15177.txt

(177 KB) Pobierz
MIKA WALTARI 

cztery zmierzchy

Tytuł oryginału ,,Neljä päivänlaskua" (C) Mika Waltari 1949

Przełożyła Kazimiera Manowska

Państwowy Instytut Wydawniczy


PIERWSZY ZMIERZCH

Tak

1 się złożyło, że przez wiele lat musiałem zajmować się fabrykacjš

gwodzi różnego rodzaju, nie wyłšczajšc trumiennych. Ten ciężki i żmudny zawód strasznie mi obrzydł, choć mnie i mojej rodzinie zapewniał całkiem dostatniš egzystencję. Więc przed nadejciem zimy zrezygnowałem z tego interesu, zostawiajšc innym borykanie się z gwodziami, potrzebnymi czy nie (i tymi do trumien), sam za zaczšłem się rozglšdać za czym, co sprawiłoby mi większš satysfakcję. Rozporzšdzałem całš masš pożytecznych i zbędnych, wesołych i smutnych, nudnych i ciekawych ksišżek. Miałem również wspaniałš kolekcję obrazów o całej gamie barw, które chętnie podziwiałem: pejzaże, martwa natura, portrety. W mym gabinecie pysznił się na podłodze gruby chiński dywan, a na jego niebieskim tle przycišgały wzrok kwiaty ciepłej barwy. W gabinecie zimš nie było chłodno ani latem goršco, miałem dobrš żonę, udanš córkę, która hodowała króliki, i wiernego psa, co nocami strzegł domu. I mimo wszystko pod koniec zimy ogarnęła mnie głęboka depresja. Od czasu gdy rzuciłem gwodzie, nawet ksišżki nie sprawiały mi już radoci. Znudziły mnie też stale te same obrazy, a kwiaty na dywanie nie nęciły już moich oczu. Poza tym spostrzegłem, że córka jest z natury uparta, żona czasem wybuchowa, a pies leniwy. Liczne grono przyjaciół przychodziło do nas wieczorami po teatrze czy klubie, by pogawędzić i popiewać, ale ich dowcipne dysputy i piewy nie bawiły mnie już tak jak kiedy ani przynoszone przez nich trunki nie uderzały do głowy tak

- 2 -


słodko jak dawniej, tylko zostawiały gorycz w ustach. Dlatego porzucałem wesołe grono i szedłem spać, lecz gdy wygodnie leżałem w miękkiej pocieli, na próżno przyzywałem sen; czuwałem nasłuchujšc hałasu, miechu i piewów, jakie dochodziły do mnie zza ciany, obojętny, jak gdybym zażył truciznę. Tak nadszedł marzec i którego dnia słońce przygrzało jak wciekłe i reń zaczęła topnieć, a którego wieczora okna zbłękitniały od mych młodzieńczych marzeń. Przerzucałem papiery szukajšc kwitu podatkowego, który się gdzie zawieruszył, choć wszystko, jak na fabrykanta gwodzi przystało, miałem uporzšdkowane. Ta historia z kwitem rozgniewała mnie okropnie, bo przecież bez oporu płaciłem ciężkie podatki, z kolei za myl o podatkach wyprowadziła mnie do tego stopnia z równowagi, że jak wariat zaczšłem przewracać wszystko do góry nogami w szafach, szufladach, szafkach, koszykach i komódkach w poszukiwaniu zguby. W ten sposób zaczšłem też myszkować po komodzie żony; kwitu oczywicie nie znalazłem, natomiast ku swemu ogromnemu zdziwieniu wycišgnšłem spod bielizny moje serce, które widać żona w roztargnieniu tam wpakowała i na lata całe zostawiła między obrusami. To odkrycie poruszyło mnie do żywego, chwyciłem więc wyschnięte i zesztywniałe serce i pognałem po żonę, a kiedy sprowadziłem jš na miejsce przestępstwa, rzekłem do niej ostro: -- Cóż dziwnego, że melancholia dręczy mnie jak skazańca na dnie otchłani, cóż dziwnego, że tylko pustkę odczuwam tu, w tym miejscu nad żołšdkiem, skoro schowała moje serce między obrusy i paczki starych zakurzonych listów. Żona spojrzała na mnie pobłażliwie. -- Drogi przyjacielu, niepotrzebnie się złocisz, a i nerwy masz widać nie w porzšdku; przecież długie lata żyłe nie wspomniawszy nawet o swym sercu, ba, nawet nie spostrzegłe, że go nie masz. Zajęty interesami, nawet słowem nie spytałe o serce, ganisz mnie przeto niesłusznie. Patrzyłem na zmięte i wysuszone serce -- zmieszane i zakłopotane, słabo trzepotało na mej dłoni -- wzruszyłem się ogromnie i pieszczotliwie doń przemówiłem:

- 3 -


-- Moje biedactwo, twój pan był lekkomylny i zaniedbał ciebie, ale od dzi sytuacja się zmieni, położę cię z powrotem na właciwe miejsce, nakarmię i ogrzeję własnš krwiš, tak jak być powinno, bo doprawdy wstyd i hańba, że tyle lat przeleżało w zapomnieniu gdzie na dnie komody. Zachwycone serce poczęło odżywać w mym ręku, czułem jego bicie, ale żona, wiedziona złymi przeczuciami, rzekła: -- Kochany, nie pamiętasz, ile kłopotów przysparzało ci to serce swego czasu? Zapomniałe, że dopóki to nieszczęsne i chciwe serce biło w twojej piersi, nie miałe ani chwili spokoju. Dla twego dobra ukryłam je w komodzie, gdy poniewierało się kiedy pod biurkiem. Doprawdy, przeszkadzałoby ci tylko w prowadzeniu interesów. A więc szybko je wyrzuć albo oddaj mi na przechowanie. A jeli ci to nie odpowiada -- zanie do sejfu w banku i zamknij na cztery spusty, by je zabezpieczyć, choć moim zdaniem ten głupi i nieznony balast nie zasługuje na tyle troski. Przyszło mi na myl, że żona jest zbyt mšdra. I jak to w podobnych wypadkach bywa, poczułem się nieswojo, przypomniały mi się moje grzeszki i wykroczenia, i dlatego powiedziałem wyniole: -- Serce stanowi mojš własnoć, niech więc bije w mojej piersi, bo tam jest jego właciwe miejsce. Może włanie ono pozwoli mi znów wrócić do ksišżek i malarstwa i zapełni tę pustkę, którš czuję stale w okolicy żołšdka. Żona odrzekła: -- Pustkę tę raczej zapełni solidny posiłek, a na dzi przygotowałam wspaniałš pieczeń i wietny deser. Zrób, jak uważasz, bo przecież nie mogę ci przeszkodzić. Pamiętaj jednak, że jeste roztargniony, pilnuj więc swojej własnoci, by nie zostawił jej w knajpie, w wagonie restauracyjnym czy po prostu gdzie w drodze, tak jak to stale ci się zdarza z parasolem, teczkš, kaloszami, rękawiczkami i szalikiem, a potem mam tylko kłopot z odszukaniem tych cieżek, po których się błškałe. Nie chcę cię urazić, ale przypomnę tylko, że już kiedy zgubiłe to serce w bardzo przykrych okolicznociach, a potem sporo miałe trudnoci, aby się z tego wytłumaczyć.

- 4 -


Ale kiedy poczułem, jak serce znów bije mi w piersi, wcale nie przypominałem sobie tego wszystkiego, uważałem, że żona, jak to kobieta, przesadza. Odezwałem się więc szorstko: -- Pleciesz bzdury. Nie wiem, co masz przeciwko memu sercu, bo ja dopiero teraz odczuwam, jaka wspaniała to rzecz, i dziwię się doprawdy, że mogłem żyć bez niego i nie tęsknić, a nawet nie zauważyć, że go nie mam. Widocznie jeste po kobiecemu głupio zazdrosna o moje serce i dlatego zamknęła je w szufladzie. Ale moje serce i ja nie jestemy więniami i nie damy się zamknšć, o nie, tu się grubo mylisz. Wštpię, czy odważyłbym się tak ostro i wyniole przemawiać do żony, gdyby nie podjudziło mnie do tego serce, które poczuło, że znajduje się znów na właciwym miejscu. Żona nie obraziła się za te gorzkie słowa, westchnęła tylko z żalem i pokiwała głowš, spoglšdajšc na mnie pięknymi, smutnymi oczyma. Nie uwierzyłem oczywicie ani jej, ani jej przestrogom, choć lepiej by się stało, gdybym jej zaufał -- zrozumie to każdy, kto usłyszy dalszy cišg mojej historii. Postawiłem więc na swoim, co mi się rzadko zdarzało, wola żony była na ogół silniejsza od mojej, przeważnie bowiem silniejsza jest wola kobiety, przypomina mi nieraz grubš płytę pancernš. Ale tym razem postšpiłem, jak chciałem, serce trzepotało mi się w piersi, a ja, podpiewujšc fałszywie, odszedłem z dumš. Prawdę mówišc, po kilku dniach nie widziałem istotnej różnicy między tamtym a obecnym czasem i całkiem zapomniałem, że serce znów bije w mojej piersi. Poczštkowo chytrze nie dawało mi poznać, że jest jakakolwiek różnica między przeszłociš a teraniejszociš.

2 Kiedy jednak nadeszła wiosna, zrobiło się ciepło, a nieg zamienił się w błoto, zmieniłem się i ja. Stałem się rozdrażniony i złoliwy, jedzenie mi nie smakowało, z pogardš grzebałem w talerzu, wymylałem córce i jej królikom i zdarzało się, że nawet szturchałem psa, choć potem zawsze - 5 -


wstydziłem się swego grubiaństwa. Z uwagi na taki stan rzeczy udałem się za namowš żony do wybitnego lekarza, który przyjšł mnie w białym kitlu i lnišcych okularach. Przedstawiłem mu swojš sytuację i rzekłem: -- Umysł mam przybity, jakbym leżał na dnie otchłani, a gdzie wysoko nade mnš przelatywały złote ptaki. Stšd też głowa często mnie boli, sen ucieka mi z powiek, mam wstręt do jedzenia, a na ulubione ksišżki patrzeć nie mogę, tak samo na obrazy. Lekarz przyglšdał mi się badawczo przez połyskujšce okulary, chrzšknšł i spytał prosto z mostu: -- Jaki jest pański stosunek do trunków? Nie zdziwiło mnie to pytanie, byłem na nie przygotowany, więc odpowiedziałem: -- Przyznam szczerze, że mój stosunek do trunków jest wrogi. Każdorazowe picie przyprawia mnie o chorobę. Czuję potem smak popiołu w ustach, brzuch mi pęcznieje. Unikam trunków ze względu na własne dobro, choć, prawdę mówišc, bywajš chwile, kiedy przy ich pomocy usiłuję wydostać się z tego dna. Zauważyłem jednak, że w tym wypadku nie tylko mi to nie pomaga, lecz przeciwnie, nogi cišgnš mnie wtedy do miejsc, do których ić wcale sobie nie życzę, co powoduje tylko, że spędzam wolne chwile w niewłaciwy sposób i tracę mnóstwo pieniędzy. Lekarz rzekł w zamyleniu: -- Hm. -- Powiedziawszy to skierował na mnie reflektor, ostrożnie opukał mi kolano małym młotkiem, a brzuch podrapał nadłamanš zapałkš. Po tych zabiegach poprosił, bym opowiedział mu o dalszych objawach. Pomylałem chwilę i rzekłem: -- Nie jestem jeszcze bardzo stary, ale już zaczšłem łysieć i tyć, bo żyję w dobrych warunkach, ale lekko, bez zadyszki wspinam się po schodach. Usłyszawszy to lekarz stuknšł w roztargnieniu małym młotkiem po stole, wpił we mnie swój ostry wzrok i ostrożnie zapytał: -- Jak się układa pańskie... hm... pożycie małżeńskie? To pytanie zaskoczyło mnie do tego stopnia, że zapomniałem języka w gębie. - 6 -


-- Moje pożycie małżeńskie jest jak najbardziej szczęliwe -- powiedziałem po chwili. -- Każdy to może powiadczyć, kto zna żonę i mnie; doprawdy jest ono wprost wzorowe, nie brakuje nam niczego do szczęcia. Ba, jest on...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin