Mead Richelle - Georigina Kincaid 06 - Odkrycie sukuba.doc

(1199 KB) Pobierz
RICHELLE MEAD Odkrycie sukuba Przekład Agnieszka Ufland Maja Kittel

RICHELLE MEAD

Odkrycie sukuba

Przekład Agnieszka Ufland Maja Kittel

Rozdział 1

Nie po raz pierwszy miałam na sobie foliową sukienkę. Ale po raz pierwszy nie był to widok mogący zgorszyć dzieci.

- Złośniku! - Przez zgiełk panujący w galerii handlowej przebił się głos Świętego Mikołaja, a ja szybko odwróciłam się od grupy dzieciaków ubranych w stroje Burberry.

Oczywiście nie wołał mnie prawdziwy Święty Mikołaj. Facet siedzący w udekorowanej ostrokrzewem i światełkami altance nazywał się Walter jakiś tam, ale chciał, żebyśmy my - jego elfy” - zawsze zwracały się do niego per Święty Mikołaju”. W zamian on nadawał nam imiona reniferów lub siedmiu krasnoludków. Bardzo poważnie podchodził do swojego zadania i twierdził, że pomaga mu to wcielić się w postać. Gdy podawaliśmy to w wątpliwość, raczył nas opowieściami o swojej oszałamiającej karierze aktora teatralnego, która ponoć legła w gruzach z powodu jego wieku. My, elfy, mieliśmy własną teorię, co mogło zawalić jego karierę.

- Święty Mikołaj musi się znowu napić - wyszeptał teatralnie, gdy do niego podeszłam. - Gburek nie chce mi dać. Wskazał głową kobietę ubraną w zieloną foliową sukienkę. Przytrzymywała wiercącego się chłopca, podczas gdy ja rozmawiałam ze Świętym Mikołajem. Wymieniłyśmy zbolałe spojrzenia i zerknęłam na zegarek.

- Widzisz, Święty Mikołaju - powiedziałam - to dlatego, że od ostatniego drinka minęła dopiero godzina. Znasz zasady: jedna setka do kawy co trzy godziny.

- Ale ustaliliśmy te zasady tydzień temu! - syknął. - Zanim zrobiło się tak tłoczno. Nie masz pojęcia, co musi znosić Święty Mikołaj. - Nie byłam pewna, czy to jakiś zabieg aktorski, czy może osobiste dziwactwo, ale miał zwyczaj mówić o sobie w trzeciej osobie. - Dziewczynka właśnie poprosiła o wystarczająco dobre wyniki matury, żeby dostać się na Yale. Miała dopiero z dziewięć lat.

Przez chwilę mu współczułam. Galeria, w której pracowaliśmy, znajdowała się w jednej z zamożniejszych dzielnic Seattle, a życzenia, jakich czasem wysłuchiwał, wykraczały poza standardowe piłki nożne i kucyki. Do tego dzieciaki były często ubrane lepiej ode mnie (gdy nie byłam przebrana za elfa), co było nie lada osiągnięciem.

- Przykro mi - odpowiedziałam. Może to tradycja, ale dla mnie sadzanie dziecka na kolanach starucha było wystarczająco obleśne. Nie potrzebowaliśmy dodawać do tego alkoholu. - Umowa to umowa.

- Święty Mikołaj dłużej tego nie zniesie!

- Święty Mikołaj ma tylko cztery godziny do końca zmiany - ucięłam.

- Szkoda, że Kometek już z nami nie pracuje - burknął rozdrażniony. - Była bardziej wyrozumiała.

- Owszem. I jestem pewna, że właśnie pije w samotności po tym, jak ją wyrzucili z roboty. - Kometek, poprzednia elfka, nie żałowała Świętemu Mikołajowi drinków i sama też nie wylewała za kołnierz. A ponieważ ważyła połowę mniej niż on, procenty szybciej uderzały jej do głowy. Straciła pracę, gdy ochrona centrum przyłapała ją na rozbieraniu się w sklepie z pamiątkami. Skinęłam na Gburka. - Dawaj go tu.

Chłopczyk podbiegł i wspiął się na kolana Świętego Mikołaja. Trzeba przyznać, że Święty Mikołaj wczuł się w rolę i nie zadręczał mnie ani chłopca prośbą o kolejnego drinka.

- Ho, ho, ho! Czego sobie życzysz na tegoroczne ekumeniczne zimowe święto? - Mówił z lekkim brytyjskim akcentem, co nie było konieczne, ale z pewnością dodawało postaci charakteru.

Malec spojrzał na Świętego Mikołaja z powagą.

- Chcę, żeby tata wprowadził się z powrotem do domu.

- To twój ojciec? - spytał Święty Mikołaj, patrząc na parę stojącą obok Gburka. Kobieta była ładną blondynką. Wyglądała na trzydziestolatkę profilaktycznie stosującą botoks. Zdziwiłabym się, jeśli chłopak, którego obłapiała, zdążył skończyć studia.

- Nie - odparł chłopczyk. - To moja mama i jej przyjaciel Roger. Święty Mikołaj milczał przez kilka chwil.

- Czy masz jakieś inne życzenia?

Zostawiłam ich samych i wróciłam do swoich obowiązków na początku kolejki. Był już wieczór i do galerii schodziło coraz więcej rodzin. W przeciwieństwie do Świętego Mikołaja, moja zmiana kończyła się za niecałą godzinę. Zdążę zrobić małe zakupy, a do tego ominie mnie godzina szczytu. Jako oficjalny pracownik galerii handlowej miałam sporą zniżkę, która pomagała mi znosić pijanych Świętych Mikołajów i foliowe kiecki. Jedną z najwspanialszych rzeczy w tym radosnym okresie są niezliczone zestawy podarunkowe kosmetyków i perfum, sprzedawane przez domy towarowe... zestawy, które koniecznie chciały znaleźć się w mojej łazience.

- Georgina? - Znajomy głos przerwał moje rozmyślania o słodyczach i Christianie Diorze. Odwróciłam się i poczułam, jak ulatuje ze mnie entuzjazm, gdy stanęłam oko w oko z ładną kobietą w średnim wieku o miedzianych włosach.

- Cześć, Janice. Co słychać?

Moja była koleżanka z pracy odpowiedziała na wymuszony uśmiech zaskoczoną miną.

- Wszystko okej. Ja... Nie spodziewałam się, że cię tu spotkam.

Także nie spodziewałam się, że ktoś mnie tu spotka. Był to jeden z powodów, dla których wybrałam pracę poza miastem: żeby unikać ludzi z poprzedniej.

- Nawzajem. Nie mieszkasz w Northgate? - Starałam się, żeby moje pytanie nie zabrzmiało jak oskarżenie.

Przytaknęła i położyła dłoń na ramieniu małej, ciemnowłosej dziewczynki.

- Mieszkamy, ale moja siostra mieszka w okolicy i mamy zamiar ją odwiedzić, jak tylko Alicia porozmawia ze Świętym Mikołajem.

- Aha - bąknęłam zażenowana. Wspaniale. Janice wróci do Emerald City Books i powie wszystkim, że widziała mnie w przebraniu elfa. Choć pewnie i tak gorzej być nie mogło. Wszyscy w księgarni mieli mnie za nierządnicę z Babilonu. Właśnie dlatego zwolniłam się stamtąd kilka tygodni temu. Mój kostium to przy tym żaden obciach.

- Dobry ten Święty Mikołaj? - niecierpliwie spytała Alicia. - Ten z zeszłego roku nie przyniósł mi tego, co chciałam.

W gwarze głosów udało mi się wychwycić słowa Świętego Mikołaja:

- Zrozum, Jessico, Święty Mikołaj nie ma dużego wpływu na stopy procentowe. Odwróciłam się z powrotem do Alicii.

- Zależy, czego sobie życzysz - powiedziałam.

- Jak tu wylądowałaś? - zagadnęła Janice. W jej głosie zabrzmiała autentyczna troska, co było chyba nieco lepsze niż poczucie wyższości. Miałam wrażenie, że niejedna osoba w księgarni bardzo ucieszyłaby się na myśl o moim cierpieniu... Choć moja praca wcale nie była taka zła.

- To oczywiście tylko na jakiś czas - wyjaśniłam. - Mam zajęcie między rozmowami kwalifikacyjnymi, a oprócz tego dostałam zniżkę na zakupy. Poza tym to po prostu inna forma obsługi klienta. - Nie chciałam, żeby wzięła mnie za desperatkę albo pomyślała, że się jej tłumaczę, ale z każdym słowem coraz bardziej tęskniłam za swoją dawną pracą.

- Aha, to dobrze - skwitowała i chyba trochę jej ulżyło. - Na pewno wkrótce coś znajdziesz. Chyba kolejka się ruszyła.

- Poczekaj, Janice. - Złapałam ją za ramię, zanim zdążyła odejść. - Co... u Douga? W Emerald City zostawiłam tak wiele: pozycję kierowniczki, miłą atmosferę, nieograniczony dostęp do książek i kawy... Ale choć za nimi tęskniłam, dużo bardziej doskwierał mi brak pewnej konkretnej osoby: mojego przyjaciela Douga Sata. To głównie przez niego odeszłam. Nie mogłam znieść dalszej pracy ramię w ramię z Dougiem. Świadomość, że ktoś, na kim tak mi zależało, odczuwa w stosunku do mnie pogardę i rozczarowanie, była okropna. Musiałam przed tym uciec i sądziłam, że podjęłam dobrą decyzję, ale i tak trudno było mi pogodzić się z utratą kogoś, kto przez pięć lat stanowił ważną część mojego życia. Janice znów się uśmiechnęła. Doug działał tak na ludzi.

- No wiesz, Doug to Doug. Wciąż jest tym samym wariatem. Kapela się rozkręca. I chyba zajmie twoje miejsce. Yy... twoje dawne miejsce. Właśnie prowadzą rekrutację.

Jej uśmiech zamarł, jakby nagle zdała sobie sprawę, że mogła sprawić mi przykrość. Nie sprawiła. Nie bardzo.

- To świetnie - powiedziałam. - Cieszę się. Skinęła głową i pożegnała się, przesuwając dalej w kolejce. Stojąca za nią czteroosobowa rodzinka przerwała na chwilę gorączkowe esemesowanie na identycznych komórkach, aby skarcić mnie gniewnym spojrzeniem za przestój w kolejce. Po chwili znów się pochylili nad swoimi gadżetami, pewnie po to, żeby podzielić się ze znajomymi na Twitterze każdym durnym szczegółem ich pobytu w centrum handlowym.

Zmusiłam się do radosnego uśmiechu, który ani trochę nie odzwierciedlał moich prawdziwych uczuć, i dalej pomagałam ustawiać kolejkę, aż pojawił się Apsik, mój zmiennik. Wtajemniczyłam go w grafik drinków Mikołaja i czmychnęłam przed świątecznym zamętem na zaplecze galerii. Gdy znalazłam się w łazience, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin