Wolfe Gene - Księga Krótkiego Słońca 01 - Na wodach Błękitu.doc

(1463 KB) Pobierz

Gene Wolfe

 

 

Na wodach

Błękitu

 

 

On Blue 's Waters

 

 

 

Księga Krótkiego Słońca Tom 1

 

 

 

 

 

 

Przełożył Wojciech Szypuła

 

 


Royowi i Mattowi z szacunkiem

 


Imiona i nazwy własne występujące w tekście

 

Wielu ludzi i wiele miejsc, pojawiających się w tej książce, występowało już w „Księdze długiego słońca", do której odsyłamy Czytelnika. W zamieszczonym tu spisie najważniejsze nazwy i imiona wyróżniono WERSALIKIEM.

 

Acalypha – kobieta, która poleciała z Alką na ZIELEŃ.

Alubuchara – konkubina.

Alka – złodziejaszek z VIRONU.

BABBIE – oswojony hus.

Sahar – jeden z ministrów RAJANA.

Barsat – drwal.

Beled – nadmorskie miasto na BŁĘKICIE, założone przez mieszkańców Trivigaunte.

Białozór – kupiec z NOWEGO VIRONU.

BŁĘKIT – lepsza z dwóch nadających się do zamieszkania planet w układzie KRÓTKIEGO SŁOŃCA.

Brat – mały chłopiec mieszkający ze swą siostrą w lesie na północny zachód od GAONU.

Chandi – konkubina.

Ciotka Chmiel – jedna z sióstr POKRZYWY.

Choora – długi, prosty, jednosieczny sztylet, ulubiona broń RAJANA.

Chota – przezwisko nadane WIECZORNEJ PIEŚNI przez inne konkubiny.

CZŁOWIEK Z HANU – władca HANU.

Darjan – chłopiec z GAONU.

Dziura – miasto nad morzem.

Echidna – ważna bogini, matka bogów WHORLA DŁUGIEGO SŁOŃCA.

GAON – niespokojne miasto w głębi lądu na BŁĘKICIE.

Geier – jeden z podróżników zebranych w PAJAROCU.

HAN – ludne miasto na południe od GAONU.

HARIMAU – obywatel GAONU, który sprowadził RAJANA do miasta.

Hefajstos – pomniejszy bóg we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA.

Hiacynt – piękna żona JEDWABIA.

Hierax – ważny bóg we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA, bóg śmierci.

Iglica – skalisty szczyt na JASZCZURCE.

Jahlee – inhuma uwolniona przez RAJANA i WIECZORNĄ PIEŚŃ.

JASZCZURKA – wyspa na północ od NOWEGO VIRONU, na której znajduje się papiernia ROGA.

Patere JEDWAB – calde VIRONU w czasie, gdy koloniści przesiadali się do lądowników; zwany także Calde JEDWABIEM.

Kilhari – myśliwy z GAONU.

KRAIT – inhumi adoptowany przez ROGA.

Krakwa – kowal z NOWEGO VIRONU.

Krew – groźny bandyta; obecnie już nie żyje.

KRÓTKIE SŁOŃCE – gwiazda, wokół której krąży WHORL.

Krzak – gospoda w PAJAROCU.

Księga Jedwabia – arcydzieło literackie ROGA i POKRZYWY, zwane także Księgą długiego słońca.

Patere Kwezal – inhumi, który został prolokutorem VIRONU.

Kypris – bogini miłości we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA.

Lal – chłopiec z GAONU, wnuk Mehmana.

Ląd – wschodni kontynent.

Jezioro Limna – duże jezioro na południe od VIRONU.

Magnezja – imię, które przyjęła maytere MARMUR.

Mahawat – poganiacz słonia RAJANA.

Mamelta – śpiąca kobieta uwolniona przez JEDWABIA; obecnie już nie żyje.

Matka – monstrualna bogini morza na BŁĘKICIE.

Maytere MARMUR – dawna sybilla, która udała się z kolonistami na BŁĘKIT, gdzie odnowiła swoje śluby. Jest chemem.

Mehman – ogrodnik w służbie RAJANA.

Generał Mięta – bohaterka rewolucji w VIRONIE, znana również jako maytere Mięta.

ALGA – jednoręka dziewczyna.

Mota – obywatel GAONU.

Moti – konkubina.

NADI – rzeka, nad którą leży GAON.

Namak – oficer w ordzie GAONU.

Nauvan – adwokat.

NOWY VIRON – miasto na BŁĘKICIE założone przez kolonistów z VIRONU.

Ogon – południowy cypel JASZCZURKI.

Oliwin – młoda kobieta-chem z VIRONU.

OREB – oswojony nocny kruk.

PAJAROCU – miasto-widmo na zachodnim kontynencie BŁĘKITU.

Pah – ważny bóg, ojciec bogów we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA.

Pawian – skazaniec, dawno temu zamordowany przez Alkę.

Pehla – główna konkubina RAJANA.

Kapral Pięściak – żołnierz w armii VIRONU.

PLEŚŃ – młoda kobieta obdarzona zdolnościami paranormalnymi.

Patere Płetwa – poprzednik patere JEDWABIA.

POKRZYWA – żona ROGA.

Quadrifons – aspekt ZEWNĘTRZNEGO we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA.

Racica – jeden z synów-bliźniaków ROGA.

RAJAN GAONU – narrator.

Rajya Mantri – główny minister RAJANA.

Ram – obywatel GAONU.

Rani – władczyni Trivigaunte.

Patere Remora – przewodniczący kapituły w NOWYM VI – RONIE.

Roti – obywatel GAONU.

Rozeta – kobieta-kupiec z NOWEGO VIRONU.

RÓG – papiernik z NOWEGO VIRONU, główny bohater opowieści.

Maytere Róża – starsza sybilla; obecnie już nie żyje.

Generał Saba – kobieta-oficer w ordzie Trivigaunte.

SĄSIEDZI – rasa rozumnych istot z BŁĘKITU.

Sciathan – lotnik, który towarzyszył JEDWABIOWI, ROGOWI i innym w podróży do Centralnego Procesora.

Scylla – ważna bogini we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA, patronka VIRONU.

Siostra – mała dziewczynka mieszkająca ze swym bratem w lesie na północny zachód od GAONU.

Generalissimus Siyuf – kobieta, dowódca ordy Rani.

Skany – miasto w głębi lądu, daleko od GAONU.

Sklerodermia – przyjaciółka maytere MARMUR; obecnie już nie żyje.

Skóra – jeden z synów-bliźniaków ROGA.

Ulica Słońca – szeroka, biegnąca skośnie aleja w VIRONIE.

Somvar – adwokat.

Kapitan Strik – znakomity żeglarz z Dziury.

Strup – kupiec z NOWEGO VIRONU.

SZPIK – kupiec z NOWEGO VIRONU.

ŚCIĘGNO – najstarszy syn ROGA i POKRZYWY.

Świnia – najemnik z WHORLA DŁUGIEGO SŁOŃCA.

Tamaryndo wiec – wdowa po handlarzu ryb.

Ta-od-jagód – żona Tego-od-owiec.

Tartaros – ważny bóg we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA, bóg ciemności i handlu, patron złodziei.

Ten-od-luku – jeden z podwładnych Tego-od-ognia.

Ten-od-ognia – kapitan lądownika w PAJAROCU.

Ten-od-owiec – myśliwy.

Ten-od-skór – obywatel PAJAROCU.

Ten-od-uroku – jeden z podwładnych Tego-od-ognia.

Thelxiepeia – ważna bogini we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA, bogini nauki, oszustwa i magii.

Toter – syn Strika.

Trivigaunte – miasto na pustyni, daleko na południe od VIRONU.

Trójrzecze – miasto w głębi lądu, niedaleko NOWEGO VIRONU.

Tuz – jeden z podróżników zebranych w PAJAROCU.

Urbasecundus – obce miasto niedaleko NOWEGO VIRONU.

VIRON – miasto we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA, w którym urodził się JEDWAB, RÓG, POKRZYWA i wielu innych ludzi; zwany też Starym Vironem.

Vulpes – adwokat z WHORLA DŁUGIEGO SŁOŃCA.

WHORL – statek wielopokoleniowy, z którego przybyli koloniści.

WHORL DŁUGIEGO SŁOŃCA – wnętrze WHORLA.

Wiązowiec – jeden ze skrybów RAJANA.

Wichote – wioska nad rzeką na zachodnim kontynencie BŁĘKITU.

WIECZORNA PIEŚŃ – konkubina podarowana RAJANOWI GAONU przez CZŁOWIEKA Z HANU.

Kapitan WIJZER – znakomity żeglarz z Dziury.

Yksin – podróżny, który obrabował i porzucił ŚCIĘGNO.

Zachodnia Łapa – najdalej na zachód wysunięty półwysep JASZCZURKI.

Zaciemnienie – nazwa nadana zachodniemu kontynentowi przez ROGA.

Zaginieni Bogowie – bogowie SĄSIADÓW.

Zaginiony Lud – SĄSIEDZI.

Zeehra – córka ogrodnika w służbie RAJANA.

ZEWNĘTRZNY – jedyny bóg, któremu JEDWAB ufa.

ZIELEŃ – gorsza z dwóch nadających się do zamieszkania planet w układzie KRÓTKIEGO SŁOŃCA.

 


Do wszystkich miast:

 

Tak jak Wy, porzuciliśmy przyjaciół, rodziny i blask długiego słońca na rzecz tego nowego whorla, który z Wami dzielimy. Gdybyśmy tylko mogli, chętnie pozdrowilibyśmy naszych braci w domu.

Od dawna pragnęliśmy to zrobić. Czy i Wy o tym myśleliście?

Ten-od-ognia, mieszkaniec naszego miasta, wiele lat pracował w miejscu, gdzie nasz lądownik wznosi dziób wysoko ponad korony drzew. Szary człowiek przemawia do Tego-od-ognia i do nas. Dał nam słowo, że jeszcze kiedyś poleci.

Wkrótce wzniesie się na słupie ognia i poszybuje niczym orzeł.

Moglibyśmy przycisnąć go do piersi i ukryć, ale myśliwi tak nie postępują. Jest wiele skórzanych łóżek. Przyślijcie mężczyznę, który z nami poleci. Przyślijcie kobietę, jeśli taki jest u Was obyczaj.

Po jednym z każdego miasta tego nowego whorla. Kobieta albo mężczyzna.

Z nami ten, kogo przyślecie, wróci do naszego dawnego domu pośród gwiazd.

Nie zwlekajcie. Przyślijcie tylko jednego. Nie będziemy czekać.

Przekażcie nasze słowa innym.

 

Ludzie z PAJAROCU

 

 


1

 

Księga Roga

 

Ten stary piórnik, który zabrałem z Vironu, jest bez wartości. Zupełnie bez wartości. Można by cały dzień chodzić po bazarze i nie znaleźć żywej duszy, która dałaby za niego chociaż jedno świeże jajko. A jednak ma w sobie...

Wystarczy.

Tak, wystarczy. Dość tych bzdur.

 

W tej chwili znajdują się w nim tylko dwa pióra, gdyż trzecie wyjąłem. Te dwa były w piórniku, kiedy znalazłem go w zgliszczach naszego sklepu; trzecie – to, którym piszę – Oreb zgubił niedawno. Podniosłem je, schowałem do piórnika i zapomniałem, i o samym piórze, i o Orebie.

Jest też w piórniku nóż do ostrzenia piór i buteleczka czarnego atramentu (została go jeszcze ponad połowa). Teraz zanurzam w nim pióro i – widzisz? – moje pismo od razu staje się wyraźniejsze.

 

Chcę faktów. Potrzebuję ich jak powietrza. Niech Zieleń pochłonie fantazje!

Mam na imię Róg.

Takich piórników używają studenci w Vironie, gdzie się urodziłem, i także zapewne w wielu innych miastach. Wykonano go z grubej tektury oklejonej czarną skórą; ma mosiężny zawias ze stalową sprężynką i malutki zatrzask, też mosiężny. Sprzedawaliśmy je w naszym sklepie po sześć bitów, chociaż ojciec godził się i na cztery, jeśli kupiec się targował – a nabywcy tych piórników zawsze się targowali.

Nawet na trzy, jeśli przy okazji kupili coś jeszcze – powiedzmy, librę papieru do pisania.

 

Skóra jest mocno pościerana. Więcej faktów wkrótce, kiedy znów znajdę wolną chwilę. Rajya Mantri zaraz mnie złaja.

 

***

 

Przeglądam właśnie to, co napisałem wczoraj, i widzę, że zacząłem bez żadnego planu, bez wizji, nie mając zielonego pojęcia, co i po co robię. Do wszystkiego w życiu tak się zabieram. Tak jakbym nie mógł jasno o czymś myśleć, dopóki nie zacznę tego robić. Najważniejszy jest początek – a potem najważniejsze staje się doprowadzenie sprawy do końca. Zwykle końcówka wychodzi mi gorzej od początku.

Wszystko jest w piórniku, trzeba tylko wyciągnąć atrament i ułożyć go w odpowiednie kształty. To wystarczy.

 

Gdybym nie znalazł tego starego piórnika w miejscu, gdzie kiedyś znajdował się sklep mojego ojca, kto wie, może wciąż szukałbym Jedwabia?

Goniłbym za zjawą, która wymykała mi się na trzech whorlach.

 

Jest szansa, że Jedwab już jest tutaj, na Błękicie. Rozesłałem listy do Hanu i paru innych miast. Zobaczymy. Dochodzę do wniosku, że to duża wygoda mieć posłańców na każde zawołanie.

Szukam więc, chociaż tutaj, w Gaonie, jestem jedyną osobą, która nie wie, gdzie go znaleźć. Poszukiwanie nie musi koniecznie się wiązać z przemieszczaniem. Myślałem – a raczej bezmyślnie zakładałem – że jest odwrotnie, i to chyba był mój pierwszy i zarazem największy błąd.

Kontynuuję zatem poszukiwania, wierny swej przysiędze. Wypytuję podróżnych i piszę nowe listy, obmyślając pochlebstwa i groźby, którymi mam nadzieję przekonać to czy tamto miasto do pomocy. Mój skryba z pewnością podejrzewa, że i w tej chwili piszę jeden z tych listów; spodziewa się, że będzie go musiał, biedaczysko, przepisać swoim ślicznym, ozdobnym charakterem pisma na cienko wyprawionej owczej skórze.

Przydałaby się nam tu papiernia. Wiem, co mówię.

 

Szkoda, że nie ma tu Oreba.

 

Teraz, kiedy już wiem, o co mi chodzi, mogę zaczynać – ale nie od początku. Zajęłoby to zbyt wiele czasu i papieru, że o atramencie nie wspomnę. Zacznę więc (kiedy już zacznę) od zdarzeń, które nastąpiły na dzień lub dwa przed tym, jak wypłynąłem slupem na morze.

Do jutra przemyślę sobie, jak najlepiej opowiedzieć zawiłą historię moich długich, lecz nieudanych poszukiwań patere Jedwabia – mojego ideału, augura naszego manteionu przy ulicy Słońca w Świętym Mieście Vironie w brzuchu Whorla.

W czasach mojej młodości.

 

***

 

Pamiętam, że główny wał się rozszczepił. Wyjmowałem go właśnie z łożysk, kiedy wpadł jeden z bliźniaków. Zdaje się, że to był Skóra.

– Statek! Statek płynie! Wielki statek!

Wytłumaczyłem mu, że pasażerowie będą zapewne chcieli kupić belę czy dwie i że matka może im je sprzedać, a ja nie jestem do tego potrzebny.

– Poza tym jest jeszcze Ścięgno.

Chcąc się go pozbyć, kazałem mu powiedzieć matce o statku. Kiedy wybiegł, wyjąłem ze schowka igłowiec i zatknąłem go za Pas. pod zatłuszczoną tunikę.

Ścięgno dreptał ciężkim krokiem po plaży w tę i z powrotem, rozgniatając pod butami śliczne muszelki – fioletowe, różowe i białe. Spojrzał na mnie spode łba, kiedy kazałem mu przynieść ze słupa sprawną lunetę. Gdyby miał dość odwagi, sprzeciwiłby mi się. Przez dobre pół minuty mierzyliśmy się wzrokiem, a potem sobie poszedł. Myślałem, że zniknie na dobre, że wypłynie na morze w swojej łódeczce i przez tydzień czy miesiąc nie będę go widział. Prawdę mówiąc, bardziej zależało mi na tym niż na lunecie.

Statek, którym przypłynęli, rzeczywiście był spory; pamiętam, że naliczyłem co najmniej tuzin żagli: dwa kliwry, po trzy żagle na każdym z ogromnych masztów i sztaksle. Nigdy wcześniej nie widziałem statku na tyle dużego, żeby między jego masztami dało się rozpiąć sztaksle, więc dobrze go zapamiętałem.

Ścięgno przyniósł lunetę. Zapytałem, czy chce pierwszy popatrzeć, ale mnie wyśmiał. Każda próba uprzejmego potraktowania Ścięgna była z góry skazana na niepowodzenie i miałem ochotę kopnąć się w tyłek za moją propozycję. Uniosłem lunetę do oka. Byłem ciekaw, co robi Ścięgno, kiedy na niego nie patrzę.

Luneta była porządna, podobno z Dziury, gdzie mają dobrych żeglarzy i umieją szlifować soczewki (my w Nowym Vironie też byliśmy dobrymi żeglarzami – w każdym razie za takich się uważaliśmy – ale o produkcji soczewek nie mieliśmy pojęcia). Widziałem przez nią twarze stojących przy burcie ludzi; wszyscy patrzyli w stronę Zatoki Ogonowej, gdzie kierował się statek. Kadłub był biały nad linią wody i czarny poniżej – to też dobrze pamiętam. Tutaj, na Błękicie, morze jest srebrne – przynajmniej w miejscach, gdzie nie jest tak intensywnie niebieskie, że wydaje się, iż mogłoby zafarbować tkaninę. W niczym nie przypomina jeziora Limna, którego fale prawie zawsze były zielone.

Rzecz jasna dawno już przywykłem do srebrzysto-niebieskie – go morza Błękitu. Pewnie tylko dlatego teraz o nim myślę, że tu, w Gaonie, jestem od niego tak daleko. Kiedy tak siedzę przy tym ozdobnym gaońskim stole, wydaje mi się jednak, że wtedy, w lunecie, było świeże i czyste, jakby magia czarno-białego statku sprawiła, że cały Błękit stał się dla mnie nowy. Może zresztą tak właśnie było, bo łodzie są magiczne: to żywe istoty, choć zbudowane z drewna i żelaza przez zwykłych ludzi, takich jak ja.

– Pewnie piraci – burknął sarkastycznie Ścięgno.

Spojrzałem na niego kątem oka. Wyjął długi nóż myśliwski ze stalową rękojeścią i kciukiem sprawdzał ostrze. Nie umiał jeszcze ostrzyć noża (Pokrzywa musiała to robić za niego), ale udawał, że potrafi. Przez chwilę zastanawiałem się, czy gdyby rzeczywiście na statku przybyli piraci, nie pchnąłby mnie tym nożem i nie spróbował do nich przystać. Potem znów spojrzałem przez lunetę i wśród ludzi na pokładzie dostrzegłem kobietę; zwróciłem też uwagę, że jednym z mężczyzn jest stary patere Re – mora. Powinienem tu nadmienić, że dobrze znałem tylko jego i Szpika.

Poza marynarzami Białozora, którzy obsługiwali statek, na pokładzie znajdowało się pięcioro pasażerów. Chyba powinienem ich tu wymienić i opisać, na wypadek gdyby Pokrzywa chciała pokazać moje dzieło innym. Wiem, kochanie, że spisałabyś się znacznie lepiej, nakreśliłabyś ciekawsze opisy, tak samo jak wtedy, gdy pracowaliśmy nad „Księgą Jedwabia". Nigdy nie posiadłem tej umiejętności w takim stopniu jak Ty.

Nie wątpię też, że pamiętasz ich lepiej ode mnie.

 

Białozór jest otyły, ma ruchliwe oczka, szlachetną twarz i szopę brązowych, leciutko siwiejących włosów. Statek należał do niego. Ledwie zszedł na brzeg, dał nam to jasno do zrozumienia, pamiętasz?

 

Strup jest wysoki i przygarbiony. Ma pociągłą, smutną twarz i cedzi słowa przez zęby, przynajmniej dopóki coś go nie poruszy. Był w naszym lądowniku, tak samo jak Szpik i Remora.

 

***

 

Kobieta przybyła później, zapewne w lądowniku Białozora. Nazywa się Rozeta. Ma poczucie humoru, tak jak Ty; to u kobiety rzadkość. Wiem, że ją polubiłaś. Ja też. Mówiła o swoich farmach – musi ich więc mieć co najmniej dwie. Poza tym ma kompanię handlową.

Szpik jest wysoki i barczysty, nie tak gruby jak dawniej, w domu, za to bardziej łysy ode mnie z tamtych czasów. Kiedy byliśmy dziećmi, miał na bazarze sklep spożywczy i stragan z owocami. O ile mi wiadomo, nadal handluje głównie owocami i warzywami. Nigdy nie słyszałem, żeby kogoś oszukał, wiem, że potrafi być hojny, ale nie spotkałem jeszcze człowieka, który by się lepiej od niego targował. Z całej piątki tylko Szpik pomógł mi, kiedy zostałem obrabowany w Nowym Vironie.

 

Jego Mądrość patere Remora jest naturalnie głową Odłamu Obrządku Vironskiego: dość wysoki, niezbyt muskularny, ma proste, siwiejące, ciut przydługie włosy. W Starym Vironie (jak my tu nazywamy Viron) był koadiutorem. To dobry i łagodny człowiek, nie tak bystry, jak mu się wydaje, i często nadmiernie ostrożny.

 

Nie pomieściliby się w naszym małym domu. Z Racicą i Skórą ustawiliśmy na plaży zaimprowizowany stół z desek ułożonych na skrzynkach, beczkach i belach papieru. Ścięgno przyniósł krzesła, ja – stołki, z których korzystam w papierni, a Ty nakryłaś deski obrusem i podałaś skromny poczęstunek dla niespodziewanych gości. W ten sposób udało nam się całkiem przyzwoicie podjąć wszystkich, razem z marynarzami Białozora.

Szpik zabębnił palcami w deski, żeby zwrócić na siebie uwagę. Nasi synowie i marynarze siedzieli na plaży; poszturchiwali się, szeptali między sobą i rzucali do srebrnej wody muszelki I kamyki. Gdyby to ode mnie zależało, kazałbym im wszystkim się wynosić. Nie czułem się jednak do tego upoważniony, a Szpikowi najwyraźniej nie przeszkadzali.

– Pozwólcie najpierw, że podziękuję wam obojgu za gościnność – zaczął. – Nie macie u nas żadnego długu wdzięczności. Przeciwnie, to my chcemy prosić was o wielką...

– To będzie dla was zaszczyt – przerwał mu Białozór. Widać było, że już się o to spierali.

Szpik wzruszył ramionami.

– Powinienem był zacząć od prezentacji. Znacie nasze imiona i choć żyjecie z dala od miasta, wiecie zapewne, że macie przed sobą pięcioro najbogatszych jego mieszkańców.

Remora odchrząknął.

Nie... hmm... ja nie. Nie chcę się... hmm... kłócić, ale... aaa... nie ja.

– Wasza kapituła ma więcej szmalu niż każde z nas – zauważył oschle Strup.

– To nie moje, hę? Tylko... hmm... opiekun.

Ożywcza słona bryza wzburzyła Remorze włosy, przez co wyglądał zarazem jak dureń i święty.

Rozeta zwróciła się najpierw do Ciebie, Pokrzywo, a potem do mnie:

– Po prostu nasza piątka wykazała najwięcej sprytu w zmaganiach o władzę i pieniądze. Pragnęliśmy ich – i je zdobyliśmy. A teraz błagamy was, byście nas powstrzymali, zanim nawzajem popodrzynamy sobie gardła.

– Nie... hmm...

– On temu zaprzeczy, ale to i tak szczera prawda. Nasze pieniądze należą do nas: moje do mnie, Białozora do Białozora i tak dalej. Patere upiera się, że nie ma własnej fortuny, lecz tylko opiekuje się funduszami Kapituły.

– Brawo! Całkiem... aaa... hmm... Trafiłaś w sedno.

– Co nie zmienia faktu, że Remora ma te pieniądze. A Strup prawdopodobnie nie myli się, twierdząc, że patere jest z nas wszystkich najbogatszy. I że ma wynajętych oprychów, chojraków, którzy na jedno jego skinienie skręcą kark komu trzeba.

Remora z uporem kręcił głową.

– Wśród wiernych jest wielu ludzi o... aaa... złotym sercu. Przyznaję to. Jednakże... hmm... m...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin