jest tylko tym, którzy osišgnęli największš dostojnoć 
ducha; dzięki długiej uprawie naszych sił duchowych czas na nasz rozkaz się zatrzymuje, cofa w 
najdalsze wczoraj lub płynie w nieznane jutro; cišga całe wieki w jedno mgnienie lub przeciwnie, 
jednš minutę rozcišga na długie stulecia; na koniec, stosownie do naszej woli, czas znika zupełnie, 
stajemy poza granicš wszelkiego postrzegania czasu, innymi słowy zdobywamy niemiertelnoć. 
Druga metoda, niższa  opiera się na podkładzie fizjologicznym, mianowicie na zażywce pewnej 
jagody. Ta druga metoda, mówił mi Nisikanta, dla was, Europejczyków, istot gruboskórnych i 
mięsożernych, jest odpowiedniejsza, choć nietrwała; pierwszš dopiero za tysišc lat zrozumiecie.
  W towarzystwie kilku braminów wyruszyłem w góry Himalajskie, aby dostać tę rolinkę. Jest w 
trawka zwana anehaspati, tj. pan, władca czasu; przypomina nieco naszš niepbkalankę, czyli 
agnus castus, ma drobne jagódki pięknej barwy jak nertera depressa. Smak miły  
kwaskowaty. Trzy lub cztery jagody wystarczš dla wywołania skutku na piętnacie  dwadziecia 
minut naszego czasu pospolitego, który zamienia się w setki i tysišce lal prawie natychmiastowo.
  Rolinka ta jest bardzo rzadka; ronie tylko na dwóch szczytach wysokich na dziesięć  
dwanacie tysięcy metrów, zwanych Tatravania i Matravanta. Droga prowadzi tam piękna, lecz 
stroma i niebezpieczna. Jednakże mo przewodnicy bramini doprowadzili mnie szczęliwie ni 
szczyty, gdzie zebrałem sobie znakomity zapas anehaspati. Po powrocie do Hastinapury 
zauważyłem kilkakrotnie tę rolinkę w postaci jagód i przekonałem się, że jej działanie jest wprost 
cudowne. Mechanicznie rozcišgnšwszy czas, widzisz zjawisk czterypięć tysięcy razy więcej niż 
normalnie albo raczej rozbierasz jedno zjawisko r, czterypięć tysięcy oddzielnych momentów, 
przy czym całoć przybiera kształty zupełnie nowe, niespodziewane, Odmienne od naszej pospolitej 
spostrzegawczoci.
  Badania mikroskopowe za pomocš anehaspati otwierajš nam wiaty nie znanych 
dotychczas tajemnic. Przesyłam ci tę rolinkę w formie syropu, gdyż lękam się aby jagody w tak 
długiej przeprawie nie zatraciły swej własnoci. Syrop jest trwały, choć oczywicie nie działa tak 
potężnie jak wieża rolina. Bierz na jedno dowiadczenie nie więcej nad dziesięć  dwanacie 
kropel, najlepiej w kieliszku dobrego wina burgundzkiego. Uprzedzam cię, że po zażyciu 
wpadniesz w jedno lub dwuminutowe omdlenie; polem jednak natychmiast, jakby z odnowionš 
duszš, możesz do badań przystšpić. Bšd zdrów i pisz mi do Hastinapury o wyniku swoich 
dowiadczeń. RadżendraLalamitra przesyła ci serdeczne ukłony; również i moi mistrze bramini, 
którzy cię znajš z moich opowiadań. S. Larysz.
  
  Profesor Szelest był oszołomiony. Już czuł się panem czasu, już bez namysłu chciał wypić 
dziesięć kropel nadesłanego mu płynu, ale się wstrzymał.
   Spokoju, spokoju!  powiedział sobie i przede wszystkim mikroskop przygotował, ekran 
nastawił. Potem zaczšł ród preparatów wybierać ten, który mu się zdawał najwłaciwszy. Miał 
tam różne plenie i grzybki, w parafinie utrwalone; miał bakcyle, mikrokoki, spirochety*; miał 
Labouleniales, niewidzialne mchy kwitnšce na ciele żuków wodnych itd. Miał wreszcie porost 
barwy złotozielonawej, który sam odkrył na kwiatach fuksji, a który od imienia kobiety 
umiłowanej niegdy i utraconej zbyt rychło  nazwał Vandamaria Szelesti.
  Ten więc porost wybrał nasz profesor do badań. W odpowiednie miejsce mikroskopu włożył 
szkiełko z preparatem, nastawił zwierciadełka i rzucił na ekran.
  Zapucił story w laboratorium i natychmiast ujrzał na płótnie obraz, który nie wiadomo 
dlaczego wydawał mu się dzisiaj zamglony. Obraz ten rozmiarów prawie jednego metra ukazywał 
się jako nagromadzenie wodnistozielonych kulek ze złotawymi jšderkami; szkliste soki toczyły się 
z energiš poprzez komórki, błyskajšc tęczowo; potem nastawała ciemnoć.
  Profesor nastawił aparat fotograficzny i zdjšł obraz. Dopiero wówczas zaczšł się 
przygotowywać do nowej, nie znanej pracy. Wzišł nowy preparat Vandamarii  i umiecił go w 
mikroskopie. W uroczystym nastroju ducha wypił dwanacie kropel płynu z Indii przysłanego  i 
czekał na wrażenie. W pierwszej chwili nie czuł żadnej zmiany, ale wnet pociemniało mu w oczach 
i zdawało mu się, jakby zapadał w sen pod chloroformem. Był jednak doć przytomny, aby ledzić 
stan swego ducha; czuł, że jaki fluid nowy się w nim rozwija; niby to był on, ten sam, co 
poprzednio, a przecież inny.
  Szelest nazwał póniej ten fluid: multiplicator temporis*. Patrzšc dokoła  czuł raczej, niż 
widział, że wiat znieruchomiał; chwilę nasz badacz znajdował się w bezwzględnej ciemnoci i 
zniewiadomieniu.
  Naraz się zbudził, bardziej zerodkowany w duchu niż kiedykolwiek. Czuł w sobie jakby nowš 
potęgę, powiedzmy, bardzo natężone poczucie nowego, czwartego wymiaru  czasu.
  Spojrzał na zegarek: była godzina 2 minut 12 sekund 37 tercji 5, co szybko zapisał.
  Na ekranie miał przed sobš obraz ten sam, co przedtem, ale wnet mgła przesłaniajšca jego 
tajniki rozwiała się i szczegóły wydobywały się wcišż wyraziciej.
  To, co uważał za komórkowš plazmę, była to jakby zielonawosrebrna mgławi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin