Connolly Samantha - Romantyczna maskarada 01 - Prawdziwe arcydzieło.pdf

(653 KB) Pobierz
375333420 UNPDF
Connolly Samantha
Prawdziwe arcydzieło
P ODWÓJNA OSOBOWOŚĆ ? M ARK H ARRISON TYLKO TAK TŁUMACZY SOBIE NAGŁĄ ZMIANĘ
CHARAKTERU M EGAN D EAN , KOLEŻANKI Z MUZEUM SZTUKI . N IEGDYŚ CHŁODNA I
OPANOWANA , STAŁA SIĘ TERAZ SPONTANICZNA I WESOŁA , A DO TEGO Z NIM FLIRTUJE .
M ARK , ZNAWCA DZIEŁ SZTUKI , DŁUGO NIE PODEJRZEWA , ŻE JEST ŚWIATKIEM NIEZWYKLE
UDANEGO FAŁSZERSTWA "...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Gdzie jest Kopenhaga?! Jeszcze niedawno tu była... O Boże! Zgubiłam Kopenhagę! - Zroz-
paczona Megan cisnęła długopis przed siebie. -Przecież notatki, nad którymi człowiek
pracował przez całe dwa tygodnie, nie mogą tak po prostu wyparować. Czy ktoś zechciałby
mi wyjaśnić, co tu się dzieje?
Niestety, nie doczekała się odpowiedzi, bo poza nią w pokoju nie było nikogo. Megan pa-
trzyła, jak długopis odbija się od drzwi szafy i ląduje na podłodze, i ciągnęła swój monolog.
- Mam dość! Nie będę pisać tego jeszcze raz. Nie mam czasu. Ani ochoty.
Odjechała z krzesłem od zarzuconego papierami biurka i z niechęcią spojrzała na wysoki
regał,
8
Samantha Connolly
na którym piętrzyły się setki książek podróżniczych i informatorów, przewodniki po
wszystkich stronach świata, broszury biur turystycznych, słowniki najdziwniejszych
języków, podręczniki gramatyki, encyklopedie i temu podobne. Na honorowej półce stała
seria „Od a do z". I nic dziwnego, gdyż Megan była autorką aż pięciu przewodników z tej
serii: po Indiach, Alasce, Nowym Orleanie, Australii i Tokio. Skandynawia miała być szósta.
Mało kto uznałby pobyt z dala od domu przez co najmniej osiem miesięcy w roku za
najlepszy pomysł na życie, ale Megan uwielbiała podróżować po najdziwniejszych
miejscach świata. Lubiła nawet o tym pisać. Jednak nie dzisiaj. Dzisiaj co chwila musiała
sobie powtarzać, że już za kilka tygodni wyjedzie z San Francisco. Oczywiście pod
warunkiem, że odda wydawcy gotowy przewodnik.
Na razie jednak na to się nie zanosiło. Z niechęcią popatrzyła na zawalone papierami
biurko. Od kilku tygodni przerzucała stosy notatek, dopisywała do nich nowe fragmenty i
usiłowała nadać zdobytym w podróży informacjom jako taki kształt. Na razie -
bezskutecznie.
Megan dobrze wiedziała, że wszystkiemu winne jest jej bałaganiarstwo. Jeżdżąc po świecie,
robiła notatki, na czym popadnie. Marginesy jej przewodników usiane były wykrzyknikami
i skrótami, których znaczenia dzisiaj nie pamiętała, a uwaga w rodzaju „zapamiętać historię
o dzieciach nad rzeką" równie dobrze mogłaby brzmieć:
Prawdziwe arcydzieło
9
„wymyślić jakąś historię o dzieciach nad rzeką". Były jeszcze teksty nagrane na dyktafon,
wymagające przepisania i zredagowania - w sumie ogromny materiał.
- Gdybym wyszła za mąż - kontynuowała monolog Megan - to siedziałabym teraz w swoim
podmiejskim domu i czekała na męża. Jedynym moim problemem byłoby to, co podać mu
na obiad, a Kopenhaga ani wikingowie wcale by mnie nie obchodzili. Do głowy by mi nie
przyszło, że Isak Dinesen to pseudonim literacki Karen Blixen. Nie musiałabym pisać o tym
wszystkim.
Z ciężkim westchnieniem podniosła się z krzesła i poszła po długopis. Przykucnęła i jej
twarz rozpromieniła się w uśmiechu.
- No, proszę! - wykrzyknęła z triumfem, podnosząc z podłogi plik papierów, na których
wylądował długopis. - Znalazłam!
Zatarła ręce i podziękowała w duchu świętemu Krzysztofowi, patronowi podróżników.
- Dwie godziny solidnej pracy i skończę rozdział o Kopenhadze. Jeśli dobrze pójdzie, to
jutro... - tu Megan przerwała, a raczej przerwał jej dzwonek do drzwi. - Pracuję - mruknęła,
ale dzwonek nie milknął. - Pracuję. Naprawdę. Nie mogę nikogo wpuścić, bo nie zaczęłam
nawet wybierać zdjęć, nie mówiąc już o... - Wbrew sobie podchodziła powoli do drzwi. -
Hej! Wracaj! Jestem w domu!
Ostatnie zdania wykrzyczała na cały głos do czyichś pleców widocznych w dole schodów.
10 Samantha Connolly
- Rachel?! - Megan zdziwiona patrzyła, jak jej gość odwraca się gwałtownie, wbiega na górę
i wpada do mieszkania, omal nie przewracając jej w progu. - Planujesz napad na bank, czy
co?
Jej siostra westchnęła ciężko albo tak się Megan wydawało. Nie miała pewności, ponieważ
Rachel miała twarz okręconą czarnym szalikiem, czapkę baseballową wciśniętą głęboko na
oczy i ciemne okulary przeciwsłoneczne.
- Chyba nie bawisz się w niewidzialnego człowieka? Jesteś na to za duża, a... - Megan nie
dokończyła. Z otwartymi ustami wpatrywała się w siostrę, która zdążyła już odwinąć
szalik. Twarz Rachel miała niezdrowy niebieski kolor. - Co to jest? - wyjąkała.
- Mam nadzieję, że ty mi to powiesz! - prych-nęła zirytowana Rachel i rzuciła w Megan małą
plastikową saszetką, którą wyłowiła z torby. Na saszetce było zdjęcie kobiety z twarzą w
identycznym, sinoniebieskim kolorze.
- To jest maseczka do twarzy, którą przysłałam ci ze Szwecji. Ale maseczki się zmywa, nie
wiesz o tym?
- Co ty powiesz? - Rachel popatrzyła na siostrę groźnie. - Tylko że po zmyciu tej maseczki
okazało się, że moja skóra zafarbowana jest na niebiesko. Przyszłam do ciebie, bo tu -
wskazała na opakowanie - jest telefon do ich serwisu konsumenckiego. Czynnego całą
dobę. Zadzwoń i zapytaj, co mam robić.
- Rachel! Nie znam tak dobrze szwedzkiego.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin