H_Niewiadowski_Swiat_wg_dziada.pdf

(1130 KB) Pobierz
309460108 UNPDF
309460108.001.png
HENRYK NIEWIADOMSKI
PSEUDONIM „DZIAD"
ŚWIAT WEDŁUG
DZIADA
SENSACJE XXI WIEKU
WARSZAWA 2002
Copyright: Henryk Niewiadomski
ISBN 83-918259-0-6
Redakcja
Korekta
Skład i tamanie
Druk i Oprawa
Henryk Niewiadomski-pseudonim „Dziad"
więzień polityczny lii Rzeczypospolitej
Nazywam się Henryk Niewiadomski i mieszkam w Ząbkach.
Myślę, że to nazwisko nic wam nie mówi, więc dla jasności powiem,
że nazywają mnie Dziad. Jestem tym „Dziadem", o którym rozpisują
się gazety. Wykreowano mnie na bandytę numer jeden w Polsce.
To nie bieda popchnęła mnie do pisania. Zmusiły mnie do tego
środki masowego przekazu, według mojej oceny inspirowane przez
organy ścigania i rozpowszechniające na mój temat bzdury. Dlaczego
tak się dzieje, dowiecie się po przeczytaniu tej książki, która mówi
o moim życiu.
Na Targówku
Urodziłem się w 1948 roku w bardzo biednej rodzinie. Ojciec mój
był alkoholikiem, ciężko chorym na gruźlicę. Dorywczo pracował na
bazarze Różyckiego, matka natomiast nigdzie nie pracowała, ponie­
waż wychowywała czworo dzieci. Ojciec umarł młodo w wieku 33 lat.
Ja miałem wtedy lat 13, starszy brat miał 15, a pozostali 11 i 8 lat.
Mieszkaliśmy tam, gdzie się urodziliśmy, to znaczy na słynnym Tar­
gówku. Była to dzielnica o nienajlepszej sławie, o której jednak śpie­
wano piosenki. Na przykład: Na Targówku szwagra zięć, ulica Mokra
numer pięć.
5
W naszym drewnianym domu, który składa! się z jednej izby o po­
wierzchni 20 m 2 , nie było światła ani żadnych wygód. Przeciekał dziu­
rawy dach. Przed swoją śmiercią ojciec dostawił do tego budynku
kuchnię z pojedynczej cegły, pod dachem bez sufitu, i tak żyliśmy.
Niewielu czytelników potrafi sobie wyobrazić, jak mieszkało się nam
zimą. Nie mogliśmy się nawet umyć, ponieważ woda w wiadrze była
zamarznięta, a na węgiel nie było nas stać. Trochę przepalaliśmy
drzewem. Po śmierci ojca matka musiała pójść do pracy, ponieważ
nie otrzymaliśmy żadnej renty. Pracowała jako sprzątaczka zarabiając
850 zł miesięcznie. Dodatkowo dorabiała jeszcze na pół etatu, za co
otrzymywała 400 zł. W sumie zarabiała więc 1250 zł, ale pracując tyle
godzin dziennie nie miała czasu zająć się nami. Musieliśmy sami
dawać sobie radę.
Różni dobrzy ludzie przychodzili do mojej matki i doradzali jej,
żeby dwóch synów oddała do domu dziecka. Będzie jej trochę lżej
i dzieciom będzie lepiej. Matka nie zgadzała się na to i mówiła, że ma
nas czterech i wszystkich jednakowo kocha. Pamiętam, że pewnego
razu przyszedł do naszego domu mój nauczyciel. Podsłuchałem ich
rozmowę, stojąc pod drzwiami. Nauczyciel przekonywał matkę, aby
oddała mnie do domu dziecka. Odpowiedziała mu, że nie może tego
zrobić. Nauczyciel nie dawał za wygraną. „Może pani. Trzeba powie­
dzieć dzielnicowemu, że syn przynosi do domu kradzione kury. Sami
go zabiorą". Stawał się coraz bardziej natarczywy, a ja z bijącym ser­
cem czekałem, co powie matka. Nie zgodziła się.
*
Moje gołębie
Gołębie, które po prostu kocham, trzymam od siódmego roku
życia, czyli od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Już wtedy zosta­
łem gołębiarzem. To już całych czterdzieści osiem lat.
Golębiarz to taki człowiek, który trzyma gołębie tylko po to,
aby je ganiać i łapać innym. Albo też któremu inni łapią. Krótko
6
Zgłoś jeśli naruszono regulamin