Duncan Judith - Małżeństwo według Marii.pdf

(870 KB) Pobierz
392031000 UNPDF
Duncan Judith
Małżeństwo według Marii
Miłosne manewry
Mitchell Munroe nie miał lekkiego życia. Przy każdej okazji członkowie licznej
rodziny czynili przytyki do jego wolnego stanu, uważając, że powinien się ożenić. On
miał odmienne zdanie. Zasłaniał się brakiem czasu - prowadzenie Centrum
Ogrodniczego wymagało pełnej dyspozycyjności. Zaszły jednak pewne okoliczności i
musiał ulec: poślubił Marię, przyjaciółkę rodziny, aby zapobiec odesłaniu jej do
Meksyku. Miał to być czysto formalny związek, dlaczego więc Mitchell śni o Marii i
coraz bardziej jej pragnie?
ROZDZIAŁ 1
20 lutego
Rzęsiście oświetlona hala przylotów międzynarodowego terminalu lotniczego w Calgary pękała w
szwach. Ponad jednostajny szum, na który składały się gwar rozmów oraz szczęk wózków
bagażowych, wybijał się co chwila głos spikerki podającej kolejny komunikat.
Przez ogrodzone linami przejście przesuwał się rząd grubo ubranych pasażerów o nieruchomych
twarzach i spowolnionych ruchach. Sprawiali wrażenie oszołomionych tym męczącym hałasem.
Za rzędem kiosków i małych sklepików znajdowała się poczekalnia. Tu na odmianę panowała
przytłaczająca cisza. Z zewnątrz sączyło się przyćmione światło. Szary, zimowy dzień zdawał się
pozbawiać świat koloru i energii.
Ciężkie płatki śniegu ześlizgiwały się po szklanych taflach, sięgających od sufitu do posadzki,
zostawiając na nich mokre ślady. Za oknami, na tle szaro-białego krajobrazu wyraźnie rysowały się
różowe kałuże płynu rozmrażającego oraz szafirowe kombinezony naziemnej obsługi.
6
Mitchell Munroe jednym szarpnięciem rozpiął puchową kurtkę i usiadł na ostatnim wolnym fotelu
pod oknem. Świadomość, że ma mokre spodnie, wzmagała jeszcze jego irytację. Kiedy przed chwilą
wyszedł, żeby wrzucić kolejną monetę do parkometru, furgonetka z hot dogami wjechała w sam
środek kałuży, opryskując go mokrą breją od pasa w dół. Była to ostatnia kropla, która przepełniła
kielich goryczy.
Poprzedniego wieczoru matka nagrała mu wiadomość, że wracają i proszą, żeby ktoś po nich wyjechał
na lotnisko, i to najlepiej furgonetką. A ponieważ w całej rodzinie tylko on miał samochód dostawczy,
a poza tym to on wysłał rodziców na zimowy urlop do Meksyku, naturalnym biegiem rzeczy jemu
przypadło to zadanie.
Nie miał zresztą nic przeciwko temu, bo i tak liczył się z tym, że będzie musiał ich przywieźć.
Irytowało go wyłącznie to, że ich przylot coraz bardziej się opóźniał. De pożytecznych rzeczy mógłby
zrobić w tym czasie, gdy bezczynnie tkwił w tej ponurej poczekalni! Była to oczywiście jego własna
wina. Przed wyjazdem powinien był sprawdzić kanał lotniczy w telewizji. Ale robiło się już bardzo
późno, a on musiał jeszcze zamontować tylne siedzenia w furgonetce. Teraz miał za swoje. Okazało
się, że samolot ma bardzo duże opóźnienie. Próbując stłumić kolejny przypływ złości, rozprostował
nogi i ze styropianowego kubeczka upił spory łyk czarnej, gorącej kawy, napawając się jej aromatem.
Przynajmniej kawa okazała się całkiem przyzwoita, a jemu rzeczywiście potrzebny był
7
solidny zastrzyk energii. Był na nogach od piątej rano, czyli od momentu, kiedy odezwał się system
alarmowy w jego szklarniach. Obowiązki związane z prowadzeniem dużego centrum ogrodniczego
często spędzały mu sen z powiek. Dzisiaj, na przykład, zepsuł się automat sterujący ogrzewaniem.
Temperatura spadła, uruchamiając system alarmowy. Awaria musiała nastąpić w jednej ze szklarni, w
których hodował rośliny ozdobne i egzotyczne.
Na szczęście, jego mieszkanie znajdowało się na drugim piętrze centrum, dlatego mógł być na miejscu
dosłownie w chwilę po tym, jak włączył się alarm. Strach pomyśleć, co by to było, gdyby stracił kilka
furgonetek delikatnego towaru. Dobrze też, że na dworze nie było na przykład minus trzydzieści, bo
wtedy mógłby stracić wszystko. Przy takich warunkach zewnętrznych temperatura w szklarniach
potrafiła w ciągu kilku minut spaść nawet poniżej zera. No tak, mogło być gorzej. Znacznie gorzej...
Mitch upił łyk kawy i wygodniej usadowił się w krześle. Mimo wszystko nie powinien narzekać.
Ostatnio szczęście wybitnie mu sprzyjało. Miał za sobą ciepłą wiosnę i lato, a i zima, jak na razie, była
wyjątkowo łagodna. Ponadto nigdy dotąd sezon gwiazdkowy nie wypadł tak korzystnie. A w dzień
świętego Walentego padł rekord. Tak... chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że ostami rok był dla niego
bardzo udany.
W tej właśnie chwili jego księgowa - i jednocześnie szwagierka - siedziała w biurze i robiła kolejny
bilans. I z tego, co zdążył zobaczyć przed wyjściem, jasno wyni-
8
kało, że jest lepiej, niż przypuszczał. A to oznacza, że będzie mógł zatrzymać wszystkich
pracowników aż do wiosny, kiedy znów zacznie się ruch w interesie. Dzięki ci, Boże, westchnął, bo
ponad wszystko nienawidził zwalniać swoich ludzi. Od wielu lat nie musiał tego robić i miał nadzieję,
że tak już zostanie. Zatrudniał na stałe sześć sprawdzonych osób, bez których nigdy nie osiągnąłby
takich zysków. Ludzie ci ciężko pracowali i byli rnu oddani - i to nie tylko z powodu świątecznych
premii, ale głównie dlatego, że mając na utrzymaniu rodziny, cenili sobie regularne wypłaty i stałą
pracę również poza sezonem.
Mitch wypił kolejny łyk kawy, odstawił kubek i zerknął na zegarek. Samolot powinien wylądować za
jakieś piętnaście minut. Odprawa potrwa pewnie kolejne dwadzieścia. Czyli w najlepszym wypadku
rodzice pojawią się za jakieś pół godziny.
Westchnął z rezygnacją i przemknął wzrokiem po kioskach otaczających poczekalnię. Jego uwagę
przykuł wysoki blondyn przeglądający kolorowe czasopismo przy stojaku na gazety.
Mężczyzna ubrany był w ciemną, skórzaną kurtkę. Na głowie miał czarny kowbojski kapelusz, spod
którego wymykały się długie, jasne włosy. Ze swoim wysokim wzrostem i szerokimi barami
zdecydowanie wyróżniał się pośród tłumu. Miał pociągłą twarz nordyckiego wojownika, uparty
irlandzki podbródek z dziurką i kołyszący się chód rewolwerowca. Poza tym, już na pierwszy rzut oka
widać było, że to musi być któś niezwykły.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin